Koronawirus. Jak przetrwać paranoję?

Źródło: Pixabay

Wokół trąbią żeby unikać skupisk ludzi – wszyscy poszli tłumnie na zakupy. Ja rozumiem, że zapas srajtaśmy jest niezbędny, bo jak jeden kichnie, to 10 się zesra, ale wiosna za rogiem, liśćmi też można się podcierać.

Jedna mądra pani napisała, że jebać biedę i zostańcie wszyscy w domu. Zapomniała tylko, że nie każdy może pracować zdalnie i taka pani pielęgniarka, to raczej zdalnie niewiele zdziała, piekarz chleba też nie upiecze online. Oczywiście zgadzam się, że jeśli ktoś nie ma potrzeby wyłazić, niech siedzi. Jeśli ma możliwość pracy zdalnej, niech pracuje. Problem w tym, że ta pani pisała ludziom, żeby zdechli skoro nie są milionerami i muszą pracować stacjonarnie. Milusio <3

Druga pani zachęca żeby dziś iść do kina, bo jutro zamknięte. Bardzo rozważnie. Taki wirus zaczai się za kinem i pomyśli „a chuj, dziś robię wolne, niech se oglądają, nie zarażam”. Rozważnie.

Jedno duże, międzynarodowe korpo postanowiło, że może jednak ludzie u nich mogliby pracować zdalnie, bo i tak wszystko tłuką na kompach i wiszą na telefonach. Ale nie pykło, bo to międzynarodowe korpo nie wie jak to zrobić. Ach ta technika!

Szkoły, kina, teatry, wszystko zamknięte. Kościoły zwiększają liczbę mszy. Bo przecież w kościele wcale nie przebywają głównie osoby starsze, najbardziej narażone na zachorowanie. Rączka w wodę święconą, potem opłatek brudną ręką i jakoś to leci. A potem taka Pani Halinka cyk do Biedry, cyk do Grażynki na plotki, cyk już jest w Stokrotce i do domu. I pół miasta kaszle. Rozsądnie.

Odkąd pamiętam byłam prawie preppersem. Nie, że mam bunkier w ogródku i 200 kilogramów makaronu, ale robię zapasy od lat, co jakieś 3 tygodnie, żeby za często nie musieć ludzi oglądać. Poza tym od 8 lat pracuję zdalnie, więc lubię sięgnąć do szafki i zrobić obiad podczas przerwy w pracy. Kiedy te 8 lat temu mówiłam komuś, że pracuję z domu, to słyszałam, że taka praca, to nie praca. Za taką NiePracę zwiedziłam kilka państw, wyremontowałam dom i niczego mi nie brakuje (nawet makaronu).

Widzę co się dzieje w moim mieście. Kolejki przed aptekami, puste półki w sklepach, w bankomatach zaczyna brakować gotówki. Rychło w czas. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że swoim zachowaniem przyspieszają uderzenie kryzysu. Przypomnę tu sytuację z Cypru, 2013 rok, ludzie ewakuowali pieniądze z kont bankowych na ogromną skalę. Gotówki zabrakło. Zadłużenie banków, plus panika i klops. Przypomnę bankructwo Grecji. Rozmawiałam z Grekami osobiście, dalej wspominają czasy świetności państwa i narzekają na swoją obecną sytuację, mimo, że największy kryzys przechodzili lata temu. Polskie banki również są w kiepskiej kondycji, ale o tym nie mówi się głośno, choć jak zacznie się googlować, to włosy stają dęba. O kryzysie mówiło się od dawna, obecna sytuacja, a przede wszystkim panika ludzi może to znacznie przyspieszyć. A wtedy co? Zęby w ścianę. Nie bądźmy zależni od banków w miarę możliwości. Nie tak dawno upadł spory bank spółdzielczy na Podkarpaciu i zgodnie z literą prawa zabrali sobie kasę z kont klientów. Który bank będzie kolejny? Może właśnie Twój.

Człowiek rozsądny, lub świadomy (bo czasem i rozsądni nie są świadomi) jest dziś w miarę zabezpieczony. Ma jakieś żarcie na czarną godzinę, więc w tym momencie nie stoi w kolejce w Lidlu. Ma jakieś zasoby gotówki w domu, więc w tym momencie nie stoi w kolejce do bankomatu. Co sprytniejsi zabezpieczyli się jeszcze lepiej. Sama mam zabezpieczenie w kryptowalutach, kupiłam tokeny SelfMaker, które są niezależne od tradycyjnych giełd, które w tym momencie lecą na ryj. Dla zobrazowania sytuacji napiszę, że Solorz, tylko w ubiegłym tygodniu, stracił ponad 800 milionów złotych na giełdzie. Kumacie tę skalę? Sporo. Oczywiście rozumiem, że nie każdy odnajdzie się w inwestycjach, kryptowalutach, ale… może warto spróbować? Niektórzy w związku z zamknięciem szkół, czy przymusową pracą zdalną, mają teraz dodatkowy czas (choćby nie marnując go na dojazd do pracy), można usiąść i poczytać. A nuż zdobędziecie dodatkową wiedzę, a być może dodatkowe lub inne źródło dochodu. Jestem żywym przykładem, że się da.

Nie nakręcajmy tej paranoi, to nie prowadzi do niczego dobrego. Niemniej dobrze wiedzieć na czym stoimy. Warto przestrzegać higieny, unikać tłumów, wstrzymać się przed podróżami w miejsca zagrożone. Warto być człowiekiem świadomym, odpowiedzialnym i nie narażać siebie i innych na niepotrzebny stres. Serio nie jest teraz najważniejsze żeby zrobić sweet fotki w Tajlandii, czy ładować się w tłum w Biedrze, to głupota. Dziś wykupimy mąkę i ryż, jutro puste półki, żarcie kupowane na szybcika, niektórym się zmarnuje i wyrzucą. Za tydzień towar uzupełnią, zrobicie zakupy na spokojnie. Gorzej, jeśli przez kolejne dni, sklepy pozostaną bez klientów, towar zacznie się psuć, poleci popyt, poleci podaż, polecą zwolnienia. Jak nie będzie ich stać na ludzi, to „zatrudnią” maszyny, bo jaki sens dokładać do pracownika, kiedy automat wraz z serwisem to koszt 1500 złotych miesięcznie i ani grosza więcej? Czas pomyśleć o przebranżowieniu. To się dzieje teraz. Transport już ledwo kwiczy, biura podróży są na skraju, traci sektor rozrywkowy i tak dalej. System naczyń połączonych. Oczywiście są sektory, które zyskają. Pytanie, czy Wy jesteście z tym sektorem związani i nie straszne będą Wam podwyżki? Czy nie będą Wam straszne zwolnienia? Czy jesteście odpowiednio zabezpieczeni? Czy wiecie, czym jest dywersyfikacja? Ja ogarniam kilka prac, kilka inwestycji, jednocześnie zabezpieczam się od dawna na wielu frontach, inwestuję w polską technologię, automatyzację, bo wiem, że nie muszę być zależna od Chin, koronawirusa. Wiem, że z automatyzacji mogę czerpać zysk, a nie tracić jak większość społeczeństwa. I nie robię spontanicznych zakupów ryżu w dzikim tłumie 😉

Just chill i pomyślcie.