Tag

cienie

Cienie, tusz i już

By | Bjuti Pudi, Blog | 38 komentarzy

Malowana lala lalalalala! Tapeta na ryju, lśniący szlam na ustach tralalala. Ostatnio na jakiejś grupie, przeczytałam wypowiedź pewnego Pana, który twierdził, że najładniejsze kobiety, to te naturalne i bez makijażu. Swoją wypowiedź podsumował zdaniem- “Czasem bez tego wszystkiego jesteście super”. “Czasem”- słowo klucz hehe 😀 No sorry, ale ja nie wstaję z twarzą nimfy, jak w kolorowym, amerykańskim serialu. Przesadziłabym gdybym napisała, że budzę się jak zombie. Ale jednak odpowiednio wyważona tapeta potrafi nas upiększyć. Czasami mi wyjdzie ta szpachla, czasami nie. Czasami źle rozetrę cień, czy sklei mi się rzęsa, ale czy to aż taka zbrodnia? Makijaż to zabawa, trzeba tylko uważać, żeby nie bawić się w klowna 😀 Cała reszta- dopuszczalna.


Z ostatniego spotkania blogerek nawiozłam tyle kolorówki, że głowa mała. Albo duża. W sumie zależy kto jaki ma łeb. W każdym razie dużo tego przytachałam i teraz namiętnie testuję. Dziś napisze Wam kilka słów o pojedynczych cieniach od eKobieca – Freedom oraz o cieniach Catrice. Pokażę Wam też popularny ostatnio tusz od Rimmel. Będzie i pozytywnie i negatywnie, czyli po prostu po mojemu i prosto z mostu.

Zacznijmy od Freedomków. Trafił mi się neonowy, matowy róż nr 226 i satynowy fiolecik nr.227. Oba piękne. Chociaż foty z neonowym makijażem gdzieś mi się zawieruszyły, ale zajrzyjcie na mój Instagram, tam coś się pałęta. Cienie pięknie napigmentowane, nie kruszą się, pokrywają powieki równomiernie, można się z nimi bawić i malować do bólu. Chociaż w sumie to mnie nic nie bolało. Róż jest idealnie matowy i nasycony, a fiolet pięknie lśni. Jeśli dodam, że cienie to wydatek rzędu 5 złotych za sztukę, to nic ino brać. Nie mam Freedomom nic do zarzucenia i chętnie przygarnęłabym inne kolory.

Ciemnofioletowy cień Caterice nr 710, Lilac Del Rey, to taki połyskiwacz. Niby nie satyna, ale ma takie pierdołowate drobinki. Nie jest jednak zbyt połyskujący, właściwie ciężko go określić. Taka pół satynowa błystka. Kolor na powiece nasycony, ale jakby nierównomierny. Niby się nie waży, ale robią się placki. Kolor też nie mój, bury fiolet…nie jestem przekonana. Nie jest zły, ale i nie mam serca go polecać. Musiałabym wybadać też inny kolor, może tylko moja sztuka jakaś trefna. Zrobiłam makijaż z nim w roli głównej, ale oko wychodziło łaciate i wywaliłam foty, coś z nim nie tak. Katarzynkę można kupić za około 10 złotych. To już lepiej kupić 2 Freedomy 😉

Jest i tusz. Ponoć mega, super, hiper i w ogóle kosmos. Eeee czy ja wiem? Jeśli kosmos to dolatujemy maks do… co tam jest za Ziemią? Mars! No to taki super jak do Marsa, dalej bym nie leciała z zachwytami. Napaliłam się na tą nowość jak Ruski na dolary i w sumie taki zwyklaczek. Nie zawiodłam się jakoś mocno, ale gdybym zabuliła za niego ponad 30 złotych w normalnych okolicznościach, to byłabym wkurwiona nie lada, że hej, że ho, że kolorowe sny kiedy ja dotykam Ciebie, hejjj hooo 😀 Moje rzęsy nigdy nie widziały zalotki. Właściwie to zalotka kojarzy mi się z narzędziem ginekologa, z podrzędnego porno, z lat dziewięćdziesiątych. Moje same się podkręcają, więc cholera wie czy tusz w tym temacie coś daje, czy nie. Nie kruszy się, ładnie się trzyma, zmywa ładnie. No to co mi nie pasi? Moje rzęsy na fotce przeciągnęłam tuszem chyba ze 20 razy! Raz, że szczoteczka nieporęczna, dwa- małe rzęsy ciężko złapać, trzy- długie przelatują przez nią ledwie muśnięte. Żeby pomalować dokładnie swoje chaszcze powiekowe, trzeba napierdalać ręką jak przy przepychaniu zlewu. No nie jest to zaleta. Taki pozytyw, że maskara nie skleja. Niespecjalnie polecam, chyba,że lubicie machać rączką.

