Tag

ludzie

I tak się powoli żyje na tej wsi…

By | Blog, Przemyślnik | No Comments

Urodziłam się w mieście, wychowałam na wsi, teraz znowu mieszkam w tym miasteczku. Jedni mi zarzucają, że jaka ja tam ze wsi skoro mieszkam w mieście. Drudzy zarzucają, że jaka ja tam miastowa skoro wiochą jadę na kilometr. I ja nie mogę sobie tego miejsca znaleźć, bo gdzie jest w końcu moje miejsce? A odpowiedź jest prosta- moje miejsce jest w kuchni! Bo miejsce kobiety jest w kuchni chyba, że ma dłuższy łańcuch na tyle żeby poodkurzać i w przedpokoju! I basta!

Ani ze mnie dama, ani wieśniaczka. Ani ja fit, ani ja fat. Oesu w żadne kanony się nie mogę wpisać. Całe życie poszkodowana. Tramwajem nigdy nie jechałam, ani gnoju nie rozrzucałam. Ani ja ze wsi ani ja z miasta. Właściwie to jedno wiem na pewno- jestem urodzonym milionerem. Co prawda jeszcze miliona nie mam, ale mentalność pasuje, wszystko przede mną. Zresztą mój stary to taki prawdziwy milioner, co prawda na minusie, bo mniej więcej tyle według moich obliczeń ma długu alimentacyjnego, ale milioner to milioner.

Jakby nie patrzeć to cały ten kraj to taka wiocha, przynajmniej dla kogoś z zewnątrz. Mamy tu niedźwiedzie na ulicach ale nie mamy elektryki. Wszyscy. Czy to Warszawa czy to Krasny York. I ja tak rano wstaję jak świnie zaczynają piać. Idę do pobliskiej rzeki, myję się rzęsą wodną. Wieloryby peelingują mi stopy jak na wczasach na Rodos. Wracam. Doję moje hipopotamy w oborze i zbieram jajka od leniwców. Potem jem śniadanie eko z cykuty i piołunu. Potem jest pranie. To znowu do rzeki. Trę na tej tarze skarpetki ze zrzutów od armi z Juesej. I praca w polu. Obrabiam hektary ręcznie, plantacja kawy i pomarańczy sama się nie obrobi. Do bawełny mam parobków. Wiadomo kto jest od bawełny. Dlatego nie mamy czarnego auta, bo nie widzielibyśmy pracowników na tle karoserii. Jesteśmy bardzo tolerancyjni. Tolerancyjni jak wszyscy w tym kraju. Wieczorami kurwiamy polityków, którzy występują na wszystkich kanałach w telewizji. Wszyscy są źli. Oprócz nas oczywiście. I telewizja taka zła i te internety całe, a w radiu kłamią. Właściwie to nie mamy telewizora, bo nie wypada, takie czasy. Chowamy do szafy żeby nie wyjść na nienowoczesnych. Czasami wieczorem spotykamy się z innymi kobietami żeby wspólnie drzeć pierze i śpiewać ludowe przyśpiewki. Właściwie to spotykamy się tylko po to żeby obrobić dupy tym, które akurat nie przyszły.

Nie mamy pieniędzy. Do pracy nie ma chętnych. Pielęgniarki znowu protestują. Górników przysypało ale oni akurat i tak za dobrze zarabiają. Księża na księżyc! Polska dla Polaków! Na Wyspach za mało nam płacą. Skandal! Nie wpuszczajcie Ukraińców! Zasiłki w Niemczech naszym nie przysługują, skandal! Ale lepiej żeby nasze POLSKIE truskawki zgniły niż mają je banderowcy zbierać, tfu! I jeszcze te sklepy nam w niedziele pozamykali. Bardzo dobrze, niech idą na msze bezbożniki jedne, a nie po sklepach jak jacyś poganie, tfu! Przez te sklepy zamknięte to gospodarka klęka, bo przecież wszystkie podatki na 500+ to od Biedry i Tesco i Lidla. Na polskich ulicach panika. Widać tę biedę. Ludzie słaniają się na nogach, część leży przykryta kartonami po taniej wódce. Ludzie dogorywają z głodu, jest klęska i dramat. Dzieci nie mają zabawek, bawią się kamieniami, rzucają nimi w przejeżdżające Maybachy bezdomnych. Pozostaje tylko modlitwa do Ojca Tadeusza o interwencję NATO. Co się dzieje w tym kraju to ludzkie pojęcie przechodzi. Jest tak źle, że aż w ogóle. Ledwie na wczasy dwa razy do roku wystarcza. To nieludzkie. Za komuny było lepiej. Paszportu nie było, praca była, towaru nie było. Wszyscy byliśmy milionerami, do drugiego województwa jeździliśmy z przepustką i donaszaliśmy czeszki po młodszym bracie. Teraz jest bieda, a Airmaxy z nowej kolekcji trzeba kupić, bo jak bez nich żyć? Jak żyć bez smartfona za cztery klocki? Jak żyć? A sąsiad ma, pewnie ukradł, przecież nie zarobił, bo w tym kraju nie ma pracy dla ludzi z naszym wykształceniem. Sąsiad ma, ja nie gorszy, też mam. Mam, mam, mam!

Plugawe to nasze państwo. Plugawi Ci ludzie. Sami złodzieje, sami debile. Tylko my jedyni nieskazitelni. Znamy się na wszystkim i lepiej położylibyśmy te autostrady i szybciej, i taniej, i piękniej by było gdybyśmy tylko chcieli ruszyć dupę z fotela. Jesteśmy mistrzami w skokach narciarskich, jesteśmy specjalistami od balistyki, formuły 1 i od rządzenia, tak od rządzenia szczególnie! Połowa po zarządzaniu. Zaocznie. W Wyższej Szkole Robienia Hałasu. Znamy się na piłce nożnej, a sędzia kalosz. Znamy się doskonale na giełdzie i na kursie franka. Anulujcie frankowiczom kredyty! Przecież to nienormalne, że walutom zmieniają się kursy. Takie rzeczy tylko w Polsce! Wszędzie na świcie kurs stabilny. Kto normalny bierze kredyt w walucie w jakiej zarabia?! Znamy się na wszystkim, a jak był wypadek, to wiadomo, że pijany małolat w BMW, bo przecież nie trzeźwy staruszek w Fiacie.

Śmietnik w tym kraju straszny, kto na tych debili głosował? W telewizji nic nie ma. Dobrze, że nie mamy telewizorów. Na Pudelku znowu szmira, kto to czyta? Kto dodaje tam komentarze skoro nikt nie czyta? To wszystko spisek. W 17 sekundzie wyraźnie słychać strzały! Schody do nieba w centrum stolicy, można iść w stronę słońca. Byle nie za blisko. Był kiedyś taki Ikar…Był kiedyś też Wałęsa i był Bolek i Lolek, i dwóch takich co ukradło księżyc, i potem ten Ikar leciał za blisko brzozy. Kiedyś to było lepiej, teraz to jakby Kononowicz rządził. Idźcie do kościoła, tam kielich Wielkiej Matki ksiądz pokazuje, a przecież to wszystko ma pogańskie korzenie i ta brzoza pogańska! I wszystko nie takie jak być powinno. Żeby to zmienić najlepiej zacząć od siebie, albo nie, lepiej od sąsiada, bo my to jesteśmy bez skazy przecież...

Jak nauczyć się pewności siebie i osiągnąć szczęście?

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Miał być maj. I jest maj. Maturzyści srają w portki. Janusze palą grilla. Grażyny opalają cycki. Fajno jest. Co roku to samo. Co roku inaczej. I dobrze. Nic dwa razy…Szymborską czaicie? Czaicie. Koty leżą po parapetach i kurz z remontu, tradycyjnie już, unosi się w moim powietrzu. Taki to maj. Chce się już wakacji, urlopu, a tu trzeba zapierdalać. Życie. W sumie nie muszę, ale dobrze by było. Najpiękniejsze jest to, że ta cała przyroda, ta zielenina pręży się do słońca jak penis we wzwodzie i bez białym kwieciem wytrysnął ku niebu. Co roku ten wytrysk zieleni, to kwiecie zapachem ocieka. Co roku przyrodzie się chce. Co roku to samo. Co roku inaczej. Wszystko się rozwija, przepoczwarza, a  Ty?

