Tag

Szoty

Walka o ekologię plastikową słomką

By | Blog, Szoty | No Comments

Pamiętacie jak Wam pisałam o tym wojowaniu o ekologię plastikową słomką? Że wiecie, plastikowa słomka zabija morświny, więc połowa Instagrama potępia słomki, ale pudło nowych kosmetyków, w plastikowych opakowaniach, pokazywane co drugi dzień na stories, to już jest cacy i generalnie polecają, i musicie to mieć. Musicie to kupić. MUSICIE! Segregacja plastiku na dobry i nie dobry, chuj z tym, że z jednej fabryki. Hipokryzja.

I wczoraj smażę sobie kotlety. Pewnie też nie ekologicznie, bo przecież świnia straciła życie, mięso ma być wkrótce luksusem, a do jej hodowli zużyto hektolitry wody. No mogłabym jeść sałatę. Ale żeby taka sałata urosła, też potrzeba wody i takie tam. Sałatę to ja lubię i szanuję, ale do kotleta. Lubię mięso. Jem mięso. Sałatą się nie najem. I tyle. I tak się zadumałam, że niedziela, ja w garach, że sama to robię i w sumie to może lepiej pójść do knajpy i z bani, ale byłam już na etapie skwierczenia na patelni, więc bez sensu. Wrzuciłam te zwykłe mielone na szklanym talerzu na stories i mi się komcie posypały, że pycha, że orgazm, że narobiłam smaku.

Przeglądam potem to IG, a tam ekolożki od wojny słomkowej polecają dietę pudełkową. Pudełko z plastiku, sztućce z plastiku, pudelka zaklejone folią, szejki owocowe w plastikowych kubkach, całość dostarczona w foliowej reklamówce😆 JEBŁAM. Ale słomek nie używają nu nu nu! Są EKO FCHUJ!

Ja Was tam pierdolę z Waszą udawaną propagandą.

Ja drodzy Państwo od lat chodzę z torbą wielorazową, a jak mam w niej za mało miejsca i muszę dobrać foliówkę, to potem ta foliówka robi też za worek na śmieci lub jeździ ze mną na wakacje. Jak to na wakacje? Ano kto mnie śledzi ten wie, że moja reklamówka z Biedry służy mi za pokrowiec na buty w walizce od kilku lat. Można powiedzieć, że to już zabytek, bo w Biedrze nie ma tego wzoru od dawna, unikat! W ogródku mam zielnik, zioła trzymam w słoikach po miodzie, a nie w modnych pojemnikach z jakiejś Ikei czy innego chujstwa, co ładnie na zdjęciach wygląda. Ile się da, to gotuję w domu, chociaż ani ze mnie kucharz, ani pasjonat. No słomek akurat też nie używam, nigdy w życiu nawet ich nie kupiłam, bo to dla mnie zbędny szajs. Przez słomkę nie umiem się napić, to inna sprawa. Jak już mi słomkę w drinka wsadzą, to nie schodzę na zawał, ale i grosza za to gówno bym nie dala. Szmat nie kupuję co trzy dni żeby tylko stylóweczką błysnąć w necie, second handy lubię, bo tanio, bo się nie marnuje, bo oryginalnie i takie tam. I mogłabym tak wymieniać w nieskończoność, ale idę odgrzać sobie kotleta. A Wy zwróćcie uwagę na to, kto co reklamuje w danym momencie tylko dlatego, że moda, akcja, sracja, a kto żyje tak na co dzień i jest to dla niego naturalne, a nie lajkogenne😉

Kim jestem? Dokąd zmierzam? Jestem zwycięzcą!

By | Blog, Szoty | No Comments

Dzisiaj mam dzień rozkminy. No i rozkminiłam, że za dużo kminię.

