Tag

przemyślnik

I tak się powoli żyje na tej wsi…

By | Blog, Przemyślnik | No Comments

Urodziłam się w mieście, wychowałam na wsi, teraz znowu mieszkam w tym miasteczku. Jedni mi zarzucają, że jaka ja tam ze wsi skoro mieszkam w mieście. Drudzy zarzucają, że jaka ja tam miastowa skoro wiochą jadę na kilometr. I ja nie mogę sobie tego miejsca znaleźć, bo gdzie jest w końcu moje miejsce? A odpowiedź jest prosta- moje miejsce jest w kuchni! Bo miejsce kobiety jest w kuchni chyba, że ma dłuższy łańcuch na tyle żeby poodkurzać i w przedpokoju! I basta!

Ani ze mnie dama, ani wieśniaczka. Ani ja fit, ani ja fat. Oesu w żadne kanony się nie mogę wpisać. Całe życie poszkodowana. Tramwajem nigdy nie jechałam, ani gnoju nie rozrzucałam. Ani ja ze wsi ani ja z miasta. Właściwie to jedno wiem na pewno- jestem urodzonym milionerem. Co prawda jeszcze miliona nie mam, ale mentalność pasuje, wszystko przede mną. Zresztą mój stary to taki prawdziwy milioner, co prawda na minusie, bo mniej więcej tyle według moich obliczeń ma długu alimentacyjnego, ale milioner to milioner.

Jakby nie patrzeć to cały ten kraj to taka wiocha, przynajmniej dla kogoś z zewnątrz. Mamy tu niedźwiedzie na ulicach ale nie mamy elektryki. Wszyscy. Czy to Warszawa czy to Krasny York. I ja tak rano wstaję jak świnie zaczynają piać. Idę do pobliskiej rzeki, myję się rzęsą wodną. Wieloryby peelingują mi stopy jak na wczasach na Rodos. Wracam. Doję moje hipopotamy w oborze i zbieram jajka od leniwców. Potem jem śniadanie eko z cykuty i piołunu. Potem jest pranie. To znowu do rzeki. Trę na tej tarze skarpetki ze zrzutów od armi z Juesej. I praca w polu. Obrabiam hektary ręcznie, plantacja kawy i pomarańczy sama się nie obrobi. Do bawełny mam parobków. Wiadomo kto jest od bawełny. Dlatego nie mamy czarnego auta, bo nie widzielibyśmy pracowników na tle karoserii. Jesteśmy bardzo tolerancyjni. Tolerancyjni jak wszyscy w tym kraju. Wieczorami kurwiamy polityków, którzy występują na wszystkich kanałach w telewizji. Wszyscy są źli. Oprócz nas oczywiście. I telewizja taka zła i te internety całe, a w radiu kłamią. Właściwie to nie mamy telewizora, bo nie wypada, takie czasy. Chowamy do szafy żeby nie wyjść na nienowoczesnych. Czasami wieczorem spotykamy się z innymi kobietami żeby wspólnie drzeć pierze i śpiewać ludowe przyśpiewki. Właściwie to spotykamy się tylko po to żeby obrobić dupy tym, które akurat nie przyszły.

Nie mamy pieniędzy. Do pracy nie ma chętnych. Pielęgniarki znowu protestują. Górników przysypało ale oni akurat i tak za dobrze zarabiają. Księża na księżyc! Polska dla Polaków! Na Wyspach za mało nam płacą. Skandal! Nie wpuszczajcie Ukraińców! Zasiłki w Niemczech naszym nie przysługują, skandal! Ale lepiej żeby nasze POLSKIE truskawki zgniły niż mają je banderowcy zbierać, tfu! I jeszcze te sklepy nam w niedziele pozamykali. Bardzo dobrze, niech idą na msze bezbożniki jedne, a nie po sklepach jak jacyś poganie, tfu! Przez te sklepy zamknięte to gospodarka klęka, bo przecież wszystkie podatki na 500+ to od Biedry i Tesco i Lidla. Na polskich ulicach panika. Widać tę biedę. Ludzie słaniają się na nogach, część leży przykryta kartonami po taniej wódce. Ludzie dogorywają z głodu, jest klęska i dramat. Dzieci nie mają zabawek, bawią się kamieniami, rzucają nimi w przejeżdżające Maybachy bezdomnych. Pozostaje tylko modlitwa do Ojca Tadeusza o interwencję NATO. Co się dzieje w tym kraju to ludzkie pojęcie przechodzi. Jest tak źle, że aż w ogóle. Ledwie na wczasy dwa razy do roku wystarcza. To nieludzkie. Za komuny było lepiej. Paszportu nie było, praca była, towaru nie było. Wszyscy byliśmy milionerami, do drugiego województwa jeździliśmy z przepustką i donaszaliśmy czeszki po młodszym bracie. Teraz jest bieda, a Airmaxy z nowej kolekcji trzeba kupić, bo jak bez nich żyć? Jak żyć bez smartfona za cztery klocki? Jak żyć? A sąsiad ma, pewnie ukradł, przecież nie zarobił, bo w tym kraju nie ma pracy dla ludzi z naszym wykształceniem. Sąsiad ma, ja nie gorszy, też mam. Mam, mam, mam!

Plugawe to nasze państwo. Plugawi Ci ludzie. Sami złodzieje, sami debile. Tylko my jedyni nieskazitelni. Znamy się na wszystkim i lepiej położylibyśmy te autostrady i szybciej, i taniej, i piękniej by było gdybyśmy tylko chcieli ruszyć dupę z fotela. Jesteśmy mistrzami w skokach narciarskich, jesteśmy specjalistami od balistyki, formuły 1 i od rządzenia, tak od rządzenia szczególnie! Połowa po zarządzaniu. Zaocznie. W Wyższej Szkole Robienia Hałasu. Znamy się na piłce nożnej, a sędzia kalosz. Znamy się doskonale na giełdzie i na kursie franka. Anulujcie frankowiczom kredyty! Przecież to nienormalne, że walutom zmieniają się kursy. Takie rzeczy tylko w Polsce! Wszędzie na świcie kurs stabilny. Kto normalny bierze kredyt w walucie w jakiej zarabia?! Znamy się na wszystkim, a jak był wypadek, to wiadomo, że pijany małolat w BMW, bo przecież nie trzeźwy staruszek w Fiacie.

Śmietnik w tym kraju straszny, kto na tych debili głosował? W telewizji nic nie ma. Dobrze, że nie mamy telewizorów. Na Pudelku znowu szmira, kto to czyta? Kto dodaje tam komentarze skoro nikt nie czyta? To wszystko spisek. W 17 sekundzie wyraźnie słychać strzały! Schody do nieba w centrum stolicy, można iść w stronę słońca. Byle nie za blisko. Był kiedyś taki Ikar…Był kiedyś też Wałęsa i był Bolek i Lolek, i dwóch takich co ukradło księżyc, i potem ten Ikar leciał za blisko brzozy. Kiedyś to było lepiej, teraz to jakby Kononowicz rządził. Idźcie do kościoła, tam kielich Wielkiej Matki ksiądz pokazuje, a przecież to wszystko ma pogańskie korzenie i ta brzoza pogańska! I wszystko nie takie jak być powinno. Żeby to zmienić najlepiej zacząć od siebie, albo nie, lepiej od sąsiada, bo my to jesteśmy bez skazy przecież...

róża, o czym pisać bloga

O czym pisać bloga?

By | Blog, Przemyślnik | No Comments

Jakie życie taki rap, jakie żarcie taki kał. Nie raz i nie dwa ktoś mówił mi “chciałabym/chciałbym zacząć pisać bloga, ale nie wiem o czym”. No ja tym bardziej nie wiem. Piszesz o tym o czym chcesz pisać. Nie napiszesz o ujeżdżaniu mustangów na prerii jeśli bliżej Ci do hodowcy kur z Koziej Wólki. Nie napiszesz o chorobach zakaźnych borsuków jeśli się na tym nie znasz. No chyba, że dobrze zapłacą 😉

No, bo o czym pisać jeśli nie wie się o czym pisać? Najlepiej nie pisać wcale. Chcesz bloga? Chcesz vloga? Chcesz cokolwiek? Musisz wiedzieć czego chcesz. I pisać. I gadać. I tworzyć. Mówią, że każdy bloger ma w swoim życiu kryzys, siada i nie wie o czym napisać. Nie wiem, nigdy tak nie miałam. Cierpię raczej na brak czasu niż na brak weny. Siadam i piszę. Kreatywny łeb, nieskromnie mówiąc, zawsze znajdzie sobie temat na artykuł. Niby nie napiszę o ujeżdżaniu mustangów, bo się na tym nie znam, ale ujeżdżanie mustangów może mnie zainspirować i tekst sam płynie. Można napisać tekst o czymś zupełnie odjechanym, tak jak poleciałam w tekście Samotność wśród ludzi. Nie zdradzę Wam o czym jest post, ale przeczytajcie 😉 Udowadniam tam, że można pisać o wszystkim. Codzienność dostarcza nam tyle atrakcji, że tematów jest bez liku. No chyba, że chcecie pisać bloga o zawężonej tematyce na przykład tylko o rozprowadzeniu pigmentów w warstwie ścieralnej kostki brukowej, w takim przypadku tematy na wpisy mogą Wam się w pewnym momencie wyczerpać. Najbardziej lubię pisać o dupie Maryny. Ale nawet w tej dupie lubię odkrywać nieodkryte ścieżki, coś tam przekazać, czasem rozśmieszyć, czasem poruszyć, czasem wywlec ważne tematy. Chodzi o to żeby czytelnik nie pozostał obojętny, bo obojętność to najgorsze co może spotkać blogera.

