Tag

przemyślnik

Ze mną się nie napijesz?

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Święta za nami. Przed nami Sylwester. Trzech Króli. Weekendy. Walentynki. Wielkanoc. Majówka. Wesela. Chrzciny. Poprawiny. Soboty i piątki i… Z jakiej okazji dziś się napijemy? Z okazji urodzin Ani. Ani moich, ani Twoich. Zawsze jest okazja żeby jebnąć se browarka, albo obalić flaszkę. Tu jest Polska, tu się pije. A Ty co? Ze mną się nie napijesz? Ze mną? No kurwa! Polewaj!

Wiecie dlaczego za małolata Mama na imprezy mnie puszczała? Bo się nie puszczałam, a i wódki umiałam odmówić. Jasne zdarzył się browarek, winko jakieś. Wszystko dla ludzi, ale kiedy ktoś wyjeżdżał z tekstem- “Ze mną się nie napijesz?”- odpowiedź była jedna, nie i chuj. I chuj mnie obchodziło co ktoś sobie myślał, nie to nie. Nie będę tu grać świętojebliwej. Ale mam znajome co to trzeba było pod kranem cucić, bo przeholowała z wódką, albo tak się ujarała, że wstyd było do domu odstawić. A teraz co? A teraz to one są czyste jak łza, bo studia w Wyższej Szkole Hałasu zrobiły, rodziny mają, dzieci, pracę. Ale one nie piły, no gdzież! A dziecka to nie zaszczepią, bo chemia, a alkoholu to one nigdy, a dzieciak do osiemnastki z domu nie wyjdzie. Zapomniał wół jak cielęciem był. Otóż ja od czasu do czasu alkohol piłam i piję, ale to zawsze ja byłam tą, która ogarniała najebane koleżanki i otrzeźwiała je pod kranem. Te same, które dziś twierdzą, że one alko nie lubią i nigdy nie piły, ale wino przed snem potrafią po cichu pierdolnąć przed snem. Hipokryci.
Polska jest w czołówce państw gdzie pije się najwięcej. Dlaczego w innych krajach można wypić piwko na placach, skwerach, w parkach, a u nas nie? Bo Polacy nie potrafią pić. Musza się najebać. Nie dorośliśmy do tego, żeby znieść zakazy. Zawsze jest okazja. Ile razy w święta usłyszeliście ten chujowy tekst, że no jak to ze mną się nie napijesz? No właśnie. A u mnie w domu rodzinnym nie było czegoś takiego jak wódka na wigilijnym stole. Nie było chlania z okazji chrzcin czy komunii. Czyje to kurwa święto? Alkoholików? Znacie jakichś alkoholików? Pewnie teraz przed oczami macie jakiegoś Pana Janka spod sklepu. Błąd. Pewnie spory procent znajomych jest alkoholikami. Część może nawet zdiagnozowanych. I tych, którzy się leczą, doszli sami do tego, że przegięli pałę, trzeba wspierać, a nie jebnąć do nich z tekstem- “no daj spokój, jedno piwko jeszcze nikomu nie zaszkodziło“. Ręczę, że szkodzi czasem i jedno piwko, a takie teksty tylko dołują osobę, która chce wyjść z nałogu. A alkoholikiem stać się łatwo, bo alkoholizm, to nie Pan Janek spod sklepu, alkoholikiem może być każdy. Taka demokracja.
Alkoholizm to nie tylko problem ubogiej część społeczeństwa. Alkoholizm nie patrzy na to ile kto zarabia, zmienia się tylko cena trunku. Pan Janek spod sklepu walnie sobie jabola za dziesięć zeta, a adwokat wypije drogie whisky. Jaka to różnica oprócz kilkuset złotych? Żadna. Demokracja. Alkoholików co niemiara, ale oni oczywiście twierdzą, że “nie? Ja? Ja tylko w weekendy, ja tylko piwko”. A gówno prawda. Jeśli jest regularność w piciu, to jest to alkoholizm. I nie ważne czy to winko przed snem, dwa piwka po robocie, najebka do bólu raz w miesiącu, albo koniaczek do filmu. Jeden chuj. Jeśli ktoś nie wyobraża sobie konkretnej czynności bez dawki alko, to jest to alkoholizm i koniec. I nagle 70% ludzi w okół to alkoholicy. Nieźle co?
Po co to wszystko piszę? Bo mam już dość zdziwienia na twarzach ludzi, że jednak się z nimi nie napiję. Dlaczego? A no, bo może nie mam akurat ochoty, a wódki czy bimbru zwyczajnie nie lubię. A jak czegoś nie lubię, to po chuj mam się męczyć? W imię czego? “Bo Ty przecież jesteś Pudernica, ze wschodu, Ty musisz wypić”. Ja nic nie muszę, a takim namawianiem tylko mi się odechciewa jeszcze bardziej. Poszłam kiedyś na wesele i nic nie piłam, bo nie zwróciłam uwagi, że jest alkohol. Jadłam i tańczyłam. Potem ktoś mnie zapytał dlaczego nie piłam, a nie piłam, bo zapomniałam?Potrafę się świetnie bawić bez wspomagaczy. Najbardziej szokuje informacja, że nigdy nie urwał mi się film, nigdy nie byłam porządnie napita, nigdy nie wyrżnęłam orła i stopuję drinki w tylko mi znanym momencie. Piję dla smaku, dla towarzystwa, czasami na humor ale tylko jeśli chcę. Nie upijam się, bo po co mam się męczyć? Mam twardy łeb. Kaca nie miewam. A dlaczego? Bo nawet jeśli piję, to mam umiar. Mogę wypić dużo, ale po co? Uwielbiam dobre, kraftowe piwa. Jeśli mam wypić jakieś siki z browarów Kampanii Piwowarskiej (te wszystkie piwa co są na każdej półce), to nie piję wcale. Od czasu do czasu wypiję trochę wina, dobrej nalewki z przyjaciółkami. Średnio wszystkie zbieramy się rzadziej niż raz na miesiąc. Zdarza mi się wypić zimne piwo latem i grzańca zimą. Zdarza mi się rzadko, bo nie mam ani czasu, ani mnie nie ciągnie. Wolę się najeść. A zjeść to ja mogę ho ho!
Nie wyobrażam sobie jak mogłabym być od czegoś uzależniona. Rozumiem oczywiście, że ktoś może mieć do czegoś ciągoty, ale sama nie pozwoliłabym sobie żebym była od czegokolwiek zależna. Lubię mieć władzę nad sobą. Władzę nad moją głową, nad moim ciałem i moją psychą. Nie lubię być słaba. Nałogi? Lubię jeść, lubię spać, piję po 2-3 półtoralitrowe flaszki wody dziennie, zielona herbata jest zawsze. Ale alko? No kurwa! Mogłoby zniknąć na całym świecie i nawet bym się nie przejęła. No może tęskniłabym za dobrym kraftem czasami, ale tylko tyle.
Wszystko jest dla ludzi. Ja nie lubię wódki i czekolady. Jeśli ktoś wymusza na mnie picie wódki, albo jedzenie czekolady- niech spierdala. Właściwie, to ja w ogóle nie rozumiem namawiania do czegokolwiek. Moje życie, mój wybór. Namawiana do czegokolwiek buntuję się i bądźcie pewni, że wtedy odmówię. Chcesz pić- pij. Nie chcesz- nie pij. Proste. Nie moja broszka. Tylko należy pamiętać, że wszystko może być trucizną. I codzienne piwko przed telewizorem, to nie jest błaha sprawa. Łiskacz dla relaksu, to nie jest dobra droga. Wieczorne wino siedem razy w tygodniu, to nie jest lepszy sen. Weekendowe chlanie, to nie powód do dumy. Afterki i dziwne instastories to żenada.
Róbcie sobie co chcecie.
Ja nic nie muszę.

List do Świętego Mikołaja. To nie jest kolejna świąteczna wishlista!

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Mikołaj. Stary pedofil i pijak. Bierze dzieci na kolana. Jarają go wierszyki. Morda czerwona od wódki i wielki pomarszczony wór. Lubuje się też w zwierzątkach. Obrońcy zwierząt z Zakopanego już podobno wysłali zawiadomienie do prokuratury, bo Rudolf ma jakieś pięćset lat i nadal ciągnie Mikołajowi Mikołaja. Krążą słuchy, że stary macha swoją słodką laską i zachęca do lizania. Ponieważ dziad cierpi na demencję, nie wie czy byłam grzeczna czy nie. Jak nie wie, to niech daje prezenty. Parę słów do oblecha poniżej.