Bo tak myślę nad produktem własnym. Ale żeby to nie była jakaś kolejna tandeta od blogera. Żeby to nie była autobiografia😆 (Kurła ostatnio koleżanka mi powiedziała, że jakiś nastoletni jutuber wydał autobiografię i dzieci się o to zabijają. Nastolatek. Autobiografia. Kumacie? I to się do tego sprzedaje!). Nie chcę kolejnego poradnika blogera, gównokołczingu, szmiry w stylu 548 dni, czy ileś tam. Ale to się sprzedaje! Wypuścić felietony? Kto kupi coś na poważnie? Ludzie z depresją? To może felietony na śmiesznie? Kto wyda kasę na głupawkę? No to nie wiem😆 Generalnie papierowe książki nie przynoszą zarobku, chyba że sprzedam ich milion, to z wydawnictwa coś skapnie, na waciki. Jak bym wydała w selfie, czyli sama, to coś bym zarobiła, ale to inwestycja, a ja nie mam luźnych 100 tysięcy🥴Bo przecież nie wypuszczę 200 sztuk jak debil, bo też się nie zwróci😆

A może sprzedawać gadżety? Może poszukać producenta srajtaśmy i wejść we współpracę żeby drukowali moją gównopezję na ich papierze? Każdy na kiblu lubi poczytać. Nowatorskie! Mój patent jakby co.

I po co rozkminiać jak jakaś dziunia z YT sprzedaje wodę po swojej kąpieli po 30$! I nikogo nie pyta, czy to ma sens, bo hajs się zgadza. Wzięłabym słoiki po ogórkach (eko i recyklingi na topie!), nalała popłuczyny po moich śmierdzacych członkach i po stówce by szło. Kiedyś nawet myślałam żeby nasypać ziemi w ładne woreczki. Kupić od Chinczyków takie Maryjki-butelki z odkręcaną głowką i nalać kranówy. I z tym wszystkim pojechać do Częstochowy. Sprzedawałabym jako ziemię świętą i wodę poświęconą przez papieża. Szłoby jak kroksy w Lidlu! Maryjka z odkręcaną głowką – dolar za sztukę, w hurcie pewnie mniej, po 5 dych mozna opychać na lajcie. Woreczki, to już całkiem grosze. Ziemia, woda, proszki, chema, taka sytuacja. Ale w Częstochowie mafia kramiarzy by mnie zajebała. Zostaje Świebodzin, ale daleko. Busa trzebaby było kupić. Znowu wydatek. Pewnie jakieś haracze dla księży. No nie wiem, nie wiem…

W sumie to mogłabym śpiewać! Na przykład hymn USA. Co prawda nie umiem śpiewać, ale jak pokazuje nam współczesny świat, to zupełnie nie ma znaczenia! Ba! Są takie wokalistki, co na braku umiejętności trzepią srogi hajs. I za to je w sumie podziwiam. Ludzie udostępniają ich wyczyny jak zaczarowani. Kurła, no żeby mnie tak wszyscy udostępniali, to już bym była bogaczem i ocierała łzy wywołane hejtem studolarówkami. I dalej bym śpiewała! Wyłabym jak pojebana! A potem kupiłabym milion Maryjek-butelek i kupiła busa. I pojechałabym do Świebodzina!

Możecie udostępniać. Świebodzin mnie potrzebuje! Chcę skoczyć z Jezuskowego ramienia na bungee i zostać sprzedawcą roku Maryjek-butelek oraz Blogerką Roku Ziemi Świebodzińskiej!

Gównokołcze

By | Blog, Szoty | No Comments
źródło: Pixabay

Jak patrzę po ilości lajków tych wszystkich gównokołczów jak Czarodziej, czy Oczami Mężczyzny, albo po tych gównostronkach z kradzionymi obrazkami i chujowymi cytatami dla Karynek, to nie wiem czy się śmiać, czy płakać.

Załamuję ręce nad ludźmi, którzy jarają się takim szitem. Matko Bosko Krasnostasko, jaką to trzeba być Grażynką na zasiłkach, żeby takie coś motywowało, śmieszyło, cieszyło i robiło kisiel w gaciach! Jaki to jest szit i kultura niższa niż niska. Takie Żuławy Wiślane intelektu. Rów Mariański mentalności. To smutne. Jest tyle ciekawych miejsc do śledzenia w internecie, ale to najprostsze treści trafiają do najprostszych ludzi, a tych jakby coraz więcej. Jest tyle osób, które rzeczywiście potrafią pisać i mówić dobrze o wszystkim, o rozrywce, o sprawach poważnych, kosmetykach, samochodach, serialach, życiu, ale najlepiej w eter idą idioci. Albo Ci, którzy idiotów udają, tak żeby do idiotów trafić i robią na tym dobry hajs.

