Wspaniałe to były Chmielaki, nie zapomnę ich nigdy! Nie żebym po nich tydzień dochodziła do siebie, ale musiałam ogarnąć różne sprawy.
Pijaństwa i pijaków nie znoszę. Pewnie macie w głowie takie wtf, bo jak to piwo swoje ma, Chmielaki pokazuje, a nie lubi mordy zachlać. No nie lubię. Lubię wypić 2-3 piwka okazjonalnie, nacieszyć się smakiem, a niektórzy się dziwaczą, że jak to tak i ja jedno piwo kupuję w cenie ich czteropaku. A no tak, piję ze smakiem, a nie żeby się odciąć, bo ja się nie mam od czego odcinać. Kultura picia w naszym kraju prawie nie istnieje. Daleko nam do krajów południowych, gdzie wieczorami ludzie wychodzą z domu i sącząc lekkie alkohole spędzają ze sobą czas. Długa droga przed nami. Polacy jeszcze nie dorośli do degustacji, ciągle większość pije żeby paść. Smutne. Niemniej zauważam, że to się zmienia. Powoli, ale jednak. Mam dużo znajomych, którzy nie piją wcale, bo tak i już. Na weselach już nikt nie bredzi, że czemu nie pijesz, ze mną się nie napijesz i takie tam. Również Chmielaki przeszły transformację, która może jeszcze nie jest jakaś znaczna, ale zauważalna.
Pierwsze Chmielaki odbyły się w 1971 roku. Jest to najstarszy i największy festiwal piwny w kraju, a właściwie Ogólnopolskie Święto Chmielarzy i Piwowarów. Takie polskie October Fest, tylko, że w sierpniu. Niegdyś Chmielaki odbywały się w drugi weekend września, od kilkunastu lat impreza ma miejsce w przedostatni weekend sierpnia. Wydarzenie zostało przełożone, bo we wrześniu pogoda bywała kapryśna. Pamiętam jak lata temu spędziłam Chmielaki w zimowej kurtce, to właśnie wtedy nauczyłam się pic grzańca 😉 Uważam, że sierpniowa data jest lepsza pod wieloma względami, chociaż na chmielowe dożynki jest trochę za wcześnie.
Chmielaki to nie tylko picie piwa. Chmielaki to takie piwne miejsce spotkań. Imprezie towarzyszą różne inne wydarzenia na przykład Chmieloty, Półmaraton Chmielakowy, czy Konsumencki Konkurs Piw. Krasnystaw jest zamykany na trzy dni, podczas których można posmakować różnych piw. W tym roku było to aż około 1000 rodzajów złocistego trunku! Co ciekawe, w tym roku rozsmakowałam się także w piwach bezalkoholowych. Nie tak dawno wymyślono metodę całkowitego usunięcia etanolu zachowując przy tym wszystkie walory smakowe piwa. Dzięki temu piwo bezalkoholowe przestało być mdłymi pomyjami bez smaku. Czytajcie etykiety, są piwa O%, ale też takie, które mogą mieć do pół procenta alkoholu. Nie polecam mimo to żadnych piw osobom w ciąży, uzależnionym (nawet 0% może być wyzwalaczem) oraz kierowcom. Bo po co? Bez piwa da się żyć, po piwie mogą się zadziać różne tematy. Ale ja nie o tym.
Ja o Chmielakach Krasnostawskich. Stare wygi twierdzą, że kiedyś to były Chmielaki, teraz to nie to samo. Oczywiście, że nie to samo, bo nic nie stoi w miejscu. I bardzo dobrze! Niegdyś piwa brakowało tak jak wszystkiego. Można było kupić piwo spod lady lub prosto z paki żuka. Czy dzięki temu było lepiej? No nie. Wolę 1000 rodzajów piw. Jeszcze kilkanaście lat temu na Chmielakach większość stoisk było obleganych przez kampanię piwowarską i znane byle jakie browary. Pisząc byle jakie mam na myśli popularne browary z cienkim piwem. Owszem, można było kupić kufel browara za 3 złote, ale czy po to są Chmielaki żeby upodlić się po taniości? No nie. Od kilku lat mamy inne czasy, osobiście uważam, że lepsze. Na salony wjechały krafty. Dopieszczone piwka w wielu smakach, na różnych chmielach, przeróżne rodzaje, zapachy, goryczki, słody! Wspaniały jest to czas dla osób, które lubią uraczyć swoje kubki smakowe kufelkiem zimnego złota. Ceny za takie piwo oscylują w granicach średnio od 10 do 15 złotych. Były też piwa tańsze i droższe. Było nawet takie za 60 złotych za butelkę, długo leżakowane w beczkach po whisky, dopieszczone, warzone w niewielkiej ilości. Wolę wypić 2 dobre, droższe piwa, niż 10 byle jakich. Jeśli mam pić byle jakie piwo, piję wodę. A więc czy kiedyś było lepiej? Było inaczej. Osoby, które mówią, że kiedyś było lepiej nie tęsknią za lepszymi według nich czasami, a za swoją młodością, ot i sekret 😉
Podczas Chmielaków mamy dwie, a nawet trzy sceny. Główna, w parku, nazwę ją popowa. Występują na niej gwiazdy muzyki popularnej. W tym roku należy pochwalić wykonawców młodego pokolenia. Roksana Węgiel, mimo, że fanką nie jestem, dała bardzo fajny energiczny koncert. Piękny głos, dobry kontakt z publicznością. Mery Spolsky również dała z siebie dużo pozytywnego wajbu. Vito Bambino przyszedł i pozamiatał. Niestety „stare” gwiazdy nie dowiozły, a szkoda. Muzyka smętna, zupełnie nie pasująca do imprezy z pianką. Od kilku lat koncerty organizuje RMF Lato na Maxxxa i to oni dobierają gwiazdy. Niestety oprócz tego nie promują w żaden sposób Chmielaków, wykonawcy występują nie pod szyldem Chmielaków, a RMF Maxxx, Pomysł totalnie z dupy. Ale cóż… miasto pozbyło się problemu, nie muszą sami ogarniać artystów, zajmuje się tym RMF (za niemałe pieniądze!). Pomysł tragiczny.