PigOuta przeczytałam, że babie to najlepiej dać samojezdny odkurzacz. Całkiem dobra idea, bo mój łańcuch sięga z kuchni ledwo do przedpokoju, a odkurzać trzeba. Zacna myśl, ale mieszkam w pałacu. Jak pałac to miliony schodów. I na chuj mi taki odkurzacz? Jeśli ta drożyzna nie umie chodzić po piętrach i jeździ tylko po jednym poziomie jak plebs, to jest to badziewie. Dlatego starego dziada poproszę o tradycyjny podarek- murzyna. Nie, że zaraz jakaś dyskryminacja. Kolor skóry nie ma dla mnie znaczenia. Murzyn może być nawet zielony. Chodzi o to żeby za mnie zapierdalał. Nie będzie mu u mnie źle. Co to, to nie! W czasie wolnym od pracy murzyn może się relaksować na świeżym powietrzu, na przykład na mojej plantacji bawełny. Czyli murzyn raz. Chętnie przygarnę. Z takim zapierdalaczem nie miałabym takiego zapierdolu. Wiecie jak to jest pracować po kilka, kilkanaście godzin dziennie, ogarniać dom, gotować, blogować i milion innych rzeczy? A jeszcze człowiek musi się od czasu do czasu przylansować na Instagramach czy jakichś imprezach. Straszne! Dziadu- daj mi jednak ze dwa te murzyny.

 

Z innych podarków może być ze sto tysięcy. Złotych, nie myśl, że jestem pieniędzmi zaślepiona. Nie chcę dolarów, ani euro, biedazłoty jest spoko. Szybciej skończyłabym te zasrane remonty i mogłabym wydawać kasę na głupoty. Zamiast płyt karton- gips i gruntu głęboko penetrującego mogłabym sobie pierdolnąć weekend w Paryżu i zwiedzić katakumby. Ale nieee kurwa muszę kupować kilometry kabli i wełnę mineralną. Co za nędzny żywot. Nie mogę wyskoczyć nawet do głupiej Barcelony na obiad. Jak plebs jakiś…
Dopóki nie mam murzyna gotującego, chciałabym też dostawać żarcie na żądanie. Wiecie, jestem głodna, myślę sobie, że mam ochotę na coś wykwintnego typu grillowana galareta i w 15 minut mam ją na stole. Taki trochę catering ale all inclusive. Czytający w myślach. To by było coś. Maszynka do spisywania myśli, też spoko, bo mi połowa pomysłów na wpisy ucieka jak siedzę na kiblu, albo w wannie i nie mam czym i gdzie zapisać.
Kosmetyki? A na chuj mie to? Mam trochę ulubionych i wsio. No okej zapas pierniczkowych balsamów na zimę zawsze spoko. Na lato z piętnaście kilogramów maseł owocowych też spoko. Masło! Masło teraz to towar luksusowy, więc parę kostek też chętnie przygarnę. Ostatnio kupiłam dwie kostki na raz. Bogactwo pełno gębo.
Strasznie lubię zimę. Lubię zimę, bo nie muszę wychodzić z domu i grzeję dupę między grzejnikiem, a kotami. Ponieważ lubię jak jest ciepło, to zaprzęgaj te swoje renifery i wieź mnie na Zanzibar stary dziadu. Albo na Karaiby. Mogą być Seszele. Sam se wybierz gorący kierunek, nie jestem wymagająca. Zdecydowanie wolę grzać dupę na słońcu, a nie na grzejniku, więc taki prezent jest całkiem spoko. Oczywiście byłoby miło mieć jakiś domek, albo chociaż biedny apartament w jednym z ciepłych krajów, żebym mogła sobie wszystkie zimy spędzać w przyzwoitych warunkach pod palmą i z drinkiem w ręku. Wynajem się nie opłaca, więc czekam na akt własności. Jest to prezent niezbędny do zachowania dobrego zdrowia. Strasznie mnie w kościach kręci kiedy jest zimno, a chyba zależy Ci na moim zdrowiu?
Zdarza mi się podróżować. Nienawidzę korków i Januszów w trzydziestoletnich golfach. Nic mnie tak nie wkurwia jak Sebixy w zdezelowanych beemkach za hajs starego, którzy kręcą bączki pod Biedro, a potem zawracają na ręcznym na środku autostrady. Do tego przy autostradach same Mcdonaldy, którymi już rzygam. Gdzie są kurwa polskie pierogi ze skwarkami? Gdzie wysmażone schabowe i śledzie z cebulką? Ni ma! Ni ma kurwa, musisz żryć tekturzane hamburgery od Ronalda, a potem masz zatwardzenie. To jest kurwa dramat! Dlatego chcę samolot. Prywatny. Licencję ogarnę. Albo daj i pilota. I helikopter, bo nie wszędzie wyląduję samolotem. Chyba nie masz mnie za idiotkę? Paliwo też chcę. Taką własną stację z paliwem lotniczym. Żebym nie wyszła na księżniczkę, to się podzielę. Zrobię Radosne Piątki. Raz w tygodniu każdy okoliczny żul dostanie flaszeczkę paliwa lotniczego ode mnie. Znajcie moje dobre serce! Pseudo lotnisko mam za domem. Proszę mi je wykupić i wybudować hangary na moje maszyny. Chyba nie myślisz, że będą stać pod gołym niebem narażone na niekorzystne warunki atmosferyczne?! Grad mi porysuje i za 30 lat żaden frajer na giełdzie złomu nie kupi.
Nie wiem czy jeszcze czegoś potrzebuję? Wspominałam już o 100 tysiącach na drobne wydatki, to może jeszcze ze 3 miliony złotych na życie? To chyba nie jest dużo? Większe miliony nasi politycy wydają na głupoty. Nie żebym była materialistką, ale kurwa po to jesteś. Jesteś od tego, żeby przynosić prezenty, no to piszę.
Czekam.
Pozdrawiam.
Całuję w wór.

W głowie szalet- PKiN, króliczki Prezesa, TVN i hora curka w Simsach

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Zniknę ze świata na trzy dni i tyle się dzieje, że w głowie szalet. Śmieszno i straszno, ale głowa moja chyba zdrowa psychicznie. W każdym razie niezdiagnozowana, to pierwsza kamieniem nie rzucę. Jak rzucę, to złapię. Tylko moich rozkmin nie wyłapię, bo jak mi się w głowie gotuje, to albo paplam, albo piszę. Bez albo. Taka jest prawda. Dwa ostatnie miesiące, to taki młyn, że jakbym była młynarzem, to miałabym już z tonę mąki. Z tej mąki chleba nie będzie. Będzie post. O królikach, butach, Tefałenach, o burzeniu pałacu i maśle dla bogaczy.

