Tag

Niewyparzona Pudernica

10 typów piwoszy. Którym piwoszem jesteś?

By | Blog, Kocopoły | No Comments

Ciężko ugryźć kulturę piwną w kraju, gdzie alkohol kojarzy się z chlaniem na umór, a zakup dobrego piwa często spotyka się z tekstem typu – „Cooo?! Piwo za 10 złotych? To ja mam za to czteropak XXX!”. Wiem, jak jest. Sama często spotykałam się z podobnymi opiniami. Niejeden woli kupić kilka byle jakich piw i się urżnąć. Ja wolę jedno, dwa dobre piwa (najlepiej własną Niewyparzoną Pudernicę, wiadomo!), niż 10 byle jakich. Kwestia wyboru, upodobań i nałogów. Bo niestety, wszędzie i zawsze trzeba mieć umiar. Można być smakoszem, można być alkoholikiem, albo zwykłym pijakiem, można też nie pić wcale. Każdy z nas ma wolną wolę i wybiera własną drogę. Osobiście uważam, że najlepiej być smakoszem albo nie pić wcale. Do nadużywania alko nie namawiam, wręcz przeciwnie – uczulam, bo łatwo można przepaść.


Wróćmy jednak do przyjemności. Jeśli ktoś jest pełnoletni, nie nadużywa alkoholu, potrafi się rozsmakować w dobrych trunkach, a przede wszystkim ma poczucie humoru, to ten wpis jest dla niego. Powstał on z okazji 11. Wrocławskiego Festiwalu Dobrego Piwa, który odbędzie się już w najbliższy weekend (3-5 września 2021) na Stadionie Wrocław. Jeśli ktoś ma niedosyt po Chmielakach Krasnostawskich, to jest okazja na poprawiny we Wrocku 😉 I tak, będzie można kupić Niewyparzoną Pudernicę!


Jak tak sobie węszę wśród piwoszy, to mogłabym pijących piwo podzielić na kilka grup. Na festiwalach piwnych przewijają się wszystkie typy. Mam dla Was ściągę. Możecie sobie wydrukować, wybrać się na WFDP i odhaczać jak w bingo 😀


Piwny Fanatyk

Wszędzie łazi ze swoim pokalem. Każdy łyk piwa przeżuwa jakby burgera opierdalał. Macha tą swoją szklaneczką, wącha jakby miał gówno w szkle. Krzywi się, coś w głowie przetwarza. Burczy pod nosem, że IBU nie takie, a chmiele by zmienił. Gardzi wszystkim co nie jest kraftem. Wytyka palcem tych, którzy piją piwo z “kampanii piwowarskiej”. Nie szczędzi gorzkich słów pod adresem zwykłych smakoszy, którzy jego zdaniem są niegodni by w ręku kufel trzymać. Kuflami zresztą też gardzi, bo kufel nie oddaje odpowiedniego aromatu piwa rzemieślniczego, które spożywa. Wie wszystko i najlepiej, dlatego rzadko występuje stadnie. Jest raczej samotnikiem, który wpierdala się między wódkę, a zakąskę, a właściwie między kufel, a szklankę i nieproszony poucza wszystkich w temacie piwa.


Zwykły Smakosz

Przychodzi na festiwal, żeby poznać jakieś nowe smaki. Skosztuje trochę jasnego, trochę ciemnego. Powie dobre słowo barmanowi. Krafcik chętnie, zwykłe jasne pełne pod kiełbasę – nie ma sprawy. Typ nienarzucający się, zazwyczaj sympatyczny i taktowny. Wiedzę piwną podstawową posiada, ale nie żongluje nią jakby od tego zależało jego życie. Lubi rekreacyjne wypady na piwne ciekawostki, ale nie odmawia też kumplowi Żywca. Pocieszny stwór.


Piwny Janusz

Na piwną imprezę przyszedł, bo przeczytał tylko, że piwo będzie. Na miejscu chodzi i marudzi, że serwują jakieś drogie gówno bez smaku. Że śmierdzące to piwo, za gorzkie, za słodkie, a przede wszystkim za drogie! W ogóle to nie ma to jak Tatra! On by miał sześciopak Taterki w cenie jednego piwa na imprezie. Patrzy na ludzi jak na wariatów. Kiedy ktoś daje mu na stoisku skosztować piwa ten przykleja się do kega i każe sobie nalewać na skosztowanie wszystkie rodzaje dostępnych piw. Po wyssaniu wszystkich próbek, stwierdza, że nic nie kupi i Tatra lepsza. Potem idzie do kolejnego stoiska. Z festiwalu wychodzi szybko nie wydając grosza, ale zachwianym krokiem i kieruje się prosto do Żabki. Po Tatrę.


