Tag

lakier

Wiosenne paznokcie, kolorowe zdobienie

By | Bjuti Pudi, Blog | No Comments

 

Dziś będzie film. Film powstał na życzenie moich Podglądaczy z Instagrama. W dzisiejszym odcinku zobaczycie jak robię wiosenne zdobienia na paznokciach. Będzie kolorowo, pastelowo i neonowo. Nie zabraknie błysku. Zdobienie jest dość łatwe chyba, że właśnie piliście alko albo jesteście na kacu wtedy to chyba nie będzie tak z górki. Kolorowe maziaje przywołują wiosnę, lśniącą syrenką zadacie szyku na zabawie w remizie, a wypiłowany szpon przyda się przy otwieraniu piwa.

Do zmalowania użyłam losowych lakierów z mojej szuflady.
Zielony lakier Silcare 93
Różowy Indigo hola lola
Żółty MDSKL 53 (Ali)
Biały Azure CG01 (Ali)
Pomarańczowy CNDSE 86 (Ali)
Fioletowy Color Tale M61 (Ali)
Błękitny Vasco 028
Top Vasco no wipe

Dodam jeszcze, że zajebiste intro i outro stworzył dla mnie Pan Reżyser, którego serdecznie polecam do wszelkich prac okołofilmowych – Zespół Filmowy NAZWA BYŁA ZA DŁUGA, (Facebook).

 

Lakiery hybrydowe z AliExpress- Bling i Belen

By | Bjuti Pudi, Blog | No Comments
Pamiętacie jak w sierpniu recenzowałam lakiery hybrydowe? Od tamtej chwili przepadłam. A ja, jak to ja – szukam produktów w wersji sęp. Oczywiście kosmetyk nie może być gówniany, ma być dobry, ale po możliwie niskiej cenie. A jak ma być tanio, to gdzie lazę? Na AliExpress. Obkupiłam się troszkę, przetestowałam, a kolejne lakiery już w drodze. Spaliłam…jakby były chujowe, to wiadomo, że więcej bym nie zamówiła 😉

 

Polazłam do tego sklepu- More Buyer,More Happier, a tam złapałam osiem 6 mililitrowych buteleczek po dolarze z ogonkiem za sztukę. Osiem Blingów. Potem polazłam do Belen Cute Nail store i dorzuciłam do koszyczka 7 mililitrowy termiczny Belen w podobnej cenie. Zaczęłam tworzyć cuda niewidy.

 

 

Numerki kolorów macie na flaszkach, więc nie będę się rozpisywać. Co macie wiedzieć, to widzicie. Jeśli chodzi o lakiery, to dobrze się nimi pracuje, gęstość jest taka jak trzeba, nie spływają, ani nie glucieją. Czarny trzeba utwardzać dłużej, bo ze względu na dużą pigmentacje idzie mu to topornie. Rekordowo udało mi się w jednym z mani chodzić prawie miesiąc, więc trzymają się świetnie. I nie, nie boję się chińskich hybryd, a ta zielona łuska na moich plecach to przypadek 😉 Hybrydę kładę na żel, więc nawet styczności z nią nie mam. Z tego co wiem, to jeszcze nikt nie zszedł po tych lakierach, a nawet nie słyszałam o żadnym uczuleniu. Chociaż między nami mówiąc- uczulenie na Semilaki to mit, po prostu jak ktoś chujowo kładzie, to różne rzeczy się dzieją. U Mamy też wszystko dobrze się trzyma, mimo, że Boska ma na co dzień kontakt między innymi z acetonem. Co chcić? Ino brać! 4 zeta, a pazur jak u jakiej Donatelli Wersalczi.

Moje ciapanie po racicach powyżej.

Czarnuchy– Srebro na czarnych pazurach to cienie do powiek My Secret, te takie w pyłku. Nie mogłam znaleźć brokatu, to posypałam cieniami 😀 Polecam! Wszystko pięknie trzymało się pod topem, aż do zeszlifowania. Rąby to łatwizna, tylko trzeba się ujebać. Malujemy biały w środku i obrysowujemy stopniowo coraz ciemniejszym kolorem.

Różowe– Piórka to naklejki, reszta to zwykła ciapanina pędzlem.

Fioletowe– Do wykonania tych paznokci wystarczą dwa, trzy lakiery i dużo cierpliwości. Na białym paznokciu malujemy trójkąty, na nich kolejne ciemniejsze, potem jeszcze ciemniejsze i tak to zesrania. Fiolet rozrabiałam z bielą żeby stopniować odcień, na koniec dałam tylko fiolet i już całkiem na amenus – fiolet z czarnym. I tak nie umiem wytłumaczyć, to już się nie pocę.

Niebiesko-fioletowe– A to jest termiczny Belen. Nie dodawałam już żadnych ozdób, bo ja szybko popadam w przesadę. Jestem zauroczona tymi kolorami i efektami, już leci do mnie różowo-czerwona wersja 🙂

Tyle, wystarczy Wam. Jestem zachwycona taniością i jakością chińskich lakierów, ale Wam nie polecę, bo mi wszystko wykupicie, a potem będzie na mnie, że też macie zieloną łuskę na plecach 😀 Dodam jeszcze, że 11.11 na Ali będzie Dzień Singla, a co za tym idzie super promocje. Ja już zbieram kupony zniżkowe, żeby móc mniej sponiewierać portfel. Elo!

