Category

Przemyślnik

Ćpaj życie

By | Przemyślnik | 20 komentarzy

W taki dzień jak ten dochodzę do wniosku, że i tak wszyscy umrą 😀
Miły jesienny zimowy letni dzień. Z nieba pada kapuśniaczek. Taki na żeberkach. Na wędzonych. Śnieg miał być. Ni ma śniegu. Pewnie jeszcze będzie, zapierdoli mnie wyżej futryny i będę jeść makaron.

Tak sobie myślę, że byłoby nudno gdybym nie miała czułek. Wiedzieliście, że mam czułki? Niestety tylko jedną parę. Mam nadzieję, że urosną mi z wiekiem i że będę miała chociaż dwie pary. Mój ogon też ma się dobrze. Zimą łatwo go ukryć, gorzej latem. Latem lata na boki. Trzeba go zwijać. W trąbkę. Jaka trąbka? Jaki bilet?

Poszłabym do spa. Ale u mnie nie ma spa. Wyświnię się błotem w ogródku i będę udawać, że to błoto z morza czarnego. Albo martwego. I tak wszyscy umrą. Ja będę żyła 105 lat. Na setne urodziny burmistrz daje talony do Biedry. Na setne urodziny dają wyższą emeryturę. Jaka emerytura? Jaka trąbka? Jaki bilet?

Ostatnio chciałam wygrać masło. Ale nigdzie nie było masła do wygrania. Ale ja nie odpuszczam. Ja walczę. Może kiedyś wygram masło. Wiecie jak ciężko jest wygrać masło?

List do Mikołaja trzeba napisać. Zawsze pisałam. Wkładałam list za doniczkę na oknie i rano listu nie było. Mikołaj zawsze zabierał po cichaczu kartkę. Czasami Mama brała list i przekazywała Świętemu. Prezenty zawsze się zgadzały. Raz tylko staruchowi się pojebało i wsadził paczki w szafkę z ręcznikami, zaraz nad dużą szafą. Durny- zrobił to z tydzień przed świętami. Udawałam, że nie wiem. Potem zaniósł pod choinkę. Dobry, stary, poczciwy dziad.

Dziadów jest dużo. Jest Dziad Borowy, jest Leśny Dziadek i Dziadek Piaskowy. Wszystkie dziady są fajne. Te Mickiewicza były dziadowskie. Długie i pieprzyły smuty. Dziady to takie Halloween po polsku, ale i tak mówią, że Halloween nie jest polskie. A co jest polskie? Ziemniak? Nawet słowo ziemniak nie jest typowo polskie. Kartofel jest polski. Ja jem kartofle. I chrupki jem, a nie chipsy. W getrach chodzę, a nie w legginsach.

Tak czasami jak chodzę to mnie najdzie. Myśl mnie najdzie czasami, a czasami sama sobie najdę stopą na stopę na przykład. Albo na kota czasami najdę. Nie jest to dobre dla kota. Dla nas też nie jest dobre gdy ktoś na nas nastąpi. Nieprzyjemne to jest. Nie rozumiem pijaków, którzy leżą po rowach jak pierwszy śnieg, który już stopniał. Ktoś może na nich najść przecież.

Naszło mnie ostatnio na Maka. Ale tu nie ma Maka. Ale można pojechać. Pojechałam. Tak sobie myślę, że mogli by dostarczać te bułki na telefon. Telefon to fajna sprawa. Zwłaszcza jeśli nie dzwonią z banku by wziąć kredyt. Albo gdy nie dzwonią z zaproszeniem na prezentację kołder z mysich psitek. Albo jak nie wciskają Ci etui na okulary z torby mamuta. Wtedy telefon jest super.  Jak zaczynają nam coś wciskać zaczynam mówić po angielsku. Też jest super, bo nie wiedzą co powiedzieć i się rozłączają. Fajnie jest też jak mówię, że nie zgadzam się na nagrywanie, bo mnie teraz wszyscy wszędzie podsłuchują. Wujek Macierewicz mi powiedział.

Byliście na wyborach? Ja zawsze chodzę, ale tym razem nie doszłam. Zatoki mi wyjebało, pogoda była niesprzyjająca. Nie poszłam. Głupio mi, bo ja zawsze chodzę. Może jeszcze zdążę zagłosować, w końcu nadal liczą głosy? Kiedyś siedziałam w komisji wyborczej. Dobę kurwa. Spać mi się chciało, ale cały powiat trzeba było przeliczyć. Dodać głosów tym, którym trzeba, zabrać tym co trzeba. Żartuje. Uczciwie było. Nie tylko w komisji bywałam. Kiedyś lałam piwo. Na imprezach plenerowych. Dojebali mi mandat. Prawie poselski. Paragonu nie wydałam. Chuje. Jedyny mandat w życiu. Za malwersacje finansowe, za okradanie państwa. Kurwa, a mogłam jak normalni ludzie dostać pierwszy mandat, za picie w miejscu publicznym. Zmarnowałam swoją szansę okradając państwo na kwotę 23 groszy.

Będę smażyć się w piekle. W sumie to będę w piekle robić co będę chciała. Każdy ma takie piekło jakie sobie wymyślił. Katolik wymyślił sobie siedzenie w smole. To Ci bardziej wierzący niech siedzą w smole. Ja nie będę. Ja pójdę nie wiem gdzie. Czy to będzie niebo, czy piekło. Nie wiem. Może to będzie jakiś fajny domek na plaży i będę sobie tam drinki piła. Świetny pomysł. Pójdę do domku na plaży, ale to dopiero po stu piątych urodzinach.
A może pojechać do domku na plaży teraz? W sumie mogę. Ale zimno jest. Chyba, że na Karaiby. Ale mam mało czasu. Pojadę bliżej wiosny. Tak, wiosna już puka do naszych drzwi. Prawie. To zaraz pojadę. Przecież to chwila.

Za chwilę to ja będę głodna. W sumie już jestem. Kapuśniak bym zjadła. Bo niebo tak mnie nastraja. Ten kapuśniak z nieba. Zrobię kapuśniak. Potem zjem. Ja lubię jeść. Ludzie jedzą różne dziwne rzeczy. W sumie to i ja zjem wszystko. Mleka nie wypiję. Bo to mleko to siedzi w krowich cyckach, wiecie. Obok cycków, spod ogona leci kał. Czasem spadnie w trawę, czasem zahaczy o strzyki. Strzyki to cycki. I tak to. Ale psa bym zjadła. Kota pewnie też, tylko nie własnego. W Indiach nie jedzą krów, a ktoś inny je. Psy też gdzieś jedzą. To i ja bym skosztowała. Najlepiej smakowałby taki biały pies z różową mordą. I tak wygląda jak świnia. Mógłby smakować.