Co się dziś najlepiej sprzedaje? Proste, żeby nie powiedzieć prostackie, treści dla Januszków i kontent skierowany do małolatów, bo to one opanowały internet. I mamy wysyp prostackich gównostron i blogerów, którzy raptem zmieniają tematykę blogów i pierdolą smuty z dupy do dzieciaków, które słuchają jak zaczarowane i lasują sobie mózg. Starsi lasują sobie łeb Czarodziejami i cytatami KAŁejlo. Tak to się kręci.

Przez moment pomyślałam, że trzeba było założyć taki szit i pisać o miłości, życiu i smutku na milion sposobów, ckliwie, tak żeby do Dżesik trafiać. Ale potem się wzdrygnęłam. Bleee brzydziłabym się i wstydziła pisać taki bullshit pod swoim nazwiskiem. Nie, to nie dla mnie. Teraz dużo mówi się o autentycznosci. Każdy milion razy dziennie w SM powtarza jaki to on prawdziwy, jest sobą, jest autentyczny. W życiu sama o sobie tak nie powiedziałam, bo o autentyczności się nie mówi. Autentycznym się jest. Inteligentni odbiorcy to wyłapią, idioci i tak nie zrozumieją. Idiotów nie brak i dlatego gównostronki i gównoludzie cieszą się takim powodzeniem.

Na szczęście mam inteligentnych i fajnych odbiorców, a to świadczy dobrze też o mnie.

Katharsis na Roztoczu

By | Blog, Szoty | No Comments

Zdjęcie bez filtrów, tu po prostu jest tak pięknie! Efekt mgły, klimatu i najkrótszej nocy w roku.

Wczoraj spontan. Jedziemy na Roztocze. To tylko 60 km od nas. Sołtys Guciowa robi Sobótki. Lubię takie imprezy z duszą. Wbijamy cali na biało. Ludzie witają nas jakbyśmy znali się od zawsze. Nie znaliśmy się. Okazuje się, że sołtys załatwił dla wszystkich darmowe piwo, darmowe jedzenie. Piwo smaczne, nieżenione. Żarcie – same rarytasy, świeży żurek, pieczony dzik, smalec, ogórki, ciasta… Sołtys młody i mu się chce, nie żaden wąsaty Janusz w gumofilcach.

Ludzie z różnych zakątków Polski. Przyjechali tu na rowery, kajaki, odpoczynek. Siedzimy razem i jesteśmy w szoku, że się da. Że komuś się chce. Że nie wydaliśmy złotówki i jesteśmy ugoszczeni jak starzy przyjaciele. Smalec tak pyszny, że portki spadają. Dzik jak marzenie. Sołtys wbija ze swojskim bimberkiem. Ja nie pije bimbru, ale klimat mnie poniósł, myślę – skosztuję. Pycha!

Drodzy Lubicze! Przeżyłam wczoraj katharsis! Rozmowy do późna. Ten bimber zaczarowany. Ta mgła idąca od łąk. Ten smalec z grzybkami. Ta cisza przerwana folkową muzyką. I nawet to disco polo na koniec, to wszystko dodało mi mocy.

Przypomniałam sobie jak ja bardzo kocham ludzi. Takich prawdziwych. Nie kurwa sztuczne kukły z Instagrama.

Ależ to była noc!

Konkurs świadectw

By | Blog, Szoty | No Comments

Dziś na Facebooku konkurs świadectw. Rodzice chwalą się czerwonymi paskami swoich purchlaczków. No i w sumie spoko, są dumni, idzie zrozumieć.