Taka, dajmy na to, paproć. Roślinka. Ani to mózgu, ani rozumu. Takie niby nic, a mam wrażenie, że jest mądrzejsza niż niejeden człowiek. Nie daje się byle wichrom i byle kosiarce się nie daje. Wyłazi na trawnik regularnie i regularnie jest koszona, a mimo to przebija się uparcie spod trawy jakby chciała powiedzieć “w chuju Cię mam, pokażę Ci, że dam radę!”. I daje radę. Rozrasta się mimo przeciwności losu. Podetniesz ją w okolicy trawnika, rozwlecze się wzdłuż płotu. Jak nie drzwiami to oknem. Taka to siła! A teraz spójrz na siebie. Ktoś Ci mówi, że nie dasz rady. Wkurwiasz się i udowadniasz swoją rację, czy może jeden ruch kosiarki zabija w Tobie całą energię i siłę do przebicia przez trawę? Ja się przebijam. Nawet gdyby kombajn po mnie przejechał, wstanę. Jestem jak ta paproć pośród upartej trawy i brzęczących kosiarek. Pomimo tych cholernych przeciwności pnę się ile sił, bo to ja jestem paproć! Nie przez trawę? To wzdłuż płotu, ale dam radę! Zawsze! 
Skąd we mnie ta pewność siebie? Myślę, że spora w tym zasługa domu w jakim się wychowałam i charakteru z jakim się urodziłam. Pamiętacie jak pisałam, że jestem piękna, mądra i noszę stringi? Pewność siebie wyniosłam z domu. Nie znaczy to, że nie da się tego nauczyć. Da się. Na pewno będzie ciężej, ale się da. Wszystko się da jeśli się chce i jeśli coś się w tym kierunku robi. Samo się nic nie zrobi. Nie ma co słuchać nawiedzonych kołczów. Pierdolą jak potłuczeni. Sprzedadzą Ci kurs za 299 złotych w promocji z 500. Narobiło się specjalistów od wszystkiego. Ten Cię nauczy Social Media, tamten zmotywuje, sramten nauczy pisać bloga. Wszyscy mogą cmoknąć się w pędzel. Nie dowiecie się niczego nowego, niczego czego sami nie bylibyście w stanie ogarnąć. Siła jest w nas. Jest internet, są darmowe źródła. Do wielu narzędzi mamy dostęp, wystarczy poszukać. Serio, nie musicie za to płacić. Chcecie fachowej porady? Są terapeuci, są specjaliści, kołczów i samozwańczych mędrców sobie darujcie. Kilka razy spotkałam się ze stwierdzeniem, że powinnam wypuszczać szkolenia, kursy ale….eeee ja? Mam ładować ludzi w chuja? Jakoś mi to nie leży. Wydam kurs jak wpadnę na coś mega innowacyjnego. Mam motywować za kasę, bo jest to modne? Podziękuję. To już etyczniej będzie pisać recki z wynagrodzeniem, przynajmniej wiem za co biorę hajs, a i przed czytelnikami tego nie ukrywam, że coś tam dostałam.
No dobra. Nie każdy rodzi się popierdoloną paprotką, która wypełza co tydzień spod skoszonej trawy. To skąd wziąć tą pewność siebie? Z siebie! Nie będę tu podawać recepty, bo takiej nie ma. Nie powiem Wam jak żyć, ale mogę powiedzieć jak ja żyję. Żyję prosto. Żyję dobrze. Lubię jak mi dobrze. Nikt nie lubi jak mu źle. Dlatego od zawsze dążyłam do “dobrze”. Nigdy po trupach, ale zawsze po swojemu. Chciałam zarabiać dobrze? Kroczek po kroczku zdobywałam doświadczenie i w końcu jest dobrze. Nikt mi nic nie dał, co się ujebie to moje, ale nie bałam się zmieniać kwalifikacji zawodowych, nie bałam się jebnąć niesatysfakcjonującej roboty z dnia na dzień. Nie boję się! Bo strach paraliżuje, a przecież kto nie ryzykuje ten nie pije szampana. Nigdy nie marzyłam o białej sukni, marzyłam o szczęśliwym związku. Związku pełnym zrozumienia, związku takim gdzie możecie razem pogadać o wszystkim, bez tajemnic, bez tabu, bez kłótni. I mam. Trafiali się wcześniej jacyś faceci niepasujący do mojej wizji- out. Bez płaczu nauczyłam odcinać się od ludzi. Ostro, szybko, jak ostrym nożem. Toksyczne znajomości najlepiej szybko zakończyć. Ludzi, którzy ciągną w dół należy w tym dole zostawiać i piąć się w górę. Nieważne czy w dół ciągnie Cię facet, przyjaciółka, czy szwagier. Ciach! Jak ostrym nożem. Zaboli, zapiecze i jesteś nowym człowiekiem. Lepsze szybkie cięcie niż pitolenie nożem do masła i rozwlekanie jątrzących ran. Trzeba nauczyć się lekkiego egoizmu. Całego świata nie zbawisz, ale swój świat możesz wykreować dowolnie. Najlepiej zacząć od małych kroczków, potem można rzucić się na głęboką wodę. Jestem osobą, która dużo analizuje, czasami za dużo, ale z drugiej strony to dobrze, że zakładam plan A, B i C, a czasami nawet D. Plan planem, ale cel jest jeden. Ustalam sobie cele i je osiągam. Robię co mogę, a jak nie mogę to wymyślam inne rozwiązanie. Tak czy siusiak, to co chcę- osiągam. Nic nam z nieba nie spadnie, a jeśli czasem spada- nic tylko się cieszyć i zapierdalać dalej, bo nic dwa razy…no wiecie, Szymborska. Bądźmy wdzięczni za to co mamy i bądźmy uparci w zdobywaniu kolejnych baz na swojej drodze do szczęścia. Mówmy głośno czego chcemy, działajmy, nie poddawajmy się. Czym jest szczęście? Dla każdego to coś innego. Szczęście to takie puzzle. Całość składa się z wielu elementów. Dla jednego będą to puzzle o nazwie miłość, rodzina, dobrobyt. Dla drugiego będzie to kariera, zdrowie, czerwony samochód i wczasy na Cyprze. Dla trzeciego dzieci, grill na działce i święty spokój. Żadne puzzle nie są złe, wszystkie są prawidłowe dla danej osoby. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, żeby ułożyć swój idealny obrazek.
Jesteśmy tylko i aż ludźmi. Nie ma dla nas rzeczy niemożliwych, ale czasami musimy się napocić żeby swoje zdobyć. To nic nie szkodzi! Mojego potu może inni nie widzą, ale osiągnięte cele odhaczam z radością. I dla tej radości, dla tego szczęścia warto zapierdalać.

Nie czekaj na maj!

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Kwiatki nie podlane, blog czeka, robota wali się na łeb. Dzień jak dzień. Putin wygrywa wybory, cóż za zaskoczenie! W telewizji Mejdej Majdan Ajem Wiktoria Bekam. Wojewódzki się kończy, Chada umiera. Świat kręci się dalej. Pada śnieg, jak w piosence dwóch niewiast, na szczęście śnieg pada cicho. A to przecież prawie kwiecień! Byle do maja! Życie toczy się tak samo jak zawsze, zupełnie inaczej niż zwykle. Każdy dzień podobny do siebie. Żaden dzień do siebie niepodobny.

Żeby chociaż maj był! Bo w maju to wszystko takie inne, bardziej kolorowe. Żyć się chce! Kwiaty kwitną, grill się pali, ludzie się uśmiechają i ciepło jest (przeważnie). Wiosna się wlecze jak komornik za dłużnikiem. Jakoś tak się nie chce, chociaż by się chciało. Chciałoby się żyć, ale jak żyć Panie Premierze?! Jak żyć…Ten śnieg zupełnie niepotrzebny i poniedziałek znowu. Pamiętaj! To ostatni poniedziałek w tym tygodniu! Żyjesz. Żyjesz, nie ważne czy do maja blisko, czy daleko. Dostałeś szansę, żeby do tego maja dożyć i do sierpnia i może nawet do listopada za 60 lat. Tak wiele masz, tak wiele wymagasz. Wymagaj od siebie, nie czekaj. Nie czekaj na maj. Nie czekaj na jutro. Nie czekaj. Żyj! Nie doceniasz, nie widzisz chociaż patrzysz. Kiedy ostatni raz zadzwoniłeś do kogoś kto chodzi Ci po głowie? Zadzwoń. Co z tego, że późno. Jutro może być za późno. Ja też czekałam. Zabrakło czasu. Czasami głupie pomysły są najmądrzejsze. Czasami powściągliwość nas gubi. Czasami warto pierdolnąć wszystko i zapytać o byle gówno. Czasami warto pomóc komuś, kto z pozoru  problemu żadnego nie ma. Czasami Ci najbardziej uśmiechnięci krzyczą po cichu o pomoc. Czasami cierpienie jest tak głośne, że nie da się usłyszeć. Być może czasami nie możesz pomóc. Może chcesz cofnąć czas. Nie da się. Nie wszystko człowiek jest w stanie zrozumieć, czasami nie ma czego rozumieć, czasami wystarczy żyć. Nie wszystko jest od nas zależne, a może coś od nas zależy. Nie wiemy. Lepiej spróbować niż potem żałować. Lepiej nie żałować. Lepiej być upierdliwym, narzucać się….czasami warto. Czasami warto rzucić wszystko i być. Zanim będzie za późno…
W telewizji znowu ten sam szlam. Ktoś kogoś zabił, ktoś komuś pomógł. W serialu się zdradzają, w pogodzie śnieg i mróz. Żeby chociaż maj był! Weź to wszystko pierdolnij. Nie czekaj. Na maj był plan. Jadę do niej. Do mojej przyjaciółki. Będzie szał, będzie picie nalewki, wspólne wieczory i może w góry wyskoczymy. Ach! Jaki to miał być maj! Nie będzie. Nie żyje. Maj będzie bez niej. Kolejny maj też i kolejny, kolejny, kolejny…
Kiedy już opadają emocje. Kiedy wiesz, że czasu nie cofniesz. Kiedy wiesz, że już nigdy nic nie będzie takie samo mimo iż każdy dzień taki podobny, bierzesz wdech. Żyjesz. Żyjesz chociaż jakaś cząstka Ciebie umarła na zawsze, bo wiesz, że ten maj nie będzie taki jak w planach. Ale będzie, będzie dla Ciebie maj. I przestań czekać na kiedyś. Żyj tu i teraz. Owszem, planuj, myśl o przyszłości, ale nie zapominaj o tym co teraz. Podlej kwiatki, zadzwoń do kogoś kto od dawna chodzi Ci po głowie, bo nigdy nie wiesz co przyniesie jutro. Chcesz zacząć ćwiczyć? Ćwicz! Chcesz jechać do Francji? Jedź! Nie masz za co? Już dziś zacznij wrzucać do skarbonki choćby marny grosik. Wszystko jest możliwe! Póki żyjesz możesz osiągnąć wszystko! Wszystko możesz zrobić! Twój los jest w Twoich rękach! Nie czekaj na maj! Żyj tu i teraz! 
 