Jakbym miała teraz trzy miliony, to kupiłabym ze dwa mieszkania na wynajem i moją emeryturę, bo przecież emerytura z Zusu to nawet nie marzenie, to jak statek kosmiczny. Ktoś tam widział, nikt w to nie wierzy, nikt nie zobaczył na własne oczy. Chociaż w sumie poczytałam trochę o tych szarakch i o tym jak za uchem wszczepiają implanty. W sumie to bardziej wierzę w kosmitów niż moją emeryturę, bo jakoś wiarygodniej to wszystko brzmi w przypadku ufoków. No i te dwa mieszkania kupuję i zostaje mi jeszcze całkiem fchuj, to se jeżdżę po świecie, książki pisze i bloga. Zawsze chciałam napisać książkę. W gimnazjum dwa opasłe zeszyty spisałam i chuj. Teraz wszyscy piszą książki. Wszystkie blogery i celebryty. Złodzieje marzeń. Teraz to ja pierdolę leżeć w empiku między modlitwami Cejrowskiego i poradnikami Rozenek. Tak nisko nie upadłam. Przejdzie fala to napiszę. No i tak to właśnie przejebałabym trzy miliony. Dużo jedzenia i poznawania świata i dwa mieszkania żeby było z czego żyć. Za trzy miliony można też wyprodukować chujowy spot o ruchających się królikach. Patologio! Patrz i się ucz! Co to jest 3 Dżesiki i 4 Brajanki? Króliki to dopiero fabryka! Nasz rząd za przykład stawia nam króliki, które rodzą 63 (czy ile tam w spocie krzyczą) sztuki uszatych dzieci. Bardzo rozsądnie Wysoka Izbo. Ruchajmy się i rozmnażajmy. 63×500=31500. Ponad 31 tysięcy miesięcznie na gówniaki z 500+. Good deal Panie Prezesie! Świetny przykład z tymi królikami. Na drugi raz dajcie szczury, bo one to i ze 200 dzieciorów wyprodukują. Swoją drogą filmik ministerstwa bezmyśleństwa nagrany jakbym to ja z ręki nagrywała, do tego scenografia zamawiana na Aliexpress. Panie Prezesie! Zrobię to lepiej za dwa miliony! I szczury załatwię! Króliczki Prezesa kurwa jego mać. Jaki kraj takie króliczki. Jaki kraj taki Hugh Hefner.
Pałac Kultury i Nauki chcą burzyć. Bo komuna, bo brzydkie. Budynek jak budynek. Jak go widzę to chociaż wiem, że do stolicy dojeżdżam. Chociaż nie. Jak samochód stoi w korku powyżej 30 minut, to czuję, że Łorsoł blisko. Na chuj to ruszać? Za dużo wolnych milionów? To niech te korki rozładują zamiast coś burzyć i od nowa budować. Taniej wyjdzie. Ale nasz rząd bogaty. Nasze państwo bogate. Ceny jak w Rumunii. Ten sam gość co chce pałac rozjebać, żeby se tam postawić dom, był ostatnio na zakupach. Zupełnie jak zwykły szary człowiek. Szary człowiek, to złe określenie w jednym akapicie z PKiN. Złe. Był na zakupach jak zwykły człowiek. Soki po dwa zeta, Frugo po pisiąt groszy. Panie kurwa gdzie ten sklep?! Zapierdalam z moimi trzema milionami od Prezesa! Masło to tam pewno po złoty pięćdziesiąt? W tym kraju taki dobrobyt, że o chuj! Polska to bogaty kraj. Kradli przed wojną, kradli jak była wojna, za komuny kradli, po komunie kradli i dalej jest co kraść! Jak jest co kraść, no to bogactwo pełno gębo! A z tym pałacem, to hop siup- gadajcie z Uesami, to Wam pierdolną “11 września wersja Polakito”. Wkrótce w kinach!
Jak już siedzimy w kinie. To nie, nie idę na listy do M. Ani do N. Ani do kurwa nikogo. Ja wiem, że w moim kinie bilety po 14 zeta to standard i to taniocha, ale wolę kupić za to burgera. Wolę zjeść i wysrać niż iść i oglądać świąteczny film w listopadzie. Film z Karolakiem. Listopad, święta, Karolak, polska komedia romantyczna- kurwa czy tu coś jeszcze trzeba dodawać? Dlatego nie idę, bo patrz poprzednie zdanie. Jedzenie jest więcej warte. Odkąd wrzucam na Instagramie filmiki z serii #żryjzpudernicą, to mi się ruch na instastories skumulował. Ludzie lubią patrzeć jak jem. Co jem. Kiedy jem. Lubią patrzeć jak jem zwykłe jedzenie. Chleb ze smalcem. Jajecznicę. Żurek. I wszystko inne co nie wygląda instagramowo. Turpizm kurwa. Ale jakie to dobre! Ludziom brakuje normalności. Dlatego po serii pięknych zdjęć w jednym stylu znowu wrzucam miszmasz i to się podoba. Normalność. Chyba zacznę nagrywać YT jak jem. Zupę. I nie tylko. Bo gotowanie, to tak średnio lubię, ale wpierdalać to ja mogę zawsze i wszędzie, i dużo.
Byłam w telewizji. Jak tam trafiłam? Byłam normalna. Co to za kurwa czasy, że oryginalność to normalność? Że normalność, to oryginalność. No dobra, jestem wyrazista, ja to wiem, ale to jest niepojęte! Ludziom brakuje ludzi, a nie napompowanych chorą ambicją instagirl. Poszłam do Dzień Dobry TVN. Usiadłam na kanapie. Powiedziałam co miałam do powiedzenia, chociaż było za krótko chociaż o te 30 minut. Wstałam. Wyszłam. Wróciłam do domu. Stres? Każdy mnie o to pyta. Nie, nie stresowałam się. Ludzie nie wierzą. Trudno. Nie stresuje mnie 7 gości z kamerą i parę osób łażących po studio. A bo na żywo, bo to tamto. Kurwa, czułam się jak u siebie. Własny program w tv? Pani od matmy w szkole średniej zawsze mówiła- “Wiolku Ty będziesz panią z telewizji. Ty będziesz jakąś pogodynką. Albo kimś innym z telewizora”. Cała klasa mi świadkiem, że tak było. No i hop siup. Krok do przodu. Zawsze wiedziałam, że tam trafię prędzej czy później i se możecie gadać, że mam parcie na szkło. Nie, nie- parcia nie mam. Ja się tam zwyczajnie nadaję. Bardziej do telewizji niż na zakupy.
Zakupy. Rzucili buty. Sport narodowy Nosaczy- promki, limitki, świeżaki. Rzucili jakieś limitowane adidasy, ale nie Adidasa, tylko Najka chyba. Adidasy Nike. Kurwa majeranek z rozmarynu. Dobra. Rzucili. Ludzie się zabijają, bo tylko ileś tam sztuk na Polandię. A brzydkie te buty, że hej! Ale chuj. O gustach się nie dyskutuje. Po co się o kawałek szmaty bić? Cukier kiedyś wykupowali, masło teraz, buty. O świeżaki madki się bijo żeby hore curki ozdrowieli. Dej Pani! Mam horom curke! Ja pierdolę, to niech się leczy. A jak Wam butów brakuje, to zapierdalać pod meczet. Do wyboru do koloru.
Dziwny to był czas ostatnio, a i tak wszyscy to Simsy i ktoś nami gra. Ludzie z przyszłości zrobili se nas z nudów. Co jakiś czas rzucą jakiś dodatek, rozszerzenie. A tu jeb piramidę, niech rozkminiają kto stworzył. A tu jeb damy pomysł na nową technologię, niech się trochę rozwiną i mają radochę. Tu jeb świeżaka i promkę w Lidlu- będą jaja. I teraz tak sobie nami grają. A kiedy my dojdziemy do  tej przyszłości, w której żyją ludzie z przyszłości, którzy nas stworzyli- coś się wydarzy. Ale co? Armagedon? Dogadamy się? A może wykasują nasza grę i chuj? A może rozwiniemy się na tyle, że my ich skasujemy, tylko wtedy  jak my będziemy istnieć, jak powstaniemy, jeśli ich już nie będzie? Kto nas stworzy? Kiedy dojdziemy do tej przyszłości, to oni będą już w dalszej przyszłości,  ale Ci z wcześniejszej przyszłości będą i jak ich wybijemy, to nas nie będzie. A jak nas nie będzie, to znaczy, że nas już nie ma.
Nie ma nas. Kulsona też nie ma.
A poza tym, to z głową u mnie chyba ok. Albo przynajmniej po staremu?

Kocham ten kraj i tego kraju nienawidzę!

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Mój blog jest wolny od polityki. Polityka to szambo, a ja nie będę się w gównie grzebać. Wina Tuska, wódki Palikota. Czy PIS, czy PO, czy SLD, czy LSD…to wszystko, nie powiem gdzie i czym bym wysłała, bo mnie Macier o terroryzm posądzi. A ja jestem tylko zwykłym człowiekiem. Mam to szczęście, że jestem człowiekiem poczytnym. Czy coś to zmieni? Nie sądzę. Tak samo jak nic nie zmienia fakt, że zapierdalam na wszystkie wybory odkąd odebrałam dowód osobisty. Czy to głosowanie na sołtysa, czy na prezydenta- idę. Zawsze chodzę. Zazwyczaj mam wybór jak między sraczką, a zatwardzeniem. Siedziałam nawet w komisji wyborczej. Uważam, że ten kto nie głosuje, nie ma prawa potem mieć pretensji. Ja głosuję i roszczę sobie prawo do głośnego wyrażenia swojej opinii. Kocham ten kraj i tego kraju nienawidzę!