Często pytają mnie skąd czerpię inspirację. Zewsząd. Dzisiejszy tekst został zainspirowany jelitówką koleżanek. Straszne prawda? Piszę o inspiracji, bo ktoś tam, gdzieś tam zwija się w konwulsjach. Nie śmieszy mnie to, nie, nie. Ale doszłam do wniosku, że kiedy byłam mała, nikt nie mówił, że jest wirus, że to jelitówka, że to epidemia. Kiedyś Babcia stwierdzała fakt- “pewnie znowu się czegoś naciapali”. Dostawaliśmy z bratem ziółka i po ptokach. Mieliśmy sraczkę. Po prostu. Nikt nie słyszał o jelitówce, nikt nie słyszał o wirusach. Sraczka, to sraczka. Mieliśmy po prostu sraczkę. Kiedyś od zielonych jabłek, teraz od szynki z Biedry. Jakie życie taki rap, jakie żarcie taki kał. Tak samo z blogiem. Co jesz- tym srasz. Co widzisz- o tym piszesz. Proste. Nie ma braku weny. Nie ma jelitówki. Zawsze jest o czym pisać i jest sraczka. Po prostu. Trzeba tylko wiedzieć jak to ugryźć. Sraczki nie gryźcie 😉

 

Już dawno olałam pisanie o kosmetykach. Jakoś to wszystko takie postne. O kosmetykach piszę tylko jak czuję, że to jest coś o czym warto napisać więcej niż trzy zdania, bo jak o czymś mogę napisać trzy zdania, to piszę o tym na moim Instagramie. Oczywiście mogłabym popłynąć, bo kiedyś zdarzyło mi się jebnąć recenzję wierszem. Nawet nie raz 😉 Ale jakoś nie chce mi się bloga zaśmiecać. Im dłużej piszę bloga, tym dłużej ślęczę nad każdym postem i nie chce mi się poświęcać czasu, którego nie mam na pisanie o butelce przeciętnego szamponu. Wolę napisać coś konkretnego i o czymś konkretnym. Konkretna może być i dupa Maryny jeśli wygrzebie z niej konkretny przekaz. A co mogę wygrzebać z szamponu? Chyba tylko pleśń jeśli za długo postoi. Czyli przekaz. Przekaz jest mega ważny w blogowaniu. Jakaś puenta, jakaś myśl, która pobudzi czytelników.

Inspiruje mnie świnia, która śledziła gościa gdzieś w Ameryce. Inspiruje mnie ziomek, którego rodzice sądownie wyjebali z chaty, bo był obibokiem. Inspirują mnie kleszcze, które zmuszają do wegetarianizmu (broń blogu, żeby kiedyś stanęły na mojej drodze!). Wszystko mnie inspiruje.

Pamiętam jak w podstawówce nauczycielka kazała napisać na kartce kto jest naszą inspiracją i autorytetem. Oddałam pustą kartkę. Koleżanka napisała, że papież i dostała piątkę, bo nauczycielka była sfiksowana na punkcie religii (historyczka, nie katechetka). Reszta dzieci dostała jakieś czwórki za chęci. Tylko za papieża była piątka. A ja musiałam przyjść do szkoły z Mamą. Dlaczego oddałam pustą kartkę? Wyjaśniłam, że inspiruje mnie wszystko, ale nie mogę powiedzieć, żeby ktoś był moim stuprocentowym autorytetem, bo nikt nie jest idealny, jestem sobą i z nikogo nie mam zamiaru kalkować. Mała Pudi indywidualistka i tak mi zostało. Wolałam przyjść z Mamą do szkoły niż przytaknąć dla świętego spokoju. Warto było.

Chcesz żeby Twój blog był czegoś warty? Pisz o tym co Cię kręci, pisz po swojemu, pierdol konwenanse i poradniki. Nikt oprócz Ciebie nie wie lepiej jak być Tobą. Bądź sobą. Pisz o czym chcesz i kiedy chcesz. I jak Ci Kominek mówi “uuuu tylko cztery posty w listopadzie, cieniutko”, to mu odpowiadasz, że on przecież napisał trzy. I tak się powoli żyje na tej wsi 😉

 

Wpis powstał w ramach akcji Wspaniały rok, jeśli chcecie wiedzieć co inspiruje innych- zajrzyjcie do…

CzerwonoustaEvelyns 50 shades of redRozmyslania YasminelliHeyItsAlexKDobrulblogujeKolorowy krajMazgooBlonde BangsMade by GigiKerliArsenicZakochana w kolorkachTwoje Źródło UrodyInterendoCodzienność naszaEsy floresy fantasmagorieW blasku marzeńPasja rodzi profesjonalizmDomatoresEkstrawaganckoFeeling Fancy.

 

 

Jak zostać gwiazdą Instagrama, szybko zyskać obserwatorów i dobrze na tym zarabiać

By | Blog, Przemyślnik | One Comment
Dać Ci prostą receptę na fejm na Instagramie? Nie ma sprawy! Praktykują to znane twarze, a te nie znane szybko stają się znane. Wystarczy trochę kasy i trochę czasu. Raz, dwa trzy i już masz pierwsze przesyłki od firm. Zarabiasz. Biznes się kręci. Jest tylko lepiej i lepiej. Żyć nie umierać. Wystarczy bot, który odwali za Ciebie robotę w kilka chwil, potem już tylko liczysz kasę. Nic prostszego! Bot to nic złego, do tego został stworzony! Wrzucasz kilka fot, a bot robi resztę za Ciebie. Mam kilka trików na to jak zostać gwiazdą Instagrama i zarabiać online. Kto jest zainteresowany?
Wstęp zdziwił? Słusznie. Ale takie rzeczy usłyszałam od znanej blogerki. Blogerki, którą pewnie znacie. Blogerki, która brała udział w akcji typu “uczciwy bloger”. Blogerki wydawałoby się sympatycznej i szczerej. Ostatnio coraz więcej szczerych i znanych blogerek rozczarowuje mnie czy to w realu czy w sieci. Wiecie co? Już prawie nie czytam blogów przez to jaki kontrast widzę pomiędzy tym co blogerki piszą, a tym co robią i jak się zachowują. Przykre to, wiecie? Ale wróćmy do Instagrama.
Jak mnie wkurwiają boty! Jest sobie taka blogerka, nazwijmy ją Kasia. Znasz Kasię. Kasia pięćdziesiąty raz obserwuje Cię na IG i cofa to polubienie, a potem tłumaczy się, że ona tylko trzy dni chciała bota przetestować. Pokazujesz Kasi skriny. Piszesz jej, że robi to od co najmniej pół roku. Kasia zmienia front i próbuje Ci wmówić, że przecież boty są spoko! Ty mówisz, że to oszustwo, Kasia mówi, że się nie znasz, bo wszyscy tak robią. Nie wszyscy. Ja tak nie robię i wiele innych osób też nie praktykuje. Ale Kasia ma rację i koniec. Nie chcesz się kłócić. Jak mawia moja Babcia “z gównem nie ma co się bić”. Kasia z trzech tysięcy obserwatorów w szybkim tempie dobija do prawie 60k na Instagramie. Kasa leci, współprace się zgadzają. Wiecie co? W dupie mam takie fałszywe cipy. W dupie mam takie sztuczne współprace i sztuczny fejm. Wiecie co mnie smuci? Smuci mnie robienie ludzi w chuja. Dziwi mnie, że JESZCZE nie wszystkie firmy sprawdzają z kim podejmują współprace, na szczęście powoli to się zmienia. “Ti ti ti jestem taką milutką dziewczyną, dzięki za pudełko czekolad i nowiutką lokóweczkę, a i za zegarek też dzięki, to nic, że moi odbiorcy to kupione dzieciaki z podstawówki i reklama u mnie nie zwiększy wam sprzedaży, ale obsików mam dużo, staty fajne”. I tak to się kręci.
Nie piszę tego, bo zazdroszczę. Nie jest tak. Źle nie zarabiam, lokówek mogę kupić sobie pięćset, czekolady nie jem, a zegarek mam dobry i nikt mi go za martwych obserwatorów nie musi wysyłać. Ale wiecie co? Szacunku i zaufania nie da się kupić. Spaliłabym się ze wstydu gdybym używała bota, albo po prostu kupiła obserwatorów na Instagramie. Przykład Kasi nie jest odosobniony. Kolejna “znana” blogerka też napierdala botem ino świst, a na ostatnich warsztatach, na których miałam okazję być, kradła hybrydy twierdząc, że “będą na rozdanie”. KRADŁA! Może to wielkie słowa, ale korzystanie z bota to też dla mnie rodzaj kradzieży i oszustwa. Oszustwo wobec firm i odbiorców. Bot to poniekąd okradanie firm z produktów i okradanie samego siebie z szacunku jakim darzą nas odbiorcy.
Jak nie wiesz o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Hajs się musi zgadzać. I nie ma niczego złego w zarabianiu na blogu czy Instagramie. Sama od czasu do czasu zgadzam się na jakąś współpracę, która mi pasuje. Mało tego! Docelowo chciałabym się utrzymywać z mojej pisaniny i wcale tego nie ukrywam, ale dążę do tego w sposób maksymalnie uczciwy. Może idzie mi to powoli, ale jeśli chcę żyć tak jak lubię, muszę dużo pracować i przez to mam mniej czasu na blogowe sprawy, a ja się w sztuczne nabijanie tłumów nie będę bawić. Powolutku sobie doczłapię do tych 60k na  moim Instagramie, z tą różnicą, że będą to realni odbiorcy.
Raz złapałam się na Instagramową grupę wzajemnych komentarzy. Przyznaję się do tego oficjalnie. Właściwie to nie wiedziałam na co się piszę, szybko uznałam, że to słaba zagrywka takie komentowanie na siłę. Na grupie poznałam fajne dziewczyny i przez chwilę tkwiłam tam tylko dla ich towarzystwa, w końcu sama się wypisałam. Wiecie jakie mam wnioski? Takie grupy kompletnie nic nie dają jeśli chodzi o zasięgi. NIC. Jedyny plus mojej obecności tam był taki, że poznałam kilka fajnych koleżanek, które chyba też już dawno odpuściły sobie sztuczne komcie i z grupy uciekły. Wiecie kto założył grupę? Kasia. Ta Kasia, która twierdzi, że boty są super. Wybaczcie mi chwilowe zaćmienie umysłu i dołączenie do takiego gówna. Dzięki mojej obecności tam jeszcze bardziej przekonałam się, że gówno to gówno i pamiętajcie- jeśli coś wygląda jak gówno, śmierdzi jak gówno i smakuje jak gówno- to jest to gówno. Czasami trzeba gówna dotknąć żeby się przekonać, że to nie jest marmolada. 
Ostatnimi czasy zawodzę się na znanych blogerkach. Jedna po drugiej okazuje się fałszywym tworem. Przykre to. Nie chcę być taka. Jeśli kiedyś zacznę gwiazdorzyć- kopnijcie mnie proszę w dupę na opamiętanie. Myślę, że jednak tak się nie stanie. Wasze zaufanie jest dla mnie najważniejsze. Lubię rozczarowywać, ale tylko w tę pozytywną stronę. Wiecie, ostatnio usłyszałam, że zaskakuję pozytywnie, bo na żywo jestem życzliwą i uśmiechniętą osobą i takich słów Wam życzę! Życzę Wam zaufania, uśmiechu, uczciwości, szczerości i dobrych ludzi wokół siebie. Może nie jest to najszybsza droga do fejmu, ale jest to droga uczciwa i dająca satysfakcję, a nie debet na koncie, bo boty też kosztują?