 

Kiwi na paznokciach z lakierami hybrydowymi od Claresy

By | Bjuti Pudi, Blog | No Comments
Claresa – lakiery hybrydowe…ale czy dla mnie? Od lat na pazurkach noszę żel, na to walę zwykły lakier. Normalnych lakierów mam dwa koszyki. Popierdolonych brak. Jednak hybrydy chodziły za mną od dawna. Dlaczego nie kupiłam? Jestem człowiekiem solidnym i do przesady poukładanym (a nie wyglądam, co?). Dwa kosze lakierów nie mogą się zmarnować. Postanowiłam, że kupię hybrydy dopiero kiedy zużyję moje zapasy. Claresa pokrzyżowała moje plany 😉

 

claresa, lakiery hybrydowe, hybrydy, blog, recenzja

Oto moje pierwsze w życiu hybrydy. Dają radę. Wbrew pozorom wzorek jest banalnie prosty do zrobienia. Malujemy pazurki kolorem. Robimy białą plamkę z jednej strony paznokcia i rozciągamy biel do środka paznokcia. Później malujemy czarne kropki, ozdabiamy je białymi elementami, dajemy top i na koniec kropelki rosy z bezbarwnego żelu. Gotowe 🙂

 

 

A oto mój zestaw lakierów hybrydowych, który trafił do mnie w ramach współpracy. Gdybym sama miała kupić hybrydy, po zużyciu zapasów zwykłych lakierów, minęło by pewnie ze trzy lata 😀 Dlatego właśnie zgodziłam się na współpracę, bo wydała mi się sensowna. No i słuchajcie, przepadłam. Lakiery od Claresy są zajebiste na moje nieszczęście i teraz muszę nakupić więcej kolorów. Jak mogliście mi to zrobić?! Cały mój misterny plan i rozsądek poszedł w pizdu.

 

 

Ponieważ hybrydę kładłam na żel, baza była mi zbędna, kolor szedł prosto na uformowany szpon. Na sobie wypróbowałam zieleń, natomiast na Matce Boskiej róż. U Boskiej poszła baza, bo kładłam lakier na naturalną płytkę, także nic się u mnie nie marnuje. I co? I jajco. Hybryda siedzi u mnie nienaruszona od ponad trzech tygodni. Oczywiście odrosła i wygląda to chujowo (recenzja musi być solidna to noszę do bólu), ale nadal lśni blaskiem. Tylko nie mam pewności, czy to jej blask, czy może moja zajebistość tak razi po oczach.

 

 

Dodam jeszcze, że moja Boska na co dzień ma do czynienia między innymi z acetonem, a mimo to mani trzyma się dobrze. Oczywiście nie pływa w tym acetonie, ale jednak jej łapki kontakt z nim mają. Wiecie jak to jest przy drukowaniu banknotów w piwnicy, aceton się przydaje. 



Paleta kolorów dość spora, choć jak zauważyłam zieleń trochę się różni, z różem nie jest źle. Gdzieś na FB Claresa wrzucała kolory na próbniku, poszukajcie sobie, tam kolorystyka jest identyczna jak w rzeczywistości. Nie mam porównania z innymi hybrydami, ale widzę, że te są dobre i no…muszę kupić więcej, nic nie poradzę. Rozprowadzają się łatwo, dwie warstwy ładnie kryją, nie bąbelkują, nie ściągają się przy utwardzaniu, mimo, że moja lampa UV do najnowszych nie należy. Mogę polecić z czystym sumieniem.

 

 

Sami zobaczcie, ponad trzy tygodnie bez skazy. Paznokcie były moczone w morzu, szorowały podłogi kilka razy, przejechały ze mną z 1500 kilometrów i były na kilku wycieczkach. No jest kurwa fajnie. Zwykły lakier też trzymał mi się trzy tygodnie na żelu, ale jednak oprócz odrostu, boczki były maksymalnie pościerane. Tutaj nie dzieje się nic.

 

https://claresa.pl/

Ponieważ nie jestem wiejską pazerą, mam dla Was kod, który upoważnia Was do zakupu hybryd Claresa z trzydziestoprocentową zniżką. No jak już coś dostałam za babski chuj, to i Wy coś z tego miejcie, no nie?

No i co? No i kupię więcej, ciężkie jest życię blogerę…

 

Porcja lakierów do paznokci, zdobienia

By | Bjuti Pudi, Blog | 28 komentarzy
Mają je jastrzębie i mają je kury, “a co?”- zapytacie. Nosz kurwa! Pazury! Też mam kawał szpona, który rośnie jak nienormalny. Co spiłuję, to zaraz harpuny takie, że śmiało mogłabym polować na morświny. Jak już mam, to maluję. Żeby śmieszniej było, to mimo, że naturalki mam mocne, to ja je i tak żelem raczę. I jak już je uraczę, to ni ma wuja we świ- lakier za trzy złote trzyma się i trzy tygodnie. Przybyło mi troszkę lakierów, więc pokaże Wam co z nowości można wymodzić.

Ciężko mi wypowiedzieć się na temat trwałości lakierów, które przywiozłam z ostatniego spotkania. Tak jak wspomniałam, paznokcie pokrywam żelem, więc byle tanizna mi nie odpryskuje, jedynie po pewnym czasie wycierają się końcówki i nie ważne czy lakier kosztował 3 czy 30 złotych. To jak już się wyspowiadałam, jak stara grzesznica, to możemy przejść do konkretów.

