W taki dzień jak ten dochodzę do wniosku, że i tak wszyscy umrą 😀
Miły jesienny zimowy letni dzień. Z nieba pada kapuśniaczek. Taki na żeberkach. Na wędzonych. Śnieg miał być. Ni ma śniegu. Pewnie jeszcze będzie, zapierdoli mnie wyżej futryny i będę jeść makaron.
Tak sobie myślę, że byłoby nudno gdybym nie miała czułek. Wiedzieliście, że mam czułki? Niestety tylko jedną parę. Mam nadzieję, że urosną mi z wiekiem i że będę miała chociaż dwie pary. Mój ogon też ma się dobrze. Zimą łatwo go ukryć, gorzej latem. Latem lata na boki. Trzeba go zwijać. W trąbkę. Jaka trąbka? Jaki bilet?
Poszłabym do spa. Ale u mnie nie ma spa. Wyświnię się błotem w ogródku i będę udawać, że to błoto z morza czarnego. Albo martwego. I tak wszyscy umrą. Ja będę żyła 105 lat. Na setne urodziny burmistrz daje talony do Biedry. Na setne urodziny dają wyższą emeryturę. Jaka emerytura? Jaka trąbka? Jaki bilet?
Ostatnio chciałam wygrać masło. Ale nigdzie nie było masła do wygrania. Ale ja nie odpuszczam. Ja walczę. Może kiedyś wygram masło. Wiecie jak ciężko jest wygrać masło?
List do Mikołaja trzeba napisać. Zawsze pisałam. Wkładałam list za doniczkę na oknie i rano listu nie było. Mikołaj zawsze zabierał po cichaczu kartkę. Czasami Mama brała list i przekazywała Świętemu. Prezenty zawsze się zgadzały. Raz tylko staruchowi się pojebało i wsadził paczki w szafkę z ręcznikami, zaraz nad dużą szafą. Durny- zrobił to z tydzień przed świętami. Udawałam, że nie wiem. Potem zaniósł pod choinkę. Dobry, stary, poczciwy dziad.
Dziadów jest dużo. Jest Dziad Borowy, jest Leśny Dziadek i Dziadek Piaskowy. Wszystkie dziady są fajne. Te Mickiewicza były dziadowskie. Długie i pieprzyły smuty. Dziady to takie Halloween po polsku, ale i tak mówią, że Halloween nie jest polskie. A co jest polskie? Ziemniak? Nawet słowo ziemniak nie jest typowo polskie. Kartofel jest polski. Ja jem kartofle. I chrupki jem, a nie chipsy. W getrach chodzę, a nie w legginsach.
Tak czasami jak chodzę to mnie najdzie. Myśl mnie najdzie czasami, a czasami sama sobie najdę stopą na stopę na przykład. Albo na kota czasami najdę. Nie jest to dobre dla kota. Dla nas też nie jest dobre gdy ktoś na nas nastąpi. Nieprzyjemne to jest. Nie rozumiem pijaków, którzy leżą po rowach jak pierwszy śnieg, który już stopniał. Ktoś może na nich najść przecież.
Naszło mnie ostatnio na Maka. Ale tu nie ma Maka. Ale można pojechać. Pojechałam. Tak sobie myślę, że mogli by dostarczać te bułki na telefon. Telefon to fajna sprawa. Zwłaszcza jeśli nie dzwonią z banku by wziąć kredyt. Albo gdy nie dzwonią z zaproszeniem na prezentację kołder z mysich psitek. Albo jak nie wciskają Ci etui na okulary z torby mamuta. Wtedy telefon jest super. Jak zaczynają nam coś wciskać zaczynam mówić po angielsku. Też jest super, bo nie wiedzą co powiedzieć i się rozłączają. Fajnie jest też jak mówię, że nie zgadzam się na nagrywanie, bo mnie teraz wszyscy wszędzie podsłuchują. Wujek Macierewicz mi powiedział.
Byliście na wyborach? Ja zawsze chodzę, ale tym razem nie doszłam. Zatoki mi wyjebało, pogoda była niesprzyjająca. Nie poszłam. Głupio mi, bo ja zawsze chodzę. Może jeszcze zdążę zagłosować, w końcu nadal liczą głosy? Kiedyś siedziałam w komisji wyborczej. Dobę kurwa. Spać mi się chciało, ale cały powiat trzeba było przeliczyć. Dodać głosów tym, którym trzeba, zabrać tym co trzeba. Żartuje. Uczciwie było. Nie tylko w komisji bywałam. Kiedyś lałam piwo. Na imprezach plenerowych. Dojebali mi mandat. Prawie poselski. Paragonu nie wydałam. Chuje. Jedyny mandat w życiu. Za malwersacje finansowe, za okradanie państwa. Kurwa, a mogłam jak normalni ludzie dostać pierwszy mandat, za picie w miejscu publicznym. Zmarnowałam swoją szansę okradając państwo na kwotę 23 groszy.
Będę smażyć się w piekle. W sumie to będę w piekle robić co będę chciała. Każdy ma takie piekło jakie sobie wymyślił. Katolik wymyślił sobie siedzenie w smole. To Ci bardziej wierzący niech siedzą w smole. Ja nie będę. Ja pójdę nie wiem gdzie. Czy to będzie niebo, czy piekło. Nie wiem. Może to będzie jakiś fajny domek na plaży i będę sobie tam drinki piła. Świetny pomysł. Pójdę do domku na plaży, ale to dopiero po stu piątych urodzinach.
A może pojechać do domku na plaży teraz? W sumie mogę. Ale zimno jest. Chyba, że na Karaiby. Ale mam mało czasu. Pojadę bliżej wiosny. Tak, wiosna już puka do naszych drzwi. Prawie. To zaraz pojadę. Przecież to chwila.
Za chwilę to ja będę głodna. W sumie już jestem. Kapuśniak bym zjadła. Bo niebo tak mnie nastraja. Ten kapuśniak z nieba. Zrobię kapuśniak. Potem zjem. Ja lubię jeść. Ludzie jedzą różne dziwne rzeczy. W sumie to i ja zjem wszystko. Mleka nie wypiję. Bo to mleko to siedzi w krowich cyckach, wiecie. Obok cycków, spod ogona leci kał. Czasem spadnie w trawę, czasem zahaczy o strzyki. Strzyki to cycki. I tak to. Ale psa bym zjadła. Kota pewnie też, tylko nie własnego. W Indiach nie jedzą krów, a ktoś inny je. Psy też gdzieś jedzą. To i ja bym skosztowała. Najlepiej smakowałby taki biały pies z różową mordą. I tak wygląda jak świnia. Mógłby smakować.
Ludziom dziwne rzeczy smakują. Dziwi mnie tylko, że ludzie są tacy podatni na nałogi. Dziwne to dla mnie. Jak może smakować komuś wódka? Albo ćpanie? Jak widać, nie trzeba brać, żeby pisać dziwne historie. Więc po co? No ale nie każdy jest mną. Mi Mama od małego mówiła, że jestem ładna i mądra. No, to chyba rodzona Matka by mnie nie okłamała, nie? No, raczej. I wyrosłam nie wiadomo kiedy. Już stara kobyła jestem. W sumie to chciałabym rybki, nie konia. Ale jeszcze nie wiem jakie. Karpie są praktyczne, bo można je hodować do świąt i potem ojebać. Ale to straszne brudasy. Przecież se nie kupię złotej rybki w kuli, bo to męczarnia dla takiej ryby. To już lepiej tym karpiom łeb upierdolić. I smaczne są. Sama nie wiem.
Pójdę lepiej, zrobię ten kapuśniak.