Całą podstawówkę miałam czerwone paski na świadectwach. Rekord padł chyba w 5 klasie, kiedy to moja średnia wyniosła 5,6, albo 5,7. Teraz nawet nie pamiętam. Nie pamiętam, więc to oznacza, że to nie istotne. Pojęłam to w okolicach gimnazjum. Nie, że przestałam się uczyć, ot zlałam to co było nieistotne i marnowało mój cenny czas. Czas, który zaoszczedziłam, poświęciłam na rozwijanie swoich zainteresowań i na robienie głupot. Głupoty w tym wieku też są ważne! Przedryfowałam tak aż do matury. Oceny na poziomie, ale bez wyciskania siódmych potów. Zachwanie zawsze na przypale, ale liczne konkursy wygrywałam. I powiem wprost – nie chodziło tu o jakiś prestiż, a o nagrody. Jak wygrałam discmana w gimnazjum, to był szpan i szacun na dzielni.

“Twoje miejsce na Ziemi tłumaczy zaliczona matura na pięć. Są tacy – to nie żart, dla których jesteś wart mniej niż zero”. Przekładając to na język współczesny, bo nie chodzi mi tu o kontekst komuny, maturę można sobie w dupę wsadzić😂 Owszem, maturę zaliczyłam z imponującymi wynikami w okolicach 90%, polski pisemny napisałam najlepiej w szkole i co? No i mogę się tym najwyżej tu pochwalić, bo ten wyczyn nigdy w życiu mi się nie przydał i nie przyda😂 W ostatniej klasie nawet popracowałam nad ocenami, tylko po to, żeby ładnie wyglądały. Pracowałam wytrwale… ze 2 tygodnie przed wystawieniem ocen😂 Tyle to warte. Nie przeczytałam żadnej lektury, poza tymi, które mnie interesowały. W szkole średniej nawet nie kupilam książek i mialam ze dwa zeszyty “do wszystkiego”, a mimo to matura jak ta lala, oceny ładne i nawet jakaś nagrodę za to odebralam. Ba! Zdałam technika z palcem w dupie.

No i tyle. Na studia nie poszłam z premedytacją, bo nie wiedziałam jaki kierunek wybrać, a na byle gówno dla papierka iść nie chciałam. Na chuj mi ten papierek byle czego? No właśnie. Na odchodne w technikum usłyszałam, że jestem największą porażką wychowawczą w długoletniej karierze mojej wychowawczyni, bo nie poszłam na studia. Jakże mi było wtedy (i teraz) strasznie wszystko jedno😂

Do czego zmierzam? W sumie to chuj wie😂 Rodzice, chwalcie się paskami Waszych bombelków, bo tyle to warte, a one za chwilę zmądrzeją i oleją wyścig szczurów od małego. No chyba, że wkręcą się w ten system i do końca swoich dni będą za czymś gonić. Co kto lubi. Nie neguję. Mi jest dobrze tak jak mam. Kurwa! Jakim ja jestem szczęśliwym człowiekiem!

Życzę wszystkim dzieciom żeby były po prostu szczęśliwe w swoim życiu! To największa duma!

#LOLtydzień – czołgista, senna złodziejka i Fitlovers bez jaj

By | Blog, Szoty | No Comments

W tym tygodniu okazało się na przykład, że nawet jak się love fit, to lepiej nie nakurwiać fikolców w teatrze. Nie, żeby teatr był nieodpowiednim miejscem na robienie salta, no nie. Przecież każdy normalny człowiek jak idzie do teatru, to tylko w dresie i tylko po to, żeby trzasnąć przewrotkę z przytupem. Kultura przede wszystkiem i tak jak do sklepu wchodzimy z koszykiem lub z wiaderkiem, tak w teatrze świrujemy pawiana. I taki jeden jutuber na eleganckiej gali wziął i się spierdolił na panią w pierwszym rzędzie. Ani przepraszam, ani pocałuj mnie w dupę. Jego laska z wrażenia nawet nogi nie podniosła jak piesek przy hydrancie, co ma w zwyczaju. No szok! Sprawę zakończył robiąc sobie heheszki na Instasiu. Wtem! Drugi, też fit gość, opierdolił gościa, że co tu się odkurwia, żeby pani kręgi poprzetrącać i potem sobie z tego jajcować. No i ten pierwszy wziął i się cebuli nawdychał roniąc na instasiu niby to łzy. Temu drugiemu zaczęli grozić fani pierwszego i też w ryk. Panowie, jakbyście gdzieś szukali jaj, to zapraszam do mnie na korki. Nauczta się mówić wprost co myślicie i nauczta się brać odpowiedzialność zarówno na słowa, jak i za czyny, bo mnie rynce wzieli i opadli jak grad pod Gorzowem.