Ludziom dziwne rzeczy smakują. Dziwi mnie tylko, że ludzie są tacy podatni na nałogi. Dziwne to dla mnie. Jak może smakować komuś wódka? Albo ćpanie? Jak widać, nie trzeba brać, żeby pisać dziwne historie. Więc po co? No ale nie każdy jest mną. Mi Mama od małego mówiła, że jestem ładna i mądra. No, to chyba rodzona Matka by mnie nie okłamała, nie? No, raczej. I wyrosłam nie wiadomo kiedy. Już stara kobyła jestem. W sumie to chciałabym rybki, nie konia. Ale jeszcze nie wiem jakie. Karpie są praktyczne, bo można je hodować do świąt i potem ojebać. Ale to straszne brudasy. Przecież se nie kupię złotej rybki w kuli, bo to męczarnia dla takiej ryby. To już lepiej tym karpiom łeb upierdolić. I smaczne są. Sama nie wiem.

Pójdę lepiej, zrobię ten kapuśniak.

Galerianki na wymarciu :D

By | Przemyślnik | 49 komentarzy

Dzisiejszy post powstaje, bo mnie wczoraj krew nagła zalała, szlak jasny trafił i sama jasna Anielka kurwami rzucała jak diabłów sto.
Musiałam udać się w celach znanych tylko mojej własnej osobie do miasta wojewódzkiego. Czasu miałam trochę, to myślę sobie stracę stówkę, dwie tudzież cztery. Pójdę do galerii jak miastowa, nakupię niepotrzebnych, niezbędnych rzeczy i będę zadowolona.
Poszłam do pierwszej galerii. Kurwa, kto nazwał zlepek sklepów galerią?! Galeria to może być sztuki, a te bazary z metkami to najwyżej domy handlowe, po staropolskopeerelowsku.

Poszłam, myślę se obkupię się, poszpanuję na wiosce. Kiedyś w czasach, kiedy byłam grzeczną uczennicą strasznie lubiłam River Island, a było mnie stać na Tally Weijl. Pamiętam śliczny pastelowo różowy sweterek z River…no nie kupiłam, bo za co. Od Mamy nie lubiłam sępić, z ulotek czy innych kombinacji na sweterek w tej cenie ciężko było uskładać. Teraz mogę sobie pozwolić, ale co z tego, skoro mojego różowego sweterka już nie ma. Tak jak nie ma już prawdziwych Cyganów i kolorowych jarmarków.
Łażę, łażę po tej galerii, a tam same szmaty. Szmaty w cenie powyżej dwustu złotych. Ale nie cena jest przeszkodą, a jakość, a raczej jej brak. Już nie wspomnę o tym, że wszystko wielkie i workowate, nawet w xs pływam jak żaba słomką napompowana, po jeziorze.
Nic, nic, nic, kompletnie nic!
Butów mam ze sto par, ale w tym sezonie ciężko o cokolwiek ładnego, zgrabnego. Wszystko jak jakieś żelazka, buty do jazdy na słoniu czy innym koniu.
Wszystko brzydkie, drogie i chujowe.
Owszem nie lubię przepłacać za kosmetyki czy ciuchy, wolę kasę stracić na dobrych wakacjach niż na kawałek szmaty czy genialnego mleczka z borsuczych sutków w postaci maseczki. Kosmetyki i szmaty to nie wszystko. W zasadzie to nic. w zasadzie to bullshit i naciąganie ludzi na metkę. Czasem kupię sobie buty za pięć stówek, czy ciuch za ileś tam, ale nie dla metki, a dla wygody i urody. Jestem w stanie zapłacić więcej za kosmetyk, jeśli jest tego wart. Mimo to stawiam na niewysokie ceny i dobrą jakość, co jest czasochłonne, ale się opłaca.
W drugiej galerii to samo. Zjadłam obiad i kupiłam płatki kosmetyczne. Taka ze mnie galerianka.
Nic, nic, nic nie ma w sklepach.
Zirytowałam się strasznie o czym spieszę Wam donieść.
Wróciłam do wsi mojej powiatowej z miasta wojewódzkiego zawiedziona.

I wiecie co Wam powiem?
Że sram na galerie i ten cały chłam, który tam sprzedają. I tak większość tych szmatek pochodzi z Chin.Albo nauczę się szyć i będę znanym projektantę, albo pozostanę przy moich sposobach na zakupy.
Jakieś tam sukienki projektowałam już w swoim życiu, więc pomysł nie jest spalony. Tylko szyć nie umiem. Najwyżej się naumiem. Do tej pory moje projekty szyła moja Matka Boska, Dolcze Bożena, ale może by tak samemu?
Ale póki nie zacznę szyć, mogę Wam zdradzić moje sposoby na zakupy, na pewno kurwa lepsze niż w tych galeriach całych.

AliExpress

Chińszczyzna prosto spod małych chińskich rączek, zakupy śmiesznie proste i przyjemne, do tego ceny tak niskie, że dziwię się, że się to komuś opłaca. Fakt, paczka idzie nawet miesiąc, ale za to za darmo. Część z rzeczy można kupić na naszym Alledrogo. Tylko uwaga! Na przykład kurtka, za którą zapłaciłam na AliExpressie niewiele ponad 30 złotych, na Allegro kosztuje około stu złotych plus przesyłka 20-30 złotych, bo rzekomo przesyłka z Chin taka droga. Ładnie nas walą na kasę! Przebitka około stu złotowa! Masakra! Dlatego polecam zamawiać bezpośrednio u producentów. Żadne tam dziwne stronki w dolarach, co to je blogerki polecają, bo te stronki też narzucają sobie kilka dolców. Na Ali jest wszystko, wystarczy poszukać. Owszem możemy trafić bubel- jak wszędzie, dlatego polecam czytać opinie o produkcie i sprzedawcy, ja się jeszcze nigdy nie nacięłam. A raz kiedy czekałam długo na paczkę, zwróciłam się do małych żółtych przyjaciół z zapytaniem i otrzymałam wyczerpującą odpowiedź, a w paczce od nich kupę gratisów (pełnowartościowych! ). Polecam!

Allegro

No do Allegro, chyba nie muszę linkować :)? Tutaj szukam perełek, często nietrafionych prezentów. Tylko radzę uważnie czytać opisy aukcji, bo niektórzy sprzedają rzeczy z ciuchlandu, które niby to pochodzą z szafy i takie tam, a ceny jak za zboże 😉 Kosmetyki można upolować w lepszych cenach niż stacjonarnie, kupiłam np odżywkę do rzęs, za którą Rossmann życzy prawie 80 złotych, a apteka na Alledrogo życzyła 52 z przesyłką.

Ciuch

Oczywiście second handy, skamy, ciuchlandy. sweter za 15 złotych? Czemu nie! Nauczyłam się nie kupować tego co się nawinie, tylko to co mi faktycznie się podoba i przyda. Nie ma sensu robić w domu składowiska ciuchów, które może kiedyś założę. Nie założysz i chuj. Nie kupuj.
Tak sobie radzę, a Wy jak sobie radzicie z chujowizną, jaką w ostatnim czasie przyszło nam podziwiać w sklepach?