Pamiętam jak za małolata 11 listopada oglądałam z Pradziadkiem defilady na czarno-białym telewizorze. Teraz mogę obejrzeć sobie jak popierdoleńcy obrzucają się płytami chodnikowymi podczas marszu. Urodziłam się w 1988 roku. Chwilę potem skończyła się komuna. Ludzie zaczęli otwierać prywatne biznesy. Zaczęli żyć. Kombinować. Działać. Dalej kombinują. Muszą. A kto nie umie kombinować, albo nie wbił się w dobry rytm w odpowiednim czasie, ten przegrał. Można też zapierdalać na godne życie. Zapierdalam, bo chcę godnie żyć. Żyję dobrze, nie narzekam, ale to nie znaczy, że mam gąbkę zamiast mózgu. Widzę co się dzieje i jak na to patrzę, to serce mi się kraje. Nie pędzę za modą, komercją, za “muszę to mieć”, nie mam kredytów, nie przesiąkłam tym syfem. Gonię za normalnym życiem. Za godnym życiem dla każdego obywatela.
Zapierdalam…
To nie jest normalne. Tak nie powinno być, że trzeba zapierdalać żeby mieć coś ponad ciepły obiad i auto sprawne do jazdy. Nie narzekam. Ale chcę kurwa tej jebanej godności w tym kraju! Żeby żyć jako tako przydałoby się zarabiać ze trzy tysiące. Takie biedne minimum. Taka trójka żeby było za co zrobić zakupy, zapłacić rachunki, może nawet pójść do kina albo dentysty. Niby płacimy składki na opiekę medyczną. Niby… Chodzę prywatnie. Nie mam czasu i nerwów na NFZety. W czasie, który spędziłabym w kolejce zarobię na trzy wizyty prywatne, więc? Ostatni raz w publicznej przychodni byłam 20 lat temu podbić kartę na kolonie letnie. Ad rem! 3 tysiące to minimum. Wierzę, że człowiek ogarnięty lub wykształcony albo też ogarnięty i wykształcony w jednym da radę zarobić i 10 tysięcy. Człowiek inteligentny zawsze sobie poradzi. Ale w życiu chyba nie chodzi tylko o to, żeby przetrwać? Mówię tu o przeciętnych ludziach, nie o prezesach Orlenu, albo rodzinie Kulczyków. Da się zarobić magiczną dychę. Ale! Ale trzeba zapierdalać jak mała mrówka, a to nie powinno być tak, że trzeba wychodzić z siebie, żeby taką dyszkę mieć. To nie jest normalne! Jeszcze bardziej nienormalne jest to, że ludzie marzą o tym, żeby chociaż taką trójkę mieć. To nie ludzie są nienormalni. Oni nie powinni marzyć, oni powinni mieć taką trójkę bez wysiłku. 10 tysięcy miesięcznie to nie powinna być kwota nieosiągalna! Przy dzisiejszych cenach za chwilę trzy tysiące będzie gówno warte.
Ten kraj jest chory!
System jest chory!
Polityka jest chora!
To, że ludzie się godzą na obecny stan rzeczy jest chore!
Kocham ten kraj. Kocham Polskę, ale to co się w niej dzieje to jest dramat! Dramatem jest, że od stycznia ZUS znowu w górę. Jak ktoś ma zapłacić swoim pracownikom więcej, skoro własne państwo rzuca mu kłody pod nogi? Jak bawić się w biznes kiedy trzeba do niego pompować kasę z nieba żeby tylko wyrobić na daniny, które nasi politycy rozpieprzają nie wiadomo na co? Dramatem jest, że mam mega wykształconych znajomych, którzy jebią za minimum. Dramatem jest, że młodzi ludzie muszą wyjeżdżać za granicę żeby godnie żyć. Już nawet nie żeby się dorobić ale żyć. Bo w naszym kraju większość ludzi nie żyje, a wegetuje. Od pierwszego do pierwszego. Nie daj Bóg lodówka się zepsuje, albo dziecko zachoruje. Kredyty, pożyczki, spłacanie. Dramat. Dramatem jest, że dużo pracuję kosztem własnego czasu. Nie pracuję na jebany tusz do rzęs od Kat Von D, tylko na istotniejsze wydatki. Mogłabym w sumie ten tusz kupić, ale wiecie co? Jeszcze nie mam gąbki z mózgu, mam inne priorytety niż kupienie czegoś tylko po to żeby jako pierwsza wrzucić to na bloga. Dramatem jest, że moi pradziadkowie walczyli za ten kraj ryzykując życie, a system miał ich poświęcenie gdzieś. Dramatem jest, że swoje za to odsiedzieli, że przez dwa lata nie widzieli rodziny po wojnie tylko rozminowywali nasze ziemie i nawet kurwa nie mieli za to dodatku do emerytury. Młody, ogarnięty człowiek poradzi sobie nawet w stercie gówna. Co mają powiedzieć osoby starsze z tysiącem emerytury? Nie dorobią sobie. Im się należy godne życie. Nam należy się godne życie! Kiedy patrze na to co się tutaj dzieje przestaje mnie dziwić samospalenie w centrum Warszawy.

 

Jestem bardzo szczęśliwym człowiekiem. Nie narzekam. Zapierdalam. Zapierdalam i osiągam swoje cele. Tak już mam. Ale ten kraj się sypie i ja to widzę. I chciałabym żeby było normalnie. Zdrowie, rodzina, spokój. Cenię sobie te wartości. Mam wszystko co można chcieć i jestem za to wdzięczna, doceniam. Dbam o to co mam ale pęka mi serce kiedy widzę, że ktoś się stara i ma gówno z tego życia. Serce mi pęka kiedy zdaję sobie sprawę, że ktoś nie ma tego szczęścia. Teraz gdzieś jakaś matka staje przed wyborem czy kupić dzieciom ser na kanapkę czy strój na w-f. Jakaś babcia zastanawia się czy wykupić leki na serce, czy może da radę bez. Jakiś młody człowiek właśnie gdzieś rozważa czy nie wyjechać z tego kraju żeby zarobić na mieszkanie dla swojej przyszłej rodziny. Tych ktosiów są miliony.
Jestem patriotą. Noszę Ojczyznę głęboko w sercu. Nie noszę chińskich koszulek z drukowanymi orzełkami. Nie mam potrzeby się z tym obnosić. Jako patriota mam prawo powiedzieć, że system w tym kraju mi się nie podoba. Czy to coś zmieni? Nie sądzę. Ale mówię o tym głośno, bo może ktoś nie ma tej odwagi.
Kocham ten kraj i tego kraju nienawidzę…

 

Czy rozmiar ma znaczenie?

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Nie oszukujmy się. Rozmiar ma znaczenie. Kiedy? Kiedy mówimy o penisie albo zmywarce. Nigdy sobie tej cholernej czterdziestki piątki nie wybaczę… Kiedy mówimy o ludziach- rozmiar nie powinien mieć znaczenia. Teoretycznie. W praktyce? Jesteś za chudy, za gruby, masz za duże uda, boczki, za małe cycki, za długi nos. Chociaż z tym nosem u faceta, to podobno…Podobno…Do brzegu!

 