Chyba mój ulubiony “wzorek” pośród dzisiejszych. Lakier od Pierre Rene skradł moje serce. Niby odcienie nude to nie mój świat, ale ten kolor nie wiedzieć czemu wpadł mi w oko. Wiecie, ja zawsze kolory, pstrokacizna, ale czasem mam dzień na zwykłość. Mój lakier to 359 Fashion Week. Na paznokciach troszkę ciemniejszy wyszedł, ale dolne zdjęcia doskonale oddają jego barwę. Świetnie się rozprowadza, na dobrą sprawę wystarczy jedna warstwa, ale ja z przyzwyczajenia zawsze daję dwie. Pędzelek średniej wielkości, ale doskonale wyprofilowany, spłaszczony i malowanie to czysta przyjemność. Żadnych smug i kurwiania podczas aplikacji. Lakier kosztuje około 12 złotych, więc myślę, że skuszę się na coś więcej z tej firmy. Przyznaję- marka prawie kultowa, ale lakieru od nich nigdy nie miałam.
Tutaj też na fotce palczaków kolory za ciemne, te właściwe widać na zdjęciach produktu. Miraculum obdarowało mnie między innymi lakierami Be Inspired od Joko. Niestety kolory zupełnie nie moje, mało nasycone, jakby zamglone. Mogą się podobać, mi kolory średnio podeszły. Niebieski to 246 Gossip Girl, a brudny róż to 244 Pretty Woman. Na opakowaniu widzę, że lakiery są z winylem, być może. Świetnie błyszczą, dobrze się rozprowadzają, nie smużą. Nie mogę nic złego powiedzieć jeśli chodzi o ich konsystencję, czy takie tam pierdolety. Pędzelek precyzyjny. Wkurza mnie tylko jedno- korek jest spłaszczony, a sam pędzelek nie jest względem niego symetrycznie ułożony, więc kiedy maluję harpuny muszę koreczek trzymać na kancie, co nie jest wygodne. Takie tam niedopatrzenie, ale wkurwia. Lakiery same w sobie dobre, na stronie Miraculum kosztują 12 złotych, nie jest źle.
Od Marizy dostałam lakiery IDALIQ Gel Effect, nudziak 09 i czarnik 92. Oba kolory mi pasują, czarny genialnie odbija stempelki, więc przyda się bardzo. Jasny lakier odrobinę smuży przy pierwszej warstwie, ale druga zabija złe wrażenie. Czarny świetnie nasycony. Pędzelki takie normalne, ani złe, ani dobre. Kanciasty korek i jego asymetryczność względem pędzelka, podobnie jak w przypadku Joko- wkurwia. No trudno, przecież boku se nie wyrwę. Rzeczywiście ten efekt żelu jest widoczny, błysk ma inny wymiar, podobuje mie siem to. Widzę, że cena tych lakierów to około 15 złotych, ale zapewne często są w promocji. Mówię zapewne, bo nie mam dostępu do katalogów Marizy i tutaj w temacie jestem troszkę do tyłu. Lakiery dobre, jeśli macie możliwość, możecie kupić.
Eveline obdarowało mnie trzema kolorkami MiniMaxów- róż 137, żółty 134 i niebieski 138. I tutaj kolory jak najbardziej moje. Wyszły troszkę blado, ale na fotce z pędzelkiem są realne. Mleczne pastele świetnie wyglądają, szczególnie przy opalonej skórze. Na lato numer jeden, zaraz po neonach. Przy pierwszej warstwie pojawiają się smugi (zwłaszcza przy żółtym), konieczne są więc dwie porcje i jest ok. W końcu wygodny koreczek, ale dla odmiany nie jestem zadowolona z pędzelków, a właściwie z włosia i jego przycięcia. Jeśli przybliżycie zdjęcie, widać, że z pędzla sterczą jakieś zaginione, pojedyncze włoski, a kształt nie jest idealny. Troszkę męczy mnie ta niedokładna konstrukcja przy aplikacji. Mimo tych niedogodności, kolory tak mi się podobają, że machnęłam ręką, ale Eveline- popracujcie nad tym, bo nie wszyscy są tak tolerancyjni 😉 Chociaż jak za 6 złotych, to pies jebał niedogodności 😀
Takie to lakiery mi przybyły i żaden nie jest zły, choć każdy ma jakieś minusiki. No ok, Pierre Rene dla mnie nie ma wad. I co Wy na to? A powiedzcie mi jeszcze jakie lakiery lubicie najbardziej, bo jestem ciekawa.

Moje paznokcie- ozdoby z AliExpress kontra Lady’s Nails Cosmetics

By | Bjuti Pudi, Blog | 16 komentarzy
Mój pierwszy lakier do paznokci był koloru czerwonego, kolejny neonowo-żółty. Pierwszy przyjechał z kolonii letnich w Suścu, drugi z Olecka ( pozdrawiam Olecko!). Miałam z 8 lat. A potem już poszło z górki. Od zawsze lubiłam kolory i do dziś pstrokacizna jest mi bliska, czasem przesadzę, ale cóż- nikt nie jest bezbłędny 😉 Nagromadziłam tego wszystkiego i może w końcu uchylę rąbek paznokciowej tajemnicy.