Soczanka

Zazwyczaj samica, ale samców też takich spotkałam. Podchodzi pod stoisko, barman pyta co podać, a Soczanka mówi, że z sokiem. Ale co z sokiem? No dla niej z sokiem. Piwo z sokiem. Obojętnie co, byle zabić smak sokiem. Taniej byłoby wypić sok, ale co kto lubi. Wszystko jej smakuje, każde piwo chwali, byle tylko połowę kufla stanowił sok. Pocieszne stworzenie, nieszkodliwe społecznie. Wkurwia się tylko kiedy słomek nie ma.


Nieboniec

Typ z gatunku niebońców kieruje się w swoim piwnym życiu mottem „nie, bo nie” i elo. Jeden z podgatunków całkowicie nie lubi piwa, bo śmierdzi, bo gorzkie, bo bąbelki w nos szczypią i nawet nie skosztuje, bo nie. Na piwne imprezy przyłazi dla towarzystwa albo żeby powkurwiać i gardzić smakoszami. Drugi z podgatunków niebońca, to nieboniec wybiórczy. Pije tylko ciemne albo tylko jasne piwo, tylko IPY albo tylko APY, wybiera sobie wąski zakres piw, a resztą gardzi. Na pytanie, dlaczego nie skosztuje ciemnego, mówi, że nie, bo nie i chuj, i po temacie.


Instabirstar

Założył Insta piwnego, żeby móc wymuszać od browaru darmowe piwa do recek. Na festiwal przyjeżdża na specjalne zaproszenie od organizatorów i zamiast pokazywać co dzieje się na imprezie to cyka milion fotek swoich stylówek i wymusza darmowe piwo. Bez różnicy jakie, bo jego wiedza kończy się na tym, że gorzkie piwo jest bardziej trendy. Jeśli jest dopiero aspirującym Instabirstar, to jedzie na imprezę na własny koszt i kręci się w okolicy atrakcyjnych miejsc i ludzi udając, że dostał zaproszenie, nocleg i dobre wynagrodzenie. Nieszkodliwy gatunek, ale psuje imidż tym prawdziwym Instabirmanom.


Instabirman

Zakręcony znawca piwa, który każdy łyk złotego trunku skrupulatnie opisuje w social media. Na festiwalu robi miliony zdjęć, stories, lajwów. Ochoczo opowiada swoim odbiorcom jakie pije piwo, które jest najlepsze, które mu nie smakuje. Dzieli się każdą minutą imprezy. W jednym ręku dzierży telefon, w drugim piwo. Zazwyczaj ma dużą wiedzę, ale nie wciska jej nachalnie. Jeśli chcemy z nim pogadać, to szybciej będzie w wiadomościach niż na żywo, bo nie ma czasu na pogaduszki poza siecią.


Okazjusz

Wpada na festiwal, żeby nazbierać fantów. Albo je kolekcjonuje albo opierdala na OLXie. To nieistotne. Najważniejsze, żeby nazbierać jak najwięcej gadżetów. Kufle, szklanki, smycze, podkładki, etykiety, liczy się ilość. Jeśli koszulki są po 5 dyszek, to będzie dotąd zawracał dupę, aż kupi ją za 19,99 i jeszcze na ładne oczy wysępi browarka. Potem chodzi z tym jednym browarkiem do końca dnia i wyciąga kolejne długopisy z logiem browarów. Upierdliwy, ale nie szkodliwy typ.