Kasztanami jesień się zaczyna

By | Przemyślnik | 30 komentarzy

Jesień, jesień…
Uwielbiam jesień kiedy jest słoneczna, kiedy ledwie dyszące po lecie promienie słońca, potrafią jeszcze dodać kilka piegów na moim nosie. Kiedy w powietrzu czuć dym z liści i kartoflisk. Kiedy babie lato niespiesznie wędruje po twarzy drażniąc nas i śmiesząc jednocześnie. Kiedy biedne dzieci wloką ciężkie plecaki, a ja mogę sobie siedzieć na ławce i nie martwić się pierwszą klasówką w nowym roku szkolnym. Tyle lat powtarzali, że zatęsknimy za szkołą. Wcale nie tęsknię. Jest mi dobrze z tym kim i gdzie jestem. Jest mi dobrze z tym, że nikt nie każe siedzieć kilku godzin w ławce. Tylko czasami chciałoby się wrócić na godzinkę polskiego, czy historii, czasami na fizykę. Ale i tak wolę siedzenie czy spacerowanie bez celu kiedy ostatnie podrygi lata wędrują mi nad głową.
Nie lubię jesieni kiedy pada. Nie lubię gdy jest zimno, wieje i zacina deszczem tak, że nawet kotu nie chce się wytknąć nosa do ogródka. Kocham mgliste poranki. Kocham kiedy mgła puka mi w okno i wszystko co chce mi pokazać to ona sama.
Najbardziej jesienią lubię kasztany.
W ogóle lubię kasztany.
Kasztany są fajne.

Lubię to zdjęcie. To nic, że z zeszłego roku i to nic, że bez obróbki, i to nic, że zrobione telefonem, i to nic, że wsadziłam palucha w kadr. To wszystko nic, bo jest kasztan.
Każdy ma jakieś dziwactwa. Ja na przykład zbieram kasztany. W tym roku już miałam jednego. Pierwszego. Nawet się nie błyszczał, był słabo wybarwiony i taki nijaki. Ale pierwszy. Biegłam za nim przez park, wywołując uśmiech na twarzach przechodniów i koleżanki. Potem niosłam go w garści i miętoliłam jakby był ze złota. Potem powędrował do torebki i do domu. Następnie trafił w ręce koleżanki, z którą sobie spał. Później poszedł z nią na spacer. A potem znowu trafił do mnie. Wyschnięty i z odpadającą skorupką. Rozłupałam go i wyrzuciłam. Zrobił swoje. Zebrał negatywne emocje, dodał nadziei i energii. Przestał mieć dusze. Wyrzuciłam.
Muszę znaleźć nowego. Następny będzie błyszczący, trafi w garść, a potem do torebki. Może spędzi ze mną całą zimę.
Kasztany to złoto jesieni.
Kasztany to energia, czysta i pozytywna.
Kasztany to beztroskie dzieciństwo, ale i nadzieja na beztroską dorosłość. Bo po co nam troski? Sami je tworzymy i pielęgnujemy. Sami ich sobie przysparzamy. Każdy ma jakieś problemy. Ale czym są problemy? Nie wytworem naszej wyobraźni? Nie przeświadczeniem o ich istnieniu? A gdyby tak czasami po prostu pójść do parku? Do lasu? W góry? Gdziekolwiek. Wziąć kasztana do ręki i go podziwiać. Odciąć się od świata. Tylko Ty i kasztan. Głupie, śmieszne?A spróbowałeś kiedykolwiek? Czy musisz słono płacić za wczasy, SPA i inne wymysły? Spróbuj z kasztanem. Za darmo.
Później przyjdzie zima i herbata pod kocem. Przyjdzie pierwszy śnieg i zacieranie rąk na mrozie. A później to wszystko spłynie i przyjdzie wiosna.
I przyjdzie wiosna i znowu rozwiną się kasztanowce, a potem zakwitną. A potem…a potem to już wiecie co się stanie.
Znowu wyjdę na spacer i znowu znajdę pierwszego kasztana. Takiego jeszcze źle wybarwionego i wezmę go do ręki, a potem do torebki, a potem do domu…
Doceniajmy każdą chwilę.
Zatrzymajmy się i cieszmy wszystkim co wokół nas.
Do szczęścia tak niewiele potrzeba. Nie dajmy sobie wmówić, że jest inaczej.

 

Całujcie mnie wszyscy w dupę!

By | Przemyślnik | 56 komentarzy

Dziewczynie nie wypada…
Facet to co innego…
Nie przeklinaj…
Zachowuj się…
Jak często to słyszymy? My dziewczyny, kobiety?
To nam wypada, tego nie.
A gdzie to jest napisane?
W Biblii, Konstytucji?

Pije do osób, które uważają, że mój blog jest wulgarny. I chuj.
Nie używam przekleństw zamiast przecinków, czy to w świecie realnym, czy wirtualnym. Przekleństwa to świetny sposób na przekazanie emocji, na podkreślenie swoich racji, ważności wypowiedzi. Niewinne przekleństwo burzy mury pomiędzy mną, a czytelnikami, skraca dystans. Bo przecież w pracy, czy w sytuacjach oficjalnych nie bluzgamy. Natomiast w towarzystwie osób nam bliskich, osób które są naszą grupą znajomych,  słownictwo jest mniej wyszukane. Czujemy się na luzie, bez pompy, bez tej całej otoczki “trzeba”, “powinnam/ powinienem”, “wypada”, “nie wypada”. Przypomnijmy sobie sytuację z aferą taśmową, ale nie od strony afery, ale od strony słownictwa, jakiego uczestnicy używali. Czy ich rozmowa toczyła się w sposób wyszukany? Nie, nie było “szanowny Panie kolego”, “czy byłbyś tak miły i podał mi alkohol”, “zaiste urocze spotkanie”, “ach radość w mym sercu zagościła, kiedy to zechciałeś nalać mi wódki do kryształowego kieliszka”. Leciały kurwy, leciały chuje. Towarzystwo było wyluzowane, bo było to spotkanie przyjaciół, którzy w swoim towarzystwie czuli się na luzie. Już nie wnikam głębiej w sprawę 😉
Idziesz po ciemku do łazienki. Przed Tobą, ni z tego, ni z owego, wyrastają drzwi. Mały palec oczywiście idealnie nakierowuje się na ich kant. Czujesz to, czujesz jak przypierdzielasz najmniejszym paluszkiem idealnie w kant, ałłłłććć. I co? Powiesz mi, że uprzejmie zwracasz się do drzwi, że to nie miło z ich strony, że tak Cię urządziły? Krzykniesz po prostu “o, kurwa!!!”. Jedna “kurwa” znaczy więcej niż tysiąc słów. Ile emocji, ile złości mieszczą te niepozorne literki. 5 liter, a człowiek czuje się lepiej. Jacyś amerykańscy, czy tam eskimoscy naukowcy, doszli nawet do wniosku, że przeklinanie łagodzi odczuwanie bólu fizycznego. Psychicznego pewnie też.