Teoria swoje, a w praktyce bywa różnie. Zacznijmy od tego, że nie mam kompleksów. Po prostu. Jak na próbę, to się Matce Boskiej udałam. A teraz mi powiedzcie ile takich osób znacie? No właśnie. Media atakują nas zewsząd idealną wizją piękna. Czy jestem idealna? Nie. A kompleksów nie mam. Dlaczego? Może wyniosłam samoakceptację z domu, może jestem twarda jak brukiew. Nie wiem. Wiem jedno. Rzygam już tymi gazetami gdzie na pierwszej stronie mamy wielki nagłówek “Zaakceptuj siebie!”, a obok tego kolejny tytuł krzyczy o tym jak schudnąć 10 kilogramów w miesiąc. Wait! Robią z ludzi debili. Mamy programy “modelkowe”. Albo ważysz 40, albo 140 kilogramów. A gdzie do kurwy nędzy są te dziewuchy pośrodku? Te “normalne”? Czy normalny człowiek stał się niemodny? Kiedyś pisałam o tym w tekście Gdzie jest kurwa normalność? No, bo gdzie ona jest?
Nie rozumiem zachwytów nad laskami, które katują swoje ciała do przesady w jakąkolwiek stronę. Nie mam nic przeciwko osobom przy kości, nie mam nic przeciwko osobom, które regularnie i z głową ćwiczą. Wkurwiają mnie ludzie, którzy są chorobliwie otyli, niszczą swoje zdrowie na własne życzenie i mają jakieś ale. Wiecie co mnie wkurwia? Teksty do mnie typu “bo Ty taka chuda jesteś. Ale zobaczysz skończysz 20/25/30 lat i przytyjesz. A jak nie, to po dziecku przytyjesz. Przytyjesz. Przytyjesz. Poczekaj”. A skąd do chuja wafla taka wiedza? Może i przytyję, a może nie. A może dzieci lub ich brak niczego nie zmieni? A ta bzdurna granica “po dwudziestych urodzinach przytyjesz”, “skończysz 25 lat, to zobaczysz”, “a po 30 to na bank kilogramy dojdą”, jakoś kurwa nie. Lat mi przybywa, granica się przesuwa, a ja ciągle ważę tyle co w gimnazjum. Przepraszam, że żyję. Wcale kurwa nie przepraszam. 
A jak jakaś laska jest zaślepiona siłownią, to już umarł w butach. Ona Ci dietę rozpisze. A czemu to nie ćwiczysz? A czemu to nie biegasz? A to źle, że jadłaś śledzie o północy. Ale jak to wypiłaś kieliszek wina? Tak to. Miałam ochotę to wypiłam, zjadłam i nie poszłam biegać, bo mnie bieganie nudzi. Proste. Mam do tego prawo. Mam prawo do bycia taką jaką jestem. Nie znoszę narzucania swojego stylu życia innym. Zrozumiałabym jeśli po śledziach o północy miałabym sraczkę i bliska osoba powiedziałaby mi “Wiolka, nie żryj tych śledzi, bo Ci dupę rozerwie”. Wiem, że to nie byłoby wciskanie mi cudzych racji, a życzliwa rada.
Nie zrozumcie mnie źle- i siłownia i krągłe boczki są spoko, ale po pierwsze nie patrzcie na innych jak na dziwolągów tylko dlatego, że chcą żyć inaczej. Po drugie nie narzucajcie nikomu swoich racji na siłę, nie gwałćcie psychicznie ludzi wokół tylko dlatego, że czujecie się źle ze swoim ciałem, albo uważacie, że ciało innych jest złe. Każde ciało jest dobre dopóki nie wyrządzamy mu krzywdy. Nawet 140 kilogramów będzie spoko kiedy masz dwa metry wzrostu, ale kiedy masz 140 kilogramów i tyle samo wzrostu, to do kurwy nędzy to już nie jest zdrowe. Tak samo nie są zdrowe nieumiejętne ćwiczenia, dieta złożona z wody i wacików, dążenie do wyimaginowanego kanonu piękna. Nie ma ideałów. Ale są ludzie bez kompleksów.
Spójrzcie na mnie i Babę do Kwadratu. XS i XL. No i co? No właśnie nic. Obie jesteśmy normalnymi dziewczynami bez kompleksów. Faktycznie jest między nami kilka centymetrów różnicy, ale nie jesteśmy żadnymi odchyłami. Normalne, zdrowe dziewuchy spod wschodniej granicy? Ani ja chuda, ani Bazia gruba. Ale wiecie i tak ktoś się zawsze przypierdoli, że mi sukienka wisi, a z drugiej strony, że żadne ze mnie XS, raczej M. Bazi też ktoś czasem próbuje dopierdolić. I wiecie co? Obie mamy to gdzieś. Tylko, że to my. Świetnie czujemy się w swoich ciałach i jakaś brzęcząca mucha dnia nam nie zepsuje.
A co z dziewczynami, które nie są odporne na krytykę? Co z młodymi kobietkami, którym łatwo wmówić, że mają się odchudzić, przytyć, powiększyć cycki, albo cholera wie co jeszcze? Świat bombarduje kobiety tekstami zaczynającymi się od “musisz”, “masz”, “idealna”, “perfekcyjna” i tak dalej. Nic nie musisz, wszystko możesz! Możesz przytyć, schudnąć i powiększyć cycki jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej, ale pamiętaj, że szczęśliwa będziesz kiedy to szczęście odnajdziesz w sobie. Jeśli 10 kilogramów w którąś stronę, albo silikon mają pomóc- zrób to. Jeśli chcesz to zrobić, bo tak “trzeba”, to najpierw pomyśl, czego Ty potrzebujesz, a nie czego od Ciebie wymagają ludzie, którzy być może znikną z Twojego życia, bo to Ty zostaniesz z ich spełnionym marzeniem. Ich marzeniem, a nie swoim…
Jeśli jakaś kobieta w Twoich bliskich kręgach przegina w którąś stronę, porozmawiaj z nią, pomóż. Nie śmiej się z grubszej koleżanki, ani z tej która od lat przytyć nie może. Jeśli widzisz, że Twoja przyjaciółka ma problemy ze zdrowiem, bo waga jest już chorobliwie wysoka, albo chorobliwie niska, pomóż jej. Pogadaj. Nie wyzywaj od tłustych świń, ani szkieletów. Powiedz, że chcesz żeby żyła długo i zdrowo, bo jest Ci bliska. Powiedz jej, że nie chcesz żeby miała cukrzycę, nadciśnienie albo anemię.
I pamiętaj- ideałów nie ma, ale można nie mieć kompleksów.

Dzień z życia perfekcyjnej Instagirl, Blogerki, Fakebookerki czy tam innego tworu

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Jest tak. Masz bloga/ vloga/ insta/ fanpage – niepotrzebne skreślić, albo dorzucić snapy, twittery i co tylko pod światem. Generalnie jest fejm, sława, hajs. Na ulicy faceci rzucają w Ciebie stanikami, a laski strzelają piorunami ze ślepiów. Audi dało Ci samochód, sprzęty tylko od Apple, apartament spadł z nieba po akcji z siecią banków, a Kler urządziło Ci Twoje skromne 300 metrów kwadratowych. Wszystko co masz na sobie jest logowane, bo nie wiadomo kiedy Pudel strzeli Ci fotę, a przecież za każdą metkę na Twoje konto spłynie kasa. Jak wygląda Twój dzień? Dzień perfekcyjnego wyjadacza internetowego? Tak.

 

Wstajesz rano. Zawsze o 9 rano, niezależnie od tego która akurat jest godzina. Wypoczęta. Full make up. Poduszka nigdy nie odciśnięta na ryju, bo w ryju tyle botoksu i złotych nici, że nawet rozgrzane żelazko się nie odciśnie. Jesteś już po porannym treningu o 5 rano, crossfity, hujahopy, pole dance, szpagaty, piruety, co tam jeszcze? W każdym razie wstałaś o 9, a trening już za Tobą. Tak. W jakieś pięć minut przygotowałaś smoothie i croissanty, do tego jakieś liście znad Amazonki na redukcję wagi, która już jest niedowagą. Czas na sesję. Sesję śniadania. Po godzinie można zjeść. Jeszcze tylko powitanie z fanami na snapach i stories. “Hejka kochani, dużo słoneczka, miłego dnia, chuj Wam w dupę”. Odbębnione. W międzyczasie pięćdziesięciu kurierów na zmianę donosi fanty. Znowu foteczki. Wpisik na blogaska. A nie, na blogaska to się zapłaci frajerowi i napisze za nas. Sztab ludzi ogarnie montaż vloga o dupie Maryny. Jeszcze tylko maile. A nie, na maile odpisze inny frajer na śmieciówce. To właściwie można nagrać jakiś krótki filmik. I zdjęcie zrobić. To czas na obiad. Najlepiej w dobrej restauracji z dziesięcioma gwiazdkami Michelin i w towarzystwie innych gwiazdek z neta. W knajpie foty, filmiki, a potem prosto na event tej znanej baby, no wiecie tej co dziergała w tym programie, no tym Miami Ink, czy coś. Nieważne. Pokazać się trzeba. Dadzą jakieś biedne gifty i przekąski z rukolą. Oczywiście wszystko jest fit, eko, vege, glutenfree, czary mary ja pierdolę. Zdjęcia, filmy. Standard. Eko drinki z eko łiski, vege wódka, bezglutenowe piwo, kjjjfjkdkdijfhfnvjfk….O ja pierdolę. 3 rano. Makijaż cały, bo permanentny. Włosy bez szwanku, bo doczepiane. Rajstopy podarte. Trzeba zerwać umowę z Gattą. Kiecka za 20 koła zarzygana. Przetrze się gąbką i zwróci do wypożyczalni, może się nie skapną. Kurwa. Jeść. Kebab u Turka. Jebać glutenfree i vege. Jeść! Kurwa! Snapy! Usunąć. Kurwa! Osiem tysi ludzi widziało. Dlaczego oni nie śpią o 3 nad ranem? Taxa. Na chatę.  Spać. Wstajesz rano. Zawsze o 9 rano. Niezależnie od tego która…kurwa…południe. Kurierzy się dobijają….
Wstaję rano. Zawsze o 9 rano, niezależnie od tego która akurat jest godzina. Zwlekam się, ale jeszcze bym poleżała. Zrzucam z siebie koty. Siku. Zawsze najpierw robię siku. To bardzo ważne, bo mogłabym się zsikać na przykład przy śniadaniu. To idę lać. Idę się umyć. W sumie nie muszę się malować jakoś specjalnie, bo rzęsy sztuczne, brwi permanentne, ryj jeszcze nie wisi, tylko poduszka się odgniotła. Umyję włosy. Wyschną zanim zdążę je wysuszyć. Dobrze, że znowu zrobiłam keratynowe prostowanie całkiem niezłą chińszczyzną, to nie sterczą. Dobra, nie jest źle. Zrobię śniadanie. Jajka, czy kanapki? Kanapki czy jajka? Co szybciej? Wczoraj były jajka, to dziś kanapki. Na insta nie wrzucę, bo sucha krakowska ujebana majonezem wygląda jak gówno, ale co z tego skoro to najlepsze kanapki świata? Dobra, to jednak przypudruję ten ryj, bo koty się boją. Kurwa! Koty! Nakarmić koty! Nakarmione. Ktoś dzwoni do drzwi. Kurier! O kurwa, a co to za święto! A nie, to nie gifty, to listonosz z fantami z Ali. Bluzeczka za 4$, czepki do włosów, klapki za grosze. Git malina. Praca. Przyklejam się do lapka. Kot siedzi na głowie, drugi go trzyma. Nie spadną. Kurwa szesnasta. Obiad. Na tym Zadupiu nie ma knajp do wyboru. Trzeba gotować. Zresztą kiedy wyjść? Stopą mieszam zupę, drugą karmię koty, ręka dalej pisze, głowa w chmurach, wszystko w dupie. Zupa wykipiała. Kiedyś to posprzątam. Nie dziś, bo jeszcze maile. Jeszcze blog, jeszcze praca, znowu praca. W międzyczasie zabrakło śmietany. Niemąż pojedzie. Jeszcze chleb niech kupi. I może wodę jeszcze, bo tylko piję i sikam, bo kiedy jeść? Dwudziesta. Może zjem w końcu obiad? Zjem. Zjadłam. Praca. Zmywarka. Pralka. Jeszcze coś na insta wrzucę. Praca. Prawie północ. Ojebię kanapki ze smalcem i cebulą. Dobrze, że nie wychodzę do ludzi to mogę śmierdzieć jak Cebulowa Królowa. Ale to dobre. Może odpocznę? Okej, jakiś film. W połowie dogorywam. Do wanny. Miło i ciepło, za trzy minuty jak nie wyjdę, to się utopię. Zasnę i znajdą moje odmoknięte zwłoki za pół roku. Do łóżka. Doczołgałam się. Spać. Wstaję rano. Zawsze o 9 rano. Niezależnie od tego która…kurwa…południe.