Bo pod Gorzowem spadł dwunastocentymetrowy grad. W mediach od tygodnia temat pogody, że za gorąco, że za duszno, że ZA generalnie. Mi tam fajnie. Sezon ogórkowy, to a to pogoda, a to komary biorą na tapet.

Jakoś tam gość spod Łodzi ma wyjebane na pogodę, a i komary mu nie przeszkadzają, bo ma klimę w czołgu. Wczoraj, proszę ja Was, ziomeczek grillował sobie ze szwagrem, jak to w ciepły wieczór i szwagier mówi, że nuda jakaś i coś trzeba odjaniepawlić żeby było co wnukom opowiadać. No to ziomeczek mówi, chodź trzaśniemy bandola po mieście, ale nie tak zwyczajnie jak plebs, tylko czołgiem jak pany. Szwager na to, że nie wierzy. No to ziomeczek zagadał, że potrzymaj mi piwo i pacz! I poszedł jak Korzeniowski po medale! Sruuu ziomek strzelił pijacką bujakę czołgiem. W całej wsi teraz są bohaterami.

Bohaterką nie okazała się za to laska, która razem z kolegą od kieliszka włamała się do salonu fryzjerskiego. Gostek skroił tysiąc złotych, a niunia zrobiła sobie kawę jak na damę przystało. Potem umyła sobie włosy i tak się tym zmęczyła, że przycięła komara na włamie. Lura to była, nie kawa! Całe szczęście, że pojawił się książę na białym koniu z patrolu i obudził gwiazdę.

I to chyba tyle w dzisiejszym niecotygodniowym tygodniku z serii #loltydzień
Wszelkie linki znajdziecie na mojej grupie, a prasóweczka codziennie odbywa się na moim instastories, więc wbijajcie na grupę i mój IG.

Proszę Państwa, 30 lat temu skończył się w Polsce komunizm!

By | Blog, Szoty | No Comments

“Proszę Państwa, 4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm”.

Trzydzieści lat temu te słowa rozbrzmiały z ekranów Rubinów w całym kraju. WOLNOŚĆ! Radość i sto milionów od Wałęsy! Miliony z mojej książeczki poszły się jebać, zabrali nam miliony, więc Wałęsa nie miał co przekazać, ot taki był pierwszy skutek wolności, który odczułam na własnej skórze😂

Potem było już lepiej. Kukuruku od dziadka, kolorowe bluzy, walkman, czerwony Romet i buty Spice Girls na koturnach. Nikt nie robił problemów, że mam paszport i wszyscy słuchali muzyki z magnetofonów szpulowych, a potem z jamnika. Początki wolności wspominam z radością, bo przypadły na moje dzieciństwo, a dzieciństwo przeważnie jest fajne. Moje było fajne.

Jeśli ktoś powie, że za komuny było lepiej, to niech się pieprznie w głupi czerep.

Po 30 latach wolności stwierdzam jednak, że wymknęła nam się ona spod kontroli. Patostrimerzy mają się dobrze, ale geja obrzucają kamieniami. Halko, czy leci z nami pilot?

Z okazji dzisiejszego święta życzę Wam WOLNOŚCI wielkimi literami. Życzę Wam, żeby nikt nigdy nie wciskał Was w bzdurne ramy, choćby były ze złota. Bo wolność jest wtedy, kiedy żyjecie jak chcecie, ale nikomu nie robicie krzywdy ❤

#LOLtydzień – Gra o Tron, disco polo i kilku księży

By | Blog, Szoty | No Comments

Tyle się dzieje, że nie wiem o czym pisać. To może na skróty.