A teraz jakieś mejkapy poglądowe. Nic tu nie kombinowałam z żadną obróbką, nawet pryszcz jakiś się trafi hehe, ale chciałam dać coś bez tych całych retuszów, bo jak patrzę na te wszystkie wymuskane makijaże w fotoszopce, to już mam dość.

Na oczyskach tusz z postu, Freedom od wewnątrz i Catrice w zewnętrznych kącikach. Na ustach chyba Maybelline. Ryj to Eveline i Ecocera z TEGO posta. Reszty nie pamiętam, za wszystko żałuje ble ble ble takie tam.

Tutaj poszła Catrice na całą powiekę i kąciki brąz z czegoś tam. Przy otwartych oczach jest ołrajt, ale jak łypnę powiekami w dół, to Kaśka taka plamista.

No i tutaj Freedom pięknie skrzy. Kaśka otula boczki i właśnie na boczki się nadaje.

No i co? I wsio 🙂 Ostatnio jakieś długie posty mi wychodzą 🙂 Mam nadzieję, że dotrwaliście do końca i dacie znać co sądzicie o mojej tapecie, cieniach, tuszach i całym tym bałaganie 🙂

 

Zakupy dla skąpca- kredka od Astor

By | Bjuti Pudi, Blog | 30 komentarzy
Witam gorąco mocą spadających gwiazd. Wstęp taki poetycki, że aż strach. To przejdźmy do konkretów, nie ma co się rozwodzić. Niedawno udało mi się podjąć sympatyczną współpracę z ezebra.pl. Pewnie znacie tę drogerię internetową. Zgłosiłam się na ochotnika na Fejsie, bo bardzo lubię zakupy w tym miejscu. A dlaczego lubię? Bo jak wiecie, jestem sępem i nie lubię przepłacać, a eZebra to miejsce stworzone dla mnie, miejsce gdzie ceny są maksymalnie niskie. Możemy zaoszczędzić nawet kilkadziesiąt złotych na kosmetyku, dla mnie wow. I nie piszę tego ze względu na współpracę, piszę to, bo dla mnie kilka, czy kilkadziesiąt złotych w kieszeni, to nie lada gratka. Zgodziłam się także ze względów osobistych- jestem małym lokalnym patriotą, a firma ma siedzibę w Lublinie. Mam to szczęście, że koleżanka pracuje tuż obok i często odbierała mi kosmetyki osobiście, więc nawet przesyłkę miałam gratis (dzięki Asiu) 😉 No już bardziej oszczędnie kupować się nie da. Uczcie się ode mnie 😉 Widzę, że niektóre dziewczyny, które załapały się na współpracę skleciły recenzje w trzy dni. No wybaczcie, ale u mnie testy to testy, w trzy dni to dla mnie żadna recenzja. Dostałam trzy fajne kosmetyki i dziś na pierwszy ogień idzie kredka.
Astor,Perfect Stay, Waterproof Eyeshadow Liner, Wodoodporny cień w kredce.
Cena sklepowa to około 25 złotych- sporo jak za kredkę. Cena na eZebra- od około 5 do 13 złotych, w zależności od koloru.Jest różnica prawda? Mój kolor to 200 intense blue, który kosztuje niecałe 5 złotych, a dokładnie 4,69, do kupienia TUTAJ. 20 złotych mniej, dla mnie różnica jest kolosalna. Jest szał! Ale zostawmy już cenę, chociaż ja ciągle przeżywam 😉 Przejdźmy do kredki.
Kredka ma piękny, nasycony, niebieski kolor. Rzeczywiście intense jak jasna Anielka. Na pierwszy rzut oka wydaje się być ciemnym kolorem, ale jak rzucimy okiem drugi raz ( uważajcie na oczodoły i weźcie dobry zamach) to jest to głęboki błękit z subtelnymi, połyskującymi drobinkami. Pięknie mieni się w słońcu, ale nie jest brokatem z remizy. Trwała niesłychanie. Co prawda nie pływałam mając ją na powiekach, ale w moim przypadku to niewykonalne- nie potrafię pływać. Natomiast ostatnie upały były świetnym popisem pisaka. Nic się nie ważyło, nie spływało jak sraczka po policzkach. Cień trzymał się tam gdzie miał się trzymać i nie zmieniał swojej postaci. Spójrzcie jak kredka wygląda naocznie.
Tutaj franca nałożona praktycznie solo. Tylko pod łukiem brwiowym roztarłam ją lekko jakimś beżowym cieniem. Jeśli chodzi o rozcieranie to wszystko git malina, tylko trzeba to zrobić od razu po posmyraniu powiek, bo po chwili kredka zasysa się do powieki i już przy niej ciężko manipulować. Piękny kolor prawda? Niby niebieskości na powiekach kojarzą mi się z Ukrainką, która stoi przy drodze (z jagodami oczywiście 😀 ), ale w tym przypadku odcień nie jest wsiowy, tylko klasycznie ładny.
Tutaj zmiksowałam kredkę z cieniami z Aliexpress, o których niedługo napiszę. Na ustach mam chiński błyszczyk KLIK, nie pamiętam który odcień 😉 Nasza niebieska bohaterka ładnie łączy się z innymi cieniami, tylko tak jak wspominałam, musimy szybko miksować i cieniować, bo dość szybko zasycha. Kredka mnie nie podrażniła, nie uczuliła, śmiało kładę ją także na linię wodną, wszystko fajnie jak w kombajnie.
Jedyną wadą cieni jest to, że kredkę trzeba temperować. Wygodniejszym rozwiązaniem byłaby opcja wykręcana, ale tylko tego można się czepiać. Już kupiłam temperówkę z dwiema dupkami- małą i dużą i po kłopocie. W Pepco mają temperówki po 79 groszy, ja zawsze wynajdę dobre promo, nawet na głupią temperówkę 🙂 I cóż…kredkę polecam. Domówię sobie jeszcze coś w beżach, brązach czy innych złotach, bo taki kolor zawsze się przyda. Pozostaje mi życzyć Wam miłych zakupów na eZebra, bo zaprawdę powiadam Wam- warto.