 

Niezależnie od tego jak wygląda Twój dzień, wszyscy jesteśmy tacy sami. Nieważne czy masz sztuczne cycki, czy dopiero tylko brwi jak ja? Nieważne, czy masz podpisaną umowę z siecią banków, czy piszesz za barter o szminkach za 20 zeta. Każdy jest tylko i aż człowiekiem. Nikt nie jest idealny, ale nasi odbiorcy widzą tylko ten piękny wycinek życia. Nikogo nie potępiam, bo każdy ma prawo do podążania drogą, którą sam sobie wybrał. Czasami ta droga jest dobra, czasami zła, ale przecież zawsze można zmienić trasę. Czasami trzeba zapierdalać, czasami wszystko spada z nieba. Czasami jest fajnie, a czasami zupa wykipi. Życie. Fajnie jest sprzedawać coś w ładnym opakowaniu, ale warto, żeby zawartość była równie interesująca. Można się piąć w górę i korzystać z eventów, bo po to są. I nieważne czy sukienka za 5 zeta, czy za 5 klocków. Nieważne czy zaczynasz pisać bloga, czy może masz od groma obserwatorów na insta. To wszystko nie jest ważne. W social media chodzi oto, żeby się piąć- najważniejsze żeby nie skończyć z zarzyganą sukienką.

 

Szalona jesień z Kim Dzong Unem, back to school z Rutkowskim

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Nadejszła jesień. Przynajmniej za oknem. Dzieci wracają do szkoły. Współczuję wstawać jutro o 6 rano w deszczu i chłodzie. Jakoś skończycie te szkoły. Może. Zawsze można uciec przed pluchą do Włoch. W Rimini podobno niezłe lasty. Słońce to mają w Korei Północnej. Słońce Narodu z bombą wodorową. Jak słońce – to wodór, wiadomo, kto na gegrze uważał, to wie, że wodoru w słońcu z 70%. Chyba. Nie wiem, bo nie uważałam, bo Pani od gegry wmówiłam, że śnieg sypią z fartuszków śniegowe wróżki. Uwierzyła. Nie, to nie było w podstawówce. To było w szkole średniej. Taką mam siłę perswazji. Zresztą koleżance kiedyś wmówiłam, że bażant, to taka rasa konia. Uwierzyła. Mam tę moc.

Tak. Łaziłam w deszczu żeby zrobić zdjęcia. Dzisiaj. Przed chwilą. Zmokłam. Ale jak sobie pomyślę, że jutro miałabym wstawać do szkoły, to mnie dreszcze przechodzą. “Jeszcze zatęsknisz za szkołą”- mówili. Mówili Ci, którzy nauczycielami zostali z przymusu. Nie tęsknię. Za towarzystwem też nie tęsknię, bo do dziś spotykamy się co jakiś czas na piwie. A szkoła? No cóż. To tam rozpoczęłam moją przygodę z You Tube. Moje początki zakończyły się naganą dyrektora szkoły z ostrzeżeniem wydalenia z tejże szkoły. I tak by mnie nie wyjebali, bo za dużo konkursów wygrywałam ?Skrzydeł mi nie podcięli, bo przecież moje skrzydła są na stałe. Bo ja mam skrzydła w głowie, bo ja mam moc gdzieś pomiędzy wątrobą, a śledzioną i tej mocy szkoła nikomu nie da. A ta wewnętrzna moc, to piękne życie. A jak tę moc odkryć w sobie? Żyć według siebie, nawet jeśli się śmieją, nawet jeśli Ci grożą, nawet jeśli ktoś powie, że życie to nie zabawa. A co? Droga krzyżowa? Nasze życie jest takie na jakie sobie zapracujemy. I nie chodzi tu o pracę jako robotę, jebanie po 10 godzin. Chodzi o pracę nad samym sobą. Frazesy. A jednak. Ja też jebię czasami po 10 godzin, czasami trzeba, ale potem leżę i pachnę, bo równowaga to podstawa. I jak już jebiesz na dwa etaty, jak wyjrzysz przez okno i stwierdzisz, że deszcz i zimno to jednak nie jest dla Ciebie, to kupujesz bez żalu bilet do Włoch. Jak ja. I za tydzień o tej porze, będę leżeć na plaży. Moi drodzy byli nauczyciele! Czyż życie nie jest piękne? A nie sorry, bo Wy jutro musicie iść do szkoły, a ja pójdę kupić bikini. I co mi teraz powiecie? Zjebałam nie idąc na studia, co? A przecież mogłam na przykład zostać nauczycielem i jutro wstać o 6 rano w deszczu i iść użerać się z dzieciakami. Wybrałam marzenia i własną drogę. I co? Najlepsza decyzja ever. I tylko jeden mam problem…bikini lepiej różowe, czy coś w zieleniach?
To nie jest tak, że ta nasza jesień jest przeze mnie znienawidzona. Szkołę też lubiłam. Ale ani za szkołą, ani za pluchą nie tęsknię. Kasztanami jesień się zaczyna. Albo orzechami. W tym roku orzechy szybciej do mnie trafiły niż kasztany. Ale jeszcze i nie jeden kasztan wyląduje w mojej kieszeni. I nie jeden jesienny promień słońca połaskocze mnie po ryju. Wierzę w to głęboko. W tym roku jesień przypierdoliła mi z liścia srogo. Bo jak to tak 35 stopni, a na drugi dzień 20 i leje? To niehumanitarne! Na szczęście nie mieszkam w Korei Północnej, tam to dopiero jest niehumanitarnie. Myślę, że z moim charakterem zajebaliby mnie przed dziesiątym rokiem życia. Dla przykładu. Bo przecież taka niereformowalna. Ale wiecie…Polska z Koreą Północną ma wiele wspólnego. Na przykład Kim Dzong Un ma tego samego fryzjera co Rutkowski. Kojarzycie fryzurę na pora? Chociaż jak tak pomyślę, to bardziej taki lotniskowiec na głowie. To bardzo pomysłowe zważywszy, że i Kim i Krzysiek lubią broń i militaria, i te wszystkie samoloty, bomby, efekty specjalne, splendor, poklask i w ogóle, a tak naprawdę wewnątrz to mali chłopcy z pierwszym piwem w ręku. Kim ma tego samego krawca co taki jeden Jarek. Wzrost chyba też podobny. I zwierzęta obaj lubią, bo jeden ma koty, a drugi psy ludźmi karmi. W sumie ciekawe co jedzą koty Jarka. Może jest nam coraz bliżej do Korei i nawet o tym nie wiemy? Jeśli nie będę się nigdzie odzywać przez dłuższy czas, to tak, ludzie Jarka widzieli ten post. Skontaktujcie się z Helsińską Fundacją Praw Człowieka. Dzięki.
Idę poleżeć, bo za długo już siedzę jak na niedzielę, a może być tak, że jeszcze mnie posadzą, to lepiej korzystać. I żyć. Najlepiej po swojemu, to na stare lata nie będę mieć żalu do siebie, że mi życie przeleciało na tym co trzeba i wypada. Zadanie dla Was- zróbcie z okazji jesieni coś niepotrzebnego i coś co nie wypada. Na przekór wszystkim i w imię swojego uśmiechu. Po prostu.