Zdjęcia pochodzą z telefonu, bo nigdy nie wpadłam na to, żeby ciągać za sobą aparat. Wszystkie pazurki siedzą też na moim INSTA, więc niektórym mogą wydawać się znajome. Gdzieniegdzie ucięłam kadry, ale tylko tak umiałam posklejać foty. O ja ułomna 😀 Sorki.
Oblukane? No to jazda. Raz mi wyjdą, raz nie wyjdą, ale są. Raz w miesiącu nakładam żel, a potem koloruję jak mam czas.  Dzięki żelowi, nawet lakier za 3 złote siedzi mi i 2 tygodnie. Wkurwia mnie tylko, że pazury rosną mi mega szybko i mega szybko ładny kształt zamienia się w szpony, a ja nie zawsze mam czas na piłowanie.
Moje zbiory to dwa koszyczki lakierowo- pierdołowe ( żelowe akcesoria osobno, ale to dosłownie kilka gadżetów). Dla jednych dużo, dla innych mało. Dla mnie dużo i nic nie dokupuję, chyba, że coś mnie natchnie, ale staram się nie głupieć, bo po co? Od czasu do czasu zamawiam ozdoby. A jeśli o nich mowa…

 

Taki zestaw dostałam na spotkaniu w Chełmie od Lady’s Nails Cosmetics. Ucieszył mnie ten prezent, nie powiem, że nie. Niebieskie moro prezentuje się genialnie i to ono jest moim faworytem, świetnie wtapia się w lakier, cudo! Kółeczek jeszcze nie próbowałam. Pyłek niestety nie nadaje się na lakier. Czerwona sieczka też jest fajna. D&G to nie mój świat, nie dałabym rady z tym chodzić. Strasznie podobały mi się srebrne koniczynki i moje wkurwienie sięgnęło zenitu, kiedy okazało się, że są za twarde i z lakieru odstają. No trudno. Żel kolorowy, dokładnie czerwony leży, ale kiedyś się przyda. Moro ujęło mnie najbardziej, niby niepozorne, ale mam ochotę na inne kolory. Tak, tak neon najlepiej 😉 Ceny w tym sklepie normalne- ozdoby po kilka złotych, ale…no właśnie. Jako, że znam Aliexpress, to za ozdoby płacę i tak kilka razy mniej. A trochę się tego i tamtego ma 😉
Wcale nie jakoś dużo, bo nie lubię przesady, ale co trzeba to mam i kilka słów powiem. Pod nazwą bezpośredni link, w nawiasie sklep, gdyby link do produktu nie był aktywny.
  • Tasiemki na paznokcie– nie załapały się na fotkę, ale wiecie to takie glizdy, można naklejać, można od nich odrysowywać kreski. Efekty są na fotce z białym lakierem i kolorowymi paskami. Za 10 kolorów płaciłam 70 centów. Śmiech. ( SKLEP)
  • Białe gąbki do ombre– białe trójkąciki, gęste, dobre do delikatnych przejść w kolorach. Cena za 8 sztuk 78 centów (SKLEP)
  • Pędzelek do wzorków– precyzyjny, cieniutki za 1,56$ ( SKLEP)
  • Pisak do wzorków– nie jest mega cienki, ale przydatny do małych malunków, czasem się przytka, ale wystarczy popisać po kartce, poruszać i działa. Fajny i przydatny gadżet. Malowałam nim na przykład motylki i kreski na jasno żółtych pazurkach. Cena- 1,38$. (SKLEP)
  • Stempel, zdrapka i płytki– płytki mega, głębokie i precyzyjne wzory (43 centy). Co do stemplowego zestawu (1,36$), to strasznie twarda gumka i myślałam, że się zesram robiąc nim wzory, więc koniecznie dokupcie sobie silikonową końcówkę (88 centów) ( TE SĄ MEGA). Czytałam, że wystarczy spiłować twardą gumkę i inne cuda nie dziwy, ale gówno- szkoda nerwów, kupcie silikon. ( SKLEP płytki i zestaw,SKLEP silikon)
  • Szare gąbki do ombre z rączką– taki gadżet, brałam z kuponami, więc zapłaciłam z 5 groszy. Kosztują 55 centów. Sprawdzają się przy nakładaniu brokatu, nie są tak gęste i zwarte, cieniowanie wychodzi mniej subtelne, ale przydają się. (SKLEP)
  • Karuzela z diamencikami– cena 1,12$. Mega zakup za grosze, wielokolorowych kryształków jest fchuj, nie liczyłam haha 😀 Ładnie lśnią, dobrze się trzymają. Polecam. (SKLEP)
  • Naklejki wodne– teraz po 34 centy za arkusz, płaciłam z 12 centów, więc warto patrzeć na promocje. Naklejki są świetne i łatwe w użyciu. Odcinamy wzorek, zdejmujemy folię, wrzucamy do wody i kiedy naklejka odklei się od papierka, naklejamy na pazurka. Po wyschnięciu wody dajemy top, czy tam lakier bezbarwny, co kto lubi, a efekt wow.(SKLEP)
  • Dżety na paznokcie- ni cholery nie mogę znaleźć linka, z którego zamawiałam, ale to była groszowa cena. Fajne urozmaicenie. O dziwo przyszły mi 2 takie woreczki, chyba nie doczytałam ile tego jest za te grosze. Także 1 pakiet puszczę w rozdaniu, bo w życiu tyle nie zużyję.

 

Ufff i tyle ze mnie na dziś. Z grubsza omiotłam moje zbiory, może komuś przyda się info o ozdobach. Z lakierami to u mnie różnie, ale nie lubię przepłacać. Mam kilka lakierów powyżej 20 złotych, ale tylko dlatego, bo się w nich zakochałam. Głównie kupuję po taniości, bo jak wspomniałam, na żelu wszystko mi się trzyma. W hybrydy nie wsiąkłam, trzymam się żelu i lakierów, a Wy?