Mejkapy od czapy

By | Bjuti Pudi | 59 komentarzy
Oj żem się ujebała z fotkami. Nie dość, że robiłam na raty, żeby na odpierdol nie było, to i światło różne, bo zdjęcia kompletowałam jakiś czas. Potem weź coś wybierz, zmontuj, wyjeb, dodaj eh. Ale mam taką fazę na paletki z My Secret, że nie mogłam się opanować 🙂
Jak to teraz mówi młodzież- kolory fchuj zajebiste. Takie moje. Oczojebne, żarówiaste neony. Uwielbiam tę paletkę i katuję niemal non stop, szczególnie, że neony to dla mnie wakacyjne kolory. A gówno- cały rok lubię jebać po oczach 🙂
My Secret, Hot colors, shake colors.
Cena- koło dyszki. Coś więcej, a na promo mniej, dostępne w Naturze. A teraz ponoć mają 40% na kolorówkę, to kopytkujcie i sobie kupcie. Mi Naturę zlikwidowali i jest foch, więc kochana Naturo- albo otworzycie u mnie drogerię, albo co miesiąc życzę sobie paczkę nowości, bo inaczej będę zmuszona chodzić do Esesmana 😉 W każdym razie koleżanka kupiła mi paletkę i dowiozła na zadupie. Dziękuję! Ale dość pierdolenia. Co ja mam Wam o tych cieniach napisać? Są genialne, nasycone, nie sypią się po chomikach pod oczami, matowe nambery łany. Testowałam już inne palety z tej seri, jak chcecie to KLIK i KLIK.
To teraz ponaginam fotkami z mejkapami. Starałam się to jakoś pogrupować i ogarnąć, ale było ciężko, więc będzie inwazja polarojdów.
Mejkap pod tytułem “Lubieżne kolory”. Nawaliłam każdego cienia po trochu. A kto bogatemu zabroni?
Tytuł- ” Różowa landrynka na zielono”. Pewnie, że znowu najebałam każdego koloru, tylko w innej konfiguracji.
Tytuł- “Mleczny szejk”. A wiecie, co podobno dodawali do szejków w McDonaldsie? Oj nie ważne. Ale robili to samo co Laska w “Chłopaki nie płaczą” do głównego zbiornika. Taka tam urban legend 😉 Rozbieliłam jakimś białym cieniem, chyba też nawet My Secret, tylko pojedynczym.
Tytuł- “Zielone jabłuszko dojrzewa”. Albo się psuje, no nie wiem. Ryba ponoć psuje się od głowy, dobrze, że jestem wodnikiem. Nie umiem pływać. Umiem latać. Upss odbiegam od tematu. To macie więcej fotek jabca.
Jabco.
Tytuł- “Śliwa pod okiem”. Bezpieczny makijaż na zabawę w remizie. Nawet jak nam ktoś zajebie sztachetą, to i tak nie widać, bo siność już jest pod okiem.
Makijaży było więcej, ale nie zawsze strzeliłam fotkę. Nie zawsze mi się chciało, nie zawsze pamiętałam. Ale i tak jakoś dużo tego wyszło. Dziwnie się z tym czuję, bo jednak wolę przemawiać za pomocą słów, a nie obrazów. Ale mam nadzieję, że nie przesadziłam z tymi ilustracjami. Czasem można 😉
Co więcej dodać? Oczywiście paletkę polecam. Marzy mi się My Secret z innymi neonami, żeby był żółty i pomarańczowy i może niebieski, a do tego hmmm… może coś jasnego.