Jaki jest mój blog? Czyż nie na luzie? Bez pompy? Żartobliwy? Tak, tak mi się wydaje, że nie pierdzę tu morałami, tylko przedstawiam swoje wizje i poglądy w sposób przystępny. Na luzie. Na odstresowanie.
Wyobrażacie sobie, na przykład niektóre anegdoty lub dowcipy bez wulgaryzmów? W niektórych przypadkach żart straciłby sens. A XIII Księgę Pana Tadeusza kojarzycie? A kojarzycie “Całujcie mnie wszyscy w dupę” Tuwima? Jak te utwory brzmiałyby bez bluzgów? Nijak. Wulgaryzmy są potrzebne, wbrew pozorom ubarwiają język, jeśli ich nie nadużywamy.
Lubię ekspresję jaką niosą za sobą wulgaryzmy. Nie lubię kurew co drugi wyraz. Nie pochwalam bluzgających małolatów i lasek z kiepem w gębie, czy napakowanych cwaniaków, dla których jedynymi znanymi słowami są przekleństwa. To jest niesmaczne. Smaczne jest świadome operowanie wulgaryzmami w ten sposób, by nadać mocniejszego wydźwięku swojej wypowiedzi.
Przekleństwa przyciągają. Nie oszukujmy się, jaki tytuł bardziej przyciąga? Ten z jakimś przekleństwem lub zabawą słowną czy zwykły, prosty, miałki? Kontrowersje są w cenie. Kontrowersje wciągają, ciekawią. Taki Łorsoł Szor. Tania rozrywka. Słownictwo i zachowanie bardzo niewyszukane, a mimo to oglądalność ogromna. Jedni lubią, drudzy nienawidzą, ale większość ogląda, czy to z ciekawości, czy dla śmiechu. Wydaje mi się, że nawet w tym programie pokazywane są co pieprzniejsze sytuacje, tak by zaciekawić widza. Marketing, marketing.
To jak, kobietom nie wypada przeklinać?
Ależ owszem wypada wszystkim. Nic nie jest trucizną, dopiero dawka nią się staje.
Wszystko jest dla ludzi, byle znać umiar i sensownie wtykać kurwy tam gdzie pasują.
A dla tych, których oburza mój język na blogu mam ogromną prośbę- z łaski swojej wypierdalać.

A Ci, którzy lubią poczytać sobie moje niewyparzone opinie- zapraszam, czujcie się jak u siebie 🙂

 

Klauzula głupoty

By | Przemyślnik | 10 komentarzy

Zawrzało ostatnio.
Pewien doktorek nie chciał dokonać aborcji, bo  mu sumienie nie pozwoliło.
Pochyliłam się nad tym wszystkim.
Zaczęłam się zastanawiać.

Jest taki doktorek, co się klauzulą sumienia zasłania, katolik, a może bardziej katol. On się nie zgadza. On ciąży nie usunie. Nie ważne, że aborcja w tym przypadku była poniekąd koniecznością. Nie, bo nie on tego nie zrobi. Nie i już. Bo życie, bo to dziecko…ale…
Ale czy idąc na studia takie jakie wybrał, dokonując wyboru bycia lekarzem nie brał pod uwagę tego, że takie zabiegi być może będzie musiał wykonywać? Nie lepiej gdyby taka osoba została stolarzem na przykład? Mógł wieść beztroskie życie piekarza i dodawać więcej mąki żytniej do chlebka, żeby jego sumienie było spokojne. Ale nie! Został lekarzem. Został lekarzem, więc jego zasranym obowiązkiem jest pomagać ludziom i przede wszystkim nie szkodzić. A co by było gdyby kobieta na skutek powikłań zmarła? Tak samo zabiłby człowieka. Ale narażając życie kobiety mamił ją i przeciągał w czasie decyzję o aborcji, tak by w końcu do niej nie mogło dojść. A mógł odesłać ją gdzie indziej. Nie jest przecież jedynym lekarzem na świecie. Ale nie, sumienie mu nie pozwoliło.
A gdyby ktoś z nas trafił na stół operacyjny, a naszym  lekarzem byłby świadek Jehowy? Jak wiecie, albo i nie w tej grupie wyznaniowej nie dopuszcza się transfuzji krwi. No i leży taki Wicek na stole, blady, bo mu krew już uleciała i czeka na ostatnią deskę ratunku- krew. I nagle Dochtur Gienek, wyznawca swojej tam psiej czy kociej wiary staje, rozkłada ręce i mówi, że mu sumienie nie pozwala podać ani kropli krwi. No nie, bo on nie może, bo to się kłóci z jego wiarą. No niestety Panie Wicek- zmów Pan swoje paciorki i przygotuj się na wieczorny melanż ze Świętym Piotrem.
Wchodzisz do baru zamawiasz hamburgera z soczystym kotletem ze świeżo zarżniętej świni. Dostajesz bułkę z warzywami, bo Pan Jeremiasz, właściciel przybytku jest wegetarianinem i te całe kotlety są wbrew jego sumieniu.
Gorąco jak diabłów sto, wpadasz do spożywczaka. Chcesz kupić zimne piwko. Pan Tadeusz podaje Ci Kubusia. Pan Tadeusz to wieloletni abstynent, były alkoholik, a alkohol to zło- nawet jedno piwko w tygodniu to Twoja droga do czeluści.
Nie porównujmy ludzkiego życia do mięsa i piwa, ale jeśli dalej tak pójdzie to każdy będzie zasłaniał się swoimi klauzulami sumienia.
Wracając do dziecka. Dziecko się urodziło, kobieta żyje. Dziecko zmarło niedługo po tym jak pojawiło się na tym świecie. Jeśli takie dziecko gdzieś teraz jest i pamięta coś ze swojego krótkiego życia to Ziemię kojarzy tylko z bólem i cierpieniem.
Aborcja w Polsce jest prawnie zakazana. Można dokonać jej w kilku przypadkach-

  1. ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety ciężarnej (bez ograniczeń ze względu na wiek płodu[1]),
  2. badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu (do chwili osiągnięcia przez płód zdolności do samodzielnego życia poza organizmem kobiety ciężarnej[2]),
  3. zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego (do 12 tygodni od początku ciąży[2]). *****