Shine like a psu jajca

By | Bjuti Pudi, Blog | 31 komentarzy

Wiecie, że ja na dobrą sprawę dopiero od roku maluję paznokcie? Jaja, nie? Oczywiście kiedyś tam, przed wojną, też malowałam, a nawet świrowałam pawiana ze zdobieniami, ale potem zstąpiła na mnie jasność w postaci żelu. Po wszelkich szkoleniach żelowych przez lata nie rozstawałam się z frenczem. Raz w miesiącu żelowałam francuzy i z bańki. Z resztą na stopach nadal noszę jedynie żelowy frencz, bo uważam, że na stopach wszelkie zdobienia nie wyglądają dobrze, a klasyka zawsze pasuje. Gdzieś rok temu raptownie zaczęło mi przybywać w kolekcji lakierów i tak dziś mam ich ponad 50. Matko Bosko Krasnostasko! No i co? Leżeć nie będą! A że z czasem u mnie krucho, to nie mogę sobie pozwolić ze schnięciem w nieskończoność. Z pomocą przychodzą mi topy z funkcją wysuszaczy. Najlepszy wysuszacz jaki miałam do tej pory to ten z Color Club KLIK. Gdzieś ktoś coś komuś po coś, że ten z Sally Hansen jest dobry. To kupiłam.

Sally Hansen, Diamond Flash Fast Dry Top Coat, Szybkoschnący top diamentowy. 13,3 ml.
Na Wizażu zmroziła mnie cena. Że co kurwa?! 45 zeta?! No tyle to bym nie dała. Nie widziałam go w moim Rossmannie, więc oczywiście poszłam myszką do eZebry. Poszłam patrzę- 14,50. Trza brać, jak gadajo, że dobry. Koleżanka odebrała mi go z siedziby Zebrowej i dostarczyła. Top siedział jeszcze w białym pudełeczku, którego próżno szukać. Flaki mi się przewracają, że wysuszacz jest w czarnej flaszce- nie widać zużycia, co mnie lekko irytuje. No ale dobra, niechaj. Wali wysuszaczem, wygląda jak wysuszacz, tu się nie ma nad czym rozwodzić.
Nie wiem ile czasu odczekuję po nałożeniu lakieru, żeby posmarować palucha topem, nie liczę. Kończę malować drugą rękę i zaczynam smarowanie od pierwszej. Cała filozofia. Oczywiście 60 sekund schnięcia. No bez jaj. To nie Wielkanoc. W 60 sekund to nawet pird się spokojnie po pokoju nie rozejdzie, tym bardziej paznokcie Wam nie wyschną. Podsuszone pazury są po jakichś 10-15 minutach. Tworzy się pierwsza warstwa suchości, ale jak zaczniecie manewrować za mocno po świeżo malowanym, to jeszcze odciski się pojawią. Po 30 minutach już jest całkiem spoko. A po 40 minutach mamy suchość absolutną. Z tym, że już po pół godzinie jest bezpiecznie. Chyba, że po 30 minutach będziecie szorować podłogi to sorry, ale spierdoli. Producent zapewnia, że paznokcie będą Wam szajning lajk psu jajca, ale dla mnie to no… zwyczajnie maja połysk. Jest ładnie. Nie wiem czy wzmacnia pazurki, bo ja pod lakierem mam żel, więc byle gówno mi się na paznokciach minimum tydzień trzyma.
Podsumowując- wysuszacz jest dobry, działa jak trzeba. Wysusza w przyzwoitym tempie. Ostatnio zaopatrzyłam się w stempelki i top przydaje się jeszcze bardziej. Przed odciśnięciem wzorku na świeżym lakierze wystarczy mu około 10 minut. Potem można odbijać motylki, jelonki, biedronki, kuny, łasice, borsuki, jenoty, łyski, bekasy, cietrzewie…mamy jednak obawy o dalszy los cietrzewia. Top na leciutką 5, jest całkiem ok. Brakuje mu troszkę do perfekcji, ale polubiliśmy się 🙂