Jak nauczyć się pewności siebie i osiągnąć szczęście?

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Miał być maj. I jest maj. Maturzyści srają w portki. Janusze palą grilla. Grażyny opalają cycki. Fajno jest. Co roku to samo. Co roku inaczej. I dobrze. Nic dwa razy…Szymborską czaicie? Czaicie. Koty leżą po parapetach i kurz z remontu, tradycyjnie już, unosi się w moim powietrzu. Taki to maj. Chce się już wakacji, urlopu, a tu trzeba zapierdalać. Życie. W sumie nie muszę, ale dobrze by było. Najpiękniejsze jest to, że ta cała przyroda, ta zielenina pręży się do słońca jak penis we wzwodzie i bez białym kwieciem wytrysnął ku niebu. Co roku ten wytrysk zieleni, to kwiecie zapachem ocieka. Co roku przyrodzie się chce. Co roku to samo. Co roku inaczej. Wszystko się rozwija, przepoczwarza, a  Ty?

Taka, dajmy na to, paproć. Roślinka. Ani to mózgu, ani rozumu. Takie niby nic, a mam wrażenie, że jest mądrzejsza niż niejeden człowiek. Nie daje się byle wichrom i byle kosiarce się nie daje. Wyłazi na trawnik regularnie i regularnie jest koszona, a mimo to przebija się uparcie spod trawy jakby chciała powiedzieć “w chuju Cię mam, pokażę Ci, że dam radę!”. I daje radę. Rozrasta się mimo przeciwności losu. Podetniesz ją w okolicy trawnika, rozwlecze się wzdłuż płotu. Jak nie drzwiami to oknem. Taka to siła! A teraz spójrz na siebie. Ktoś Ci mówi, że nie dasz rady. Wkurwiasz się i udowadniasz swoją rację, czy może jeden ruch kosiarki zabija w Tobie całą energię i siłę do przebicia przez trawę? Ja się przebijam. Nawet gdyby kombajn po mnie przejechał, wstanę. Jestem jak ta paproć pośród upartej trawy i brzęczących kosiarek. Pomimo tych cholernych przeciwności pnę się ile sił, bo to ja jestem paproć! Nie przez trawę? To wzdłuż płotu, ale dam radę! Zawsze! 
Skąd we mnie ta pewność siebie? Myślę, że spora w tym zasługa domu w jakim się wychowałam i charakteru z jakim się urodziłam. Pamiętacie jak pisałam, że jestem piękna, mądra i noszę stringi? Pewność siebie wyniosłam z domu. Nie znaczy to, że nie da się tego nauczyć. Da się. Na pewno będzie ciężej, ale się da. Wszystko się da jeśli się chce i jeśli coś się w tym kierunku robi. Samo się nic nie zrobi. Nie ma co słuchać nawiedzonych kołczów. Pierdolą jak potłuczeni. Sprzedadzą Ci kurs za 299 złotych w promocji z 500. Narobiło się specjalistów od wszystkiego. Ten Cię nauczy Social Media, tamten zmotywuje, sramten nauczy pisać bloga. Wszyscy mogą cmoknąć się w pędzel. Nie dowiecie się niczego nowego, niczego czego sami nie bylibyście w stanie ogarnąć. Siła jest w nas. Jest internet, są darmowe źródła. Do wielu narzędzi mamy dostęp, wystarczy poszukać. Serio, nie musicie za to płacić. Chcecie fachowej porady? Są terapeuci, są specjaliści, kołczów i samozwańczych mędrców sobie darujcie. Kilka razy spotkałam się ze stwierdzeniem, że powinnam wypuszczać szkolenia, kursy ale….eeee ja? Mam ładować ludzi w chuja? Jakoś mi to nie leży. Wydam kurs jak wpadnę na coś mega innowacyjnego. Mam motywować za kasę, bo jest to modne? Podziękuję. To już etyczniej będzie pisać recki z wynagrodzeniem, przynajmniej wiem za co biorę hajs, a i przed czytelnikami tego nie ukrywam, że coś tam dostałam.
No dobra. Nie każdy rodzi się popierdoloną paprotką, która wypełza co tydzień spod skoszonej trawy. To skąd wziąć tą pewność siebie? Z siebie! Nie będę tu podawać recepty, bo takiej nie ma. Nie powiem Wam jak żyć, ale mogę powiedzieć jak ja żyję. Żyję prosto. Żyję dobrze. Lubię jak mi dobrze. Nikt nie lubi jak mu źle. Dlatego od zawsze dążyłam do “dobrze”. Nigdy po trupach, ale zawsze po swojemu. Chciałam zarabiać dobrze? Kroczek po kroczku zdobywałam doświadczenie i w końcu jest dobrze. Nikt mi nic nie dał, co się ujebie to moje, ale nie bałam się zmieniać kwalifikacji zawodowych, nie bałam się jebnąć niesatysfakcjonującej roboty z dnia na dzień. Nie boję się! Bo strach paraliżuje, a przecież kto nie ryzykuje ten nie pije szampana. Nigdy nie marzyłam o białej sukni, marzyłam o szczęśliwym związku. Związku pełnym zrozumienia, związku takim gdzie możecie razem pogadać o wszystkim, bez tajemnic, bez tabu, bez kłótni. I mam. Trafiali się wcześniej jacyś faceci niepasujący do mojej wizji- out. Bez płaczu nauczyłam odcinać się od ludzi. Ostro, szybko, jak ostrym nożem. Toksyczne znajomości najlepiej szybko zakończyć. Ludzi, którzy ciągną w dół należy w tym dole zostawiać i piąć się w górę. Nieważne czy w dół ciągnie Cię facet, przyjaciółka, czy szwagier. Ciach! Jak ostrym nożem. Zaboli, zapiecze i jesteś nowym człowiekiem. Lepsze szybkie cięcie niż pitolenie nożem do masła i rozwlekanie jątrzących ran. Trzeba nauczyć się lekkiego egoizmu. Całego świata nie zbawisz, ale swój świat możesz wykreować dowolnie. Najlepiej zacząć od małych kroczków, potem można rzucić się na głęboką wodę. Jestem osobą, która dużo analizuje, czasami za dużo, ale z drugiej strony to dobrze, że zakładam plan A, B i C, a czasami nawet D. Plan planem, ale cel jest jeden. Ustalam sobie cele i je osiągam. Robię co mogę, a jak nie mogę to wymyślam inne rozwiązanie. Tak czy siusiak, to co chcę- osiągam. Nic nam z nieba nie spadnie, a jeśli czasem spada- nic tylko się cieszyć i zapierdalać dalej, bo nic dwa razy…no wiecie, Szymborska. Bądźmy wdzięczni za to co mamy i bądźmy uparci w zdobywaniu kolejnych baz na swojej drodze do szczęścia. Mówmy głośno czego chcemy, działajmy, nie poddawajmy się. Czym jest szczęście? Dla każdego to coś innego. Szczęście to takie puzzle. Całość składa się z wielu elementów. Dla jednego będą to puzzle o nazwie miłość, rodzina, dobrobyt. Dla drugiego będzie to kariera, zdrowie, czerwony samochód i wczasy na Cyprze. Dla trzeciego dzieci, grill na działce i święty spokój. Żadne puzzle nie są złe, wszystkie są prawidłowe dla danej osoby. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, żeby ułożyć swój idealny obrazek.
Jesteśmy tylko i aż ludźmi. Nie ma dla nas rzeczy niemożliwych, ale czasami musimy się napocić żeby swoje zdobyć. To nic nie szkodzi! Mojego potu może inni nie widzą, ale osiągnięte cele odhaczam z radością. I dla tej radości, dla tego szczęścia warto zapierdalać.