Zdradzę Wam My Secret!

By | Bjuti Pudi | 24 komentarze
Mam dla Was sekret. Nawet dwa. Tylko mordy w kubeł, nie wygadajcie się. Ciiii…opowiem Wam bajkę, jak mój kot palił fajkę, na co obrażona maciora- pociągnęła mu z buciora. Ale sekret jest jeszcze sekretniejszy. Ten sekret potrafi niczym słońce swymi promieniami namalować tęczę, która przetaczając się po błękitnym niebie, zanurza jedno z ramion w szemrzącym jeziorze, a drugim z ramion delikatnie otula śliwkowy sad, skąpany w złocistych kroplach rosy, zmieszanych z ostatnimi deszczu łzami. Barwy mieszają się płynnie, zapraszają nas do kolorowej krainy…a zresztą skończę już pierdolić 😀
Oto mój sekret, a nawet dwa. Palety cieni od My Secret Natural Beauty, które dostałam od Drogerii Natura na spotkaniu w Krasnym Yorku.
W moje rączki trafiła wersja Party Time i Night Out. Nie będę Wam ściemniać- obie są rewelacyjne jeśli mówimy o kolorach, ich doborze oraz jakości i trwałości. Uwielbiam paletki z tej serii. Miałam już wersję z brązami, o których pisałam TU KLIK. Brązówkę mam zresztą do dziś i nadal ją uwielbiam. Teraz mam jeszcze dwie dodatkowe przyjaciółki i cieszę się niezmiernie. Paletki mają dodatkowy atut- cenę, można je wyhaczyć już od około dyszki w Naturze.
Tylko popatrzcie jakie one piękne! Nie wiem czemu cienie po prawej na zdjęciu wyglądają na niebieskie, w rzeczywistości jest to taki fiołkowy kolor, bardziej fiolet, który tylko w błękit wpada, ale cóż aparat wie lepiej 😉 Cienie nie osypują się i są mega trwałe. Nawet po całym dniu nie zbierają się w stada w załamaniu powieki. Świetnie dają sobą manipulować, rozcierać, cieniować. Jasny gwint- nie mają żadnych wad!
Tak zachowują się na moich okach. Wersja fiulitywawa, matowa. W żadnym z cieni tej wersji nie zaznamy drobinek, ani innych pierdołek.
A tutaj koleżanka śliwka w złocie. Przyznam, że ta wersja kolorystyczna bardziej mi się podoba. Matowy jest tylko fiolet. Dwa jasne kolorki mają połyskujące drobinki, a złoto jest zajebiście drobinkowate, a ta drobnica ma jakby większe cząsteczki. Złotko genialnie się cieniuje. Wypas jak na pastwisku!
Jakoś tak wyszło, że fiolety załapały się na fotkę z całym fejsem, ale sercem jestem przy złocinkach. Obie paletki bardzo polubiłam, ale jeśli chodzi o upodobania kolorystyczne- złota wygrywa. I chyba tyle w temacie na dziś. Napiszcie mi czy miałyście któreś z tych cieni, a może jeszcze jakieś inne wersje. Ja jestem pewna, że kiedy pojawi się jakiś nowy Secret- to będzie mój 🙂 Nawet już widziałam, że coś nowego się czai, teraz muszę tylko zrobić sobie wycieczkę do Natury.
Acha, więcej makijaży, pazurków i innych pierdołek wrzucam na Insta, więc jakby ktoś coś to ja jestem tam, a w bocznym pasku macie namiary, albo kliknijcie TUTAJ i śledźcie każdy mój ruch, bo naginam fotkami jak potłuczona 😉