Dziękuję Jej za każdą niesamowitą chwilę. Za wspólne łzy radości i wkurwienia. Za każde dobre słowo i głup tekst, za wspólny czas. Gdzieś teraz siedzi i pewnie to czyta i drze na mnie mordę, że przecież u Niej wszystko ok i co ja odpierdalam. Tęskni mi się do Niej, ale czasu nie cofnę. Ile to już bez Ciebie? Za chwilę 3 miesiące… Dziękuję, że dałaś mi tę siłę. Już nigdy nie będę czekać na maj żeby zacząć żyć, bo przecież żyję.
Po co to piszę? Nie czekajcie. Żyjcie!

Czym się różni hejt od krytyki?

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Kiedyś już pisałam o tym jak poradzić sobie z hejtem, ale co to właściwie jest ten cały hejt? Jak odróżnić hejt od zwykłej krytyki? Wystarczy napisać byle gówno, byle żart, czasami zwrócić na coś uwagę i już chcą Cię spalić na stosie. Ludzie przestali odróżniać wyrażanie własnego zdania od hejtu. To, że ktoś Ci napisze, że żółty pasuje Ci bardziej niż zielony nie znaczy, że ma coś złego na myśli. To, że ktoś Ci mówi, że w życiu nie kupiłby takich butów jak Twoje, nie znaczy, że musisz częstować go banem. To, że…Można wymieniać. Jak nie byłeś na Pudelku to chuja wesz o hejcie ?

Byłam na Pudelku, więc wiem co to ludzki upadek. Nie, że byłam poczytać. Byłam tam obsmarowana. Pudelek tylko podsycił, ludzie zjechali jak burą sukę. Zacznijmy od tego, że miałam niezłą polewkę z tego jak ludzie mnie świetnie znają widząc po raz pierwszy w życiu. Ciekawe doświadczenie, przejąć się nie przejęłam, bo niby czym? Zastanowiło mnie tylko to skąd oni maja tyle czasu, że chce im się jakąś wsiurę komentować. Chciałabym żeby dali mi każdy po minutce z ich dnia, odpoczęłabym sobie. I tam właśnie widać prawdziwy hejt. Wypisywanie tekstów typu “wypierdalaj na wieś”, “ty głupia suko”, “pojebana kretynka”, “lansuje się za kasę faceta”, “pewnie dużo zapłaciła za artykuł na Pudlu” bardziej mnie rozśmieszyło niż sprawiło przykrość, bo na zjebanych ludzi mam wyjebane. Ale to jest moi drodzy prawdziwy hejt. Hejt to pisanie z dupy wziętych tekstów mających na celu… a chuj wie co hejterzy maja na celu, chyba chcą wkurwić i wylać swoje smutki. Biedni. Ze mną im się nie uda, nawet mnie to cieszy, że piszą, bo źle czy dobrze- ważne, żeby nazwiska nie przekręcali. Ale trafi się jakaś spłoszona sarenka, której ktoś napisze, że jest pojebaną suką z patologicznej rodziny i różnie może się to skończyć. Świata nie zmienię. Niestety…
Jest też druga strona medalu. Nadinterpretacja. Kto mnie zna ten wie, że jak coś komentuję, to z jajem. I Ci którzy mnie znają oraz Ci, którzy chwytają dowcip rozumieją co mam na myśli. Zdarza się jednak, że pisze coś z przymrużeniem oka i  trafi się ktoś, nazwijmy go mniej lotnym, który interpretuje moją myśl według tylko sobie znanych wytycznych. W skrócie- nie każdy rozumie mój ciężki humor. Czasami wyjaśniam oburzonemu, czasami szkoda mi nerwów i olewam. Nie biorę odpowiedzialności za to co ktoś sobie wymyśla i dodaje.
Jest jeszcze trzecia strona medalu. Wiem, że medal ma dwie strony. Dobra. To jest jeszcze kant. Kant medalu. Twórcy internetowi. Wrzucam tu wszystkich, nie tylko blogerów, bo narobiło się i instagramerów i innej zarazy ? Kiedy na różnych grupach poruszany jest temat hejtu, większość krzyczy, że jak jest hejt, to od razu ban. I zgoda. W swojej karierze akurat nikomu bana nie dałam na blogu, ale ze 3 komentarze usunęłam. Były to komentarze w stylu “ty suko”, “ty wieśniaro bez gustu, chodzisz w szmatach i tak wyglądasz” oraz “zamknij tego chujowego bloga, twoje koleżanki (i tutaj nazwiska) to takie same idiotki jak ty”. Przytaczam komcie z pamięci, ale sens pozostaje ten sam. Sami rozumiecie dlaczego usunęłam. Najobrzydliwszy był komentarz z nazwiskami, bo ja- pal licho, ale jak można obrażać moje koleżanki z reala, które z blogiem nawet nie mają nic wspólnego? Podejrzewam, że był to ktoś z okolic, bo raczej nikt z drugiego końca kraju nie zna danych moich znajomych. I ok. I to jest hejt. I tu można kasować, usuwać, zgoda.
Ale co powiecie na to, że niedawno dodałam komentarz na blogu znanej dosyć osoby gdzie napisałam, że kosmetyki są okej, ale u mnie niestety się nie sprawdziły i raczej do nich nie wrócę. Komentarz się nie ukazał. Nie ma. Kosmetyki mają TYLKO pozytywne recenzje. Śmierdzi mi to na kilometr. Nie napisałam, że kosmetyki są chujowe jak siedem nieszczęść. Nie. Napisałam, że u mnie się nie sprawdziły. Blogerka sama pytała o wrażenia. Napisałam prawdę i zostałam potraktowana jak hejter obrzucający kogoś gównem. Twórcy internetowi tez zaczynają jakąś wielką nadinterpretację. Kiedy mi ktoś pisze, że się ze mną zupełnie nie zgadza chętnie podejmuję temat. Lubię poznać czyjś punkt widzenia, być może zmienię zdanie, a może dowiem się czegoś nowego. Trzeba być istotą otwartą na różnice, bo różnice są piękne! Wyobrażacie sobie gdyby wszyscy ze wszystkimi się zgadzali i potakiwali? Trochę takie kurwa chore.
A jak mam dobry humor, to lubię się poznęcać nad tymi, którym wydaje się, że mogą się poznęcać nade mną. Celowo nie zamazuję nazwisk, no bo po co? W końcu chyba są odważni i pewni swoich racji, więc mogę.
Trzeba nauczyć się odróżniania krytyki od hejtu. Granica jest płynna, ale jednak widoczna. Kiedy przyjaciółka mówi mi, że w życiu nie kupiłaby kolorowej sukienki, wiem, że tak jest i nie pije do mnie, że taką właśnie kupiłam, bo doskonale wiemy, że mi będzie pasować. To, że komuś się coś nie podoba, nie zgadza się z nami, to nic złego. Różnice są piękne, prowokują do ciekawych dyskusji. A jak ktoś Wam pisze, że jesteście głupią suką, to niech wypierdala. Po prostu.  

O tym jak Vogue obnażył kompleksy Polaków

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Kraj poruszony zdjęciami w pierwszym polskim wydaniu Vogue. Kupiłam i ja. Przejrzałam, wcale mnie te zdjęcia nie dotknęły, ale dotknięci poczuli się Polacy, może tysiące, może miliony, chuj wie. Fala oburzenia przetoczyła się przez internety. O Vogue mówią wszyscy. Internet, telewizja, radio, plotki z koleżankami, temat Vogue ciągle żywy. Śmieszy mnie to. Śmieszy mnie jak bardzo ludzie są przewrażliwieni, zakompleksieni i jak bardzo wstydzą się własnego kraju. Nie będę dzisiaj recenzować gazety. Nie napiszę o milionach reklam, bo wiadomo było od początku, że reklam w takim magazynie jest dużo. Napiszę dzisiaj o tym jak bardzo zwykła gazetka obnażyła kompleksy naszych rodaków.