Co Ty do mnie rozmawiasz? Dialekty Lubelszczyzny

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Czemu brejdak woli iść na Meus na skuśki? Może zamaniło mu się iść w ciapach przez kartoflisko? Mógłby przecież po ludzku pójść przez wrotka, a nie taszcząc cebularze przedzierać się przez krętowska. Jeszcze go kręty pokąsają nim je trzankiem zdzieli. Na dworze się zabundurza, to nie jest odpowiednia pogoda. Mógłby się kajtnąć moim rowerykiem, a nie cęcnić w oknie. Nie będę jednak wtykać nosa w nie swoje sprawy, bo jestem garłata i tylko go zchaję. Niech robi jak chce. Tak czy owak na Meus się uda żeby wypić prytę, pojeść chabetułę i fuszer. Mi zostanie sucha parówka. Wtem rozpadało się na dobre więc rozbuł się i lęgnął. Trudno, zjemy jakieś zielepachy zachachmęcone na szabrze i obejrzymy film. *
*Dlaczego brat woli iść na Meus (tradycyjna impreza z okolic powiatu krasnostawskiego w okresie wielkanocnym, podczas której ludzie palą ogniska, jedzą, piją i się bawią) na skróty? Może wymyślił sobie, że pójdzie w kapciach przez pole ziemniaków? Mógłby przecież po ludzku przejść przez furtkę, a nie taszcząc bułki z cebulą przedzierać się przez kretowiska. Jeszcze go krety pokąsają nim je trzonkiem zdzieli. Na zewnątrz zanosi się na burzę, to nie jest odpowiednia pogoda. Mógłby się przejechać moim rowerem, a nie bezczynnie oczekiwać w oknie . Nie będę jednak wtykać nosa w nie swoje sprawy, bo jestem rozgadana i tylko zmarnuję jego czas. Niech robi jak chce. Tak czy owak na Meus się uda żeby wypić tanie wino, pojeść potrawę z lebiody/komosy białej i potrawę z ziemniaków zwanej też lemieszką i prażuchą. Mi zostanie sucha bagietka. Wtem rozpadało się na dobre, więc zdjął buty i się położył. Trudno, zjemy jakieś niedojrzałe owoce ukradzione podczas napaści na opuszczony sad i obejrzymy film.
Tyle się mówi o gwarach, dialektach. Są charakterystyczne dla różnych regionów. Zaletą jest znać śląskie słówka mieszkając na Śląsku. Górale są dumni z tego jakim językiem władają. Kaszubi, poznaniacy…Ale pojedź gdzieś z lubelskiego, to Ci powiedzą, że zaciągasz jak ruska. No zaciągam. Mówię jakbym śpiewała (podobno, bo ja tego nie słyszę). Jest tyle pięknych i unikalnych słów, które powoli odchodzą do lamusa. A szkoda.
Gdzie nie pojadę to zawsze się ktoś do moich ciapów przypierdoli?Zupełnie nie rozumiem dlaczego miałabym się wstydzić tego skąd pochodzę i jakim słownictwem władam, bo słownictwo mam bogatsze niż nie jedna osoba z którą przyszło mi rozmawiać. Bardzo lubię moje zaciąganie i dziwi mnie, że wiele osób próbuje to maskować. Przecież to jest takie urocze! Nie wiem czy jest jeszcze co ratować. Młodzi ludzie odcinają się od korzeni, zapominają o charakterystycznych dla swojego regionu zwrotach tak jakby była to jakaś ujma. Nie moi drodzy, to nie jest ujma. Ujmą nie jest to, że urodziliście się tam gdzie psy dupami szczekają, ani to, że zaciągacie, albo wszyscy w Waszej rodzinie mają na nazwisko Gąsienica. To ogromna zaleta! Jak to moja prababcia mawiała- “Kobyła Cię na moście nie wysrała”, skądś jesteś i może warto pielęgnować swoje korzenie, bo dąb bez korzeni nie urośnie.
Bardzo lubię rozmowy z ludźmi z innych regionów i porównywanie różnic w naszych słownikach. Gdyby nie przyjaciółka z Katowic pewnie nie wpadłabym na to, że śmieci wrzucam do hasioka. Gdyby nie koleżanka z innej części Polski nie wiedziałabym, że sweter może się kulać (mechacić). Gdyby nie ja- do dziś nie wiedziałyby, że chodzą w ciapach?
Osobiście nie spotykam się z niemiłymi komentarzami na temat mojego pochodzenia, akcentu czy słownictwa, ale wiem, że to się zdarza. Wiem, że koleżanka w Warszawie spotyka się z nieprzyjemnościami, bo jest “z Ukrainy”. No kurwa! No i kto tutaj jest opóźniony, bo chyba nie lubelaki i okoliczni mieszkańcy?
Ale chuj z ograniczonymi ludźmi, jak to zawsze powtarzam- 5 minut z debilem zniosę, ale on się musi znosić całe życie. Mój akcent i regionalizmy, które znam są dla mnie atutem. Jeśli kogoś to uwiera niech sprawdzi czy to nie hemoroidy.
A jakie słowa i zwroty są charakterystyczne dla Waszych okolic? Chodzicie na dwór, czy na pole? Ja chodzę na zewnątrz żeby zaraz wojny nie było, kto jest chłopem, a kto na dworze mieszka?

Męska strona blogosfery

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Wiadomo, że baby są pojebane. A chłopy to co? A tu też takich nie brakuje. A gdyby tak zawęzić skalę do blogosfery? Ho ho! Książkę można napisać! Oczywiście pomijam tu kilku konkretnych piszących blogi specjalistyczne, chociaż…?Dobra, pośmiejmy się dzisiaj z nieudolnych bawidamków i mędrców internetu. A co, tylko po laskach mam jechać? Wszędzie trafi się jakaś czarna owca niezależnie od płci, wyznania, pochodzenia oraz tego czy je boczek czy obrzydliwą czekoladę (rzyg). Zapraszam na wpis o buraczanych blogerach. Dziewczyno! Jeśli chcesz wyrwać blogera, to uważaj na buraków, wyrwij tego chwasta tylko po to żeby wyjebać go za miedzę.

 

Zacznijmy pozytywnie. DizajnuchPigOutPower Pumping Dad – trójka fajnych, męskich blogerów. Po pierwsze- potrafią pisać i mądrze, i śmiesznie, i ciekawie. Mają dobry, czasami ciężki żart, ale nigdy nie walą gburowatymi i żenującymi tekstami rodem z polskiego pornola. Inteligentni. I tutaj ta inteligencja idzie w parze z dowcipem ostrym, ale taktownym. Chłopy na medal. Takie wiecie- siadłabym z nimi i ojebała browara jak z kumplem. Myślę, że sekret jest taki, że mają kogo poruchać (kobiety Panów, wybaczcie za to porównanie, ale taka prawda) i mają kogo kochać. No i na tym naszym blogerskim poletku mamy takie zdrowe warzywa. Taką brukiew blogosfery co wyżywiłaby niejedną wieś, żeby nie napisać, że więźniów w obozie, bo to już byłoby nietaktowne z mojej strony. Niestety żyją wśród pola buraków. A tych nie brak.

 

Pierwszy lepszy przykład. Z litości nie wstawię skrinów, bo mu jeszcze łza pocieknie i glut po koprze pod nosem. Miałam zalajkowany profil od kiedyś tam. Czytałam czasami co pisze żeby się pośmiać. Teraz sama wychodzę na buraka, ale nic buraczanego nie pisałam, tylko śmiałam się do siebie z mądrości kolegi po fachu, można mi. Raz coś skomentowałam. Kulturalnie i normalnie. Uczepił się na FB, a przyjedź tu i tam, a drineczek, a spanie zapewni. Oj dzieciaku… Zmył się po tym jak napisałam, że owszem drineczek spoko, wbijam z facetem, a on może spać w nogach. Podbił na Insta, na profil blogowy. Nie wiem czy mnie nie poznał, czy nie pamiętał. Te same teksty. Spławiłam podobnie. Jakiś rok później po raz drugi skomentowałam coś na jego FP. Po wymianie dwóch komentarzy, gdzie delikatnie acz dosadnie postawiłam na swoim, zablokował mnie. Wybuchnęłam śmiechem. A niby taki dorosły. O robieniu loda pisze. Jedno mnie zastanawia- skąd on wie jak robić tego loda…Podejrzane. Pisze jakby znał tajniki od strony klęczącej?
Jest taki inny. Pisze kogo to on nie ruchał, co nie pił i czego nie jadł. A gdzie on nie był! O Jezusie, na Marsie to on ma komórkę z węglem! Łiskacze na litry, panienki jak z katalogu. A potem spojrzenie na zdjęcie. Drugie spojrzenie na teksty którymi włada i już wiesz, że maks co pijał w życiu na litry to Ptysie i oranżada pod sklepem. I widzisz wyraźnie, że do tej twarzy pasuje tylko czerwone kółeczko z tej oranżady, a nie stringi instagirl w zębach. Czytasz i widzisz. Zasięgi niby są, ale raczej od piętnastolatek, a przecież on jest ponad dwa razy starszy od tych piszczących dziewczynek. I potem tak sobie myślę czy prokurator też czyta jego bloga? Nie wiem czym tu się szczycić, nie wiem do kogo te kulawe teksty. I czy piętnastolatki teraz takie tępe? No mam nadzieję, że jednak nie wszystkie i że jednak ich nie rozpija na tych randkach tym łiskaczem. Tak dumam i dumam i tych randek, to chyba nawet nie ma. Ale kolejny tekst od Andersena poleci. A gdzie on nie był, a kogo nie ruchał!