Jak zostać sławnym, bogatym i lubianym blogerem? Poradnik dla żółtodzioba (fresh & green)

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Jeszcze kilka lat temu blogerzy, poza małymi wyjątkami, byli zwykłymi nołlajfami tłukącymi w klawiaturę hobbystycznie. Od pewnego czasu bloger to fejm, hajs i ścianki. Nie widzę w tym nic złego o ile bloger nie ukrywa swojej innej twarzy i jest ze swoimi odbiorcami szczery. Mało takich. Ja nie o tym. W zamierzchłych czasach dzieci chciały zostać strażakami, księżniczkami i lekarzami. Teraz? Blogerami, youtuberami i celebrytami. Znak czasu. Nadal nie widzę w tym niczego złego. Dostaję sporo pytań o to jak zacząć pisać bloga. Jak zostać blogerem? Co zrobić żeby tym blogerem zostać? Wydawałoby się, że w sieci jest już wszystko. A gówno. Te wszystkie poradniki można sobie w dupę wsadzić. Ja Wam napisze alternatywny poradnik życiem pisany. Wszystko przerabiałam na własnej skórze, rady Wielkich Blogerów nijak maja się do rzeczywistości, robiłam po swojemu, wbrew wszystkim “mądrzejszym” i proszę! A to telewizja, a to jakiś wywiad, a to gdzieś w szkole o mnie mówili, a to ktoś napisał pracę o mojej osobie na zaliczenie na studiach. No to chyba coś tam osiągnęłam, nie?

Wszędzie słyszę jeden wyświechtany tekst- chcesz założyć bloga, to najpierw zainwestuj. Wykup domenę, hosting, kup dobry aparat, kup lapka (najlepiej z linku afiliacyjnego), kup dobry telefon, wykup reklamy na FB, Kup, kup, kup. Najlepiej kup sprzęt od Apple, drogą lustrzankę i broń blogerze nie pisz na Blogspocie. A ja radzę inaczej. Chcesz założyć bloga? Zacznij pisać. Po prostu. Zanim kupisz wszystko co doradzają Ci Wielcy Blogerzy minie Ci miesiąc, może rok, a może trzy lata. W trzy lata dobry blog sam się wypromuje, nie ma co się frustrować i marnować czasu. Najlepszy sposób na zostanie blogerem to pisanie. I już. Reszta sama się układa. Oczywiście możecie wykupić domenę, hosting i obkupić się w najlepszą elektronikę. Można. A czy blogowanie nie znudzi się po miesiącu? Czy wykorzystacie potencjał lustrzanki? A właśnie. Tego nie wie nikt. Bloga w każdej chwili można przerzucić w dowolne miejsce. Sprzęt można dokupić kiedy złapiemy zajawkę. Serio nie musicie być mistrzami fotoshopa żeby zacząć pisać bloga. Na moim pierwszym blogu nawet nie miałam zdjęć. Nawet nie wiedziałam jak je dodać. Żałosne, nie? A jednak sporo osób mnie czytało, a teraz jestem tu gdzie jestem.
Czyli po pierwsze- zakładamy bloga i piszemy. Jak pisać? Po swojemu. Nie dajcie sobie wmówić, że coś co dla Was jest czarne jest białe. Od początku pisałam prostym językiem, używałam wulgaryzmów. Cały zamysł był taki żeby gadać do czytelników jak do znajomych. Nie chciałam tu zawiłego języka i sztampowych tekstów. Chciałam skrócić dystans pomiędzy mną i odbiorcami. Udało się. Oczywiście po drodze trafia się co jakiś czas ktoś kto powie, że dziewczynkom przeklinać nie wypada, a mój język to język patologii. Wiecie co ja na to? Wypierdalać. Mój blog, moja twierdza. Trzymamy się swojego zamysłu choćby skały srały. Na żywo przeklinam mniej co może dziwić, ale nie jest to z mojej strony sztuczne pompowanie wizerunku bloga, po prostu wykurwiam się na blogu, to w realu mam mniej bluzgów do użycia?Inaczej rozmawiam z panią w sklepie, inaczej z urzędnikiem, wśród swoich ziomków mogę popuścić wodze języka. Kiedy obierzecie jakąś koncepcje- trzymajcie się jej. 
Teoretycznie wpisy powinny być regularne, najlepiej co drugi dzień. No tak jasne, teoretycznie. Ja pisze kiedy mam czas, a mam mało czasu. Chciałabym mieć go więcej, ale własnej dupy nie przeskoczę. Życie. Staram się być częstym gościem na social media, ale nie zapominam o tym żeby żyć, a nie żyć tylko blogiem. Jesteśmy tylko ludźmi. Nie ma sensu pisać na siłę, takie wpisy śmierdzą na kilometr. Wychodzę z założenia, że lepiej pisać rzadziej, a dobrze, niż często, a byle jak. Statystyki nie są sensem mojego życia, wolę zaangażowaną społeczność, a taka posiadam i dobrze się kręci.
“Chciałabym pisać bloga, ale nie wiem o czym”. Jak nie wiesz, to nie pisz. Pisać da się o wszystkim. Ja napisałam kiedyś tekst o gównie i miał świetny odbiór. Jeśli chcesz zacząć pisać, nie wiesz o czym ale liczysz na miliony na koncie i darmoszkę- nie pisz. Szkoda Twojego czasu. Szkoda ludzi wkurwiać i być sprzedajną kurwą.
“Ale da się na tym pisaniu zarobić?”. No da się. Milionerką nie jestem i większość współprac odrzucam, bo patrz wyżej, nie jestem sprzedajną kurwą i za paczkę srajtaśmy posta klepać nie będę. Teoretycznie opiszę wszystko i kurwa może to być nawet ta srajtaśma, ale mam swoje wymogi. Po pierwsze produkt ma mi się przydać, po drugie- nie musi mi się przydać, ale muszę mieć na niego pomysł. Powiedzmy, że mam w głowie zarys wpisu o plenerowej imprezie dla przyjaciół i zgłasza się do mnie firma, która ma do przetestowania skrzynkę wódki. Nie piję wódki, ale znajomi chętnie wypija kilka kieliszków tudzież butelek, a we wpisie o imprezie taki produkt pasuje jak Łysy do Brazzers. Biorę wódkę, biorę hajs i piszę. Ale uwaga! Nie zachwalam wódki przez połowę wpisu i nie mydlę oczu, żeby na koniec wypalić, że wpis kręci się wokół opłaconej flaszki. A przede wszystkim nie ukrywam, że post jest sponsorowany. Nic mnie tak nie wkurwia jak pisane na siłę pseudo kreatywne posty sponsorowane gdzie bloger sili się na pojebane opowiastki, a na koniec wyplata, że “oj te czekoladki to ja jem od dziecka, są najlepsze na świecie i koniecznie kupcie, bo polecam”. Z rok, czy dwa lata temu, jeden z operatorów telefonicznych wciągnął we współpracę stado blogerów. Na co drugim blogu można było przeczytać jaka to miłość w rodzinie i och kurwa soł słit. Rzyg. A w ostatnim akapicie jeb! “Orange Love” czy coś takiego. Oesu. Jak już się o czymś pisze, to trzeba umieć pisać. Nie będę wychwalać wódki, ale mogę napisać uczciwie, że znajomym smakowała i tylko jeden na dwunastu się porzygał. No chyba, że nie smakowała, to też napiszę. Uprzedzam zawsze, że ściemniać nie będę i wchodzę we współpracę dopiero kiedy druga strona zgodzi się na moją szczerość i styl w jakim piszę. Podsumowując- można być sprzedajną kurwą, ale nawet kurwą trzeba umieć być. Jak już chcesz być kurwą, to szczerą. Jak nie umiesz się ruchać, kurwą nie będziesz. Jak nie umiesz pisać, blogerem nie zostaniesz. Możesz być kurwą, ale z czytelnikami bądź szczery jak z mamusią. 
No dobra. To macie już blog. Piszecie. I piszecie i piszecie….I nic. I chuj. Piszcie dalej. Jeśli piszecie dobrze, jeśli macie dobre flow i zwyczajnie lubicie to robić, to będą z Was ludzie. Jedni wybijają się szybko, drudzy muszą poczekać, jeszcze inni zawsze będą pisać dla garstki osób, ale będzie im to sprawiało niesamowitą frajdę, a przecież o to chodzi! No chyba, że chodzi Wam o fejm i hajs na szybko, to wtedy najlepiej opłacić wszelkie możliwe reklamy, kupić co się da, posmarować Pudelkowi, wykupić bilbordy w Warszawie no i mieć znajomości z Wielkimi Blogerami, którzy Was wypromują. Będzie łatwo i szybko, tylko nie wiem czy daleko ujedziecie. Już takie przypadki w internetach się działy. Jeb celebrytka znikąd i jeb donikąd wróciła. Tak średni fajnie.
No i piszecie i piszecie…Jeśli się wciągnęliście- gratuluję! Jesteście blogerami! Łatwo poszło, nie?