W tym przypadku, punkt drugi zezwalał na dokonanie usunięcia płodu. Ale lekarz nie zechciał ulżyć kobiecie i dziecku, nie chciał pomóc w tym strasznym dla nich momencie. Może to co powiem wyda się brutalne- ale czy nie lepiej skrócić męki dziecka i pozbawić je życia, niż narażać na krótkie życie w okropnych męczarniach? Przecież nawet zwierzęta usypia się by nie cierpiały.
Nie chciałabym być cierpiącym dzieckiem. Tak, wolałabym umrzeć niż żyć w katuszach, wiedząc, że i tak za chwilę umrę. Śmierć w niektórych przypadkach to ukojenie, to akt miłosierdzia. Śmierć nie jest najgorsza, gorsze jest skazywanie kogoś na cierpienie.
Ten lekarz to dla mnie egoista.
Egoistami są niektórzy rodzice, którzy skazują swoje maleńkie dzieci na krótkie życie w bólu.
Znowu zabrzmię okrutnie, ale kiedyś nie było tabletek, zastrzyków i innych medykamentów, które służyły podtrzymywaniu ciąży. Kiedy płód rozwijał się nieprawidłowo- umierał. Kiedy rodziło się chore dziecko- sztab ludzi nie podtrzymywał go na siłę przy życiu. Dziecko umierało. Selekcja naturalna. Matka Natura wiedziała najlepiej, które dziecko jest na tyle silne by żyć, a które na tym świecie sobie nie poradzi.
Wiem, że część chorób na które umierały noworodki, to w dzisiejszych czasach choroby błahe. Ale pomijam wszelkie zapalenia płuc i inne banały. Jeśli jednak badania prenatalne jednoznacznie sugerują, że dziecko nie ma szans na życie bez bólu- dlaczego zmuszamy je do życia?
Czy nie jesteśmy chorymi egoistami?

 

*****źródło- https://pl.wikipedia.org/wiki/Aborcja_w_Polsce

Kenju filet?

By | Przemyślnik | 11 komentarzy

Co Was cieszy, co Was śmieszy?
Mam wrażenie, że ludzie w naszym pięknym kraju mają wiecznie pod górkę. Wiecznie coś jest źle i nie tak. Chyba nie potrafimy docenić drobnych przyjemności i pięknych chwil.
Będąc małą karlicą cieszyłam się z byle gówna. No może gówno mnie nie cieszyło, chyba, że po kilkudniowym zaparciu. Ale to niesmaczny temat hehe 😉
Cieszyły mnie natomiast małe  radości. Jajko z niespodzianką cieszyło mnie jakby było złote. Ja wiem, że dzieciory są radosne prawie cały czas i często bez powodu, jednak z czasem zapominamy o tym błogosławieństwie. A zresztą teraz dzieciaki mają takie wymagania, że nie jestem pewna czy doceniają takie badziewie jak cukierek czy lizak. No matter.

Co jeszcze mnie cieszyło? Przytulanie i to zostało do dziś. Kto tego nie lubi?
Cieszyło mnie, że Mama wracając z pracy przywoziła mi i bratu gumę do żucia z naklejką do albumu czy jakąś historyjką.
Cieszyło mnie, że idąc do sklepu znajomy sklepikarz zawsze dorzucał mi do zakupów cukierka. Zawsze brałam dwa, albo nie chciałam wcale, bo przecież mam brata! Brat też brał dwa. I takie gesty się docenia. Gest sklepikarza, że cukierka zawsze podarował, gest ze strony rodzeństwa, że pamiętaliśmy o sobie.
Niestety z wiekiem umiejętność dostrzegania miłych chwil zanika. We mnie jakimś cudem pozostało coś z dziecka. Nadal cieszą mnie błahostki. Nadal chodzę uśmiechnięta, choć niektórzy biorą mnie za jakiegoś psychopatę czy innego odszczepieńca.
Wiecie co mnie rozweselało każdego dnia w drodze do szkoły? Napis na bloku. “KENJU FILET?”. A moja droga do szkoły nie była taka hop siup. W czasach gdy busy jeszcze nie jeździły i byłam zmuszona korzystać z pekaesów było nie wesoło. A mimo to byłam wesoła. Pobudka za dziesięć piąta (rano, tak kurwa chyba w nocy 😀 ), szybkie śniadanie, mycie i maraton na przystanek. Piętnaście po piątej autobus przyjeżdżał, albo i nie. Wiało, padało, świeciły gwiazdy lub sypał śnieg. Malowałam się na zamarzniętych siedzeniach autobusu. Jakiś tam tusz do rzęs, jak mniej telepało to kredka. Czasem przysypiałam, ale zawsze byłam w dobrym humorze. A później droga do szkoły średniej, przez osiedle. I ten zielony napis- kenju filet? No, cholera nie dało się nie śmiać, do tej pory mnie to śmieszy. Niby głupi napis, a codziennie dodawał mi pałera. Aż muszę się przejść w okolice pamiętnego bloku i sprawdzić czy napis jest. Czułam to, czułam ten napis, czułam ten przekaz. Czułam, że mogę wszystko, czuję to do dziś. Nie wiem kto to nabazgrał i po co- ale człowieku wiedz, że dzięki temu moje pobudki przed piątą nie były katorgą 😉
Wiecie, najfajniejsze jest to, żeby umieć się śmiać z samego siebie. Czasem jak coś pierdolnę…to nie ma wuja we wsi 🙂 W zeszłym roku, totalna zawierucha, śnieg po pachy, miasto nieprzejezdne, a ja musiałam udać się do centrum. Idę sobie idę i się śmieję, że się zapadam i śnieg mi się w buty sypie. Dolazłam do ronda, dolazłam do przejścia dla pieszych, a tam taaaka zaspa. (Pomiędzy chodnikiem, a ulicą). No to sobie myślę- przeskoczę. Przeskoczę jak łania, z gracją z wdziękiem, a co mi tam. Ale jebłam! Nie przewidziałam, że pod śniegiem zalegającym na ulicy jest szklanka. Kopyta do przodu, łania dupę do góry, jak mnie nie zarzuci! Miotało mną jak szatan i babuch! Łeb w tej wielkiej zaspie! Leżę i płaczę ze śmiechu. Typ, który zatrzymał mi się przed przejściem- śmieje się jak durny. Machnęłam mu ręką okejkę, że żyję i śmiejąc się polazłam dalej. Jakże mnie dupa bolała łojojoj 😀
Umiejętność śmiania się z siebie samego to podstawa. Ktoś kto tego nie potrafi- nie ma poczucia humoru. Straszne jest to, że Polaków bardziej śmieszy i cieszy cudze nieszczęście niż własne szczęście.
Był kiedyś jakiś taki dowcip, którego nie powtórzę, ale spróbuję zarysować sens. Diabeł czy inny amerykański naukowiec zapytał Polaka, Niemca i powiedzmy, że Anglika o to co by chcieli. Niemiec chciał piękną kobietę (wiadomo, oni tam mają deficyt), Angol chciał jakiś jacht, dobre życie. A wiecie co Polak zechciał? A cokolwiek, oby sąsiad miał gorzej- no niech mu chociaż kura zdechnie i on już będzie szczęśliwy.
Zamiast sobie zrobić dobrze, większość osób woli zrobić źle innym. Chytrusie słodki!
Taki ten mój post dzisiaj wydumany, ale ciekawi mnie co Was śmieszy, co cieszy i czy tylko ja jestem takim dziwadłem, że radość daje mi pomoc innym, czy podzielenie się jakąś wiedzą, radością, posłanie uśmiechu mijanym osobom.
A tak w ogóle, to lubię komedie, absurdalne poczucie humoru i chamskie dowcipy 😀

Internetowi mesjasze dwudziestego pierwszego wieku

By | Przemyślnik | 39 komentarzy

Media kłamią!
Telewizja nas ogłupia!
Gazety codzienne to stek bzdur i paplanina o tym kto w nocy trzyma kredens.
Chytrusie niebieski- największe zło to internety!