Pałać Kultury i Nauki w smogu? Czarna Wołga? PRL-owski klimat? No tak. Nie ma co się oburzać. PKiN to dar od narodu radzieckiego dla narodu polskiego. Tak było. Po co się buntować? Po co zamazywać historię? Była historia dobra i zła, była i obojętna. Tacy wszyscy wkurwieni na ten dar narodu radzieckiego, burzyć go chcą. Po co? Idąc tym tropem- wyburzmy piramidy, w końcu to dar od kosmitów. Wyburzmy Wawel, Stocznię Gdańską wyburzmy. Zapomnijmy o naszej historii, udawajmy, że żyjemy w bogatym kraju, bez żadnych kontrastów, jest pięknie, nie ma tu łez, nie ma cierpienia, nie ma biedy i nie ma historii. Nie ma korzeni, nie ma kraju. Nie ma nas. Niczego nie ma jak w idealnym świecie u Kononowicza.
Tu jest smog. Jest syf i jest też pięknie. Jest czasem krzywo, jak na fotografii Tellera. Czasami jest prosto. Czasami fajnie, czasami źle, a czasami tak zwyczajnie. Po prostu. Jak na tym zdjęciu. A ta nieszczęsna Wołga? Vogue – Wołga. Gra słów. Przypadek, czy nie, pasuje.
Z czym kojarzy się Polska obcokrajowcom? Z Warszawą. Z czym kojarzy się Warszawa? Z Pałacem Kultury i Nauki. Proste.
Z czym kojarzy się obcokrajowcom nasz kraj? Z polami, łąkami, lasem, przyrodą. Z kapustą, grzybami, schabowym, pierogami, cebulą, ogórkami kiszonymi, wódką…z dobrym jedzeniem i mocnym alkoholem. Zapytajcie Francuza o Polaków. Ja pytałam. Pierwsze skojarzenie dla Francuza to popularne w ich kraju powiedzenie “pijany jak Polak”, co oznacza mniej więcej tyle, że nawet jeśli ktoś jest urżnięty na maksa, to i tak zachowuje trzeźwość umysłu. Zapytajcie Amerykanina o Polskę. Pytałam. Jeden upewniał się czy Polska to oby na pewno nie część Rosji, drugi powiedział “wódka, ładne dziewczyny i gołąbki”. Możecie pytać innych. Proszę bardzo. Polacy tak bardzo wstydzą się wsi, że zapominają, że całą Polska na świecie jest postrzegana jak wieś. I nie ma w tym nic złego! Wieś to przecież swojskość, beztroska, radość, oczywiście także ciężka praca, ale wieś jest na świecie nacechowana pozytywnie. W Polsce wieś kojarzy się nadal negatywnie. Kto negatywnie odbiera wieś? Osoby zakompleksione, chcący na siłę odciąć się od własnych korzeni, bo wieś to dla nich wiocha. Tymczasem wiochą jest wybujałe ego. Bo czy ja, pochodząca ze wsi nie mogę wpierdalać chleba ze smalcem i używać perfum Chanel? Czy nie mogę wylegiwać się na tarasie obserwując sarny, a potem polecieć na wczasy pod palmę? Owszem mogę i to robię. Nie mam kompleksów. Nie ciąży mi wieś. Wieś ciąży osobom niepewnym. Osoby takie czują się gorsze, niestabilne, na siłę próbują odciąć się od swojego pochodzenia. Boją się, że ktoś im powie, że są gorsi i to właśnie oni oburzają się na zdjęcia w Vogue.
No bo jak to tak żeby pierwszy numer tak światowego magazynu pokazywał światowej klasy polską modelkę na kartoflach albo na kapuście? A co w tym złego? Z tym jesteśmy kojarzeni i to wcale nie negatywnie. To w naszych głowach mamy negatywne obrazy ziemniaków, sami to sobie ubzduraliśmy. Sami! Jesteśmy jednym z liderów w eksporcie tej cholernej kapuchy i kartofli. Amerykanin nie oburza się na stwierdzenie, że w jego kraju połowa pól to kukurydza. Nie, on się z tego cieszy, chwali się tym, jest dumny ze swojej ojczyzny i wpierdala tę jebaną kukurydzę przy każdej okazji. Polak woli bezglutenową cieciorkę, która przeleciała przez dupę słonia, bo takie żarcie jest modne. Sfrustrowany Polak wrzuca na Insta szpinakowe ciasteczka z olejem z liści bananowca, bo to jest ładne, bo to wygląda, a po cichu wpierdala pierogi od babci, ale tak żeby nikt nie widział, bo przecież wiocha. 
Często jestem pytana czym różni się miasto od wsi. No drodzy państwo, liczbą mieszkańców! Wyłącznie! Mam wrażenie, że mam większe poczucie pewności niż “te miastowe” i “te z telewizji”, i “te z gazet”. Dużo czytam, dużo się uczę, dużo pracuję, zdobywam swoje cele jeden po drugim, kupuję drogie sukienki i kupuję tanie jabłka. Czasami jadę na drogie wczasy, a czasami idę do Biedronki na zakupy. Nie mam z tym żadnego problemu. Nie czuję wiochy w tym, że mogę to co chcę. Mogę wrzucić na Insta chleb ze smalcem, lubię przecież, nie wstydzę się tego. Mogę wrzucić na Insta fotę z dobrej restauracji, też przecież lubię czasem pójść w dobre miejsce.
Zdjęcia w Vogue tak bardzo pokazują, kto ma kompleksy i oburza się na główkę kapusty. Olaboga! Rubik ma skarpetki do szpilek! A jeszcze rok temu jak mówiłam w wywiadzie dla WO, że lubię czasami założyć skarpetki do szpilek to wywołało to ogromne zdziwienie. No proszę, nawet Rubik tak robi i to rok po mnie.
Zdjęcia w Vogue, to lekkie nawiązanie do turpizmu, do niedoskonałości, naturalności i pewnych niedociągnięć. I to jest właśnie piękne! Taki jest nasz kraj! Ciężko jest wytłumaczyć niewidomemu jak wyglądają kolory i ciężko jest pokazać Polakom jaki jest ich kraj. Ciężko jest wytłumaczyć, że Polska kojarzy się na całym świecie z wsią, z kapustą i drogimi szpilkami w błocie. Kurwa! Tak jest! Mało razy w drogich szpilkach w błoto wlazłam?! Polacy obudźcie się, słowo wieś nie jest nacechowane negatywnie, to Wy stworzyliście sobie ten obraz w ograniczonych głowach! Polska to jedna wielka wieś i powinniśmy być z tego dumni. Powinniśmy być dumni tak samo z Anji Rubik jak i z tego, że eksportujemy dużo kapusty. Jak pokazało Vogue, nie jesteśmy na to gotowi w ogóle…

Jak działa internet? Stop making stupid people famous!

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Głupie pytanie w tytule? Chyba nie. Mam wrażenie, że większość internautów nie wie jak ten internet działa. Dlaczego promowane są osoby kontrowersyjne i niekoniecznie takie, które mają coś ciekawego do powiedzenia? Dlaczego clickbaitowe nagłówki wodzą na pokuszenie i dlaczego reklamy Lisa nie zbawiły go ode złego amen? Dlaczego w kółko widzicie te same śpiewające karpie albo lalki Barbie, a ja ich nie widzę? Skąd się dowiedziałam kto to jest Deynn i dlaczego nadal nie wiem kto to kurwa jest? Na te i inne pytania postaram Wam się dziś odpowiedzieć, albo i nie. Ale spróbuję.

Stop making stupid people famous!

Napierdalasz po tym Fejsie ino świst i gwizd i pieruny siarczyste. O! Jest jakaś Barbie! Obejrzysz filmik. Skomciasz, że omajgad jaki to glonojad przebrzydły i co to tera w tych telewizorach pokazujo. Jedziesz dalej. Jakieś siostry śpiewają. Klikasz dźwięk. Słuchasz. Komciasz, że omajgad kto ich kurwa z zoło wypuścił, że masakracja taka, że rzyg i tak w ogóle kto to ogląda, że po co to wstawiać. Jedziesz dalej. Znowu Ci się Barbie pokazuje? Ot kurwa surprise! A skomciasz, że wszędzie to gówno pokazujo, że świat się kończy, omajgad, omajgad. 
Po pierwsze- chuj Cię obchodzi czy ktoś ma naturalne usta, czy też napompowane tak, ze mu się od silikonowych cycków z echem odbijają. Krzywdzi Cię to? No chyba nie. Jeśli to nie Twoja estetyka, to sobie takich nie rób. Jeśli to nie Twoja estetyka, to weź nie klikaj, nie komentuj i przestań się zastanawiać dlaczego ktoś to promuje. Ty to promujesz. Klikając, lajkując (nawet buźką typu brrr), komentując sam to promujesz. Kiedy udostępniasz coś choćby dla beki tworzysz nowego celebrytę. Nabijasz mu kabzę realną kasą. Klikasz, serwisy widzą, że coś staje się popularne i doją hajs dalej, wrzucają tego więcej i więcej, a Ty klikasz i wciąż piszesz jakie to okropne. Chuj ich obchodzi czy to dla Ciebie be czy cacy- hajs się zgadza.
Czaisz już jak to działa? Wiecie, że lokalne media zainteresowały się mną dopiero kiedy zaprosił mnie TVN? Czary. Chwilę po mnie w DDTVN zasiadła Barbie i słuch po mnie zaginął, bo przecież mówiłam z sensem, a kto by tam klikał coś sensownego. Pod postami z Barbie pojawiały się komentarze “a dlaczego nie pokazujecie fajnych, normalnych kobiet?”, pokazali, ale Ty tępy chuju wolałeś komciać tej lasce, to będą pokazywać ją na Twoje życzenie. Nie żebym ja się tu jakoś wywyższała czy coś, nie mam nic do tej dziewczyny, ale tak sobie myślę, że trzeba było sobie do tej telewizji kutasa na czole wytatuować, to by gadali o mnie do wiosny. Nawet gdzieś mignął mi się komentarz, że odjebałam kitę, bo nie przeklinałam w ŚNIADANIÓWCE (eee programie śniadaniowym??), że niby taka jestem sklęta, a tam taka grzeczna byłam. Dlaczego? Dlatego, że potrafię się zachować tępe dzidy. Przy dzieciach znajomych też nie przeklinam, ani w urzędach, ani w sklepach. To co miałam zapierdalać do telewizji żeby z ukrycia rzucić kurwą? Ot thug life! Taka jestem krejzolka. Błagam…dzieci to oglądają…
Wiecie co robić, żeby Wam się shit nie pokazywał? Nie klikać w shit. Klikać i promować to co dla Was fajne i wartościowe. Ja tak robię i pokazują mi się fajne rzeczy. Nie łażę po Pudelkach (chyba, że o mnie chuje napiszą), nie klikam byle gówna i zawsze wspieram znajomych blogerów, bo wiem, że komcie i lajki mogą dać im powera do działania, a wartościowe osoby trzeba wspierać, żeby nie zaginęły między tym całym szambem.