Nie czekaj na maj!

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Kwiatki nie podlane, blog czeka, robota wali się na łeb. Dzień jak dzień. Putin wygrywa wybory, cóż za zaskoczenie! W telewizji Mejdej Majdan Ajem Wiktoria Bekam. Wojewódzki się kończy, Chada umiera. Świat kręci się dalej. Pada śnieg, jak w piosence dwóch niewiast, na szczęście śnieg pada cicho. A to przecież prawie kwiecień! Byle do maja! Życie toczy się tak samo jak zawsze, zupełnie inaczej niż zwykle. Każdy dzień podobny do siebie. Żaden dzień do siebie niepodobny.

Żeby chociaż maj był! Bo w maju to wszystko takie inne, bardziej kolorowe. Żyć się chce! Kwiaty kwitną, grill się pali, ludzie się uśmiechają i ciepło jest (przeważnie). Wiosna się wlecze jak komornik za dłużnikiem. Jakoś tak się nie chce, chociaż by się chciało. Chciałoby się żyć, ale jak żyć Panie Premierze?! Jak żyć…Ten śnieg zupełnie niepotrzebny i poniedziałek znowu. Pamiętaj! To ostatni poniedziałek w tym tygodniu! Żyjesz. Żyjesz, nie ważne czy do maja blisko, czy daleko. Dostałeś szansę, żeby do tego maja dożyć i do sierpnia i może nawet do listopada za 60 lat. Tak wiele masz, tak wiele wymagasz. Wymagaj od siebie, nie czekaj. Nie czekaj na maj. Nie czekaj na jutro. Nie czekaj. Żyj! Nie doceniasz, nie widzisz chociaż patrzysz. Kiedy ostatni raz zadzwoniłeś do kogoś kto chodzi Ci po głowie? Zadzwoń. Co z tego, że późno. Jutro może być za późno. Ja też czekałam. Zabrakło czasu. Czasami głupie pomysły są najmądrzejsze. Czasami powściągliwość nas gubi. Czasami warto pierdolnąć wszystko i zapytać o byle gówno. Czasami warto pomóc komuś, kto z pozoru  problemu żadnego nie ma. Czasami Ci najbardziej uśmiechnięci krzyczą po cichu o pomoc. Czasami cierpienie jest tak głośne, że nie da się usłyszeć. Być może czasami nie możesz pomóc. Może chcesz cofnąć czas. Nie da się. Nie wszystko człowiek jest w stanie zrozumieć, czasami nie ma czego rozumieć, czasami wystarczy żyć. Nie wszystko jest od nas zależne, a może coś od nas zależy. Nie wiemy. Lepiej spróbować niż potem żałować. Lepiej nie żałować. Lepiej być upierdliwym, narzucać się….czasami warto. Czasami warto rzucić wszystko i być. Zanim będzie za późno…
W telewizji znowu ten sam szlam. Ktoś kogoś zabił, ktoś komuś pomógł. W serialu się zdradzają, w pogodzie śnieg i mróz. Żeby chociaż maj był! Weź to wszystko pierdolnij. Nie czekaj. Na maj był plan. Jadę do niej. Do mojej przyjaciółki. Będzie szał, będzie picie nalewki, wspólne wieczory i może w góry wyskoczymy. Ach! Jaki to miał być maj! Nie będzie. Nie żyje. Maj będzie bez niej. Kolejny maj też i kolejny, kolejny, kolejny…
Kiedy już opadają emocje. Kiedy wiesz, że czasu nie cofniesz. Kiedy wiesz, że już nigdy nic nie będzie takie samo mimo iż każdy dzień taki podobny, bierzesz wdech. Żyjesz. Żyjesz chociaż jakaś cząstka Ciebie umarła na zawsze, bo wiesz, że ten maj nie będzie taki jak w planach. Ale będzie, będzie dla Ciebie maj. I przestań czekać na kiedyś. Żyj tu i teraz. Owszem, planuj, myśl o przyszłości, ale nie zapominaj o tym co teraz. Podlej kwiatki, zadzwoń do kogoś kto od dawna chodzi Ci po głowie, bo nigdy nie wiesz co przyniesie jutro. Chcesz zacząć ćwiczyć? Ćwicz! Chcesz jechać do Francji? Jedź! Nie masz za co? Już dziś zacznij wrzucać do skarbonki choćby marny grosik. Wszystko jest możliwe! Póki żyjesz możesz osiągnąć wszystko! Wszystko możesz zrobić! Twój los jest w Twoich rękach! Nie czekaj na maj! Żyj tu i teraz! 
 
Dziękuję Jej za każdą niesamowitą chwilę. Za wspólne łzy radości i wkurwienia. Za każde dobre słowo i głup tekst, za wspólny czas. Gdzieś teraz siedzi i pewnie to czyta i drze na mnie mordę, że przecież u Niej wszystko ok i co ja odpierdalam. Tęskni mi się do Niej, ale czasu nie cofnę. Ile to już bez Ciebie? Za chwilę 3 miesiące… Dziękuję, że dałaś mi tę siłę. Już nigdy nie będę czekać na maj żeby zacząć żyć, bo przecież żyję.
Po co to piszę? Nie czekajcie. Żyjcie!

Czym się różni hejt od krytyki?

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Kiedyś już pisałam o tym jak poradzić sobie z hejtem, ale co to właściwie jest ten cały hejt? Jak odróżnić hejt od zwykłej krytyki? Wystarczy napisać byle gówno, byle żart, czasami zwrócić na coś uwagę i już chcą Cię spalić na stosie. Ludzie przestali odróżniać wyrażanie własnego zdania od hejtu. To, że ktoś Ci napisze, że żółty pasuje Ci bardziej niż zielony nie znaczy, że ma coś złego na myśli. To, że ktoś Ci mówi, że w życiu nie kupiłby takich butów jak Twoje, nie znaczy, że musisz częstować go banem. To, że…Można wymieniać. Jak nie byłeś na Pudelku to chuja wesz o hejcie ?

