Tag

puder

Szach-mat błyszcząca mordo!

By | Bjuti Pudi, Blog | 31 komentarzy
Jak psu jajca. Jak gwiazdy na niebie. Jak oczy Żydowi, na widok 5 złotych. Jak szosa po przymrozku. Jak olej we frytkownicy. Jak jeszcze Wam się morda świeci? Bo mi się czasem świeci jak cholera i nie wiadomo czemu. Niby skóra ok, niby żadnych problemów z ryjem nie mam, ale się świeci. Taka karma. Nie jest to może jakiś mega błysk, ale i tak mnie wkurza. Ile to już pudrów i podkładów przetrząsnęłam, to głowa mała. I mam! Bingo, trafiłam ideały!
Do tej pory najlepszym podkładem był Kobo- KLIK, ale zlikwidowali mi Naturę i cały misterny plan też w pizdu. Puder też mieli spoko. Dobry puder to też Manhattan, albo nawet poczciwy Wibo, ale ciągle czegoś im brak. A tutaj proszę, przywiozłam moje ideały ze spotkania blogerek! Jestem zachwycona. Ale hola, hola, już piszę co i jak 😉

Jak przystało na Pudernicę, zacznę od pudru. Ecocera, Matujący puder ryżowy Fixer.Tanizna. 20 zeta. I już się gęba cieszy. Mój egzemplarz z  eKobieca. Biały, ale nie bielący, no chyba, że ktoś go szpachlą nałoży, to może jakaś córka młynarza by wyszła. Leciutki pyłek, leciuchno pachnie czymś ładnym. Taki aromat typu- “tyle o ile”, nie drażniący. Opakowanie kartonowe, w środku zgrabny słoiczek, dziurki zaklejone folią- standard. Gąbeczka chujowa, ale i tak jej nie używam, chyba, że do przytkania tych dziur. Polecam nakładać pędzlem, byle nie malarskim, bo znowu- córka młynarza 😉

Produkt hipo, eko i co tylko pod światem i w modzie. Żadnego syfu w składzie nie ma. Świetnie się z nim pracuje i przede wszystkim jest obiecany mat. Mat długotrwały i taki jaki być powinien. Bużka przyjemnie gładka i zadowolona. Rzeczywiście nie zapycha, chyba, że ktoś kupi 10 kilo i wpieprzy do kibla, to raczej kibel się zatka. Możecie testować. Cały dzień gęba jak trza, od nałożenia do demakijażu, więc czasem i dłużej niż 16 godzin. Mega!
15 gramów wystarczy mi na długo, w końcu to nie marycha 😀 Podobno puder bywa na promo w necie i można go wyrwać nawet za 15 złotych. Polecam z całego serca. 10 na 10. Kupię ponownie, bo działa niesamowicie, jest tani i wydajny. Jeden z lepszych kosmetyków, które miałam.
Czas na podkład. Kolejny hit. Eveline, Ideal Cover Full HD SPF 10, Matujący podkład kryjący.
W Rossmannie kosztuje w okolicach 20 złotych. Dla mnie bomba. Butelka z pompką zawsze spoko, lubię to rozwiązanie, chociaż przy wykańczaniu produktu zazwyczaj bluzgam, ale ciii… 😀 Koreczek troszkę się fafroli, ale jak ktoś jest wrażliwy, to może sobie go wycierać. Wersja Natural 203 pasuje mi jak w mordę strzelił. Na lato obstawiam, że Beige 206, lub coś w okolicach, będzie ok. Jest spory wybór kolorów, więc każdy powinien znaleźć coś dla siebie.
Genialne rozwiązanie- opis, czy tam wykres, na koreczku. Od razu widzimy w jakim stopniu podkład matuje, kryje i jak długo się utrzymuje.  A utrzymuje się od pomalowania, do demakijażu, czyli u mnie nawet kilkanaście godzin. Nie zapycha, nie włazi w dołki, nie waży się. Świetnie kryje niedoskonałości- możecie nim wysmarować teściową i już będzie doskonała. Albo zniknie. Tak czy siak- będzie na waszą korzyść 😉 Wydajny, wcale nie ubywa. No dobra, ubywa, ale wolno. Nie tworzy efektu maski, więc na karnawał w Wenecji, to tak niekoniecznie hehe 😀 No co? Nic, ino brać! Na pewno go kupię po zdenkowaniu tej flaszki.
Zarówno pudru, jak i podkładu używałam w różnych konfiguracjach. Raz puder z różnymi podkładami, raz podkład z różnymi pudrami i tak przez miesiąc. Najlepiej wypadają w duecie. Nie mogę złego słowa powiedzieć o tych kosmetykach. Dla mnie idealne.

Czym maluje się Doda i Natalia Siwiec?