Ale Ale Alessandro, ale ale ale ładny- lakierowy niezniszczalny

By | Bjuti Pudi | 14 komentarzy
Ostatnio powróciłam do malowania paznokci. Chyba dlatego, że szkoda mi było, że moja kolekcja lakierów się kurzy, a ja nie lubię marnotrawstwa. Nie dość, że lakiery przestały zarastać zapomnieniem, to jeszcze kolekcja mi się ciągle powiększa. Los tak chciał. Niedawno wygrałam na fejsie lakiery od Alessandro. Kolory, mimo iż wybrane losowo, spodobały mi się od razu. A skoro mi się spodobały, to chcę Wam o nich kilka słów napisać i pokazać fotki malunków.
Alessandro Nail Polish nagellack vernis a ongles, kolor Sunday Rose- Happy Coral oraz Red Stars- Poppy Red. 5 mililitrów we flaszce.
Kilka słów o nich. Niewielkie buteleczki, kolory nasycone i nawet jedna warstwa daje radę i nie smuży. Pędzelki krótkie, no bo jak niby zmieściłyby się długie, skoro butelczyny niewielkie 😉 Mimo krótkości szczot- malowanie idzie sprawnie. Nie mam nic do zarzucenia tym lakierom. Schną w normalnym tempie, ale ja i tak przeciągam topem, który jest też odpowiedzialny za szybkie schnięcie. Największy plus gamoni to ich trwałość. Ponad tydzień się trzymają bez większych uszkodzeń, nawet czubki paznokci wolno się wycierają. Jest łał. Wyśledziłam na stronce, że koralowy lakier kosztuje 17 złotych, czerwony 18. Jak na lakier to sporo, biorąc pod uwagę jakość- cena adekwatna. Jeśli nie jesteście sępami, jeśli lakier w tej cenie nie jest dla Was wyzwaniem- polecam, bo odcienie i trwałość-  na najwyższym poziomie.
Najpierw zajmiemy się Niedzielną Różą. Ten lakier trafił jako pierwszy od moją strzechę i od razu poszedł w ruch.
Kolor piękny, kojarzy mi się z herbatnikami. Troszkę nude, troszkę brzoskwinia, ciężko określić. Ładny. Pierwszy lakier w tym odcieniu w mojej kolekcji. Elegancki odcień, subtelny, na każdą okazję.
Ciężko mi było uchwycić jego faktyczny kolor, w rzeczywistości jest mniej pomarańczowy, bardziej delikatny. A kropki? A wiecie, muchy się zaczęły budzić, wiosna idzie i tak jakoś wyszło hehe 😉
Do drugiej wariacji użyłam czerwieni. Dopomogło mi złoto z Pupy i czerń z Maybelline. Przyznaję, że kropki z pierwszego malunku to też ten sam czarny lakier. A Pupa jak to Pupa, mam ją od dawna, ale rzadko używam, bo jakoś ze złotem mi nie po drodze, choć przyznaję, że kolor sam w sobie jest rewelacyjny.
Wyszły takie malunki. Nadal drży mi ręka przy robieniu kresek, ale jest lepiej. Ciekawy przypadek Benjamina Buttona- cofam się do młodzieńczych lat i łapy mniej latają, choć jeszcze drżą 😉
Jeden trójkącik jakiś nie równy, ale udajemy, że tego nie widzimy 😉 Czerwony lakier ma oryginalny kolor. Czerwony, ale rzeczywiście jest to czerwień jaką mają maki. Nie jest krwisty, tylko taki delikatnie wpadający w pomarańcz, chociaż to też nie jest dobre określenie, bo wciąż jest to kolor czerwony. Wyjdźcie na jakieś pole kiedy będą kwitły maki. Popatrzcie na te maki. Nie na to! To chabry kurrrr, maki! O te, te, czerwone kwiatki z delikatnymi płatkami. No, to taki odcień właśnie ma ten lakier.
Na koniec jeszcze przypominam, że na fejsie ruszyłam z rozdaniem. Do wygrania kolagen w kapsułkach, w którym pokładam ogromne nadzieje. Do wygrania dwa zestawy, po dwa opakowania. Warto kliknąć KLIK KLIK KLIK.

Hean i reszta ekipy rozweselającej :)

By | Bjuti Pudi | 30 komentarzy

Wam też tęskni się do wiosny, a najlepiej do lata? Albo chociaż do śniegu po kolana? Mi tak… Jeszcze do tego ta bura pogoda za oknem. Na takie bursze dni, ale także na te słoneczne, mam jeden sposób- kolory. Kolory na powiece, na ciuchach, na paznokciach. Uwielbiam kolory. Zawsze byłam taką papugą, nie lubię wtapiać się w nudny, szary tłum. Nawet kota mam pomarańczowego, a nie siwego 😉

Dziś rozchmurzymy się dawką barw na paznokciach. Zacznijmy od klasycznej czerwieni z nutką szaleństwa.

Czerwony, klasyczny lakier od Hean. Dostałam go na ostatnim spotkaniu blogerek. Fajnie się sprawdza, dwie warstwy ładnie kryją i trzymają się nawet tydzień na moich zażelowanych paznokciach. Nie odpryskuje, stopniowo wyciera się z końcówek. Ma ciekawy kolor- niby klasyczna czerwień, ale taka jakby pastelowa. Soczysta, ale łagodna jednocześnie. Coś innego na mojej półce. Polubiłam taką wersję klasyki.

Żeby przełamać klasykę dorzuciłam coś ekstra, czyli brokatowy lakier Xtreme Wear od Sally Hansen, który zakupiłam w Esesmanie podczas ataku zombie. To znaczy podczas tych zniżek, kiedy baby czyściły półki z kolorówką. Nie pamiętam po ile chodzi ten brokat- coś koło 15 zeta, sporo jak za lakier dla mnie, ale ma dużą flaszkę i kolor tak mi wpadł w oko, że nie mogłam się opanować. Nie wiem co mi się w mózgu odwarstwiło, ale zapragnęłam brokatu i kupiłam. Jego jedyną wadą jest fakt, że schnie trzy dni, na szczęście mam zajebisty wysuszacz i ten czas skraca się diametralnie.

Brokat mieni się jak chuj wie co. Takie genialne drobinki fioletowe, niebieskie, czerwone i chyba srebrne. Magia. Zmyć to draństwo to jakaś krasnoyorcka masakra piłą odsiedosie (wiecie co to odsiedosie?). Ale i tak warto go mieć. Czerwień o dziwo schodzi ładnie i nawet paluchy się nie smarują. Co to za czary?!

Jednym słowem brokat to moja miłość, a czerwień najnowsza kochanka. Oba lubię. I wiem, że mam pajączka na palcu 😉

Jakby tego było mało to ostatnio przypomniało mi się, że w zamierzchłych czasach uwielbiałam wzorki na paznokciach. Nawet odgrzebałam mój stary wątek na Wizażu sprzed 8 lat? Albo więcej niż 8…Sprzed wojny w każdym razie. Łojojoj część wzorków była tragiczna, część super, ale pozalewane skórki postawiły mi sierść na grzbiecie z wrażenia. Kolejne wzorki były coraz lepsze, nawet powiem Wam w pewnym momencie dawałam radę 😉 Pomyślałam, a co tam- spróbujmy 😉

Wyciągnęłam arsenał różnego kalibru i poszłam na wojnę ze wzornictwem 😉

Powiem Wam, że chyba się starzeję, bo mi ręka drżała, co widać po czarnych liniach hehe 😀 Chyba muszę poćwiczyć, albo mam chujowy pędzelek.