Jak działa internet?

Ludzie klikają co popadnie, a potem zdziwieni, że na maila przychodzą oferty kremu na powiększenie penisa. Swoją drogą to chyba te kremy działają, bo czasami spotykam osoby, które są ogromnymi kutasami. No takie jest życie, że jeden będzie chujem, a drugi będzie w porzo. Ostatnio dowiedziałam się, że Deynn to kawał chuja. Szkoda, że nie wiedziałam kto to. Jako nieprzecięty człowiek nie zapytałam jak większość ludzi na FB- “A kto to kurwa jest?”- tylko sobie wygooglowałam. I dalej nie wiem. Właściwie nie wiem kto ją wypromował i w jakiej dziedzinie, bo osoba ta niczym konkretnym nie błyszczy. Ale nie moja sprawa. Afera też mnie nie interesuje. Trzymam się z daleka od wszelkich afer i bagienek. Poruszam ten temat dlatego, bo gdyby nie jakaś afera w życiu bym o lasce nie usłyszała. Widzicie? Gówno zawsze głośno krzyczy. Być może laska ma coś ciekawego do powiedzenia, ale jeśli tak nawet jest, to o niej nie słyszałam, ale jak coś jest zaferzone, to wieści moment się rozchodzą. Nie widziałam żeby znajomi klikali jej posty, ale zaczęli klikać jak jej się noga powinęła. To świadczy nie o niej, a o zawiści ludzi. Coś komuś nie wyszło? “Zajebiście! Niech się za robotę weźmie, a nie tylko foteczki, niech zapierdala jak ja za 1500 złotych, hołota”. Bo jak ja nie mam, to czemu ktoś ma mieć? Zamiast – jak ktoś ma, to może i ja spróbuję? Jprdl…
Jak działa internet? Podstępnie! Clickbaitowe nagłówki przyciągają uwagę. Zosia z Krysią klikają, a potem oburzają się, że przecież to oszustwo. Nie, to nie jest oszustwo, to manipulacja. Manipulacja, która działa. Ludzie klikają, wchodzą, a kasa leci. Potem Ci ludzie są oburzeni, ale klikają kolejne podchwytliwe tytuły typu “Ludzie jej nienawidzą! Zarobiła 5 tysięcy nie wychodząc z domu, a wszystko dzięki…”. Wszystko dzięki takim frajerom, którzy klikają w te bzdurne nagłówki. To zupełnie jak z kołczami. Ale o kołczach innym razem? Sama lubię bawić się słowem, lubię kiedy mój tytuł przyciąga, ale robię to (mam nadzieję!) taktownie.
Niektórzy napierdalają tymi paluchami gdzie popadnie, a potem dziwią się jak im dziwne rzeczy wyskakują. Samo się nie robi. Przekonał się o tym kiedyś Tomasz Lis. Tomuś wrzucił skrina na Twittera, a na skrineczku reklama ukraińskich singielek, iukwim? Biedak podniósł lament, że co to za reklamy wyświetlają się na PISowskich stronach. Biedak nie wiedział co to reklama kontekstowa. Więc jeśli po nocach zamawiasz wibratory na AliExpress, to uważaj potem jak z mamusią Pudelka przeglądasz, bo wielce prawdopodobne jest, że wyskoczy Ci reklama półmetrowych dildosów? To się samo nie robi.
W internecie nic się samo nie robi. Generalnie nic nigdzie się samo nie robi. Nawet żeby się wysrać trzeba najpierw zjeść. Chcecie mieć ładny internet? Klikajcie, to co lubicie, a nie dissujcie to co Was wkurwia. Pamiętajcie, że ładne kwiatki bardzo szybko znikają pod stertą gówna. Gówno ma intensywniejszy zapach niż stokrotka, a chyba wolicie dzielić się z innymi bukietem kwiatów, a nie obrzucać gównem? Tak czy siak- wybór należy do Was. Ja o ładne kwiatki dbam.

Ze mną się nie napijesz?

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Święta za nami. Przed nami Sylwester. Trzech Króli. Weekendy. Walentynki. Wielkanoc. Majówka. Wesela. Chrzciny. Poprawiny. Soboty i piątki i… Z jakiej okazji dziś się napijemy? Z okazji urodzin Ani. Ani moich, ani Twoich. Zawsze jest okazja żeby jebnąć se browarka, albo obalić flaszkę. Tu jest Polska, tu się pije. A Ty co? Ze mną się nie napijesz? Ze mną? No kurwa! Polewaj!