Pseudoznawca

Samozwańczy znawca. Godzinami będzie się wykłócał, że nie mówi się pyłek chmielowy tylko lupulina, bo tak wyczytał w internecie i słówko brzmi bardziej pro. Udaje, że wszystko wie, a tak naprawdę nie odróżnia IBU od BLG (Jeśli też nie odróżniacie, to tutaj się dowiecie co jest czym 😉 http://www.festiwaldobregopiwa.pl/dla-gosci/poradnik-piwosza/). Jedyne co odróżnia, to kolory w piwie. Jest przekonany o własnej zajebistości i zanudza każdego kogo spotka myśląc, że inni nie widzą, że opowiada kocopoły. Natrętny i upierdliwy. Wystarczy dać mu najtańsze piwo i wmówić, że to najdroższy kraft świata i już będzie opowiadał barwne historie o pochodzeniu chmielu, wody z alpejskich źródeł i wyczuwalnej nutce egzotycznych owoców. Kiedy powiesz mu prawdę, zarzuci focha i oddali się w poszukiwaniu innego towarzystwa, któremu skatuje banie.


Wisimita

Wisi mu to jakie piwo pije. Ma być zimne. Ale jeśli nie ma akurat zimnego, to ciepłe też będzie ok. Piwo jest po to, żeby je pić. Nieważna jest marka, skład, chmiel. Nic nie ma znaczenia. Najważniejsze, żeby było piwo. Koszulka „Piwo, to moje paliwo”, to jego ulubiony gadżet. Piwko może być do popijania obiadu, może być do filmu i może być z okazji weekendu albo bez okazji. Jak jest jakaś promka w Biedrze, to chętnie stanie w kolejce o 6 rano, bez różnicy jakie piwo kupi, to i tak kupi. Piwo to piwo.


Pewnie znalazłoby się jeszcze więcej typów piwoszy, ale pić mi się zachciało od tego pisania 😉 Utożsamiacie się z którymś gatunkiem miłośnika piwa? Lubicie piwo? A może tylko z sokiem? A może tylko gorzkie? A może Tatra? Nie ważne jakim typem jesteście, w imieniu organizatorów zapraszam Was na Wrocławski Festiwal Dobrego Piwa, tam z pewnością każdy znajdzie coś dla siebie.

Szczegóły znajdziecie na stronie i SM organizatora:

http://www.festiwaldobregopiwa.pl/ https://www.facebook.com/festiwaldobregopiwa/ https://www.instagram.com/wroclawskifestiwaldobregopiwa/

Pasta. Rośliniary, zieleniary i szczepiary

By | Blog, Kocopoły | No Comments

Przez te wszystkie ostatnie zagłady ludzi pojebało. Że 5G, chipy, kosmici, to wiadomo, to już jest nudne. Ale pojebało na każdym polu. Zawsze miałam kwiatki, kwiatki miała matka i kwiatki miały babki. Zawsze nam rosło w ziemi z kretowiska, z suchego kija odbijała dżungla, a teraz ludziom odbiło.

I teraz tak. Wchodzę na grupę roślinną. Ta se 200 kwiatków kupiła w miesiąc. Cała chata zajebana łodygami, busz jak George. Żyje jak w jaskini, świata nie widać, tarantule się na łeb spuszczają. Za grzejnikiem siedzi tygrys. Rośliniara jedna. Tamten eutanazję już piątą ukatrupił i wyje. Bo on przesz nawóz z gówna pawiana z Boliwii zamówił za 8 tysięcy, to kwiaty powinny mieć już po dwa metry. On już miał w planie mieszkanie nad sobą kupić, żeby sufit zburzyć, żeby się zmieściło wszystko. A to zdycha. Kolejna wydała na kwiatki tyle, że mogłaby sobie chatę urządzić, ale nie urządziła, bo kasa poszła w krzaki. Śpi gdzieś pod palmą, na łeb jej się mszyca sypie. Opryski początkowo kręci takie eko-sreko, ale w końcu pęka, jak jej ciapata monstera za 5 tysięcy zdycha i napierdala chemią taką, że sąsiada karetka zabrała. Zieleniara jedna.

Raz jakaś laska pochwaliła się, że wycina mlecze w ogródku. Kurwa, co tam się działo! Jakby słoik miodu w mrowisko wrzucić! „To nie mlecz, to mniszek lekarski” – pisze jej jedna. „To nie mnieszek, to Taraxacum officinale, ignorantko!”. Zaraz następna zapierdala z pretensjami, że serca nie ma, rośliny niszczy, że serca nie ma, że ban! Ban! Ban! Jak się na nią rzucili! Za zabijanie roślin, za złe nazwy. A w ogóle, to na pewno jej stary był patologiczny, a matka pijaczka. A wszystko, bo laska wycięła chwasta. Z ogródkami, to można cały rozdział napisać. Jak masz tujkę w ogródku, to jesteś ostatni sort. Nie daj bób, że trawę kosisz. Łąka kwietna, to podstawa. Żadnych kamyków, kostka surowo zabroniona. Nic nie można. Ma być dzicz, sama natura i oczywiście najlepiej palma w donicy, bo to akurat modne, a jak modne, to musi być.