Wyszło czy nie wyszło, poćwiczę to będzie lepiej. Grunt, że humor mam lepszy kiedy wprowadzam kolory do tych szaro-burych dni. Jakoś tak gęba sama się śmieje jak dowalę, a to różu, a to żółci, a to błękitów to tu to tam. A Wy macie jakieś sposoby na skisłą pogodę?

Zlakierujmy coś razem Bejbe!

By | Bjuti Pudi | 31 komentarzy

Jakiś czas temu przytaszczyłam trochę cudowności ze Spotkania Lubelskich Blogerek. Szczerze mówiąc najbardziej rzucił mi się w oczy zestaw lakierów od Eurofashion z serii Color Club. Nie żebym była jakąś lakieromaniaczką, no nie. Po prostu jestem typową sroką i jak coś mi w oko wpadnie to mam chęć przetestować jak najszybciej.

Aż się chce je testować! Trafił mi się pakiet Girl About Town, a w nim przepiękne kolorki oraz utwardzacz Speedy Top Coat. Każda flaszeczka to 15 ml dobroci, czyli całkiem sporo. Akurat teraz mamy promocję i lakiery można kupić na podlinkowanej stronie za 11,90. Uważam, że cena jak najbardziej przyjemna.
Zacznijmy od Pana Wysuszacza. Geniusz! Dodaje blasku, utwardza, świetnie zabezpiecza i co najważniejsze wysusza ekspresem. Bez jaj! Poprzednie wysuszacze jakie miałam, przyspieszały, bo przyspieszały- ten natomiast daje czadu. Może nie 60 sekund, nie oszukujmy się 😉 Ale po 5 minutach paznokcie są już na tyle suche, że można wykonywać proste czynności. Po około 15-20 minutach świeży lakier zamienia się w totalną skałę! Zero odgnieceń przez poduszkę, jeansy czy inne badziewie. Na pewno kiedy mi się skończy- kupię go. Nie ma bata. Dla mnie rewelka  i podjar jak po przebiegnięciu maratonu na własnych nogach. Nie, nie biegam, za leniwa jestem, ale tak to sobie wyobrażam- euforia 😉
A teraz kolorowanka. Przetestowałam do tej pory trzy lakiery z paczuszki, żeby nie być gołosłowną, mieć rozeznanie i coś do powiedzenia. Cechą wspólną lakierów, prócz genialnych i nasyconych kolorów jest ich świetna trwałość. Tydzień bity można paradować z wybranym lakierem na paznokciach, bez widocznych uszkodzeń. Owszem po kilku dniach końcówki troszkę się wytrą, ale zawsze można to poprawić lub też nie 😉 Nie rzuca się to mimo wszystko w oczy. Lakiery nie odpryskują, świetnie się nakładają, pędzelek zgrabny jak dupa Dody. A żeby było weselej to w ogóle nie capią, powiem więcej- niektóre z nich pachną jakimś czymś- cytryną, pomarańczą hmmm ciężko powiedzieć, ale ładnie 😉
Na pierwszy ogień poszedł szaraczek i kolor skradł mi serce (Niemąż też chwalił ).
A na imię miałaś właśnie Beataaaaa…A nie, nie ta piosenka 😉 Lakier ma na imię Silver Lake- ładnie. Ale ja nazwę go Siwy Orgazm, w końcu blog jest polski, ja jestem Polką i myślę po polsku i takie tam jak na Oskarach 😉
Bardzo podoba mi się ten kolor, choć moim aparatkiem ciężko go uchwycić, no i jeszcze ten brak słońca…achh oby do lata 😉
Cudny, prawda?
Następny lakier, który padł mi do stóp, a właściwie do paznokci- to ten pastelowy lilaczek.
Wicker Park, jakoś też mi się jego imię inaczej kojarzy, więc u mnie będzie nosił imię Majowo- Lilakowa Ekstaza. Uwielbiam maj, kwitnące bzy i odcień tego lakieru.
Piękny, głęboki i nasycony kolor z pastelową nutką. Aż chce się już ciepła, słoneczka i tego wszystkiego co tak bardzo lubimy. Kolor zdecydowanie polepszający nastrój 🙂
Trzecim lakierem, który ujął me serce niczym ksiądz na białym kocie, czy tam książę na rumaku izabelowatym to mój sylwestrowy hit.
Williamsburg jego imię, a dla mnie to Toń Gwieździstego Nieba. Było mi strasznie trudno uchwycić jego niezwykłość. Głęboki granat z zanurzonymi, mieniącymi drobinkami. Drobinki troszkę jaśniejsze niż lakier, dają trójwymiarowy wygląd. Ciężko sfotografować, ciężko opisać, ale jest piękny.
Rozpisałam się dzisiaj i nazachwalałam, ale te lakiery są tego warte. Zdecydowanie. Nie mam im nic do zarzucenia i już mam chytry plan- chytrzejszejszy niż ten baby z Radomia- dokupię jeszcze jakieś do kompletu hihi 😀
W tym miejscu powinna być magiczna formułka, że fakt iż lakiery dostałam, nie wpłynął na moją recenzję. Myślę jednak, że to bez sensu, bo gdyby lakiery były do dupy- to napisałabym, że są do dupy bez ceregieli 😀 U mnie to tylko rzetelne recenzje, nie ma bata.
Wiecie co jeszcze Wam powiem… niektóre kolorki z paczki mi się powtarzają, dlatego jak podniosę dupę spod lapka, to zrobię jakieś rozdanie na fejsie żebyście też mogli poznać lakiery, które skradły mi serce 🙂
Tyle.
The End.