Różowo mi- wiosno przybywaj :)

By | Bjuti Pudi | 38 komentarzy

Niektórzy blogerzy to sobie planują co danego dnia zapodać czytelnikom. Ja nie mam takiego zwyczaju, lecimy na żywca. Rano postanowiłam przetestować rzęsy od Neicha. Ostatnio wpadł mi w oczy makijaż Gosi i postanowiłam poszaleć z różem i niebieskim- kontrowersyjne kolorki. Kojarzą mi się z Barbie, ale dlaczego mamy sobie od czasu do czasu nie poszaleć ? W końcu mam dziś urodziny i już nigdy więcej nie będę taka młoda jak dziś. A co mi tam.

Zacznijmy od rzęsów. Jakościowo świetne, troszkę je przycięłam na potrzeby długości moich oczu 🙂 Klej też fajny, nie maże się, ładnie łapie i nie brudzi i co najważniejsze dobrze trzyma. Przyznaję bez bicia- nigdy w życiu nie przyklejałam sama sobie rzęs. Owszem przyklejałam kiedyś tam dawno temu klientkom, ale nigdy sobie. Zawsze lubiłam moje rzęsiory, a po Long4Lashes to już całkowicie nie mam zastrzeżeń. Dziś przykleiłam. Głupio się czuję szczerze mówiąc. Cały czas czuję, że je mam. Jednak nie lubię doklejek na oczach, to nie jest dla mnie. Wkurwia mnie świadomość, że coś tam mam przyczepione. Rzęsy są komfortowe w noszeniu- nic nie uwiera, nie ciągnie, tylko ja mam w głowie zakodowane, że tam siedzą i mnie wkurzają 😀 Aplikacja prosta, choć przyznam, że mam swoje długie rzęsy, które utrudniały zadanie, bo nie mogłam się przez nie przedostać, żeby nakleić te sztuczne.

A teraz makijaż jaki pod rzęsami się skrywa.

Rzęsy dają fajny efekt, ale ja je czuję 😀 Cienie to moje ukochane (KLIK ) kolorzaki z palety nie do zajechania 😉 Ja nie wiem jak długo już mam tę paletę, ale Silki, Srylki mam gdzieś, bo te są genialnie napigmentowane, trwałe i niedrogie, a wybór kolorów przeogromny. Muszę zacząć myśleć o nowej wersji, bo w tej najlepsze kolory sięgają dna.

Taka ze mnie durna koza. Ja chyba nawet makijażu nie umiem normalnie, po ludzku pokazać, tylko muszę się trochę pokrzywić do ludzi 😉 I róż mam nawet, bo mnie przekonaliście, że nie wygląda na mnie źle. I pomadkę, która trąci zabawą w remizie, ale ja i tak ją lubię. Chyba mi pasuje, nie? Może dlatego, że ze wsi jestem to mi pasi haha 😉

Dobra, jakaś normalna fotka na koniec, żebyście nie pomyśleli, że mój defekt w mózgu to jakieś poważne zaburzenie. Jest git malina i majonez, czy chujnia spod remizy? Przyjdzie wiosna jak zobaczy taki słitaśny mejkapik?

Kakaowe oko na romantycznej randce :D

By | Bjuti Pudi | 47 komentarzy

No Siema 🙂
Nie było mnie, to mnie nie było- na wuj drążyć temat hehe 😀
Z okazji nowego roku zaczniemy od naocznych spaw.

My Secret, Natural Beauty, Romantic Date.

Jakiś czas temu, u kogoś, gdzieś zobaczyłam wersję Nude coś tam. Wpadła mi w oko, ale nim dolazłam do Natury to już ich nie było. W sumie dobrze, bo trafiłam na wersję romantyczną. Kto te nazwy wymyśla? Romantyczna randka? Czekam na paletę Chyża Stypa, albo Spolegliwa Konkubina- oczywiście po angielsku, żeby nikt się nie połapał 😀

No, w każdym bądź razie kupiłam tę randkę, chociaż na randkę nie szłam. Mam nadzieję, że przez to nie pójdę do piekła.