Kumasz to? Wchodzisz na fejsika, a tam jakieś nie przaśne grupy i dziwne fanpejdże. Włazisz na fora- kółka wzajemnej adoracji. Jedna baba kracze drugiej o jej wspaniałości bez żadnych podstaw. Ja rozumiem być miłym, ale wchodzić komuś w zad bez wazeliny i skakać wokół wyimaginowanego guru to chyba przegięcie. Blogi to samo. Niektórzy są mili na siłę, bo mają swojego “króla blogów” i słodzą aż się cofa. Nie ważne ktoś coś pisze dobrze, czy źle- jest kochany, wspaniały i zawsze ma rację. A jak powiesz złe słowo ( nie mylić z chamstwem, wystarczy, że nie zgadzasz się z poglądami guru i jego grupy miłośników) to aut, jesteś skreślony, a wcześniej przykładnie ukamienowany.

W internetach tworzą się jakieś dziwne grupki ortodoksyjnych zombie, którzy na siłę próbują weprzeć w nas swoją jedyną słuszną rację. Zero wypośrodkowania. Zero zdrowego rozsądku. Zero taktu i zero dystansu.

Ćwiczysz z Ewcią? Nie? Jak to? Chcesz czuć się i wyglądać świetnie- musisz. Musisz. Inaczej jesteś do tyłu ze swoim życiem. Zdechniesz w obwisłym ciele i nikt na Ciebie nie spojrzy! Ewcia to jest znawczyni, ona wszystko wie i potrafi- musisz z nią ćwiczyć! Nie podważaj jej zdania! Jak śmiesz gnido!

I pamiętaj biegaj! Nie biegasz- nie żyjesz! Koniecznie zainstaluj sobie aplikację, albo kilka na smartfonie i biegaj. Teraz wszyscy biegają! Ruch to zdrowie, buciki za trzy stówki, koszulka tylko z odpowiednich materiałów, koniecznie z tego i tego sklepu. Spodenki zamów na tej nie innej stronce.  I biegaj. Jogging jest taki popularny. Nie wiesz jak zacząć? Na pewno ktoś Cię w ten świat wprowadzi, tylko się nie wychylaj i nie mądrzyj się za bardzo. Słuchaj guru i biegnij Forest, biegnij…!

Włosomaniactwo, ciałomaniactwo, pazuromaniactwo i chujwiecomaniactwo. To chyba maniactwo? A skąd! Jedna kraknie, że od slsów włosy jej wyszły- wszystkie przestają używać. Jedna palnie, że silikony zniszczyły jej życie, facet zostawił na pastwę losu, a pies nasikał na nogę i już wszystkie kraczą tak jak ona. Mordują męża, żeby ich przypadkiem nie zostawił i wywożą psa do lasu żeby nie lał kiedy słucha ich opowieści o tym całym złu. No i silikony- odstawione wszystkie te złe i te dobre w razie czego też. Jednej odżywka do paznokci nie podpasowała, sto innych nagle odczuwa te same dolegliwości i czują ból w jelitach. Nie masz szczotki TT- jesteś śmieciem!

Żarcie tylko eko! To drogie najlepsze. Rano owsianka. Mleko sojowe, ale tylko takie bez gmo, bo to zuooo. To od krowy jest okej, ale krowa musi słuchać Mozarta podczas wypasu na dziewiczych łąkach w Alpach, a podczas udoju koniecznie Schubert. Mleko dojone przy Schubercie nabiera niezwykłych właściwości. Zapomnij o Macu! To śmierć! Nawet zjedzona raz w roku bułka stamtąd może zabić Cię niespodziewanie! Zupka chińska z Radomia? Chyba żartujesz! Chytrusie słodki!

A czy Ty w ogóle wiesz kto to Kominek, Maffashion i Jessica Wartburg? No jak Ty żyjesz? Nawet o Tuskównej nie słyszałaś? Wstyd. Taki wstyd. Pan Piecyk z bloga zawsze ma rację, nawet jak opisuje kocyk za pińcet, który dostał za darmo- to takie fascynujące! Omg o tym można czytać w kółko! Spódniczka Jessiki jest super! Jak możesz twierdzić, że nie ma w niej kobiecych kształtów, że kiecka wygląda jak psu z …gardła wyjęta?! Ona jest od znanego projektanta i kosztuje ponad tysiaka, to że jest brzydka nie oznacza wcale, że jest brzydka! Come on! Na jakim Ty świecie żyjesz?!

Te wszystkie guru mają grubą kasę ze swoich owieczek. I fajnie. Ja się cieszę, bo mieć kasę z tego co się lubi to fajna sprawa. Nie mam nic przeciwko. Ale być ślepą owieczką, która jedyne co widzi to swoje nieomylne bóstwo to jakaś paranoja!  Ja pisząc nie boję się czytelników, którzy mają swoje zdanie- przeciwnie doceniam. Doceniam ponieważ odmienne zdanie innych osób wnosi świeżość w moje kąty. Mogę na temat spojrzeć z innej strony. Ewciowe wariatki to dla mnie ewenement, który zdaje się być nieomylny. Ci od zdrowej żywności- zabili by Cię za hamburgera. Jejjj wszystko jest dla ludzi. A eko żywność mam u Mamy za domem. Wychowałam się na eko czereśniach i jabłkach, w którym nie raz trafi się robak. Robak też eko, bo nie pryskany. Jabłko wytarte o spodnie, nie odkażone i nie umyte szczoteczką z eko kłaków- zęby jeszcze mam, gangrena się nie wdała. Ale bułę z Maca lubię owalić i co? I żyję. Na chińską zupkę też czasami mnie najdzie. Nie mam szczotki TT, a włosy mi nie wypadły, użyję czasami czegoś z silikonami na kłaki i jeszcze mi się nie zlepiły. Nie biegam, bo to dla mnie nuda. Bo mi się nie chce. Bo mnie to w ogóle nie relaksuje. I co? I nie ważę stu kilogramów. Wszystko mam na swoim miejscu i nie mam kompleksów. Kondycję mam rewelacyjną, a ciało wyrzeźbione bez diet i morderczych ćwiczeń. Mam, bo mam we wszystkim zdrowy umiar. Bo wszystko jest dla ludzi.