“Kłoczew, Ryki, Narkotyki!” to prawie hasło wyborcze gościa, który ma na nazwisko tak jak jeden z Braci Figo Fagot. Strach podawać jego dane w zaistniałej sytuacji. Ziomeczek zasłynął z discopolowego hitu wyborczego na miarę “Ole, Olek wygraj, na prezydenta tylko ty”. Jeszcze dobrze nie został idolem, a już się okazało, że zajumał 16 milionów z dotacji i już szykował się na kolejne 5. No trochę szkoda kariery. Szczególnie tej muzycznej.

Kolejna tragedia tego tygodnia, a właściwie ostatnich tygodni, to finałowa seria Gry o Tron. Tron spalił smok, bo się wkurwił, że Dżon wsadził kosę pod żebra jego starej. Królem został Brajanek. Jebany siedział przez 5 odcinków pod jabłonką i o taki tron bez tronu nic nie robił. Koniec. I dobrze, bo skiepścili dobry serial na potęgę.

W Lidlu ludzie pobili się o młodą kapustę. Jak wejdą Korsy do sprzedaży, to obstawiam masowe morderstwa.

W Kielcach trwa walka o altanki. Na osiedlu postawili eleganckie miejscówki z grillami. Młodzież chętnie korzysta z atrakcji. Kiełbaska, piwko, wszystko cacy jak w cywilizowanym kraju. Ale jesteśmy w Polsce, nie zapominajcie! Stado katolickich chuliganek wbija im na imprezkę i przegania bezbożników. Babcie rozkładają w altankach przenośne ołtarzyki i odprawiają majowe ̶m̶o̶r̶d̶y̶ modły. To jest prawdziwa walka o tron! A nie jakaś nędza z HBO.

Pozostańmy w świecie duchowości. Jest taki jeden ksiądz. Na nazwisko mu Olszewski. Ksiądz ten jest wyjątkowy nie tylko dlatego, że jest egzorcystą. Otóż ksiądz Michał twierdzi, że wypędza demony wegetarianizmu salcesonem, a szatan pisze do niego SMS-y. Amator. Ja wypędzam demony kabanosami. Tutaj akurat popieram, nie ma to jak boczek! Przy okazji jestem ciekawa jakie zioła pali ten człowiek w tym swoim kadzidle i gdzie to kupić. Nie wiem tylko dlaczego przypierdala się do dzieci i wypędza z nich “duchy Harry’ego Pottera”.

Ksiądz. Dzieci. O krok od dokumentu Sekielskiego. Wybaczcie, ale mnie ten film nie szokuje. To się dzieje od dawna, dopiero teraz wszystko wychodzi na światło dzienne. I dobrze. Niech to pierdolnie. Wiara tak. Księża out.

W powiecie łukowskim pijany ksiądz odprawiał mszę. Na koniec narzygał na ołtarz. Wielkie mi mecyje! Ludzie oburzeni jakby nigdy im się nie zdarzyło na ołtarz narzygać! O co ta afera to ja nawet nie.

Lepszą aferę rozkręcili blogerzy. Jedna laska (nie napiszę kto, bo wszystkim rozsyła pozwy) zajebała przepisy drugiej. Potem okazało się, że ukradła też drugiej i trzeciej, i… właściwie to wszystko kradnie. Potem złożyła to co ukradła w ebuka i sprzedawała po pięć dych. Jak się rypło to przeprosiła na odpierdol robiąc z siebie ofiarę. Jak na złodzieja zaczęto mówić, że jest złodziejem to złodziej zaczął rozsyłać pozwy i straszyć uczciwych ludzi sądem. Co kraj to obyczaj, co złodziej to zwyczaj.

Telegraficzny skrót wyszedł mi przydługi. Kto doczytał niech się podpisze w komentarzach na mojej liście wyborczej albo udostępni paplaninę.

Linki to wszystkich wymienionych wydarzeń znajdziecie na grupie W piwnicy Niewyparzonej Pudernicy.

Torebki Kors w Lidlu i Fiskars w Rossmannie. Pora umirać!