Jak widać, albo i nie widać, paletka to czterokolorowa lampucera. Chciałam przykozaczyć i zrobiłam mozaikę- ale coś tam widać. A jak ktoś nie widzi, znaczy, że jak mrugał zapomniał powieki otworzyć po zamknięciu. Trochę mi się już moja paleta umorusała, ale jak się używa to się morusa- proste.

Ciemny brąz, jasny brąz, takie coś brzoskwiniowe i ni to białe ni to brudne- to kolorki wewnątrz. Przyznaję używam często i wszystkiego. Odcienie cieni dobrane jak w dupę strzelił- każdy się przydaje. Ciemnym brązem to i brwi czasami omiotę, taki jest hultaj uniwersalny. Bielikiem w kącikach można kombinować i pod brwiami. Nie jest to biel biała ino kolor jak zasikane majtki. Taki łamany beżo-brązo-bielik. Jasny brąz, ciemny czy brzoskwinia przeważnie hasa mi po powiece. Wszystkie hasają i trzeba przyznać, że jakościowo też są w pytkę.

Trzyma się toto jak ta lala. Nic się nie sypie, nic się nie zbija w załamaniach powiek. Matowe cudo. Cienie dobrze się mieszają, można cieniować i kombinować ile dusza zapragnie. Drogie też nie są maleństwa, bo jakoś tak ciut powyżej dyszki. Kolory wszystkie w użyciu. Perfekt!

Pokażę może jeszcze wytwór na mojej zakazanej gębie.

Pozwalam użyć fotki do straszenia niegrzecznych dzieciuchów. A żeby jeszcze postraszyć- wrzucę ślepia z bliska.
Ciężko mi zrobić pikniejsze fotki maluśką cyfróweczką, ale wkrótce dokupię sprzętu, żeby Was nie katować 😉 Światło też tak jakby chujowe, ale co ja zrobię, że słońca nie było z miesiąc 😛
Mimo, że fotki może nie najlepszej jakości, chciałabym podkreślić, że cienie mają jakość wysoką.
Jeśli kogoś interesi, to na pysku mam podkład Kobo KLIK, puder taki co lubię i nie wiem jakim cudem jeszcze go nie recenzowałam- to kiedyś nastąpi, tusz z Ewelinki (też opiszę, bo jest mega), cienie- to wiadomo, eyeliner- KLIK , przy załamaniu powieki małe muśnięcie brokatowym cieniem KLIK. Chyba tylo. Reszta to tylko moja nienaganna uroda i urok osobisty.
Paletkę polecam i oceniam na piąteczkę. W bonusie moje kakaowe oko ha!

 

Cienie bez ściemy najlepsze

By | Bjuti Pudi | 18 komentarzy
Miało być co innego, jest co innego 😉
Zgadnijcie co to jest…
Żaden tam laptop, czy coś podobnego 😉 W środku siedzą zaklęte cienie.
Mój ulubiony zestaw. Moja ukochana paleta. Ma chyba ze dwa lata, trochę wydłubana, zużyta, wymymlana, ale wciąż ukochana.
Kupiłam ją na Alledrogo. Kosztowała mnie około 50 złotych z przesyłką. W tej chwili można kupić jeszcze taniej. Paletka jest No Name. Nigdzie nigdy nie miała żadnego napisu, który mówiłby skąd jest, kto i z czego ją zrobił. Nic, zupełnie żadnych informacji. Strach się bać normalnie. A jednak jakość zachwyca i powala. Składa się ze 120 kolorowych cieni. Część z nich to cienie matowe, część lśniące, lekko brokatowe. Wszystkie mają totalnie nasycone kolory, które utrzymują się na powiece 24 godziny, a może i dłużej, ale 24 godziny przetestowałam osobiście. Nic się nie kruszy, nic nie zostaje w załamaniu powieki. Żadnego wałkowania, kruszenia, brudzenia, niezapowiedzianej migracji. Nic, zero, null! Nie spływają w deszczu, nie smarują się w największych upałach, śnieg, mróz i atak kota przechodzą z podniesioną głową. Absolutnie zero wad! Cienie można nakładać na sucho, na mokro, na wilgotno i jak tylko sobie kto zamarzy. Sposób nakładania nie ma znaczenia- cienie będą się trzymać do momentu ich zmycia. Ze zmyciem również nie ma problemów.
Ostatnio przeglądałam sobie jakieś różne paletki- i te profesjonalne i te no name. Miałam okazję używać cieni zarówno z niskiej półki jak i te których cena potrafi zabić. Moja paletka gwałci je wszystkie w pupę 🙂
Moja biedulka ledwie zipie i tak się zastanawiam nad nową, ale taką samą. Może wybiorę taką z inną kombinacją kolorów, ale na pewno będzie to paletka no name z Alledrogo.
Przy okazji chciałabym pokazać Wam co właśnie mam na oczyskach 😉
Takie to moje ślepia, ozdobione za pomocą cieni z mojej super turbo paletki 🙂
W rzeczywistości kolory są bardziej soczyste, ale ciężko mi było to uchwycić w sztucznym świetle, a nie chciałam oszukiwać i przerabiać zdjęć w jakichś programach.
Troszkę skatowałam Wam banię fotkami, ale nie mogłam się zdecydować, które wybrać i wybrałam trochę więcej niż trzy 😉 Mam nadzieję, że Was tym nie zanudziłam za bardzo.
Na koniec fotka, która jakoś mi się najbardziej spodobała, cholera wie czemu 😉
Dodam jeszcze, że do makijażu użyłam zielonego tuszu stąd , podkładu i pudru stąd . Kreska na linii wodnej wykonana czarnym kohlem, eyeliner na górnej powiece to Lovely czyli Wibo i już 🙂