Wiecie dlaczego za małolata Mama na imprezy mnie puszczała? Bo się nie puszczałam, a i wódki umiałam odmówić. Jasne zdarzył się browarek, winko jakieś. Wszystko dla ludzi, ale kiedy ktoś wyjeżdżał z tekstem- “Ze mną się nie napijesz?”- odpowiedź była jedna, nie i chuj. I chuj mnie obchodziło co ktoś sobie myślał, nie to nie. Nie będę tu grać świętojebliwej. Ale mam znajome co to trzeba było pod kranem cucić, bo przeholowała z wódką, albo tak się ujarała, że wstyd było do domu odstawić. A teraz co? A teraz to one są czyste jak łza, bo studia w Wyższej Szkole Hałasu zrobiły, rodziny mają, dzieci, pracę. Ale one nie piły, no gdzież! A dziecka to nie zaszczepią, bo chemia, a alkoholu to one nigdy, a dzieciak do osiemnastki z domu nie wyjdzie. Zapomniał wół jak cielęciem był. Otóż ja od czasu do czasu alkohol piłam i piję, ale to zawsze ja byłam tą, która ogarniała najebane koleżanki i otrzeźwiała je pod kranem. Te same, które dziś twierdzą, że one alko nie lubią i nigdy nie piły, ale wino przed snem potrafią po cichu pierdolnąć przed snem. Hipokryci.
Polska jest w czołówce państw gdzie pije się najwięcej. Dlaczego w innych krajach można wypić piwko na placach, skwerach, w parkach, a u nas nie? Bo Polacy nie potrafią pić. Musza się najebać. Nie dorośliśmy do tego, żeby znieść zakazy. Zawsze jest okazja. Ile razy w święta usłyszeliście ten chujowy tekst, że no jak to ze mną się nie napijesz? No właśnie. A u mnie w domu rodzinnym nie było czegoś takiego jak wódka na wigilijnym stole. Nie było chlania z okazji chrzcin czy komunii. Czyje to kurwa święto? Alkoholików? Znacie jakichś alkoholików? Pewnie teraz przed oczami macie jakiegoś Pana Janka spod sklepu. Błąd. Pewnie spory procent znajomych jest alkoholikami. Część może nawet zdiagnozowanych. I tych, którzy się leczą, doszli sami do tego, że przegięli pałę, trzeba wspierać, a nie jebnąć do nich z tekstem- “no daj spokój, jedno piwko jeszcze nikomu nie zaszkodziło“. Ręczę, że szkodzi czasem i jedno piwko, a takie teksty tylko dołują osobę, która chce wyjść z nałogu. A alkoholikiem stać się łatwo, bo alkoholizm, to nie Pan Janek spod sklepu, alkoholikiem może być każdy. Taka demokracja.
Alkoholizm to nie tylko problem ubogiej część społeczeństwa. Alkoholizm nie patrzy na to ile kto zarabia, zmienia się tylko cena trunku. Pan Janek spod sklepu walnie sobie jabola za dziesięć zeta, a adwokat wypije drogie whisky. Jaka to różnica oprócz kilkuset złotych? Żadna. Demokracja. Alkoholików co niemiara, ale oni oczywiście twierdzą, że “nie? Ja? Ja tylko w weekendy, ja tylko piwko”. A gówno prawda. Jeśli jest regularność w piciu, to jest to alkoholizm. I nie ważne czy to winko przed snem, dwa piwka po robocie, najebka do bólu raz w miesiącu, albo koniaczek do filmu. Jeden chuj. Jeśli ktoś nie wyobraża sobie konkretnej czynności bez dawki alko, to jest to alkoholizm i koniec. I nagle 70% ludzi w okół to alkoholicy. Nieźle co?
Po co to wszystko piszę? Bo mam już dość zdziwienia na twarzach ludzi, że jednak się z nimi nie napiję. Dlaczego? A no, bo może nie mam akurat ochoty, a wódki czy bimbru zwyczajnie nie lubię. A jak czegoś nie lubię, to po chuj mam się męczyć? W imię czego? “Bo Ty przecież jesteś Pudernica, ze wschodu, Ty musisz wypić”. Ja nic nie muszę, a takim namawianiem tylko mi się odechciewa jeszcze bardziej. Poszłam kiedyś na wesele i nic nie piłam, bo nie zwróciłam uwagi, że jest alkohol. Jadłam i tańczyłam. Potem ktoś mnie zapytał dlaczego nie piłam, a nie piłam, bo zapomniałam?Potrafę się świetnie bawić bez wspomagaczy. Najbardziej szokuje informacja, że nigdy nie urwał mi się film, nigdy nie byłam porządnie napita, nigdy nie wyrżnęłam orła i stopuję drinki w tylko mi znanym momencie. Piję dla smaku, dla towarzystwa, czasami na humor ale tylko jeśli chcę. Nie upijam się, bo po co mam się męczyć? Mam twardy łeb. Kaca nie miewam. A dlaczego? Bo nawet jeśli piję, to mam umiar. Mogę wypić dużo, ale po co? Uwielbiam dobre, kraftowe piwa. Jeśli mam wypić jakieś siki z browarów Kampanii Piwowarskiej (te wszystkie piwa co są na każdej półce), to nie piję wcale. Od czasu do czasu wypiję trochę wina, dobrej nalewki z przyjaciółkami. Średnio wszystkie zbieramy się rzadziej niż raz na miesiąc. Zdarza mi się wypić zimne piwo latem i grzańca zimą. Zdarza mi się rzadko, bo nie mam ani czasu, ani mnie nie ciągnie. Wolę się najeść. A zjeść to ja mogę ho ho!
Nie wyobrażam sobie jak mogłabym być od czegoś uzależniona. Rozumiem oczywiście, że ktoś może mieć do czegoś ciągoty, ale sama nie pozwoliłabym sobie żebym była od czegokolwiek zależna. Lubię mieć władzę nad sobą. Władzę nad moją głową, nad moim ciałem i moją psychą. Nie lubię być słaba. Nałogi? Lubię jeść, lubię spać, piję po 2-3 półtoralitrowe flaszki wody dziennie, zielona herbata jest zawsze. Ale alko? No kurwa! Mogłoby zniknąć na całym świecie i nawet bym się nie przejęła. No może tęskniłabym za dobrym kraftem czasami, ale tylko tyle.
Wszystko jest dla ludzi. Ja nie lubię wódki i czekolady. Jeśli ktoś wymusza na mnie picie wódki, albo jedzenie czekolady- niech spierdala. Właściwie, to ja w ogóle nie rozumiem namawiania do czegokolwiek. Moje życie, mój wybór. Namawiana do czegokolwiek buntuję się i bądźcie pewni, że wtedy odmówię. Chcesz pić- pij. Nie chcesz- nie pij. Proste. Nie moja broszka. Tylko należy pamiętać, że wszystko może być trucizną. I codzienne piwko przed telewizorem, to nie jest błaha sprawa. Łiskacz dla relaksu, to nie jest dobra droga. Wieczorne wino siedem razy w tygodniu, to nie jest lepszy sen. Weekendowe chlanie, to nie powód do dumy. Afterki i dziwne instastories to żenada.
Róbcie sobie co chcecie.
Ja nic nie muszę.

W głowie szalet- PKiN, króliczki Prezesa, TVN i hora curka w Simsach

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Zniknę ze świata na trzy dni i tyle się dzieje, że w głowie szalet. Śmieszno i straszno, ale głowa moja chyba zdrowa psychicznie. W każdym razie niezdiagnozowana, to pierwsza kamieniem nie rzucę. Jak rzucę, to złapię. Tylko moich rozkmin nie wyłapię, bo jak mi się w głowie gotuje, to albo paplam, albo piszę. Bez albo. Taka jest prawda. Dwa ostatnie miesiące, to taki młyn, że jakbym była młynarzem, to miałabym już z tonę mąki. Z tej mąki chleba nie będzie. Będzie post. O królikach, butach, Tefałenach, o burzeniu pałacu i maśle dla bogaczy.

Jakbym miała teraz trzy miliony, to kupiłabym ze dwa mieszkania na wynajem i moją emeryturę, bo przecież emerytura z Zusu to nawet nie marzenie, to jak statek kosmiczny. Ktoś tam widział, nikt w to nie wierzy, nikt nie zobaczył na własne oczy. Chociaż w sumie poczytałam trochę o tych szarakch i o tym jak za uchem wszczepiają implanty. W sumie to bardziej wierzę w kosmitów niż moją emeryturę, bo jakoś wiarygodniej to wszystko brzmi w przypadku ufoków. No i te dwa mieszkania kupuję i zostaje mi jeszcze całkiem fchuj, to se jeżdżę po świecie, książki pisze i bloga. Zawsze chciałam napisać książkę. W gimnazjum dwa opasłe zeszyty spisałam i chuj. Teraz wszyscy piszą książki. Wszystkie blogery i celebryty. Złodzieje marzeń. Teraz to ja pierdolę leżeć w empiku między modlitwami Cejrowskiego i poradnikami Rozenek. Tak nisko nie upadłam. Przejdzie fala to napiszę. No i tak to właśnie przejebałabym trzy miliony. Dużo jedzenia i poznawania świata i dwa mieszkania żeby było z czego żyć. Za trzy miliony można też wyprodukować chujowy spot o ruchających się królikach. Patologio! Patrz i się ucz! Co to jest 3 Dżesiki i 4 Brajanki? Króliki to dopiero fabryka! Nasz rząd za przykład stawia nam króliki, które rodzą 63 (czy ile tam w spocie krzyczą) sztuki uszatych dzieci. Bardzo rozsądnie Wysoka Izbo. Ruchajmy się i rozmnażajmy. 63×500=31500. Ponad 31 tysięcy miesięcznie na gówniaki z 500+. Good deal Panie Prezesie! Świetny przykład z tymi królikami. Na drugi raz dajcie szczury, bo one to i ze 200 dzieciorów wyprodukują. Swoją drogą filmik ministerstwa bezmyśleństwa nagrany jakbym to ja z ręki nagrywała, do tego scenografia zamawiana na Aliexpress. Panie Prezesie! Zrobię to lepiej za dwa miliony! I szczury załatwię! Króliczki Prezesa kurwa jego mać. Jaki kraj takie króliczki. Jaki kraj taki Hugh Hefner.
Pałac Kultury i Nauki chcą burzyć. Bo komuna, bo brzydkie. Budynek jak budynek. Jak go widzę to chociaż wiem, że do stolicy dojeżdżam. Chociaż nie. Jak samochód stoi w korku powyżej 30 minut, to czuję, że Łorsoł blisko. Na chuj to ruszać? Za dużo wolnych milionów? To niech te korki rozładują zamiast coś burzyć i od nowa budować. Taniej wyjdzie. Ale nasz rząd bogaty. Nasze państwo bogate. Ceny jak w Rumunii. Ten sam gość co chce pałac rozjebać, żeby se tam postawić dom, był ostatnio na zakupach. Zupełnie jak zwykły szary człowiek. Szary człowiek, to złe określenie w jednym akapicie z PKiN. Złe. Był na zakupach jak zwykły człowiek. Soki po dwa zeta, Frugo po pisiąt groszy. Panie kurwa gdzie ten sklep?! Zapierdalam z moimi trzema milionami od Prezesa! Masło to tam pewno po złoty pięćdziesiąt? W tym kraju taki dobrobyt, że o chuj! Polska to bogaty kraj. Kradli przed wojną, kradli jak była wojna, za komuny kradli, po komunie kradli i dalej jest co kraść! Jak jest co kraść, no to bogactwo pełno gębo! A z tym pałacem, to hop siup- gadajcie z Uesami, to Wam pierdolną “11 września wersja Polakito”. Wkrótce w kinach!
Jak już siedzimy w kinie. To nie, nie idę na listy do M. Ani do N. Ani do kurwa nikogo. Ja wiem, że w moim kinie bilety po 14 zeta to standard i to taniocha, ale wolę kupić za to burgera. Wolę zjeść i wysrać niż iść i oglądać świąteczny film w listopadzie. Film z Karolakiem. Listopad, święta, Karolak, polska komedia romantyczna- kurwa czy tu coś jeszcze trzeba dodawać? Dlatego nie idę, bo patrz poprzednie zdanie. Jedzenie jest więcej warte. Odkąd wrzucam na Instagramie filmiki z serii #żryjzpudernicą, to mi się ruch na instastories skumulował. Ludzie lubią patrzeć jak jem. Co jem. Kiedy jem. Lubią patrzeć jak jem zwykłe jedzenie. Chleb ze smalcem. Jajecznicę. Żurek. I wszystko inne co nie wygląda instagramowo. Turpizm kurwa. Ale jakie to dobre! Ludziom brakuje normalności. Dlatego po serii pięknych zdjęć w jednym stylu znowu wrzucam miszmasz i to się podoba. Normalność. Chyba zacznę nagrywać YT jak jem. Zupę. I nie tylko. Bo gotowanie, to tak średnio lubię, ale wpierdalać to ja mogę zawsze i wszędzie, i dużo.
Byłam w telewizji. Jak tam trafiłam? Byłam normalna. Co to za kurwa czasy, że oryginalność to normalność? Że normalność, to oryginalność. No dobra, jestem wyrazista, ja to wiem, ale to jest niepojęte! Ludziom brakuje ludzi, a nie napompowanych chorą ambicją instagirl. Poszłam do Dzień Dobry TVN. Usiadłam na kanapie. Powiedziałam co miałam do powiedzenia, chociaż było za krótko chociaż o te 30 minut. Wstałam. Wyszłam. Wróciłam do domu. Stres? Każdy mnie o to pyta. Nie, nie stresowałam się. Ludzie nie wierzą. Trudno. Nie stresuje mnie 7 gości z kamerą i parę osób łażących po studio. A bo na żywo, bo to tamto. Kurwa, czułam się jak u siebie. Własny program w tv? Pani od matmy w szkole średniej zawsze mówiła- “Wiolku Ty będziesz panią z telewizji. Ty będziesz jakąś pogodynką. Albo kimś innym z telewizora”. Cała klasa mi świadkiem, że tak było. No i hop siup. Krok do przodu. Zawsze wiedziałam, że tam trafię prędzej czy później i se możecie gadać, że mam parcie na szkło. Nie, nie- parcia nie mam. Ja się tam zwyczajnie nadaję. Bardziej do telewizji niż na zakupy.
Zakupy. Rzucili buty. Sport narodowy Nosaczy- promki, limitki, świeżaki. Rzucili jakieś limitowane adidasy, ale nie Adidasa, tylko Najka chyba. Adidasy Nike. Kurwa majeranek z rozmarynu. Dobra. Rzucili. Ludzie się zabijają, bo tylko ileś tam sztuk na Polandię. A brzydkie te buty, że hej! Ale chuj. O gustach się nie dyskutuje. Po co się o kawałek szmaty bić? Cukier kiedyś wykupowali, masło teraz, buty. O świeżaki madki się bijo żeby hore curki ozdrowieli. Dej Pani! Mam horom curke! Ja pierdolę, to niech się leczy. A jak Wam butów brakuje, to zapierdalać pod meczet. Do wyboru do koloru.
Dziwny to był czas ostatnio, a i tak wszyscy to Simsy i ktoś nami gra. Ludzie z przyszłości zrobili se nas z nudów. Co jakiś czas rzucą jakiś dodatek, rozszerzenie. A tu jeb piramidę, niech rozkminiają kto stworzył. A tu jeb damy pomysł na nową technologię, niech się trochę rozwiną i mają radochę. Tu jeb świeżaka i promkę w Lidlu- będą jaja. I teraz tak sobie nami grają. A kiedy my dojdziemy do  tej przyszłości, w której żyją ludzie z przyszłości, którzy nas stworzyli- coś się wydarzy. Ale co? Armagedon? Dogadamy się? A może wykasują nasza grę i chuj? A może rozwiniemy się na tyle, że my ich skasujemy, tylko wtedy  jak my będziemy istnieć, jak powstaniemy, jeśli ich już nie będzie? Kto nas stworzy? Kiedy dojdziemy do tej przyszłości, to oni będą już w dalszej przyszłości,  ale Ci z wcześniejszej przyszłości będą i jak ich wybijemy, to nas nie będzie. A jak nas nie będzie, to znaczy, że nas już nie ma.
Nie ma nas. Kulsona też nie ma.
A poza tym, to z głową u mnie chyba ok. Albo przynajmniej po staremu?

