Trendy. My je wyznaczamy, my wszyscy internetowi ludzie. Im ktoś ma większy odzew publiczności tym szybciej moda na coś się rozchodzi. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że głupota szerzy się najszybciej. Głupota i idealne obrazki z idealnego życia. Nie wszystko co jest wychwalane jest dobre. Nie wszystko też jest złe, ale dużo z hitów mnie śmieszy. I pewnie nie tylko mnie ale kto o tym powie głośno jak nie ja? No właśnie!
Instagram. Idealne obrazki. Feed najlepiej spójny, jakiś tam różowy filtr, białe ramki albo coś innego co nas ogarnia i definiuje. Mam to w dupie. Wrzucam co mi się podoba. Nie narzekam na odzew choć pewnie gdybym szła jak baran za wytycznymi wielkich kołczów instagramosfery to obsików byłoby więcej. Tylko wtedy to nie byłabym ja. Byłby to sztuczny twór. Jesienna faza to niby przypadkowe fotki w zakolanówkach, kocyk najlepiej dziergany, ciepły napój (herbata, kawa, arszenik), coś drogiego, coś modnego, gazeta za więcej niż 10 złotych, liść koniecznie z monstery. Zestaw idealny i…powtarzalny. Takie czasy, że każdy twierdzi, że jest oryginalny, a wchodząc w hasztag #zakolanówki mamy 10 tysięcy fotek w tym 7 tysięcy niemal identycznych. No oryginalność fchuj! Ale tego chcą ludzie! To zbiera lajki! I dopóki ludzie nie docenią zdjęć mniej wątpliwej estetyki, dopóty Instagramerki będą te wieśniackie foty wrzucać. Wszystko w Waszych rękach. (Zajrzyjcie też do wpisu Hity blogosfery- hitami pospólstwa!)
Najlepiej klikają się selfiaki. Wystarczy ryj trochę lepszy od diabła i serduszka lecą. Wrzucasz świetną fotę zwierza, krajobrazu…no nie bardzo. To się nie sprzeda. Cycki dobrze idą! Nie ma cycków, nie ma lajków. I wrzucają cycki. I spoko tylko niech mi żadna nie wmawia, że sobie nie zdaje sprawy z siły cycków. Nie mam nic przeciwko manipulacjom skoro ludzie głupi i się na to łapią ale śmieszy mnie wypieranie. “Cycki? Ja? No co Ty! Przypadek!”. A ja wrzuciłam kilka razy fotę z głębszym dekoltem i statystyki 100% lepsze. Przypadeg? Tylko, że ja się tego nie wypieram aczkolwiek z premedytacją nie napierdalam fotami z wymieniem szeleszczącym w wietrze lajków. Bo po co? Dla pustych lajków? (Zajrzyjcie jeszcze tutaj Dzień z życia perfekcyjnej Instagirl, Blogerki, Fakebookerki czy tam innego tworu)
Co jakiś czas nachodzi jakiś nowy trend i wszyscy jak te barany jeb, jeb, jeb! Takie same zdjęcia! I to się klika. Tylko gdzie tutaj jakaś osobowość? Jakaś oryginalność? Co w Wasze życie wnosi profil na IG gdzie 500 zdjęć różni się od siebie innym ustawieniem nogi przed lustrem i kolorem koszulki? Urzekają mnie także opisy z dupy pod zdjęciami. Paulo Coelho social media. Na zdjęciu cycki wylewają się na kubek z kawą, z kubka wylewa się kawa, w tle wiszą cotton ballsy, lustro niedomyte, a pod tym obrazkiem łoskot o ratowaniu pandy wielkiej i wynurzenia o tym jakie żyćko cienszkie. Zajebista spójność! Już o chujowych reklamach i współpracach nie wspomnę. Już o tym, że laski co drugie zdjęcie reklamują inny szampon też nie wspomnę. Kurwa, one chyba myją włosy co 3 godziny, szybko mają nowy ulubiony szamponik. Jak tu takim tworom w coś wierzyć? Ale ludzie wierzą. Jak to stado baranów, bezdyskusyjnie idą za swoją Gwiazdą. Z Gwiazdą nie ma dyskusji. Za dyskusję jest ban! A ja banów nie lubię, używam w ostateczności i z przykrością zauważam, że coraz więcej osób nie wie czym się różni hejt od krytyki. Uwielbiam dyskutować dowiadywać się o racjach innych, o innych punktach widzenia. Ban u mnie? Tylko dla totalnych debili i skurwysyństwa. Dyskutować lubię zawsze. Umiem przeprosić jeśli się mylę, staram się nie narzucać swojego zdania i staram się postawić w czyjejś sytuacji. Ale ban łatwiejszy, nie?
