Jakiś czas temu przytaszczyłam trochę cudowności ze Spotkania Lubelskich Blogerek. Szczerze mówiąc najbardziej rzucił mi się w oczy zestaw lakierów od Eurofashion z serii Color Club. Nie żebym była jakąś lakieromaniaczką, no nie. Po prostu jestem typową sroką i jak coś mi w oko wpadnie to mam chęć przetestować jak najszybciej.
Aż się chce je testować! Trafił mi się pakiet Girl About Town, a w nim przepiękne kolorki oraz utwardzacz Speedy Top Coat. Każda flaszeczka to 15 ml dobroci, czyli całkiem sporo. Akurat teraz mamy promocję i lakiery można kupić na podlinkowanej stronie za 11,90. Uważam, że cena jak najbardziej przyjemna.
Zacznijmy od Pana Wysuszacza. Geniusz! Dodaje blasku, utwardza, świetnie zabezpiecza i co najważniejsze wysusza ekspresem. Bez jaj! Poprzednie wysuszacze jakie miałam, przyspieszały, bo przyspieszały- ten natomiast daje czadu. Może nie 60 sekund, nie oszukujmy się 😉 Ale po 5 minutach paznokcie są już na tyle suche, że można wykonywać proste czynności. Po około 15-20 minutach świeży lakier zamienia się w totalną skałę! Zero odgnieceń przez poduszkę, jeansy czy inne badziewie. Na pewno kiedy mi się skończy- kupię go. Nie ma bata. Dla mnie rewelka i podjar jak po przebiegnięciu maratonu na własnych nogach. Nie, nie biegam, za leniwa jestem, ale tak to sobie wyobrażam- euforia 😉
A teraz kolorowanka. Przetestowałam do tej pory trzy lakiery z paczuszki, żeby nie być gołosłowną, mieć rozeznanie i coś do powiedzenia. Cechą wspólną lakierów, prócz genialnych i nasyconych kolorów jest ich świetna trwałość. Tydzień bity można paradować z wybranym lakierem na paznokciach, bez widocznych uszkodzeń. Owszem po kilku dniach końcówki troszkę się wytrą, ale zawsze można to poprawić lub też nie 😉 Nie rzuca się to mimo wszystko w oczy. Lakiery nie odpryskują, świetnie się nakładają, pędzelek zgrabny jak dupa Dody. A żeby było weselej to w ogóle nie capią, powiem więcej- niektóre z nich pachną jakimś czymś- cytryną, pomarańczą hmmm ciężko powiedzieć, ale ładnie 😉
Na pierwszy ogień poszedł szaraczek i kolor skradł mi serce (Niemąż też chwalił ).
A na imię miałaś właśnie Beataaaaa…A nie, nie ta piosenka 😉 Lakier ma na imię Silver Lake- ładnie. Ale ja nazwę go Siwy Orgazm, w końcu blog jest polski, ja jestem Polką i myślę po polsku i takie tam jak na Oskarach 😉
Bardzo podoba mi się ten kolor, choć moim aparatkiem ciężko go uchwycić, no i jeszcze ten brak słońca…achh oby do lata 😉
Cudny, prawda?
Następny lakier, który padł mi do stóp, a właściwie do paznokci- to ten pastelowy lilaczek.
Wicker Park, jakoś też mi się jego imię inaczej kojarzy, więc u mnie będzie nosił imię Majowo- Lilakowa Ekstaza. Uwielbiam maj, kwitnące bzy i odcień tego lakieru.
Piękny, głęboki i nasycony kolor z pastelową nutką. Aż chce się już ciepła, słoneczka i tego wszystkiego co tak bardzo lubimy. Kolor zdecydowanie polepszający nastrój 🙂
Trzecim lakierem, który ujął me serce niczym ksiądz na białym kocie, czy tam książę na rumaku izabelowatym to mój sylwestrowy hit.
Williamsburg jego imię, a dla mnie to Toń Gwieździstego Nieba. Było mi strasznie trudno uchwycić jego niezwykłość. Głęboki granat z zanurzonymi, mieniącymi drobinkami. Drobinki troszkę jaśniejsze niż lakier, dają trójwymiarowy wygląd. Ciężko sfotografować, ciężko opisać, ale jest piękny.
Rozpisałam się dzisiaj i nazachwalałam, ale te lakiery są tego warte. Zdecydowanie. Nie mam im nic do zarzucenia i już mam chytry plan- chytrzejszejszy niż ten baby z Radomia- dokupię jeszcze jakieś do kompletu hihi 😀
W tym miejscu powinna być magiczna formułka, że fakt iż lakiery dostałam, nie wpłynął na moją recenzję. Myślę jednak, że to bez sensu, bo gdyby lakiery były do dupy- to napisałabym, że są do dupy bez ceregieli 😀 U mnie to tylko rzetelne recenzje, nie ma bata.
Wiecie co jeszcze Wam powiem… niektóre kolorki z paczki mi się powtarzają, dlatego jak podniosę dupę spod lapka, to zrobię jakieś rozdanie na fejsie żebyście też mogli poznać lakiery, które skradły mi serce 🙂
Tyle.
The End.