Byłam na Pudelku, więc wiem co to ludzki upadek. Nie, że byłam poczytać. Byłam tam obsmarowana. Pudelek tylko podsycił, ludzie zjechali jak burą sukę. Zacznijmy od tego, że miałam niezłą polewkę z tego jak ludzie mnie świetnie znają widząc po raz pierwszy w życiu. Ciekawe doświadczenie, przejąć się nie przejęłam, bo niby czym? Zastanowiło mnie tylko to skąd oni maja tyle czasu, że chce im się jakąś wsiurę komentować. Chciałabym żeby dali mi każdy po minutce z ich dnia, odpoczęłabym sobie. I tam właśnie widać prawdziwy hejt. Wypisywanie tekstów typu “wypierdalaj na wieś”, “ty głupia suko”, “pojebana kretynka”, “lansuje się za kasę faceta”, “pewnie dużo zapłaciła za artykuł na Pudlu” bardziej mnie rozśmieszyło niż sprawiło przykrość, bo na zjebanych ludzi mam wyjebane. Ale to jest moi drodzy prawdziwy hejt. Hejt to pisanie z dupy wziętych tekstów mających na celu… a chuj wie co hejterzy maja na celu, chyba chcą wkurwić i wylać swoje smutki. Biedni. Ze mną im się nie uda, nawet mnie to cieszy, że piszą, bo źle czy dobrze- ważne, żeby nazwiska nie przekręcali. Ale trafi się jakaś spłoszona sarenka, której ktoś napisze, że jest pojebaną suką z patologicznej rodziny i różnie może się to skończyć. Świata nie zmienię. Niestety…
Jest też druga strona medalu. Nadinterpretacja. Kto mnie zna ten wie, że jak coś komentuję, to z jajem. I Ci którzy mnie znają oraz Ci, którzy chwytają dowcip rozumieją co mam na myśli. Zdarza się jednak, że pisze coś z przymrużeniem oka i  trafi się ktoś, nazwijmy go mniej lotnym, który interpretuje moją myśl według tylko sobie znanych wytycznych. W skrócie- nie każdy rozumie mój ciężki humor. Czasami wyjaśniam oburzonemu, czasami szkoda mi nerwów i olewam. Nie biorę odpowiedzialności za to co ktoś sobie wymyśla i dodaje.
Jest jeszcze trzecia strona medalu. Wiem, że medal ma dwie strony. Dobra. To jest jeszcze kant. Kant medalu. Twórcy internetowi. Wrzucam tu wszystkich, nie tylko blogerów, bo narobiło się i instagramerów i innej zarazy ? Kiedy na różnych grupach poruszany jest temat hejtu, większość krzyczy, że jak jest hejt, to od razu ban. I zgoda. W swojej karierze akurat nikomu bana nie dałam na blogu, ale ze 3 komentarze usunęłam. Były to komentarze w stylu “ty suko”, “ty wieśniaro bez gustu, chodzisz w szmatach i tak wyglądasz” oraz “zamknij tego chujowego bloga, twoje koleżanki (i tutaj nazwiska) to takie same idiotki jak ty”. Przytaczam komcie z pamięci, ale sens pozostaje ten sam. Sami rozumiecie dlaczego usunęłam. Najobrzydliwszy był komentarz z nazwiskami, bo ja- pal licho, ale jak można obrażać moje koleżanki z reala, które z blogiem nawet nie mają nic wspólnego? Podejrzewam, że był to ktoś z okolic, bo raczej nikt z drugiego końca kraju nie zna danych moich znajomych. I ok. I to jest hejt. I tu można kasować, usuwać, zgoda.
Ale co powiecie na to, że niedawno dodałam komentarz na blogu znanej dosyć osoby gdzie napisałam, że kosmetyki są okej, ale u mnie niestety się nie sprawdziły i raczej do nich nie wrócę. Komentarz się nie ukazał. Nie ma. Kosmetyki mają TYLKO pozytywne recenzje. Śmierdzi mi to na kilometr. Nie napisałam, że kosmetyki są chujowe jak siedem nieszczęść. Nie. Napisałam, że u mnie się nie sprawdziły. Blogerka sama pytała o wrażenia. Napisałam prawdę i zostałam potraktowana jak hejter obrzucający kogoś gównem. Twórcy internetowi tez zaczynają jakąś wielką nadinterpretację. Kiedy mi ktoś pisze, że się ze mną zupełnie nie zgadza chętnie podejmuję temat. Lubię poznać czyjś punkt widzenia, być może zmienię zdanie, a może dowiem się czegoś nowego. Trzeba być istotą otwartą na różnice, bo różnice są piękne! Wyobrażacie sobie gdyby wszyscy ze wszystkimi się zgadzali i potakiwali? Trochę takie kurwa chore.
A jak mam dobry humor, to lubię się poznęcać nad tymi, którym wydaje się, że mogą się poznęcać nade mną. Celowo nie zamazuję nazwisk, no bo po co? W końcu chyba są odważni i pewni swoich racji, więc mogę.
Trzeba nauczyć się odróżniania krytyki od hejtu. Granica jest płynna, ale jednak widoczna. Kiedy przyjaciółka mówi mi, że w życiu nie kupiłaby kolorowej sukienki, wiem, że tak jest i nie pije do mnie, że taką właśnie kupiłam, bo doskonale wiemy, że mi będzie pasować. To, że komuś się coś nie podoba, nie zgadza się z nami, to nic złego. Różnice są piękne, prowokują do ciekawych dyskusji. A jak ktoś Wam pisze, że jesteście głupią suką, to niech wypierdala. Po prostu.  

O tym jak Vogue obnażył kompleksy Polaków

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Kraj poruszony zdjęciami w pierwszym polskim wydaniu Vogue. Kupiłam i ja. Przejrzałam, wcale mnie te zdjęcia nie dotknęły, ale dotknięci poczuli się Polacy, może tysiące, może miliony, chuj wie. Fala oburzenia przetoczyła się przez internety. O Vogue mówią wszyscy. Internet, telewizja, radio, plotki z koleżankami, temat Vogue ciągle żywy. Śmieszy mnie to. Śmieszy mnie jak bardzo ludzie są przewrażliwieni, zakompleksieni i jak bardzo wstydzą się własnego kraju. Nie będę dzisiaj recenzować gazety. Nie napiszę o milionach reklam, bo wiadomo było od początku, że reklam w takim magazynie jest dużo. Napiszę dzisiaj o tym jak bardzo zwykła gazetka obnażyła kompleksy naszych rodaków.

Pałać Kultury i Nauki w smogu? Czarna Wołga? PRL-owski klimat? No tak. Nie ma co się oburzać. PKiN to dar od narodu radzieckiego dla narodu polskiego. Tak było. Po co się buntować? Po co zamazywać historię? Była historia dobra i zła, była i obojętna. Tacy wszyscy wkurwieni na ten dar narodu radzieckiego, burzyć go chcą. Po co? Idąc tym tropem- wyburzmy piramidy, w końcu to dar od kosmitów. Wyburzmy Wawel, Stocznię Gdańską wyburzmy. Zapomnijmy o naszej historii, udawajmy, że żyjemy w bogatym kraju, bez żadnych kontrastów, jest pięknie, nie ma tu łez, nie ma cierpienia, nie ma biedy i nie ma historii. Nie ma korzeni, nie ma kraju. Nie ma nas. Niczego nie ma jak w idealnym świecie u Kononowicza.
Tu jest smog. Jest syf i jest też pięknie. Jest czasem krzywo, jak na fotografii Tellera. Czasami jest prosto. Czasami fajnie, czasami źle, a czasami tak zwyczajnie. Po prostu. Jak na tym zdjęciu. A ta nieszczęsna Wołga? Vogue – Wołga. Gra słów. Przypadek, czy nie, pasuje.
Z czym kojarzy się Polska obcokrajowcom? Z Warszawą. Z czym kojarzy się Warszawa? Z Pałacem Kultury i Nauki. Proste.
Z czym kojarzy się obcokrajowcom nasz kraj? Z polami, łąkami, lasem, przyrodą. Z kapustą, grzybami, schabowym, pierogami, cebulą, ogórkami kiszonymi, wódką…z dobrym jedzeniem i mocnym alkoholem. Zapytajcie Francuza o Polaków. Ja pytałam. Pierwsze skojarzenie dla Francuza to popularne w ich kraju powiedzenie “pijany jak Polak”, co oznacza mniej więcej tyle, że nawet jeśli ktoś jest urżnięty na maksa, to i tak zachowuje trzeźwość umysłu. Zapytajcie Amerykanina o Polskę. Pytałam. Jeden upewniał się czy Polska to oby na pewno nie część Rosji, drugi powiedział “wódka, ładne dziewczyny i gołąbki”. Możecie pytać innych. Proszę bardzo. Polacy tak bardzo wstydzą się wsi, że zapominają, że całą Polska na świecie jest postrzegana jak wieś. I nie ma w tym nic złego! Wieś to przecież swojskość, beztroska, radość, oczywiście także ciężka praca, ale wieś jest na świecie nacechowana pozytywnie. W Polsce wieś kojarzy się nadal negatywnie. Kto negatywnie odbiera wieś? Osoby zakompleksione, chcący na siłę odciąć się od własnych korzeni, bo wieś to dla nich wiocha. Tymczasem wiochą jest wybujałe ego. Bo czy ja, pochodząca ze wsi nie mogę wpierdalać chleba ze smalcem i używać perfum Chanel? Czy nie mogę wylegiwać się na tarasie obserwując sarny, a potem polecieć na wczasy pod palmę? Owszem mogę i to robię. Nie mam kompleksów. Nie ciąży mi wieś. Wieś ciąży osobom niepewnym. Osoby takie czują się gorsze, niestabilne, na siłę próbują odciąć się od swojego pochodzenia. Boją się, że ktoś im powie, że są gorsi i to właśnie oni oburzają się na zdjęcia w Vogue.
No bo jak to tak żeby pierwszy numer tak światowego magazynu pokazywał światowej klasy polską modelkę na kartoflach albo na kapuście? A co w tym złego? Z tym jesteśmy kojarzeni i to wcale nie negatywnie. To w naszych głowach mamy negatywne obrazy ziemniaków, sami to sobie ubzduraliśmy. Sami! Jesteśmy jednym z liderów w eksporcie tej cholernej kapuchy i kartofli. Amerykanin nie oburza się na stwierdzenie, że w jego kraju połowa pól to kukurydza. Nie, on się z tego cieszy, chwali się tym, jest dumny ze swojej ojczyzny i wpierdala tę jebaną kukurydzę przy każdej okazji. Polak woli bezglutenową cieciorkę, która przeleciała przez dupę słonia, bo takie żarcie jest modne. Sfrustrowany Polak wrzuca na Insta szpinakowe ciasteczka z olejem z liści bananowca, bo to jest ładne, bo to wygląda, a po cichu wpierdala pierogi od babci, ale tak żeby nikt nie widział, bo przecież wiocha. 
Często jestem pytana czym różni się miasto od wsi. No drodzy państwo, liczbą mieszkańców! Wyłącznie! Mam wrażenie, że mam większe poczucie pewności niż “te miastowe” i “te z telewizji”, i “te z gazet”. Dużo czytam, dużo się uczę, dużo pracuję, zdobywam swoje cele jeden po drugim, kupuję drogie sukienki i kupuję tanie jabłka. Czasami jadę na drogie wczasy, a czasami idę do Biedronki na zakupy. Nie mam z tym żadnego problemu. Nie czuję wiochy w tym, że mogę to co chcę. Mogę wrzucić na Insta chleb ze smalcem, lubię przecież, nie wstydzę się tego. Mogę wrzucić na Insta fotę z dobrej restauracji, też przecież lubię czasem pójść w dobre miejsce.
Zdjęcia w Vogue tak bardzo pokazują, kto ma kompleksy i oburza się na główkę kapusty. Olaboga! Rubik ma skarpetki do szpilek! A jeszcze rok temu jak mówiłam w wywiadzie dla WO, że lubię czasami założyć skarpetki do szpilek to wywołało to ogromne zdziwienie. No proszę, nawet Rubik tak robi i to rok po mnie.
Zdjęcia w Vogue, to lekkie nawiązanie do turpizmu, do niedoskonałości, naturalności i pewnych niedociągnięć. I to jest właśnie piękne! Taki jest nasz kraj! Ciężko jest wytłumaczyć niewidomemu jak wyglądają kolory i ciężko jest pokazać Polakom jaki jest ich kraj. Ciężko jest wytłumaczyć, że Polska kojarzy się na całym świecie z wsią, z kapustą i drogimi szpilkami w błocie. Kurwa! Tak jest! Mało razy w drogich szpilkach w błoto wlazłam?! Polacy obudźcie się, słowo wieś nie jest nacechowane negatywnie, to Wy stworzyliście sobie ten obraz w ograniczonych głowach! Polska to jedna wielka wieś i powinniśmy być z tego dumni. Powinniśmy być dumni tak samo z Anji Rubik jak i z tego, że eksportujemy dużo kapusty. Jak pokazało Vogue, nie jesteśmy na to gotowi w ogóle…