Nie dajcie się omotać tej pladze pseudo znawców. Internetowi mesjasze dwudziestego pierwszego wieku nie są nieomylni. Są ludźmi i mogą się mylić, albo chcą zarobić korzystając z 5 minut popularności. Nic w tym złego. Ale nie dajmy się zwariować. Ćwiczcie sobie z kim chcecie i jedzcie eko jeśli sprawia Wam to przyjemność, ale nie zapominajcie o zdrowym rozsądku. Każdy z nas ma rozum. Nie każdy z tego organu korzysta. Szkoda. Niektórzy są zbyt radykalni, śmiertelnie poważni i zaślepieni. Tylko po co, na co?

Internet mnie żywi, internet mnie bawi, internet mnie uczy. Internet nie jest złem wcielonym, to ludzie popadają w obłęd. Nie interesują (nie internetują i nie rajcują ) mnie internetowi mesjasze. Co nie zrobisz, czego nie napiszesz i tak zawsze jakiś krzykacz i umoralniacz się trafi. Rób co lubisz, co uważasz za słuszne, nie słuchaj innych we wszystkich kwestiach. Doradzaj innym, słuchaj rad, ale nie traktuj niczego dosłownie. Czytaj między wierszami. Żyj. Leć pod wiatr, a nie z wiatrem i nie zmieniaj poglądów, bo ktoś coś komuś po coś kiedyś.

I pamiętaj, że krowa, która dużo ryczy, mało mleka daje i Schubert tutaj nie pomoże. A Ci którzy najwięcej krzyczą- sami po cichaczu wpieprzają w Macu.

Kochajmy się, kurwa!

By | Przemyślnik | 12 komentarzy

Zacznijmy od obrazka. Na pewno każdy go zna. Przynajmniej pierwsze dwa okienka, bo trzecie dorobiłam sama. Tak, wiem moje zdolności pozostawiają wiele do życzenia 😉 Ale sens pozostaje.
Ponoć Polacy to nieuprzejmy naród.
Amerykanie swoje słownictwo upraszczają, Anglicy są uprzejmi, a Polacy? No cóż…prawie jak w reklamie Merci- jedno słowo, którym wyrazisz wszystkie emocje. No, kurwa- zgadza się.
Ale nie o kurwach dzisiaj. Dzisiaj o uprzejmości w ogóle.
Bo dobrze użyta kurwa (haha) mi nie przeszkadza. Nawet Pan Słynny Miodek profesorem tytułowanym ogłosił wszem i wobec, że wulgaryzmów można, a nawet trzeba używać w celu podkreślenia swoich racji.
A jak jest z ogólną kindersztubą rodaków?

Nie mam na myśli przepuszczania w drzwiach i innych głębszych zachowań. Zacznijmy od podstawowych rzeczy.
Proszę, przepraszam, dziękuję, dzień dobry…itd.
Hmmm… niby zwroty znane każdemu, ale czy każdy ich używa?
Wydawało mi się, że tak, ale po głębszym zastanowieniu doszłam do wniosku, że najczęściej panie w Biedrze mówią mi dzień dobry.
Kiedy byłam mała używałam zwrotów grzecznościowych nałogowo. Wszystkich witałam po kilka razy, co wywoływało uśmiech. A ja lubię uśmiechniętych ludzi, więc nawyk pozostał.
Jedna przygoda utwierdziła mnie w przekonaniu, że warto. Szłam do koleżanki i wszystkim napotkanym mówiłam dzień dobry. Nie bójcie się- mieszkałam w niewielkiej wiosce, a nie w wielotysięcznym mieście 😉 Widać ujęłam uprzejmością pewnego dziadeczka, bo dał mi worek czereśni. Warto być uprzejmym 😉
Ale tak serio. Zawsze wchodząc do sklepu, banku, busa itd witacie się z ludźmi ? Ja tak, ale zauważyłam, że nie wiele osób to robi. Dziękujecie za resztę w sklepie? Mówicie “na zdrowie” kichającemu przechodniowi? Przepraszacie, jeśli kogoś potrącicie na chodniku? Czy na co dzień dziękujecie któremuś z domowników za zrobienie herbaty, podanie masła, podłączenie telefonu do ładowarki? Dla mnie jest to tak oczywiste, że dziwią mnie ludzie, którzy tak nie robią.
A jednak…
Któregoś dnia oglądałam reportaż w telewizji śniadaniowej. Podobno osoby pracujące w dużych korporacjach, ale też zwykli studenci czy inni Kowalscy wolą udawać zainteresowanie smartfonem niż się przywitać. Krew mi się zmroziła. Jak możemy wymagać od innych uprzejmości, skoro sami lecimy w kulki?
Heh…ja idę o krok dalej. Nie używam telefonu kiedy gdzieś wychodzę z domu jeśli nie muszę. Internetu poza domem nie używam prawie nigdy. A kiedy jestem na wakacjach z telefonu korzystam kiedy chcę zrobić zdjęcie i ewentualnie piszę jednego smsa, że samolot nie spadł 😉
Czy naprawdę ludzie są tacy odcięci od normalnego świata? Serio już nikt, oprócz mnie nie życzy miłego dnia pani na poczcie? Nikt nie zagaduje człowieka obok siebie podczas stania w kolejce do kasy ?
Dzisiaj obserwowałam ludzi. Nikt nie odwzajemnił mojego uśmiechu. Nikt nie podziękował za przepuszczenie na pasach. NIKT!
Nie wiem dlaczego ludzie zrobili się nieludzcy. Nawet psy witają się machaniem ogonów i obwąchiwaniem. Chamstwo w państwie i nie jest to wina Tuska. To jest nasza wina. Chcemy żyć w pięknym świecie, tymczasem na własnym podwórku mamy gówno. A wiecie jak byłoby przyjemnie gdyby ludzie byli mili, uśmiechnięci i zwracaliby się do siebie z należytym szacunkiem? Rozumiem, że każdy czasami ma gorszy dzień, ale mam wrażenie, że nie którzy mają same złe dni i to na własne życzenie.
Ludzie! Uśmiechnijcie się! Żyjecie! Jesteście zdrowi, macie co jeść, macie dach nad głową. Każdy ma jakieś problemy, ale problemy spieprzają gdzie pieprz rośnie kiedy pojawia się uśmiech.
Kochajmy się!
Ooooo tak 😉

Raz, dwa, trzy-nie czytaj, bo obsmarowałam blogosferę

By | Przemyślnik | 16 komentarzy

Jak wiecie, albo nie wiecie mam dwa blogi.
Moje prywatne, osobiste i se mogę smarować co mi się żywnie podoba. Jedni to lubią, drudzy mi jadą i w obu przypadkach się cieszę 😀
Może coś ze mną nie tak ? hehe 😉
Z Celebrytką gniłam kiedyś na Onecie. Ale Onet to smród, bród i ubóstwo. Tam nawet zdjęcia po ludzku się wstawić nie da. W sumie tu i tak nie wstawiam, bo to same czytadło, ale mniejsza o to.
Kiedy przylazłam tutaj rozpoczęłam przygodę także z blogowaniem o kosmetykach. Wiecie- to jest całkiem przydatna sprawa. Może ktoś dzięki mnie nie położy na włosy zamiast odżywki kremu do depilacji- taka moja misja. No i powiew świeżości bez nadęcia też blogosferze się przyda. Albo mnie pokochają, albo znienawidzą łatewer.
Piszę, bo lubię. Jak komuś się podoba, to super, jak nie- też łzy nie uronię.
Jak już tu wlazłam do tej całej blogosfery, zaczęłam intensywniej przeglądać i czytać blogi innych osób. Kilka blogów pokochałam, kilka podczytuje, kilka jest mdłych- ot jak wszędzie. W każdym razie o gustach się nie dyskutuje.
Ale podyskutować mam ochotę o czymś innym.
Jak tak łażę, czytam i podglądam to zaobserwowałam pewne tendencje.