Kocham ten kraj i tego kraju nienawidzę!

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Mój blog jest wolny od polityki. Polityka to szambo, a ja nie będę się w gównie grzebać. Wina Tuska, wódki Palikota. Czy PIS, czy PO, czy SLD, czy LSD…to wszystko, nie powiem gdzie i czym bym wysłała, bo mnie Macier o terroryzm posądzi. A ja jestem tylko zwykłym człowiekiem. Mam to szczęście, że jestem człowiekiem poczytnym. Czy coś to zmieni? Nie sądzę. Tak samo jak nic nie zmienia fakt, że zapierdalam na wszystkie wybory odkąd odebrałam dowód osobisty. Czy to głosowanie na sołtysa, czy na prezydenta- idę. Zawsze chodzę. Zazwyczaj mam wybór jak między sraczką, a zatwardzeniem. Siedziałam nawet w komisji wyborczej. Uważam, że ten kto nie głosuje, nie ma prawa potem mieć pretensji. Ja głosuję i roszczę sobie prawo do głośnego wyrażenia swojej opinii. Kocham ten kraj i tego kraju nienawidzę!

Pamiętam jak za małolata 11 listopada oglądałam z Pradziadkiem defilady na czarno-białym telewizorze. Teraz mogę obejrzeć sobie jak popierdoleńcy obrzucają się płytami chodnikowymi podczas marszu. Urodziłam się w 1988 roku. Chwilę potem skończyła się komuna. Ludzie zaczęli otwierać prywatne biznesy. Zaczęli żyć. Kombinować. Działać. Dalej kombinują. Muszą. A kto nie umie kombinować, albo nie wbił się w dobry rytm w odpowiednim czasie, ten przegrał. Można też zapierdalać na godne życie. Zapierdalam, bo chcę godnie żyć. Żyję dobrze, nie narzekam, ale to nie znaczy, że mam gąbkę zamiast mózgu. Widzę co się dzieje i jak na to patrzę, to serce mi się kraje. Nie pędzę za modą, komercją, za “muszę to mieć”, nie mam kredytów, nie przesiąkłam tym syfem. Gonię za normalnym życiem. Za godnym życiem dla każdego obywatela.
Zapierdalam…
To nie jest normalne. Tak nie powinno być, że trzeba zapierdalać żeby mieć coś ponad ciepły obiad i auto sprawne do jazdy. Nie narzekam. Ale chcę kurwa tej jebanej godności w tym kraju! Żeby żyć jako tako przydałoby się zarabiać ze trzy tysiące. Takie biedne minimum. Taka trójka żeby było za co zrobić zakupy, zapłacić rachunki, może nawet pójść do kina albo dentysty. Niby płacimy składki na opiekę medyczną. Niby… Chodzę prywatnie. Nie mam czasu i nerwów na NFZety. W czasie, który spędziłabym w kolejce zarobię na trzy wizyty prywatne, więc? Ostatni raz w publicznej przychodni byłam 20 lat temu podbić kartę na kolonie letnie. Ad rem! 3 tysiące to minimum. Wierzę, że człowiek ogarnięty lub wykształcony albo też ogarnięty i wykształcony w jednym da radę zarobić i 10 tysięcy. Człowiek inteligentny zawsze sobie poradzi. Ale w życiu chyba nie chodzi tylko o to, żeby przetrwać? Mówię tu o przeciętnych ludziach, nie o prezesach Orlenu, albo rodzinie Kulczyków. Da się zarobić magiczną dychę. Ale! Ale trzeba zapierdalać jak mała mrówka, a to nie powinno być tak, że trzeba wychodzić z siebie, żeby taką dyszkę mieć. To nie jest normalne! Jeszcze bardziej nienormalne jest to, że ludzie marzą o tym, żeby chociaż taką trójkę mieć. To nie ludzie są nienormalni. Oni nie powinni marzyć, oni powinni mieć taką trójkę bez wysiłku. 10 tysięcy miesięcznie to nie powinna być kwota nieosiągalna! Przy dzisiejszych cenach za chwilę trzy tysiące będzie gówno warte.
Ten kraj jest chory!
System jest chory!
Polityka jest chora!
To, że ludzie się godzą na obecny stan rzeczy jest chore!
Kocham ten kraj. Kocham Polskę, ale to co się w niej dzieje to jest dramat! Dramatem jest, że od stycznia ZUS znowu w górę. Jak ktoś ma zapłacić swoim pracownikom więcej, skoro własne państwo rzuca mu kłody pod nogi? Jak bawić się w biznes kiedy trzeba do niego pompować kasę z nieba żeby tylko wyrobić na daniny, które nasi politycy rozpieprzają nie wiadomo na co? Dramatem jest, że mam mega wykształconych znajomych, którzy jebią za minimum. Dramatem jest, że młodzi ludzie muszą wyjeżdżać za granicę żeby godnie żyć. Już nawet nie żeby się dorobić ale żyć. Bo w naszym kraju większość ludzi nie żyje, a wegetuje. Od pierwszego do pierwszego. Nie daj Bóg lodówka się zepsuje, albo dziecko zachoruje. Kredyty, pożyczki, spłacanie. Dramat. Dramatem jest, że dużo pracuję kosztem własnego czasu. Nie pracuję na jebany tusz do rzęs od Kat Von D, tylko na istotniejsze wydatki. Mogłabym w sumie ten tusz kupić, ale wiecie co? Jeszcze nie mam gąbki z mózgu, mam inne priorytety niż kupienie czegoś tylko po to żeby jako pierwsza wrzucić to na bloga. Dramatem jest, że moi pradziadkowie walczyli za ten kraj ryzykując życie, a system miał ich poświęcenie gdzieś. Dramatem jest, że swoje za to odsiedzieli, że przez dwa lata nie widzieli rodziny po wojnie tylko rozminowywali nasze ziemie i nawet kurwa nie mieli za to dodatku do emerytury. Młody, ogarnięty człowiek poradzi sobie nawet w stercie gówna. Co mają powiedzieć osoby starsze z tysiącem emerytury? Nie dorobią sobie. Im się należy godne życie. Nam należy się godne życie! Kiedy patrze na to co się tutaj dzieje przestaje mnie dziwić samospalenie w centrum Warszawy.