Wielki Horoskop Miłosny (Made with love)

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Luty jest miesiącem miłości. Nie dziwota, w końcu 16 lutego przyszłam na świat. Już od 14 lutego ludzie na całym świecie obchodzą moje urodziny. 16 lutego zrodziły się takie osobowości jak ja i Kim Dzong Il na przykład. W związku z tymi wydarzeniami pełnymi miłości dziś przygotowałam dla Was Wielki Horoskop Miłosny. Horoskop powstał też z okazji akcji blogerskiej zorganizowanej przez Michała. Dziś przeczytacie, który znak zodiaku lubi na sianie, a który woli starsze panie. Kto z kim powinien pójść na pizzę, a kto komu zrobi loda czy inne ciasteczka. Najprawdziwszy horoskop spod mojej miłościwej ręki! Made with love jak skurwiesyn!

 

Koziorożec

Koziorożec lubi sobie pociupciać, ale przeważnie nie ma z kim. Wali mu ze skarpet i to zniechęca potencjalnych zalotników. Na odległość wydaje się być nawet do rzeczy, z bliska czuć, że brudas i śmierdziuch. W młodości wali więc w skarpetę, a na starość zapisuje się do sekty, albo jakiejś oazy religijnej i udaje, że całe życie żył w czystości z własnego wyboru. Jeśli jakimś cudem uda mu się stworzyć związek, to najprawdopodobniej z Panną, bo Panna ma dziwne fetysze i te skarpetki mogą być dla niej nie lada zachętą.

Wodnik

Wolna dusza. Bez różnicy mu czy gzi się z kobietą, mężczyzną, czy z drzewem, najważniejsze żeby się rozumieli. W związku Wodnik jest, albo go nie ma, zależy jaki ma dzień. Małżeństwo, owszem, ale tylko z 5 kochankami na boku, bo przecież z każdym człowiekiem znajdzie nić porozumienia, a Wodnik chce uszczęśliwić cały świat, więc nie w porządku byłoby gdyby zrezygnował z kogokolwiek- przecież wszyscy są równi i potrzebują miłości. Rucha do usranej śmierci. Kocha na zabój, ale wszystkich. Związki tworzy ze wszystkimi znakami zodiaku, ze wszystkimi tak samo- na godzinę, czasem na tydzień, im więcej bratnich dusz w jednym momencie, tym lepiej.

Ryby

Kochliwy znak. Pierwszą miłość przeżywa już w żłobku. Nieszczęśliwą oczywiście. Lubi podumać, jest romantyczny, kupuje czekoladki, kwiatki i zabiera na wycieczki. Niestety wstydzi się rozebrać, więc na seks z Rybą trzeba poczekać tak kilka lat, o ile się w ogóle zdecyduje. Jeśli uda się zaciągnąć Rybę do łóżka, to tylko po ślubie i po modlitwie na grochu. Greja z Rybą nie obejrzysz, ale jak po ślubie się rozbuja, to strzeli siódemkę dzieciaków. Najlepszy znak zodiaku dla Ryby to Waga, rozważna i chętnie poczeka.

Baran

No baran, co tu kryć. W młodym wieku machnie dzieciaka, po pijaku, na imprezie i do tego z nieznajomym. Pani Baran po kilku latach spółkowania zostanie ze swoim stadkiem owieczek, a Pan Baran wymłóci połowę wsi i zwiększy przyrost naturalny w okolicy. Przyszłość Barana to tylko drugi Baran, bo kto normalny by ich zechciał?

Byk

Kozak jakich mało. Z tym się ruchał, z tamtym się ruchał, a tamtemu obciągał. Prawda. Szkoda, że najlepszy seks dla niego to taki, z którego ma korzyści materialne. W sumie może być i bez seksu, byle korzyści były. W młodości zaczyna od lodzika w galerii za jeansy, kończy na ulicy i daje dupy za flaszkę. Jeśli trafi na kogoś majętnego zdarza się, że za chędożenie dorobi się willi i basenu. Partner idealny dla Byka, to Ryby, które lubią rozpieszczać prezentami.

Bliźnięta

W młodości wolą jeść niż szukać partnera. Kiedy w końcu libido uderzy im do głowy zaczynają poszukiwania, ale nie będzie tak zwyczajnie jak tradycja nakazuje. O nie, nie! Bliźnięta potrzebują grupowej miłości. Świetnie odnajdują się na imprezach dla swingersów, uwielbiają gang bang i wszelkie wielokąty. Po takich emocjach szybko zostają impotentami, więc znak idealny dla nich, to Strzelec.

Rak

Lubi byle jak. Najmniej wymagający ze wszystkich znaków. Pociupcia, to pociupcia, a jak nie, to obejrzy sobie film i też będzie żyć. Wierny, uczciwy, ale nie ruchliwy. Woli kupić papierosy niż prezent partnerowi. Jeśli trafi mu się dziecko, to wychowa. Byle jak, ale zawsze. Raki często zostają starymi kawalerami i pannami, ale bez kotów, bo kot, też ma wymagania. Flejtuch jakich mało, stworzy związek ewentualnie z ciapowatą Panną, ale najpewniej skiśnie sam przed telewizorem.

Lew

Głośno ryczy, mało robi. Za małolata podbiera gazetki erotyczne starym, a na stare lata podgląda ludzi na plażach nudystów i w kiblach w supermarkecie. Głośno chwali się swoimi podbojami, które są zmyślone. Rodzinę zakłada przypadkiem i wtedy okazuje się, że nadal jest dziewicą/prawiczkiem. Związek stworzy tylko z Wodnikiem, bo Wodnik wszystkich zrozumie.

Panna

Ciapowata. Ma nierówno pod kopułą. Normalny seks nie jest dla niej. Ma dziwne fetysze- lubi brzydkie zapachy, różowe kalesony i włosy na plecach. Chętnie wyliże chili z ucha partnera, ale ponieważ jest flejowata, to najpewniej chili wpadnie do oka tegoż wybranka i ten oślepnie. Panna dogada się albo z Rakiem, albo z Koziorożcem, albo zostanie nekrofilem.

Waga

Poważna, taktowna, nudna do porzygu. Od małego wybrzydza, analizuje i nikt jej nie pasuje. Kupiłaby wibrator/sztuczną waginę, ale ciężko jej się zdecydować na konkretny model, bo analizuje wszystkie możliwe certyfikaty, a życie ucieka. Na ostatnią chwilę łapie jakiegoś niedobitka, żeby na stare lata stracić dziewictwo. Świetnie zgra się z Rybą, która do seksu zabiera się jak blondynka za encyklopedię.

Skorpion

Myśli, że jest bogiem/boginią, upierdliwy, z rozdartą mordą. Wiecznie nikt i nic mu nie pasuje. Zalicza dupeczki na zakrapianych imprezach, bo tylko upity towar ma ochotę się z nim przespać. Kiedy już kogoś wyrwie na stałe, zatruwa mu życie, jest zaborczy, domaga się przerobienia wszystkich pozycji z Kamasutry podczas gdy sam ledwie jeźdźca ogarnia, ale to przecież nie jego wina, a partnera! On jest bez skazy przecież! Nie ma dla niego znaku idealnego, łapie co się da, bo nikt z nim nie może wytrzymać, ewentualnie męczennik Strzelec się odnajdzie.