Dlaczego ciągle słyszę, że mam niewyparzony język? Nie wiem. Nikogo nie obrażam ale mówię wprost. Dlaczego mówię wprost? Bo wolę wprost niż za plecami chociaż nie wszystkim to się podoba. Nie dzielę ludzi na lepszych i gorszych. Nie dzielę blogerów na tych co mają mniej lub więcej lajków ode mnie. Dla mnie albo ktoś jest chujem albo człowiekiem i nie ważne czy to wpływowy bloger, ksiądz, czy Pani z Biedry. Albo jesteś chujem albo człowiekiem. Zdarzyło mi się kiedyś napisać kilka słów prawdy jednemu znanemu, takiemu fchuj co lajków ma w setkach tysięcy. Nic złego ot gorzką trochę prawdę i nastała na grupie grobowa cisza. Fchuj wielki usunął się z grupy i tyle. Aż tu nagle moja skrzynka mesendżerowa zaczęła pikać jak głupia. Otwieram, a tam wysyp wiadomości, że zajebiście mu wygarnęłam, ale jestem zajebista, bo mu dojebałam, ale ja jestem super! Ale hello! Ja nikomu nie dojebałam, ja napisałam kilka prawdziwych zdań, krytycznych, może gorzkich ale nadal prawdziwych. Napisałam to co inni chcieliby napisać ale tego nie zrobią. Dlaczego? Zapytałam. “A bo wiesz… może mi to zaszkodzić”. Zaszkodzić, bo on większy, bo współprace, bo milion innych rzeczy. Dowiedziałam się też, że “super piszesz, ja też tak kiedyś zaczynałem, były bluzgi i szczerość ale wiesz sponsorów to odrzuca”. Aha. Witamy w internecie. Bądź sobą ale tylko tak żeby wszystkim pasowało, wykreuj siebie. Bądź sztucznym tworem, bo sponsorzy, bo współprace. I wmawiaj ludziom, że taki z nimi jesteś szczery.
Już dawno mnie to nie rusza. Mnie to śmieszy. Patrzę na jakiegoś blogera z dupy jak nakręca ludziom makaron na uszy i myślę sobie po cichu jaki piękny świat. Jak tu ładnie. Jaka śliczna kreacja. Ludzie kochane! Jakbyście poznali tych swoich niektórych idoli na żywo to spieprzalibyście szybciej niż złodziej ze sklepu. Jakbyście posłuchali jak oni bluzgają w realu to mój blog się chowa. Ci wszyscy piękni i wykreowani. Oni może i by chcieli być sobą ale kontrakty…
I wiem, że część mi się dziwi, że ja dużego hajsu na blogu nie robię ale sorry ja swojej osobowości nie zgubię za garść srebrników. Ja się nikomu nie podporządkuje. Czy się to komuś podoba czy nie- ja jestem Pudi i chuj. Zawsze było i będzie wprost nawet jak ktoś mi po złości lajki arabskie kupuje to prawdę powiem. Myślałam, że to żaden wyczyn być sobą tymczasem świat codziennie pokazuje mi, że jestem wyjątkiem. Trochę to śmieszne i trochę straszne.