Tag

Polska

Muzyczne hity. Jesień 2019

By | Blog, Szoty | No Comments

Hitów w tym tygodniu było co niemiara. Wizy, sryzy, co nam po tym, skoro za chwilę nam paszporty zabiorą 😀

Przy sobocie przejdźmy do ważniejszych tematów. Weekendowa lista przebojów.

Niewątpliwym hitem mojego poranka była przeróbka piosenki Ronniego Ferrari. Ale nie, że tam jakieś kolejne patolodży, czy jakaś laska ze skrzypcami. Sprawa najwyższej wagi. Jedna z partii politycznych użyła podkładu muzycznego piosenki, pod którą niejeden Polak zaliczył zgona tego lata. W teledysku Korwin-Mikke liczy bankroll zamiast swoje dzieci, a ojciec Wirgiliusz liczył dzieci swoje, Mikke miał ich więcej, bo sto czterdzieści troje. Przy refrenie i tekście, że na Konfederację oddaj głos królewno, jeśli umiesz liczyć bankroll, spadłam z dywanu na zimną podłogę i tak sobie leżałam tamując krew sączącą się z prawego ucha. W sumie mogli pójść o krok dalej i zachować więcej z oryginalnego tekstu. Uważam, że nie powinni wykreślać wersu o gibonie w ręku. Zachęca także linijka „Płyniemy jak rakieta, posypana mocna feta”. Panie Januszu, (jakże wymowne imię!) cały Monar oddałby na Was głos. A tak to zwiastuję klapę. Bankrollem, to każdy głupi umie przekupić, if u know what I mean 😎😈

Kiedy myślałam, że dziś już nic bardziej nie złamie mi psychiki. Kiedy otrząsnęłam się z szoku po spocie wyborczym z innej planety. Kiedy myślałam, że moje uszy nie mogą krwawic bardziej… Pojawiła się ONA! Nie O.N.A! ONA! Jedna z sióstr. Tych sióstr. Nie wiem która, bo obie mają tego samego ojca chirurga, może nawet Korwin-Mikkego, bo on to chyba wszędzie swe nasienie zasiał niczym siewca z przypowieści. I wtedy wchodzi ona, cała na czerwono. Wita się serdecznie drżąc („Płyniemy jak rakieta, posypana mocna feta”). Na piersi jej napis się mieni „Grunwald 1410”. Z historii 5, siadaj. Nie śpiewaj, nie mów, oszczędź nas! Zmiłuj się nad nami! Panna G. zaczyna opowiadać, że za chwilę ̶s̶k̶o̶ń̶c̶z̶y̶ ̶s̶i̶ę̶ ̶ś̶w̶i̶a̶t̶ zaśpiewa hymn Niemiec z okazji Dnia Jedności Niemiec. No i koniec jest bliski. Grunwald, hymn, ale to nie koniec. Pani Ryba przesyła pozdrowienia od potężnego narodu polskiego dla wrogów i oprawców z Niemiec. Że też zapomniała wspomnieć o obozach koncentracyjnych, cóż za niedopatrzenie, takie życzenie mocniej chwyciłyby za serce naszych zachodnich sąsiadów. Nie dotrwałam do końca i nie wiem, czy na końcu było pozdrowienie w postaci ręki mocno wyciągniętej przed siebie. Jeśli chodzi o samą interpretację, to straciłam przytomność po pierwszych wersach. Z niemieckiego pała. Siadaj. Albo uklęknij.

Taka sobota. Pozostaje się napić. Nawet Beatka, która wyskoczyła mi pod Panią Rybą wyglądała jakby życie jej się złamało. Tu nie pomogą jej napary i uśmiech na depresję. Tutaj nie pomogą nawet kartofle na depresję od Małgoni. „Nic naprawdę nic nie pomoże…”

I w sumie dobrze, że Trump zniósł te wizy. Mając przed sobą zbliżające się wybory i wojnę z Niemcami, nie pozostaje nic innego tylko mocniej wiosłować.

Polskie malwy

By | Blog, Szoty | No Comments

Coraz więcej w SM hibiskusów. Ludzie wyjeżdżają, fotografują, hibiskus jest bardzo fotogeniczny. Ja też lubię robić mu sesje. A jednak wolę malwę. Naszą. Z postrzępionymi lisćmi. Tę ze wsi. Swoją. Wygietą przez suszę, lichą, zwyczajną. Dla niektorych głupią, paskudną, prostacką. Dla mnie jest najpiękniejsza. Dumnie stoi, chce żyć, na przekór suszy, na przekór modzie, na przekór trendom.

Lubię po prostu tak nic nie robić. Tam. Tam gdzie się wychowałam. Nie wiem, czy to przychodzi z wiekiem, czy z doświadczeniem, czy może człowiek docenia te malwy kiedy wie, że hibiskusy ma w zasięgu ręki. Lubię hibiskusy, ale do malwy zawsze wracam. Lubię hibiskusy, ale to w cieniu malwy jest mi najlepiej. Banał. Kiedyś zrozumiecie.