By | Bjuti Pudi | 9 komentarzy
Tuż po tuszu lubię mieć pod ręką podkład i puder. No chyba, że jest lato na bogato i temperatury mordercze, to wtedy się obędę. Wtedy to wystawiam łeb do słońca i chłonę szkodliwe promieniowanie 😉
Przez długi czas używałam podkładu rozświetlająco- antystresowego z Avonu. Był naprawdę w porządku, a i cena w promocji była dobra. Ale jakoś w pewnym momencie mi zbrzydł. Ot tak zamaiło mi się coś innego. Przerobiłam jakieś tam Loreale i inne Lireny ale nic mi nie podchodziło. I oczywiście ponownie zdecydował przypadek. Szukałam czegoś tam w Naturze i akurat trafiłam na promocję podkładów matujących Kobo.
Moje skrupulatnie zaplanowane zakupy zawsze kończą się tak samo- nakupuję sto milionów innych rzeczy i tłumaczę sobie, że się przydadzą 😀 Przeważnie się przydają 😉  Ten podkład zaskoczył mnie bardzo miło.
W promocji zapłaciłam około 12-15 zł. Nie spodziewałam się cudu, a jednak. Właśnie kończę pierwsze opakowanie i czeka na mnie już kolejne (również z promocji ofc- nie lubię przepłacać, jeśli mogę coś kupić za połowę ceny;).
Po lewej stronie matujący Kobuś w starej flaszcze. Po prawej nowe opakowanie.
Ta buteleczka starej wersji była jedynym minusem tego podkładu. O ile na początku- bardzo poręczna, o tyle teraz przy końcówce podkładu katorgą jest wydostanie go z opakowania. Buteleczka jest z twardego plastiku. Co rano telepię jak pojebana żeby resztki spłynęły ku dziurze. Szkoda mi wywalić, bo w środku jest jeszcze sporo mazidła, a ja nie wywalam niczego dopóki się nie skończy totalnie. No więc duszę tę kiszkę, telepię, stawiam na korku i walczę.
Nowa wersja ma lepsze opakowanie, normalne takie tradycyjne bez żadnych fifraków i zagadek. Ale co ciekawe podkład jest ten sam wszystko cacy, nawet cena ta sama, ale… Oczywiście chcą nas zrobić w chuja, bo stara wersja ma  40 ml, a nowa 30! Nie ładnie…Ale co mam zrobić? Przecież boku se nie wyrwę. Jest dobry to kupiłam.
Stary miałam w odcieniu Light Beige i zimą dawał radę, no może ciut za jasny, ale nieznacznie- nie wyglądałam jak gejsza z białym ryjem. Nowy kupiłam w odcieniu Medium Beige, jest trochę ciemniejszy i na wiosenno- letnią porę doskonały.
Na łapie jeden jest za ciemny, a drugi za jasny- urok robienia fotek telefonem, bo mam go zawsze pod ręką i nie czołgam się po aparat 😉 W rzeczywistości nie są tak bardzo kontrastowe. Ale nie ważne kto zechce to sobie pójdzie i przetestuje w drogerii. Tak tylko dałam fotkę, żeby pusto nie było 😉
W każdym razie jak sobie tym mordę wytynkuję to ryj jest całkiem do ludzi. Nakładam paluchami, bo ja lubię paluchami. Dziury po wyduszonym obleśnym pryszczu ni chu chu nie widać, a i jakieś inne drobnostki ładnie kitra, a jednocześnie nie maskuje gęby jak amerykańcowi w Wietnamie. Wiecie nie wygląda to sztucznie a skórka jak ta lala.
Podkład matuje, a i owszem- nie mam zarzutów. Nie wysusza, nie zapycha, łatwo się rozprowadza, nie maże się po twarzy jak gówno po szybie tylko kryje równo :). Trzyma się fajnie, długo, nie trzeba poprawiać, czymś nawet pachnie, ale nie jest to jakiś mocny zapach- ot taki podkładowy, delikatny.
Lubię go uwielbiam, ale jeszcze ze sobą nie sypiamy. Nową jego wersję miałam na buziaczku moim szanownym kurwa jego mać kilka razy, ale nie widzę różnicy- zachowuje się tak samo jak jego poprzednik. Jest miły, szarmancki, przynosi kwiaty i śniadania do łóżka, więc jest to dobra inwestycja.
Żeby dopełnić efektu łał mojego lica, omiatam go także pudrem sypkim matującym, a jakże również z Kobo. Również z promocji (z dychę dałam), bo ja jestem miszcz promocji, wyprzedaży i zniżek wszelkiej maści, ciuchy, buty, kosmetyki, wycieczki, książki- co się da albo wygrywam, albo kupuję za taniejszą tańszość 😀 (Chłopczak jest ze mnie dumny hehe ).
A oto i mój pyłek…
…oczywiście literki już trochę styrane, ale jebać literki! Puder jest świetny! Utrwala podkład, jest leciutki. Wystarczy omieść nim buzię i jesteś kurwa jak królewna! Wydłuża efekt matu podkładowego, bo i sam jest matujący. Co tu o nim więcej pisać, jeden z lepszych jaki miałam i do tego cena przyjemna. Trochę z tych dziur się sypie, ale jak się nie jest łamagą to nie jest to jakiś wielki problem. Nakładam pędzelem ciach ciach i gotowe.
A co do Dody i Siwiec to chuj wie czym się malują 🙂 Jedno wiem seksowne są, ale ojciec ten sam- skalpel 😉
Jak to dobrze, że ja urodziłam się taka zajebista i nie muszę się niczym nacinać dla urody 😉 Zobaczymy za 20 lat 😀