 

Różowo, cukierkowo, słodko do porzygu :D

By | Bjuti Pudi | 8 komentarzy
Siedzę tu sobie i właśnie wymyśliłam, że Wam pokażę letnią wersję paznokci jaką wymodziłam, a przy okazji trzy słowa o lakierach, które niedawno upolowałam na przecenach w Esesmanie. O TUTAJ o nich pisałam 🙂

Wszystkie trzy poszły na pazury 🙂
Biały (25 ) to Extreme nails od Wibo, różowy  (3) I love summer z Lovely, i fluo top Wibo, o którym pisałam TU.
O topie już pisałam, więc kilka słów o białasie i różowiaku. Oba dobrze schną, nie odpryskują, trzymają się jak trzeba i długo pozostają “świeże” to znaczy kolor się nie zmienia, albo ja jestem ślepa. Ogólnie jestem zadowolona z ich pobytu na moich paznokciach 🙂 Nie mażą się, ładnie pokrywają paznokcie dwiema warstwami. Nie mam im nic do zarzucenia.
Biały nosiłam któregoś razu, żeby przetestować chultaja, ale jasny gwint zapomniałam o obfotografowaniu urwisa i fotki brak. Ale o różowym już pamiętałam 🙂
Ładny cukierkowy i błyszczący róż na przydługich paznokciach (już je odnowiłam i skróciłam 😉 ). Ale wiecie, ja długo nie mogę chodzić ze zwyczajnymi zwyczajnościami na paluchach, więc postanowiłam coś z tym fantem zrobić. Nawet w trakcie pracy twórczej jebłam pikczersa (chytrusie niebieski- ale tekst).
No i na tym pikczersie pokazałam co daje nam fluo top. Kolor co prawda się nie różni jakoś szczególnie, ale kropki i kreski łagodnieją, granice kolorów są mniej widoczne, a lakier lśni mocniej i jest trwalszy. Teraz to już nie ma bata- wszystko trzymało się ponad tydzień. Bez uszczerbku. Ale zmyłam, bo musiałam zażelować odrosty w żelu. Kciuk na focie jest z topem, palec wskazujący pół na pół, a reszta z samym lakierem.
Tutaj efekt końcowy na pseudoartystycznych fotografiach, których zrobiłam za dużo to i wstawię z przesadą wiele.
W ogóle uważam, że dodawanie pierdyriardów takich samych zdjęć to głupota jakich mało i dzisiaj ją popełniam wbrew zdrowemu rozsądkowi.
To już ostatnie, bo bez sensu jest robienie galerii jednej fotografii w stu odsłonach.
W każdym razie paznokcie wyszły fajne. No mi się podobają i nie będę pieprzyć, że nie. Nie znoszę fałszywej skromności, jak coś mi się podoba to to mówię, jak mi się nie podoba, to też.  Takie wdzianko moich szpon przypomina mi cukierki. Były kiedyś jogusie- takie słodkie cugsy różowo- białe, nawet dobre. Paznokietki różowe do porzygu, Barbie by się nie powstydziła. Polecam na lato- dla tych, którym odwagi nie brakuje, albo dla słodkich galerianek czy innych remizianych lasencji. Zależy co do tego zapodamy, jak ubierzemy się w słodkie koronki i panterki- to tylko do remizy, jeśli lakierowe szaleństwo zestawimy z normalnymi ciuchami- nie wyglądają tandetnie. Wręcz przeciwnie.
Jakby ktoś pytał to kropki i kreski zrobiłam dwustronną sondą z Avonu. Z jednej strony ździra ma łepek do kropków, a z drugiej cienki pędzelek. I tyle o tym, bo co więcej o tym pisać?
No.
I się pochwalę.
Konkurs wygrałam TUTAJ. U Herrbaty, której rady bardzo sobie cenię. ( Z tego miejsca serdecznie pozdrawiam Herrbatkę). W ogóle to mówiłam Wam, że uwielbiam zieloną herbatę z miodem? Nie ważne 🙂 Dzisiaj dostałam paczuszkę od Rosie Green, a w niej krem i eko torbę.
Fotka na szybciocha i jej jakość nie powala, ale się pochwalę, bo jestem próżną świnią i chwalić się lubię kiedy mam czym.
Krem pasuje mi jak w mordę strzelił, bo mój aktualny jest na wykończeniu i nagroda jak najbardziej na miejscu. Już nawet sobie dekolt nim wysmarowałam po weekendowym opalańsku 😉 Torba też się przyda, bo mi to się wszystko przydaje. Będziemy testować kremidło i torbiszona też 🙂
Jest mi niezmiernie miło, bo pierwszy raz wygrałam coś na blogu. Jestem graczykiem i chociaż raz w miesiącu coś tam wygrywam, ale na blogu jeszcze mi się nie zdarzyło do tej pory. No to już mam ten pierwszy raz za sobą 🙂
Tyle. Idę sobie.
Paaaaa 🙂