Jesień, jesień…
Uwielbiam jesień kiedy jest słoneczna, kiedy ledwie dyszące po lecie promienie słońca, potrafią jeszcze dodać kilka piegów na moim nosie. Kiedy w powietrzu czuć dym z liści i kartoflisk. Kiedy babie lato niespiesznie wędruje po twarzy drażniąc nas i śmiesząc jednocześnie. Kiedy biedne dzieci wloką ciężkie plecaki, a ja mogę sobie siedzieć na ławce i nie martwić się pierwszą klasówką w nowym roku szkolnym. Tyle lat powtarzali, że zatęsknimy za szkołą. Wcale nie tęsknię. Jest mi dobrze z tym kim i gdzie jestem. Jest mi dobrze z tym, że nikt nie każe siedzieć kilku godzin w ławce. Tylko czasami chciałoby się wrócić na godzinkę polskiego, czy historii, czasami na fizykę. Ale i tak wolę siedzenie czy spacerowanie bez celu kiedy ostatnie podrygi lata wędrują mi nad głową.
Nie lubię jesieni kiedy pada. Nie lubię gdy jest zimno, wieje i zacina deszczem tak, że nawet kotu nie chce się wytknąć nosa do ogródka. Kocham mgliste poranki. Kocham kiedy mgła puka mi w okno i wszystko co chce mi pokazać to ona sama.
Najbardziej jesienią lubię kasztany.
W ogóle lubię kasztany.
Kasztany są fajne.
Lubię to zdjęcie. To nic, że z zeszłego roku i to nic, że bez obróbki, i to nic, że zrobione telefonem, i to nic, że wsadziłam palucha w kadr. To wszystko nic, bo jest kasztan.
Każdy ma jakieś dziwactwa. Ja na przykład zbieram kasztany. W tym roku już miałam jednego. Pierwszego. Nawet się nie błyszczał, był słabo wybarwiony i taki nijaki. Ale pierwszy. Biegłam za nim przez park, wywołując uśmiech na twarzach przechodniów i koleżanki. Potem niosłam go w garści i miętoliłam jakby był ze złota. Potem powędrował do torebki i do domu. Następnie trafił w ręce koleżanki, z którą sobie spał. Później poszedł z nią na spacer. A potem znowu trafił do mnie. Wyschnięty i z odpadającą skorupką. Rozłupałam go i wyrzuciłam. Zrobił swoje. Zebrał negatywne emocje, dodał nadziei i energii. Przestał mieć dusze. Wyrzuciłam.
Muszę znaleźć nowego. Następny będzie błyszczący, trafi w garść, a potem do torebki. Może spędzi ze mną całą zimę.
Kasztany to złoto jesieni.
Kasztany to energia, czysta i pozytywna.
Kasztany to beztroskie dzieciństwo, ale i nadzieja na beztroską dorosłość. Bo po co nam troski? Sami je tworzymy i pielęgnujemy. Sami ich sobie przysparzamy. Każdy ma jakieś problemy. Ale czym są problemy? Nie wytworem naszej wyobraźni? Nie przeświadczeniem o ich istnieniu? A gdyby tak czasami po prostu pójść do parku? Do lasu? W góry? Gdziekolwiek. Wziąć kasztana do ręki i go podziwiać. Odciąć się od świata. Tylko Ty i kasztan. Głupie, śmieszne?A spróbowałeś kiedykolwiek? Czy musisz słono płacić za wczasy, SPA i inne wymysły? Spróbuj z kasztanem. Za darmo.
Później przyjdzie zima i herbata pod kocem. Przyjdzie pierwszy śnieg i zacieranie rąk na mrozie. A później to wszystko spłynie i przyjdzie wiosna.
I przyjdzie wiosna i znowu rozwiną się kasztanowce, a potem zakwitną. A potem…a potem to już wiecie co się stanie.
Znowu wyjdę na spacer i znowu znajdę pierwszego kasztana. Takiego jeszcze źle wybarwionego i wezmę go do ręki, a potem do torebki, a potem do domu…
Doceniajmy każdą chwilę.
Zatrzymajmy się i cieszmy wszystkim co wokół nas.
Do szczęścia tak niewiele potrzeba. Nie dajmy sobie wmówić, że jest inaczej.
This website uses cookies so that we can provide you with the best user experience possible. Cookie information is stored in your browser and performs functions such as recognising you when you return to our website and helping our team to understand which sections of the website you find most interesting and useful.
Strictly Necessary Cookies
Strictly Necessary Cookie should be enabled at all times so that we can save your preferences for cookie settings.
If you disable this cookie, we will not be able to save your preferences. This means that every time you visit this website you will need to enable or disable cookies again.