Druga scena rozstawiona jest na dworku. Tam możemy posłuchać spokojniejszej muzyki, ludowej, czasami alternatywnej, czasami bluesa. Ogólnie mniej popularne nurty muzyczne. Zarówno miejsce jak i dobór artystów jest miłą odskocznią. Żałuję tylko, że miasto zrezygnowało z Chmiel ROCK, który lata temu przyciągał tłumy wiadomo jakim gatunkiem muzycznym. Uważam, że to powinno się zmienić.
Trzecia scena, to właściwie nie jest scena, ale tak ją sobie nazwałam roboczo. Jest to strefa disco pod szyldem Tyskiego. Nie będę obiektywna, bo nie lubię ani disco polo, ani Tyskiego 😉 Tam zazwyczaj bawią się tłumy. Nie dziwi mnie to, bo muzyka jest skoczna, a piwo cienkie i tanie. Dla każdego coś miłego. W tym roku było jakby mniej disco polo, a więcej muzyki dyskotekowej. Wiem, bo mieszkam niedaleko i o 3 rano wanna drży mi w rytm przebojów 😀
Czy to były fajne Chmielaki? Bardzo! Otaczam się wspaniałymi ludźmi, a nie od dziś wiadomo, że towarzystwo to połowa sukcesu. W tym roku zostałam ryjem polskiej świni, co było dla mnie miłym doświadczeniem, a kto jak kto, ale ja mięcho lubię tak samo jak krafty. Dużo czasu spędziłam też na stoisku Incognito, bo lubię i chcę. Ludzie chętnie kupowali zimną Niewyparzoną Pudernicę, butelki skończyły się już w sobotę! Uwielbiam ten nasz mały, regionalny browar i właścicieli. Wybitne trunki warzą! Dużo gadałam z Wami Lubiczami, zbijaliśmy piąteczki, piliśmy piwko, były autografy, fotki i wspólny sympatycznie spędzony czas. Uwielbiam ten klimat i dziękuję za tak liczne przybycie!
Niestety gołym okiem widać też niedociągnięcia. Promocja i reklama Chmielaków leży, kwiczy i drży w konwulsjach. Informacje o tej kultowej imprezie powinny krążyć po całym kraju co najmniej od maja. Media tradycyjne, social media, influencerzy, plakaty, bilbordy, ulotki, możliwości jest masę niestety włodarzom miasta najwidoczniej się nie chce. Owszem, są to dodatkowe nakłady finansowe, jednak koszty zwróciłyby się kilkukrotnie. Ale to trzeba przede wszystkim chcieć! A u nas lepiej narzekać, że to nie to samo, a robić nie ma komu. Szeroko zakrojona reklama podniosłaby prestiż, przyniosłaby zyski. Nad tym aspektem należy się pochylić. Jakże dziwnie mi było przyjmować rok temu propozycję festiwalu piwnego z Wrocławia. Zamiast reklamować imprezę z mojego miasta dostrzeżono mnie na drugim końcu kraju. No cóż. Za sentymenty smalcu nie kupię 😉 I nie chodzi tu o mnie, ale o całokształt. Reklama, działanie – tego brakuje. No i jeszcze może tojek mogłoby być więcej 😉
Podsumowując. Chmielaki się odbyły. Jest to świetna impreza. Mogłaby być lepsza gdyby komuś się chciało. Do zobaczenia za rok w przedostatni weekend sierpnia!