Niedzielne dobry wieczier 🙂
Miałam robić co innego, ale chyba jakaś niedzielna przyjemność należy się mi i moim kudłom. A i Wy może dowiecie się czegoś ciekawego, albo chociaż się pośmiejecie.
Dzień Kłaczanki, gotowi, do biegu….start!
Po nocy z olejem na głowie, przyszła niedziela.
Łeeee, powiecie, ale bida z nyndzo. Dwa gówniane byle co. Ale, hola hola! Poczekajcie na efekty!
Zacznijmy od niby zwykłego szamponu.
Ma sles w składzie. Tak, ma. Ale popatrzcie na to co jest dalej- urea. Nie mylić z uryną. Muszę powiedzieć, że moja skóra lubi mocznik (nie mylić z moczem:) ). Lubię mocznik szczególnie w kremach do stóp, ale i w szamponie. Jeśli chodzi o sam szampon, świetnie nawilża włosy. Oczywiście świetnie jak na szampon, bo nie wyobrażam sobie nie nałożyć jakiejś odżywki czy maski po myciu włosów. Szampon dostępny w każdym Esesmanie za zawrotną sumę około 5 złotych. Ja swój kupiłam za namową koleżanki, która stwierdziła, że nigdy nie miała tak sypkich, lekkich włosów jak po tym maleństwie. I przyznaję jej rację! Do tego w promocji moją flaszkę zdobyłam za jakieś trzy złote. To już moja druga butelka.Szamponu używam raz w tygodniu, ale mimo sles można częściej, jest naprawdę delikatny i świetnie koi skórę głowy. Nie ma silikonów, parabenów, żadnych sztucznych barwników- cudo za śmieszne pieniądze. Zauważyłam też, że włosy są dłużej świeże po jego zastosowaniu.
To właśnie nim umyłam dziś włosy.
A potem…
…nałożyłam Koktajl Witaminowy do włosów od Marion.
Kupiłam w (Z)Jawie za niewiele ponad dwa złote (!). Chciałam wziąć cokolwiek, byle by miało czepek w zestawie, bo mój już się sfatygował jak stare kalisony. Przerzucam tak te saszetki co to czepek mają, czytam obietnice producenta i jakoś tak ręka zatrzymała mi się na tym maleństwie. Jako znany sęp, przekalkulowałam, że kupując tę saszetkę jeszcze mi kasy na tanie wino inne przyjemności zostanie. Kupiłam, kto bogatemu zabroni?!
Różne witaminki siedzą w środku i mają dbać o nasze kłaczki. Zgodnie z tym co producent mówi, po umyciu włosów, nałożyłam kurację na włosy i przykryłam czepkiem starej baby z mięsnego. Na mięsny czepiec zapodałam czapkę, która lata świetności ma już za sobą jak bohaterowie pierwszej części Big Brothera. Tak se sprzątałam w łazience w tym kosmicznym nakryciu głowy, coby nikogo nie wystraszyć.
Tak w ogóle to kuracja ma niby wystarczyć na dwa- trzy użycia. W moim przypadku wystarcza na dwa, ale na drugi raz, mimo wszystko wypakuję wszystko na łeb za jednym zamachem, bo jakiś taki niedosyt miałam, jak student po zupce chińskiej.
Skład, proszę ja Was, tutaj na górze wklejam, cobyście mogli wniknąć głębiej. Według mnie nie ma lipy, ale jeśli jest sosna, proszę dać znać, bo w składzie nie widzę Pinus sylvestris.
Umyłam umywalkę, wannę, kawałek płytek, parapet…myślę, że minęło ze 20 minut jak nie więcej. Zabrałam się za zmywanie wynalazku.
Myję, myję, myję.
I myję.
Umyłam.
Włosy przy spłukiwaniu były przyjemnie śliskie w dotyku. Oho! Se myślę, dobry znak, coś się dzieje! Ksiądz Natanek wiedziałby, że to szatańskie sprawki, ale ja przypuszczam, że to nie wina belzebuba, tylko saszetkowej zawartości. Pozostańmy przy mojej wersji.
Włosy zawinęłam w ręcznik i coś tam robiłam, potem włosy rozwinęłam. Potem nie śmierdziałam, bo się umyłam. Potem wtarłam w końcówki olejek od Alterry, taką ociupinkę, jak kot napłakał (koty płaczą?). Wtarłam troszeczkę serum z Marion, takiego wiecie termicznego. I odpaliłam moją wichurę, wysuszyłam kłaki i tadammmm!
Trochę pokatuję Was fotkami, żebyście dokładnie zobaczyli jak wspaniale podziałał na moje włosy ten tani jak barszcz Sosnowskiego zestaw.
Włosy lśnią takim zajebistym blaskiem jak moja niesamowita osobowość hehe 😀
Są wygładzone i odpowiednio dociążone, niczym dociążony jest Passat przemytnika, podczas powrotu z Ukrainy do Ziemi Ojczystej.
Pacz! Pacz, jak mi się figlarnie końcówki wiatrem smagane w pałąk wygięły na powitanie jesiennych promieni słońca! 😀
A tu już domowe fotki, cobyście zobaczyli jak się końce sprawują i jak ładnie kuracja mi włosy wygładziła.
Przycięłam końcówki, jakieś trzy tygodnie temu, widać, że lepiej się miewają. Jakieś takie weselsze są.
Dobra już Was nie katuję milionami identycznych fotek 🙂
W skrócie- wydałam 5 złotych, a włosy wyglądają jak milion dolarów! I mam czepek, hehe 😀
Moszna? Moszna! Prącie Cię bardzo! Tak wiele, za niewiele i dużo radości. Po prostu orgazm!
Na koniec przypominam o moim Czerwonym Piątku, czyli hiper rozdaniu, zajrzyjcie
TUTAJ KLIK, a jeśli ciekawią Was jakie wypasione nagrody na Was czekają zerknijcie
TU KLIK. Konkursiwo trwa do piątku do północy, ewentualnie do 24:30 ;). Wyniki podam pewnie w przyszły weekend.
Tyle moje kapucynki, spadam, baj baj maderfakers i urocze księżniczki 🙂