Strzelec

Smutny masochista i pantoflarz. Kiedy jego sadysta każe iść do łóżka- idzie, kiedy 20 lat odmawia, podkula ogon i idzie pozmywać naczynia. Wszystko jest mu obojętne, jest uległy i życie go przerasta. Chętnie posprząta, zarobi na dom, rzuci świat do stóp, wystarczą dwa słowa- “Ty chuju”. Posłuszny jak baranek, równie dobrze może spędzić życie z impotentem (Bliźnięta) jak i z niewyżytym zboczeńcem (Panna).
                                                                         ***
To wszystko prawda. Wyczytałam to w szklanej kuli. Kto nie wierzy, ten frajer. A kto ma ochotę poczytać posty innych blogerów lub obejrzeć filmy vlogerów biorących udział w akcji Wyjątkowy Rok, zapraszam:

Jak działa internet? Stop making stupid people famous!

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Głupie pytanie w tytule? Chyba nie. Mam wrażenie, że większość internautów nie wie jak ten internet działa. Dlaczego promowane są osoby kontrowersyjne i niekoniecznie takie, które mają coś ciekawego do powiedzenia? Dlaczego clickbaitowe nagłówki wodzą na pokuszenie i dlaczego reklamy Lisa nie zbawiły go ode złego amen? Dlaczego w kółko widzicie te same śpiewające karpie albo lalki Barbie, a ja ich nie widzę? Skąd się dowiedziałam kto to jest Deynn i dlaczego nadal nie wiem kto to kurwa jest? Na te i inne pytania postaram Wam się dziś odpowiedzieć, albo i nie. Ale spróbuję.

Stop making stupid people famous!

Napierdalasz po tym Fejsie ino świst i gwizd i pieruny siarczyste. O! Jest jakaś Barbie! Obejrzysz filmik. Skomciasz, że omajgad jaki to glonojad przebrzydły i co to tera w tych telewizorach pokazujo. Jedziesz dalej. Jakieś siostry śpiewają. Klikasz dźwięk. Słuchasz. Komciasz, że omajgad kto ich kurwa z zoło wypuścił, że masakracja taka, że rzyg i tak w ogóle kto to ogląda, że po co to wstawiać. Jedziesz dalej. Znowu Ci się Barbie pokazuje? Ot kurwa surprise! A skomciasz, że wszędzie to gówno pokazujo, że świat się kończy, omajgad, omajgad. 
Po pierwsze- chuj Cię obchodzi czy ktoś ma naturalne usta, czy też napompowane tak, ze mu się od silikonowych cycków z echem odbijają. Krzywdzi Cię to? No chyba nie. Jeśli to nie Twoja estetyka, to sobie takich nie rób. Jeśli to nie Twoja estetyka, to weź nie klikaj, nie komentuj i przestań się zastanawiać dlaczego ktoś to promuje. Ty to promujesz. Klikając, lajkując (nawet buźką typu brrr), komentując sam to promujesz. Kiedy udostępniasz coś choćby dla beki tworzysz nowego celebrytę. Nabijasz mu kabzę realną kasą. Klikasz, serwisy widzą, że coś staje się popularne i doją hajs dalej, wrzucają tego więcej i więcej, a Ty klikasz i wciąż piszesz jakie to okropne. Chuj ich obchodzi czy to dla Ciebie be czy cacy- hajs się zgadza.
Czaisz już jak to działa? Wiecie, że lokalne media zainteresowały się mną dopiero kiedy zaprosił mnie TVN? Czary. Chwilę po mnie w DDTVN zasiadła Barbie i słuch po mnie zaginął, bo przecież mówiłam z sensem, a kto by tam klikał coś sensownego. Pod postami z Barbie pojawiały się komentarze “a dlaczego nie pokazujecie fajnych, normalnych kobiet?”, pokazali, ale Ty tępy chuju wolałeś komciać tej lasce, to będą pokazywać ją na Twoje życzenie. Nie żebym ja się tu jakoś wywyższała czy coś, nie mam nic do tej dziewczyny, ale tak sobie myślę, że trzeba było sobie do tej telewizji kutasa na czole wytatuować, to by gadali o mnie do wiosny. Nawet gdzieś mignął mi się komentarz, że odjebałam kitę, bo nie przeklinałam w ŚNIADANIÓWCE (eee programie śniadaniowym??), że niby taka jestem sklęta, a tam taka grzeczna byłam. Dlaczego? Dlatego, że potrafię się zachować tępe dzidy. Przy dzieciach znajomych też nie przeklinam, ani w urzędach, ani w sklepach. To co miałam zapierdalać do telewizji żeby z ukrycia rzucić kurwą? Ot thug life! Taka jestem krejzolka. Błagam…dzieci to oglądają…
Wiecie co robić, żeby Wam się shit nie pokazywał? Nie klikać w shit. Klikać i promować to co dla Was fajne i wartościowe. Ja tak robię i pokazują mi się fajne rzeczy. Nie łażę po Pudelkach (chyba, że o mnie chuje napiszą), nie klikam byle gówna i zawsze wspieram znajomych blogerów, bo wiem, że komcie i lajki mogą dać im powera do działania, a wartościowe osoby trzeba wspierać, żeby nie zaginęły między tym całym szambem.

Jak działa internet?

Ludzie klikają co popadnie, a potem zdziwieni, że na maila przychodzą oferty kremu na powiększenie penisa. Swoją drogą to chyba te kremy działają, bo czasami spotykam osoby, które są ogromnymi kutasami. No takie jest życie, że jeden będzie chujem, a drugi będzie w porzo. Ostatnio dowiedziałam się, że Deynn to kawał chuja. Szkoda, że nie wiedziałam kto to. Jako nieprzecięty człowiek nie zapytałam jak większość ludzi na FB- “A kto to kurwa jest?”- tylko sobie wygooglowałam. I dalej nie wiem. Właściwie nie wiem kto ją wypromował i w jakiej dziedzinie, bo osoba ta niczym konkretnym nie błyszczy. Ale nie moja sprawa. Afera też mnie nie interesuje. Trzymam się z daleka od wszelkich afer i bagienek. Poruszam ten temat dlatego, bo gdyby nie jakaś afera w życiu bym o lasce nie usłyszała. Widzicie? Gówno zawsze głośno krzyczy. Być może laska ma coś ciekawego do powiedzenia, ale jeśli tak nawet jest, to o niej nie słyszałam, ale jak coś jest zaferzone, to wieści moment się rozchodzą. Nie widziałam żeby znajomi klikali jej posty, ale zaczęli klikać jak jej się noga powinęła. To świadczy nie o niej, a o zawiści ludzi. Coś komuś nie wyszło? “Zajebiście! Niech się za robotę weźmie, a nie tylko foteczki, niech zapierdala jak ja za 1500 złotych, hołota”. Bo jak ja nie mam, to czemu ktoś ma mieć? Zamiast – jak ktoś ma, to może i ja spróbuję? Jprdl…
Jak działa internet? Podstępnie! Clickbaitowe nagłówki przyciągają uwagę. Zosia z Krysią klikają, a potem oburzają się, że przecież to oszustwo. Nie, to nie jest oszustwo, to manipulacja. Manipulacja, która działa. Ludzie klikają, wchodzą, a kasa leci. Potem Ci ludzie są oburzeni, ale klikają kolejne podchwytliwe tytuły typu “Ludzie jej nienawidzą! Zarobiła 5 tysięcy nie wychodząc z domu, a wszystko dzięki…”. Wszystko dzięki takim frajerom, którzy klikają w te bzdurne nagłówki. To zupełnie jak z kołczami. Ale o kołczach innym razem? Sama lubię bawić się słowem, lubię kiedy mój tytuł przyciąga, ale robię to (mam nadzieję!) taktownie.
Niektórzy napierdalają tymi paluchami gdzie popadnie, a potem dziwią się jak im dziwne rzeczy wyskakują. Samo się nie robi. Przekonał się o tym kiedyś Tomasz Lis. Tomuś wrzucił skrina na Twittera, a na skrineczku reklama ukraińskich singielek, iukwim? Biedak podniósł lament, że co to za reklamy wyświetlają się na PISowskich stronach. Biedak nie wiedział co to reklama kontekstowa. Więc jeśli po nocach zamawiasz wibratory na AliExpress, to uważaj potem jak z mamusią Pudelka przeglądasz, bo wielce prawdopodobne jest, że wyskoczy Ci reklama półmetrowych dildosów? To się samo nie robi.
W internecie nic się samo nie robi. Generalnie nic nigdzie się samo nie robi. Nawet żeby się wysrać trzeba najpierw zjeść. Chcecie mieć ładny internet? Klikajcie, to co lubicie, a nie dissujcie to co Was wkurwia. Pamiętajcie, że ładne kwiatki bardzo szybko znikają pod stertą gówna. Gówno ma intensywniejszy zapach niż stokrotka, a chyba wolicie dzielić się z innymi bukietem kwiatów, a nie obrzucać gównem? Tak czy siak- wybór należy do Was. Ja o ładne kwiatki dbam.