Albo jak jadą na wakacje i ktoś się pochwali, że urwał gałązkę pelargonii za pozwoleniem. Kamieniowanko. No, jakby była dinozaurem, to już by ją te kamienie zabiły. Bo przemyt, bo kradzież, to nic, że od cioci, to nic, że ta wycieczka to do Świnoujścia była i nie przemyca krzaków koki z Kolumbii z patogenami w ziemi. To jest nic. To wszystko zuo.

Albo idą do Biedry, podmieniają doniczki z cenami. Albo wykupują wszystkie zamie w Lidlu. To chuj, że już mają 15 takich na chacie, po 6,99 żal nie brać. Albo i skubią te szczepki po marketach. To już nie jest napiętnowane tak jak szczepka od cioci ze Świnoujścia. To już jest zwane sprytem i przedsiębiorczością. A szczepiary, to najgorsza zakała. Wszędzie widzą roślinę mateczną do opierdolenia. Wchodzi taka do urzędu i cyk wszystko obgryzione do łodygi. Tam skubnie, tu wygrzebie. Na cmentarz pójdzie, to rozchodnik jak kret wyryje. Jak do koleżanki wyskoczy, to jej nawet mech ze schodów zeskrobie. W oczach zamiast źrenic ma liście. Opętanie takie, wkurw, ręce drżą, ale rżną te gałęzie. Po dziecko do szkoły? Cyk kawałek zielistki. Do banku na chwilę? Już araukaria ujebana. Idzie przez miasto i tylko obczajka w okna. Jak sęp nad trupem, tak szczepiara nad wszystkim co zielone krąży.

Jak na kocich grupach o wszystko jest wojna, to na roślinnych jest koniec świata. Końcówka liścia podeschła i już masz diagnozę, że grzyb, przelane, przesuszone, zesrane, wszystko na raz. Wyrzuć, zakop, spal, a najlepiej na śmietnik, tylko powiedz na który, to se wezmę. Najgorzej jak masz monsterę. Bo trzeba bigos robić. Pierwszy raz jak to zobaczyłam, to nawet jeść mi się zachciało. A bigos, to 50 rodzajów ziemi, odważone na wadze do dzielenia mety, selekcja ostra, chipsy z kokosa, jakieś perlity, sryty. Kosmos taki, że Elon Musk nie widział. Popatrzyłam na moją monsterę dwumetrową i jej ziemię z kretowiska i myślę sobie, no albo ja jestem pojebana, albo komuś pociąg do dżungli odjechał, mówiąc, że we wszystkim innym to kaput dla monstery. Moja monstera uniosła lekko liść i popukała się w korzeń powietrzny patrząc z politowaniem na to, co ludzie piszą.

Raz jedyny uległam. Myślę, może faktycznie za dużo poję te kwiatki moje. Trochę zluzowałam. Bo wszędzie pisali, że grzyb, grzyb, zaraza i pomór. No zluzowałam, mniej wody. Patrzę, liście się zaczynają zwijać. I patrzę na siebie tak, i na te moje kwiatki, i dotarło do mnie, że pierdolec i fanatyzm rządzi w Internecie. Ja w kwiatkach od 33 lat, nawet wykształcenie kierunkowe, a posłuchałam wariatów, co sobie zrobili hobby na czas zarazy na świecie. A idź pan w chuj. Moje kwiatki nadal rosną, regularnie podlewane. W ziemi z kretowiska. Dorodne i bujne jak zawsze, a Kamil na grupie kupił kolejne 3 eutanazje dwa dni temu i już mu liście opadają. Nie wierzcie tym krzaczastym pojebom, babcie nie czytały, a paprotki zawsze miały bujne jak cyc Matki Stifflera!

Blogerka Niewyparzona Pudernica jedzie autem z dużym kwiatkiem.