 

Jestem bardzo szczęśliwym człowiekiem. Nie narzekam. Zapierdalam. Zapierdalam i osiągam swoje cele. Tak już mam. Ale ten kraj się sypie i ja to widzę. I chciałabym żeby było normalnie. Zdrowie, rodzina, spokój. Cenię sobie te wartości. Mam wszystko co można chcieć i jestem za to wdzięczna, doceniam. Dbam o to co mam ale pęka mi serce kiedy widzę, że ktoś się stara i ma gówno z tego życia. Serce mi pęka kiedy zdaję sobie sprawę, że ktoś nie ma tego szczęścia. Teraz gdzieś jakaś matka staje przed wyborem czy kupić dzieciom ser na kanapkę czy strój na w-f. Jakaś babcia zastanawia się czy wykupić leki na serce, czy może da radę bez. Jakiś młody człowiek właśnie gdzieś rozważa czy nie wyjechać z tego kraju żeby zarobić na mieszkanie dla swojej przyszłej rodziny. Tych ktosiów są miliony.
Jestem patriotą. Noszę Ojczyznę głęboko w sercu. Nie noszę chińskich koszulek z drukowanymi orzełkami. Nie mam potrzeby się z tym obnosić. Jako patriota mam prawo powiedzieć, że system w tym kraju mi się nie podoba. Czy to coś zmieni? Nie sądzę. Ale mówię o tym głośno, bo może ktoś nie ma tej odwagi.
Kocham ten kraj i tego kraju nienawidzę…

 

Czy rozmiar ma znaczenie?

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Nie oszukujmy się. Rozmiar ma znaczenie. Kiedy? Kiedy mówimy o penisie albo zmywarce. Nigdy sobie tej cholernej czterdziestki piątki nie wybaczę… Kiedy mówimy o ludziach- rozmiar nie powinien mieć znaczenia. Teoretycznie. W praktyce? Jesteś za chudy, za gruby, masz za duże uda, boczki, za małe cycki, za długi nos. Chociaż z tym nosem u faceta, to podobno…Podobno…Do brzegu!

 

Teoria swoje, a w praktyce bywa różnie. Zacznijmy od tego, że nie mam kompleksów. Po prostu. Jak na próbę, to się Matce Boskiej udałam. A teraz mi powiedzcie ile takich osób znacie? No właśnie. Media atakują nas zewsząd idealną wizją piękna. Czy jestem idealna? Nie. A kompleksów nie mam. Dlaczego? Może wyniosłam samoakceptację z domu, może jestem twarda jak brukiew. Nie wiem. Wiem jedno. Rzygam już tymi gazetami gdzie na pierwszej stronie mamy wielki nagłówek “Zaakceptuj siebie!”, a obok tego kolejny tytuł krzyczy o tym jak schudnąć 10 kilogramów w miesiąc. Wait! Robią z ludzi debili. Mamy programy “modelkowe”. Albo ważysz 40, albo 140 kilogramów. A gdzie do kurwy nędzy są te dziewuchy pośrodku? Te “normalne”? Czy normalny człowiek stał się niemodny? Kiedyś pisałam o tym w tekście Gdzie jest kurwa normalność? No, bo gdzie ona jest?
Nie rozumiem zachwytów nad laskami, które katują swoje ciała do przesady w jakąkolwiek stronę. Nie mam nic przeciwko osobom przy kości, nie mam nic przeciwko osobom, które regularnie i z głową ćwiczą. Wkurwiają mnie ludzie, którzy są chorobliwie otyli, niszczą swoje zdrowie na własne życzenie i mają jakieś ale. Wiecie co mnie wkurwia? Teksty do mnie typu “bo Ty taka chuda jesteś. Ale zobaczysz skończysz 20/25/30 lat i przytyjesz. A jak nie, to po dziecku przytyjesz. Przytyjesz. Przytyjesz. Poczekaj”. A skąd do chuja wafla taka wiedza? Może i przytyję, a może nie. A może dzieci lub ich brak niczego nie zmieni? A ta bzdurna granica “po dwudziestych urodzinach przytyjesz”, “skończysz 25 lat, to zobaczysz”, “a po 30 to na bank kilogramy dojdą”, jakoś kurwa nie. Lat mi przybywa, granica się przesuwa, a ja ciągle ważę tyle co w gimnazjum. Przepraszam, że żyję. Wcale kurwa nie przepraszam. 
A jak jakaś laska jest zaślepiona siłownią, to już umarł w butach. Ona Ci dietę rozpisze. A czemu to nie ćwiczysz? A czemu to nie biegasz? A to źle, że jadłaś śledzie o północy. Ale jak to wypiłaś kieliszek wina? Tak to. Miałam ochotę to wypiłam, zjadłam i nie poszłam biegać, bo mnie bieganie nudzi. Proste. Mam do tego prawo. Mam prawo do bycia taką jaką jestem. Nie znoszę narzucania swojego stylu życia innym. Zrozumiałabym jeśli po śledziach o północy miałabym sraczkę i bliska osoba powiedziałaby mi “Wiolka, nie żryj tych śledzi, bo Ci dupę rozerwie”. Wiem, że to nie byłoby wciskanie mi cudzych racji, a życzliwa rada.
Nie zrozumcie mnie źle- i siłownia i krągłe boczki są spoko, ale po pierwsze nie patrzcie na innych jak na dziwolągów tylko dlatego, że chcą żyć inaczej. Po drugie nie narzucajcie nikomu swoich racji na siłę, nie gwałćcie psychicznie ludzi wokół tylko dlatego, że czujecie się źle ze swoim ciałem, albo uważacie, że ciało innych jest złe. Każde ciało jest dobre dopóki nie wyrządzamy mu krzywdy. Nawet 140 kilogramów będzie spoko kiedy masz dwa metry wzrostu, ale kiedy masz 140 kilogramów i tyle samo wzrostu, to do kurwy nędzy to już nie jest zdrowe. Tak samo nie są zdrowe nieumiejętne ćwiczenia, dieta złożona z wody i wacików, dążenie do wyimaginowanego kanonu piękna. Nie ma ideałów. Ale są ludzie bez kompleksów.
Spójrzcie na mnie i Babę do Kwadratu. XS i XL. No i co? No właśnie nic. Obie jesteśmy normalnymi dziewczynami bez kompleksów. Faktycznie jest między nami kilka centymetrów różnicy, ale nie jesteśmy żadnymi odchyłami. Normalne, zdrowe dziewuchy spod wschodniej granicy? Ani ja chuda, ani Bazia gruba. Ale wiecie i tak ktoś się zawsze przypierdoli, że mi sukienka wisi, a z drugiej strony, że żadne ze mnie XS, raczej M. Bazi też ktoś czasem próbuje dopierdolić. I wiecie co? Obie mamy to gdzieś. Tylko, że to my. Świetnie czujemy się w swoich ciałach i jakaś brzęcząca mucha dnia nam nie zepsuje.
A co z dziewczynami, które nie są odporne na krytykę? Co z młodymi kobietkami, którym łatwo wmówić, że mają się odchudzić, przytyć, powiększyć cycki, albo cholera wie co jeszcze? Świat bombarduje kobiety tekstami zaczynającymi się od “musisz”, “masz”, “idealna”, “perfekcyjna” i tak dalej. Nic nie musisz, wszystko możesz! Możesz przytyć, schudnąć i powiększyć cycki jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej, ale pamiętaj, że szczęśliwa będziesz kiedy to szczęście odnajdziesz w sobie. Jeśli 10 kilogramów w którąś stronę, albo silikon mają pomóc- zrób to. Jeśli chcesz to zrobić, bo tak “trzeba”, to najpierw pomyśl, czego Ty potrzebujesz, a nie czego od Ciebie wymagają ludzie, którzy być może znikną z Twojego życia, bo to Ty zostaniesz z ich spełnionym marzeniem. Ich marzeniem, a nie swoim…
Jeśli jakaś kobieta w Twoich bliskich kręgach przegina w którąś stronę, porozmawiaj z nią, pomóż. Nie śmiej się z grubszej koleżanki, ani z tej która od lat przytyć nie może. Jeśli widzisz, że Twoja przyjaciółka ma problemy ze zdrowiem, bo waga jest już chorobliwie wysoka, albo chorobliwie niska, pomóż jej. Pogadaj. Nie wyzywaj od tłustych świń, ani szkieletów. Powiedz, że chcesz żeby żyła długo i zdrowo, bo jest Ci bliska. Powiedz jej, że nie chcesz żeby miała cukrzycę, nadciśnienie albo anemię.
I pamiętaj- ideałów nie ma, ale można nie mieć kompleksów.