By | Blog, Szoty | No Comments

Wiem, że teraz moda taka na krzyczenie, że „oto ja, człowiek wyzwolony (jak Frytka) nie mam telewizora. Nie oglądam M jak miłość ani nawet Na Wspólnej, a TVN to zło, a TVP to reżim”. Osobiście to chętnie poszłabym nawet do TV Trwam, bo jestem pazernym uwagi blogerem i mi bez różnicy kto zaprasza. Powiem więcej. Posiadam w domu telewizor i nie mam pojęcia jak można Netflixa na małym laptoku oglądać. W moim wieku minimum 58 cali żeby widzieć kto z kim się bije w Grze o Tron. Takie mam wymagania. I jak gniję przed kompem to gra mi w tle telewizor.

Dzisiaj ogarniam internetowy wszechświat, w tle mi gadają reklamy i słyszę, że o Panie promocja w Rossmannie. Nadstawiam ucho i słyszę, że jakiś hit do kupienia. Szczotka do włosów z kukurydzy. Że co kurwa, że what?! Z kukurydzy. Nie patrzyłam uchem więc wyobraziłam sobie jak to coś może wyglądać i latem mam zamiar nazbierać sobie kolb i tym się czesać. Taniej i eko. Zaraz po magicznej szczotce laseczka odpala kolejny hit, serum z jaskółczych gniazd. Z dupy. Pójdę dalej w modne eko, nasmaruję się gniazdem bocianim. Wnioskuję, że bocianie gniazdo ma lepszą moc. Osobiście byłam świadkiem jak bocian obesrał dach domu i zeżarło kolor z blachodachówki. Bocianie gniazdo zrobi niezły peeling kwasowy na mordzie. Za darmo! Było jeszcze coś o jakimś preparacie na cellulit. O LOL, ja znam taki preparat! Woda się nazywa. Piję dużo wody i nie mam cellulitu. Olaboga dajcie mi Nobla. Nie musicie już tracić hajsu na cudowne odcellulitacze, 2 flaszki wody na dzień i po kłopocie. Na koniec jeb! Narzędzia Fiskars w drogerii. Sekator do depilacji chyba, no bo po co on w drogerii? Co mają wspólnego nożyce do żywopłotu z szamponem do włosów z łupieżem? Ja też nie wiem.

Ale to jest nic. Lepszym hitem jest dla mnie promka w Lidlu. Bo w Lidlu będą torebki Korsa za 799 zeta. Haha  Faszjonistki mają już swoje Korsy za stówkę od Majfrienda i nie przepłacą w Lidlu. Co z tego, że w dyskoncie oryginał skoro zamówią sobie podróbę za grosze żeby poświecić metką, na Insta i tak nikt nie zauważy! Jeśli ktoś chce oryginał to pójdzie i kupi sobie na Zalando, a nie w Lidlu. Ja nie kupię. Mam odrazę do tej marki, bo to chyba najczęściej podrabiany brand i nawet z oryginałem czułabym się jak z podjebką  Zresztą Kors z Lidla? Eee… Marka, która chce uchodzić za powiew luksusu leżąca obok śledzików na raz? Eee…?

Rzeczywiście telewizja może ogłupiać, mnie inspiruje. Tak sobie posłucham o świecie, o promocjach, o jakichś pochodach i trudnych sprawach i od razu moje sprawy wydają się takie proste, a życie piękne, bo nie potrzebuję tych wszystkich orlich gniazd i kremów na rozstępy pod lewą pachą. Sekator w drogerii, Korsy w Lidlu, brakuje mi do tego pojedynku Gessler z Wellman na Fame MMA, oh wait… Coś w trawie piszczy, że dziewczyny się nie lubią, a ten ring to może wcale nie jest plotka?