Możecie zamienić słowo “malwa”, na Polska, albo na wieś, na dom rodzinny. Tu wszystko pasuje, choć nie każdy zrozumie. Zamieńcie słowo “hibiskus”, na dowolne miejsce na świecie, na duże miasto. Tu wszystko pasuje, choć nie każdy zrozumie, nie teraz, może nie dziś, może kiedyś.

Majowy grilling po polsku

By | Blog, Szoty | No Comments

Po długiej zimie, po długim miesiącu, po wlekącym się tygodniu – czas na reset. Na co dzień zapięci przez konwenanse po ostatni guzik, niemal dusząc się od pozorów zrzucamy nasze pancerzyki i zasiadamy do biesiady. A Polacy wbrew pozorom to radosny i zabawowy naród (nasze zadowolenie wzrasta proporcjonalnie do ilości wypitych trunków). W dni powszednie naburmuszeni do granic możliwość, narzekający i burczący pod nosem, a im bliżej wolnych i ciepłych dni – coraz bardziej pożądamy dobrej zabawy.
W Juesej ludzie organizują bbq, radosne spotkania w gronie bananowych ludzi, albo dla odmiany projekty X, Y czy tam inne rozpierduszki. W Brazylii tańczą, śpiewają, dupczą, jest wesoło i uciesznie, a świat patrzy z zachwytem. Jak wiadomo my lubimy po swojemu. Po swojemu czyli jak?

Naszym narodowym sportem nie są ani skoki narciarskie, ani piłka nożna, chociaż każdy prawdziwy Polak wie o tym wszystko i do tego lepiej niż zawodowcy. Naszym narodowym sportem jest grilowanie. Koniecznie przez jedno „L”, bo ma być po polsku, a nie jakieś zachodnie bylecochujwico. Pewna znana kreatorka smaku, jak każe o sobie mówić, twierdzi, że „Polacy na ogół grillują w barbarzyński sposób. Wrzucamy na grill kiełbasę i otwieramy piwo, tak mniej więcej to wygląda. Grillujemy byle co. Rzadko grillujemy ryby, nie dbamy o to.” Owszem grillujemy po barbarzyńsku, bo grillowanie to taki troszeczkę nawyk pierwotny. Brodate przodki leźli do ognia i piekli jakieś dinozaury wcześniej ubite kamieniami. Całą zimę rzucali tymi kamieniami, tygodniami, miesiącami aż dinozaur padł i hop na ruszt. No to te przodki se piekli te reksy i dupczyli, jedli mięcho brudnymi łapami, zagryzali narkotycznymi jagodami i balaaanga. Tak, wrzucamy na grill kiełbachę, bo czymś trzeba zagryźć hektolitry piwa, a po piwie obojętnie czym zagryzamy. Ale że ryb nie grillujemy? Pffff… wiadomo, że rybka lubi pływać, a grill na sucho to nie grill, a w Biedrze mają fajne pstrągi, które po nadzianiu zielskiem fajnie skwierczą. Można narobić sałatek i cholera wie czego jeszcze, ale grillowanie to tylko pretekst do towarzyskiego spotkania, a nie do objadania. Bo my jesteśmy towarzyscy tylko skrzętnie to ukrywamy. Może dlatego, że mamy dużo trosk, może dlatego, że sami stwarzamy te troski…

Alkohol nie rozwiązuje problemów. Podobnie tak, jak i mleko. Nienawidzę mleka. Do alkoholu nic nie mam o ile ktoś pić umi. Za małolata – tanie wino po cichaczu, żeby było po kosztach. Kiedyś nikomu nie przeszkadzało, że wino jest z rocznika zaszłotygodniowego. Im bardziej lata postępują i ilość zer na koncie, tym można bawić się z większą kulturą. Można. Bywa różnie, bo ani zera, ani lata nie mają wpływu na działanie alkoholu. Zaletą alkoholu niezależnie od jego ceny jest to, że działa w sposób demokratyczny. Nie dlatego, że po nim zdarzają się dramaty, tylko dlatego, że nie ważne co pijesz i czy jesteś pan czy plebs tak samo możesz skończyć w rowie.

Grillujmy więc narodzie, pijmy piwo, jedzmy kiełbasę, ryby albo i kartofle z ogniska, do wyboru do koloru. Co kto lubi, a nie co Gessler powie. Mierzmy tylko siły na zamiary, żeby nie skończyć jak pokrzywiony łuk Eiffla w Pizie. Po każdej imprezie trzeba stać prosto i dostojnie jak dar narodu radzieckiego dla narodu polskiego, nawet jak nas ktoś chce zburzyć. Bo po takim grillu trzeba być jak ptak, jak paw dumny ale bez puszczania pawia i wywijania orłów z gilem pod nosem. Czuj, czuj, czuwaj!