I am super star on this fucking sky ;)

By | Bjuti Pudi | 5 komentarzy
Dzisiaj wsadźmy palucha w sypkie cienie o szumnej nazwie My Secret Star Dust Eye Shadow o numerku 5.
Cień wyprodukowany dla sieci drogerii Natura. Kupiony za około 5 zeta. Takie tanie gówienko wsadzone do zakręcanego małego słoiczka. Kolor cieni jest nijaki, a mimo to ładny. Nijaki- nie, że kiepski, ale nijaki, bo prawie cielisty, brązowawy z widocznymi błyszczącymi pierdółkami w środku.
Na pierwszy rzut oka wygląda tak—>
Moje opakowanie już wiele przeszło, ale wytrzymane chujstwo- nadal trzyma się kupy (w sensie nie kupy-gówna, tylko kupy, że się jeszcze nie rozkraczyło). Solidne. Odkręcane (i zakręcane ofc). Troszkę napisy się wytarły, ale to nie istotne.
Istotne jest to, że cień jest tani i zajebisty. I to chyba najlepsza recenzja.
Pyłek ślicznie pachnie, niestety ciężko jest wąchać własne oko. Polecam wąchać cudze lub sztachać się przed aplikacją na powiekę. Wanilia czy coś, jakieś ciasteczka, sama nie wiem. W każdym razie pachnie ładnie. A tak ten gwiezdny pył wygląda —>
Kolory może trochę przekłamane, bo jestem leniwą krową i foty trzaskałam telefonem, bo nie chciało mi się wstać po aparat.
Jak by nie było- widać, że cień błyszczy się jak psu jajca na wiosnę. Na oku błyszczy się w słońcu lub sztucznym świetle. Ale nie jest to brokat typu Sylwester w remizie, tylko ładnie połyskujące drobinki. Drobne, nie obsypujące się i siedzące w nienaruszonym stanie przez dobę niezależnie od warunków atmosferycznych. Ok, ok…jak deszcz mocno nakurwia, to być może spłynie, ale jak leje deszcz to ja łba nie wysadzam, więc nie wiem.
Tak cienie wyglądają po całym dniu na moim oku.
Zewnętrzne kąciki są potraktowane innym cieniem, ale to błyszczące coś to jest właśnie to. Makijaż taki nijaki, ale kij z tym. Fota z lampą, więc błysk jest mocniejszy niż normalnie.
Ewidentnie polecam ten cień. O tym odcieniu. A czemu o tym, a innych nie? Dlatego, że kupiłam z tej serii złoto i srebro i stoją, bo są kiepskie. Nie chce mi się wstać do szafki żeby sprawdzić numerki ale były to cienie w tych kolorach. Miały grube drobinki, które po chwili lądowały na policzkach i w ogóle wszędzie i wyglądałam jakby mnie ktoś brokatem posypał. Może trafiłam na kiepskie egzemplarze- nie wiem. Jak mnie nikt w Naturze nie sterroryzuje to pozaglądam w inne 😉