Majowy grilling po polsku

By | Blog, Szoty | No Comments

Po długiej zimie, po długim miesiącu, po wlekącym się tygodniu – czas na reset. Na co dzień zapięci przez konwenanse po ostatni guzik, niemal dusząc się od pozorów zrzucamy nasze pancerzyki i zasiadamy do biesiady. A Polacy wbrew pozorom to radosny i zabawowy naród (nasze zadowolenie wzrasta proporcjonalnie do ilości wypitych trunków). W dni powszednie naburmuszeni do granic możliwość, narzekający i burczący pod nosem, a im bliżej wolnych i ciepłych dni – coraz bardziej pożądamy dobrej zabawy.
W Juesej ludzie organizują bbq, radosne spotkania w gronie bananowych ludzi, albo dla odmiany projekty X, Y czy tam inne rozpierduszki. W Brazylii tańczą, śpiewają, dupczą, jest wesoło i uciesznie, a świat patrzy z zachwytem. Jak wiadomo my lubimy po swojemu. Po swojemu czyli jak?

Naszym narodowym sportem nie są ani skoki narciarskie, ani piłka nożna, chociaż każdy prawdziwy Polak wie o tym wszystko i do tego lepiej niż zawodowcy. Naszym narodowym sportem jest grilowanie. Koniecznie przez jedno „L”, bo ma być po polsku, a nie jakieś zachodnie bylecochujwico. Pewna znana kreatorka smaku, jak każe o sobie mówić, twierdzi, że „Polacy na ogół grillują w barbarzyński sposób. Wrzucamy na grill kiełbasę i otwieramy piwo, tak mniej więcej to wygląda. Grillujemy byle co. Rzadko grillujemy ryby, nie dbamy o to.” Owszem grillujemy po barbarzyńsku, bo grillowanie to taki troszeczkę nawyk pierwotny. Brodate przodki leźli do ognia i piekli jakieś dinozaury wcześniej ubite kamieniami. Całą zimę rzucali tymi kamieniami, tygodniami, miesiącami aż dinozaur padł i hop na ruszt. No to te przodki se piekli te reksy i dupczyli, jedli mięcho brudnymi łapami, zagryzali narkotycznymi jagodami i balaaanga. Tak, wrzucamy na grill kiełbachę, bo czymś trzeba zagryźć hektolitry piwa, a po piwie obojętnie czym zagryzamy. Ale że ryb nie grillujemy? Pffff… wiadomo, że rybka lubi pływać, a grill na sucho to nie grill, a w Biedrze mają fajne pstrągi, które po nadzianiu zielskiem fajnie skwierczą. Można narobić sałatek i cholera wie czego jeszcze, ale grillowanie to tylko pretekst do towarzyskiego spotkania, a nie do objadania. Bo my jesteśmy towarzyscy tylko skrzętnie to ukrywamy. Może dlatego, że mamy dużo trosk, może dlatego, że sami stwarzamy te troski…

Alkohol nie rozwiązuje problemów. Podobnie tak, jak i mleko. Nienawidzę mleka. Do alkoholu nic nie mam o ile ktoś pić umi. Za małolata – tanie wino po cichaczu, żeby było po kosztach. Kiedyś nikomu nie przeszkadzało, że wino jest z rocznika zaszłotygodniowego. Im bardziej lata postępują i ilość zer na koncie, tym można bawić się z większą kulturą. Można. Bywa różnie, bo ani zera, ani lata nie mają wpływu na działanie alkoholu. Zaletą alkoholu niezależnie od jego ceny jest to, że działa w sposób demokratyczny. Nie dlatego, że po nim zdarzają się dramaty, tylko dlatego, że nie ważne co pijesz i czy jesteś pan czy plebs tak samo możesz skończyć w rowie.

Grillujmy więc narodzie, pijmy piwo, jedzmy kiełbasę, ryby albo i kartofle z ogniska, do wyboru do koloru. Co kto lubi, a nie co Gessler powie. Mierzmy tylko siły na zamiary, żeby nie skończyć jak pokrzywiony łuk Eiffla w Pizie. Po każdej imprezie trzeba stać prosto i dostojnie jak dar narodu radzieckiego dla narodu polskiego, nawet jak nas ktoś chce zburzyć. Bo po takim grillu trzeba być jak ptak, jak paw dumny ale bez puszczania pawia i wywijania orłów z gilem pod nosem. Czuj, czuj, czuwaj!