 

To tylko takie dwa, pierwsze z brzegu przykłady. Panowie! Nie idźcie tą drogą! Zaimponujecie i owszem, ale tylko…no jakby to ująć…no idiotkom, no. Nikogo nie wyrwiecie. Nie będziecie mieć tabunu inteligentnych i wartościowych czytelników. Tabuny może i będą, ale bezmózgich owiec. No chyba, że lubicie być królami buraczanego pola, to śmiało. Aha! I pamiętajcie- jak już robicie fotę na Insta z butelką łiski, to odcedźcie fusy z herbaty zanim przelejecie ją do flaszki, bo to widać ?

 

 

Odpowiedzialność za słowo, czyli trochę o fejmie, aferach i blogerach

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Który bloger ukradł telefony i czy to nie był instagramowicz? Ile skrzynek alkoholu wyniósł topowy influencer? Kto kupuje obserwatorów na Instagramie? Dlaczego Filip Chajzer wyśmiewa się z małej dziewczynki? Oraz kto komu chciał zrobić loda na blogerskiej imprezie? Dlaczego Pudelek robi z igły widły i po co to komu? Ile za tekst na bloga płacą topowe blogerki i dlaczego nie piszą same? Jak za wszelką cenę być na topie? Ciekawi…?

 

 

…Ode mnie się nie dowiecie. Tak, wiem co działo się na See Bloggers. Byłam świadkiem strasznego cyrku. Sprawcy z pewnością zostaną ukarani. Nie widzę powodu żeby roztrząsać temat. Jason Hunt może trochę z ciekawości, może z chęci nakręcenia tematu, pociągnął za języki organizatorów imprezy podczas swojego lajwa. Pudelek podłapał temat. Korwin-Piotrowska wywlekła to dalej. O dobrych stronach imprezy nikt już nie wspomina, skandale sprzedają się lepiej. (Ciekawe ile osób weszło na ten tekst po przeczytaniu wstępu?). Nie pierwszy raz byłam na imprezie dla twórców internetowych i różne rzeczy się dzieją. Ludzie są różni. Kiedy w jednym miejscu zbiera się duża grupa osób zawsze trafi się jakiś debil. Taki jest świat. Pamiętam sytuację jak laska tak pchała się na “sławę”, że ten musiał się zaszyć w ciemnym kącie, bo za moment koleżanka rozłożyłaby się na środku. Obserwuję sytuacje gdzie fanty od firm są rozchwytywane przez harpie. Czasami głupio się czuję przyjmując jakiś drobiazg na imprezie, bo jeszcze ktoś pomyśli, że wydarłam go siłą.

Podobne sceny rozgrywają się wszędzie. Osoby, które łamią prawo tak czy siusiak będą pociągnięte do odpowiedzialności, co mnie cieszy. Inne rzeczy zostawiam dla siebie. Co się zdarzyło w Las Vegas, zostaje w Las Vegas. Nie raz i nie dwa miałam świetną okazję do wybicia się, wiecie ten fejm, to szokowanie, jeden mój klik i lajki mi lecą. Dlaczego nie wywlekam pikantnych faktów? Bo uważam, że to nieetyczne wybijać się na ludzkiej krzywdzie, czy wstydzie. Wywoływanie skandali to domena ludzi głupich. Jeśli nie masz na czym się wybić, wybijasz się na kontrowersji. Wiem, że sporo osób twierdzi, że cały mój blog, to jedna wielka prowokacja i kontrowersja. No nie. Przeklina każdy. Z kumplami każdy rozmawia na luzie. Kiedy doradzasz przyjaciółce krem, mówisz jej otwarcie, że ten czy tamten jest chujowy i niech nim gęby nie tyka. A może mówicie coś w stylu “Droga Haniu! Abstrahując od składu tego produktu zalecałabym Ci użyć kosmetyku marki XYZ gdyż zawiera fenomenalny składnik aktywny, który znacznie przyczyni się do odbudowy bariery lipidowej skóry”. No nie. Ja piszę wprost, lekko, ale nigdy nie tykam ludzkiej prywatności. Nigdy. Być może dla kogoś słowo cycek, to już kontrowersja, dla mnie cycek to cycek. A cycki są fajne.
Puszczając coś w eter stajemy się odpowiedzialni za swoje słowa. Nie biorę odpowiedzialności za interpretację swoich słów, to kwestia indywidualna, ale niektóre słowa, zdjęcia czy inne twory są tak jednoznaczne, że nie ma co interpretować. Niedawno Filip Chajzer wrzucił na swojego Fejsa zdjęcie z dziewczynką. Dziewczynka miała na koszulce napis “Pussy power”, Filip w sposób prześmiewczy ten napis wskazywał i opisał zdjęcie w sposób krzywdzący dla dziewczynki. To była chwila. Zdjęcie momentalnie zostało zjechane. Filip fotkę usunął. Chwila nieuwagi mogła temu dziecku zniszczyć życie. Brzmi śmiesznie? Koledzy dziewczynki mogli to zobaczyć, zgnębić młodą. W pewnym wieku dzieciaki bywają bezlitosne. Nie wiadomo jak z hejtem poradziłaby sobie dziesięciolatka. Matka kupując koszulkę córce mogła nie znać znaczenia słów, może nie znała angielskiego, może kupiła ciuch na szybko. Filip jako dorosły człowiek, jako osoba publiczna powinien przefiltrować to co wrzuca do sieci. Myślę, że mógł zrobić to pod wpływem impulsu. Wiecie takie heheszki, bez przemyślenia konsekwencji. Mnie też śmieszy dziadzio w koszulce z napisem “pussy licker” (historia prawdziwa?), pośmieję się z tego między swoimi, ale kurwa nie wrzucam zdjęcia nieświadomego staruszka na mój Fanpage. Troszkę szacunku i zrozumienia dla innych to klucz do życia zgodnie ze swoim sumieniem. No chyba, że ktoś sumienia nie ma.

 

Głośno było o aferce SOS, gdzie dość znane blogerki kupują sobie obserwatorów na Insta. No kupują. Dla mnie jest to zwykłe kurestwo, ale co zrobię? Nic nie zrobię. Firmy i czytelnicy powoli zaczynają dostrzegać, że nie zawsze liczba czegokolwiek jest wyznacznikiem popularności i tego jak taka osoba wpływa na odbiorców, no bo jaki sens ma reklama polskiego kremu wśród stada arabów? Gorsze rzeczy się dzieją. Zanim sama założyłam bloga, pisałam na zamówienie teksty na cudze blogi. Tak, dobrze czytacie. Zdziwilibyście się ile tych Waszych Wielkich Idolek miało posty spod mojej ręki. Bez bluzgów, merytorycznie, bo przecież to kontent dla gwiazdy. Oczywiście już tego nie robię, bo odkąd założyłam coś swojego byłoby to dla mnie nieetyczne. Generalnie to jest nieetyczne, ale wtedy nie byłam zorientowana w temacie, płacili, to pisałam.

 

Wiecie co? Mogłabym Wam tu polecieć nazwiskami tych którzy kupują obserwatorów. Mogłabym Wam sypnąć nazwiskami gwiazd, które płaciły niezły hajs za post spod cudzej ręki, a dziś pucują się po ściankach. Mogłabym Wam napisać, kto ile i czego wyniósł z SE (spoko, podjebałam organizatorom, wystarczy). Mogłabym Wam napisać, która to blogereczka chciała obciągać topowemu jutuberowi. Mogłabym. I wtedy momentalnie zainteresowałyby się tym media. Ale wiecie co? Mam wyjebane. Mam wyjebane na aferki, gównoburze i obrzucanie się newsami. Takie wyścigi  kto zna więcej pikantnych faktów, kto z kim i po co, i za ile, i co. Mam serio wyjebane.

 

Ponieważ mam wyjebane, to żyje mi się bardzo dobrze. Powyższe przykłady, to tylko mglisty zarys tego co się dzieje wokół. Wiem i widzę, dużo więcej, ale nie będę budować swojego fejmu na rzeczywistości rodem z Faktu, czy innego Pudla. Wiedzcie jedno- dzieje się dużo i nie zawsze warto tracić czas na ten cały szit. Reagujcie na łamanie prawa, nie żyjcie aferami, olewajcie plotki i bierzcie odpowiedzialność za to co powiecie zanim otworzycie gębę.