Adin.

Komentarze.
Jakiś tam post o dupie Maryny. Powiedzmy, że recenzja kremu na hemoroidy.
“Ojjj jaka śliczna fotka maści! <3, a jaki śliczny masz odbyt! Mi ta maść by nie pasowała, ale tobie jest z nią super oj oj oj” <zesrałam się z miłości>.
” Hej super blog. Maść jest świetna, na pewno kupię. Też marzę o takim odbycie jak Twój. Jest śliczny! Super produkt!” < ale obleśne foty>.
” Buziaczki kochana, ale fajnie to napisałaś, muszę mieć tą maścieńkę do pupci, może i mi pomoże. Buziaczki, całuski” <pod nosem pocałuj mnie w dupę>.
Komentarze miłe do porzygu. Szczere jak autobiografia Pinokia. Dobra, ja też czasami piszę coś miłego, ale po pierwsze coś musi mnie zachwycić jeśli to komentuję. Po drugie- piszę jakoś tak konkretnie, zgrabniej, a nie sto milionów serduszek, sztuczne ochy i achy i  w ogóle rzygam tęczą i ubóstwiam blogerkę. Takie ubóstwianie na siłę często kończy się bluzgami przed monitorem i wyzywanie od najgorszych, bo ona ma, a ja nie mam, bo napiszę jej, że jest super niech ma idiotka, a ja jej i tak dupę na jakimś forum obsmaruje.

Dwa.

Obs za Obs/ Kom za Kom.
“Hejka, super blog. Poobserwujesz mój? ” <nie spierdalaj>.
“O jaki ciekawy post, zapraszam także do mnie” <nie, spierdalaj>.
“Świetny produkt, zapraszam do komentowania u mnie” <nie, spierdalaj>.
” Obserwujemy? Kom za kom?” <teraz to już na prawdę spierdalaj>.
To jest tak denerwujące, że flaki zaczynają krążyć mi po całym ciele. Po jakiego wafla ktoś na cudzym blogu narzuca się ze swoim blogiem? Ja wiem, wiem… młode ludzie to durne, świeżych blogów nazakładali to chcą mieć od groma czytelników i próbują zaznaczyć swoją obecność gdzie się da i jak się da. Ale czemu tak chamsko? Po co komuś blog zaśmiecać? W życiu w taki link nie kliknęłam i podejrzewam, że mało kto klika. Kiepski macie marketing i do tego jesteście niewychowani! To jest moje zdanie. Poza tym istnieją miejsca, gdzie można pochwalić się swoim blogiem, napisać parę słów o sobie, zaprosić do odwiedzenia. I w takich miejscach chwalmy się swoim miejscem w sieci, zachęcam. Ale nie wchodzimy ze spamem na blogi innych! Nie i koniec, bo jak nie to pójdziecie do piekła, o!

Tri.

Gołe laski w śniegu.
To akurat mnie zastanawia i wywołuje uśmiech.
Popularne raczej na blogach modowych.
Wiecie, sytuacja wygląda tak:.
“Hej Siema laski, jestem Jadzia, a to mój nowy autfit. W sam raz do szkoły, na dyskotekę, a najlepiej do Cocomo, gdzie kolesie tracą milion złotych na szampan z Biedry”
Mróz aż trzeszczy, glut wisi po kolana i dynda jak jaja starego dziada. Normalni ludzie w kożuchach, papachach, kombinezonach, rękawicach ze zdechłych owiec i w butach po zad. A Jadzia prezentuje stylóweczkę wpasowaną w klimat jak w mordę strzelić. Krótka sukienka, jakaś szmacina na plecach, bo firma wysłała i trzeba pokazać. Szpileczki z odkrytym paluszkiem, w tle zaspy po pachy. I jeszcze Jadzia śmie twierdzić, że poleca stylizację na spacery w styczniu.
Bicz pliz!
Podobają mi się fotki w bikini na tle ośnieżonych krajobrazów, ale to są raczej fotki erotyczne lub artystyczne. I takie fotki są okej, bo zrobił je dobry fotograf i chodzi o to by pokazać gorącą dziunię, której śnieg nie straszny, która jest tak hot, że śnieg topnieje.
No dobra, ale co robi rozgolaszona panna na blogu modowym? Serio ktoś przy minus kilkunastu stopniach tak się nosi? Może się nie znam, ale wydaje mi się, że warto się wstrzymać ze dwa miesiące i pokazać ciuchy w bardziej wiosennym tle. Ja tam się ubieram na cebulę jak jest zimno i mam w dupie odbiegające od rzeczywistości stylówki. Przynajmniej glut mi nie dynda 😛

Czetyrie.

Wylewność.
Głównie na blogach kosmetycznych.
Taka sobie Dżesika ma bloga o różnych mazidłach i innych kosmetycznych pierdołach. Dżesika recenzuje na przykład szczoteczkę do zębów z włosów łonowych borsuka i pastę do zębów z wydzieliny rosomaka.
Co znajdziemy w poście?
Skład pasty, miejsce połowu borsuków na szczoteczkę, długość łoniaczy, działanie pasty i szczotki i inne pierdoły i obietnice producenta.
Na koniec Dzesika pisze: ” Pasta i szczoteczka bardzo mi się podobają, bo są fajne, polecam wszystkim.”
O i tyle od autora.
Ja pierdziele. Tyle to se ja mogę na opakowaniu poczytać. Większość postu to powinny być wrażenia, emocje, orgazmy, radości i smutki autorki. Co mnie obchodzi co tam producent pieprzy. Producent musi pieprzyć, bo produkt musi sprzedać. Dżesika jak chce pieprzyć to niech sobie chłopa znajdzie, bo na blogach tylko swój czas marnuje. Owszem, fajnie jak przemycimy skład, czy jakieś słowo na niedzielę od producenta, ale  na litość babską- jaki sens jest przepisywać w kółko to samo ?

No. Wyżyłam się 😀
A Was co zastanawia, wkurza lub śmieszy kiedy czytacie internetowe wypociny?