Tag

piwo

Chmielaki 2022

By | Blog, Rozkminy | No Comments

Wspaniałe to były Chmielaki, nie zapomnę ich nigdy! Nie żebym po nich tydzień dochodziła do siebie, ale musiałam ogarnąć różne sprawy.

Pijaństwa i pijaków nie znoszę. Pewnie macie w głowie takie wtf, bo jak to piwo swoje ma, Chmielaki pokazuje, a nie lubi mordy zachlać. No nie lubię. Lubię wypić 2-3 piwka okazjonalnie, nacieszyć się smakiem, a niektórzy się dziwaczą, że jak to tak i ja jedno piwo kupuję w cenie ich czteropaku. A no tak, piję ze smakiem, a nie żeby się odciąć, bo ja się nie mam od czego odcinać. Kultura picia w naszym kraju prawie nie istnieje. Daleko nam do krajów południowych, gdzie wieczorami ludzie wychodzą z domu i sącząc lekkie alkohole spędzają ze sobą czas. Długa droga przed nami. Polacy jeszcze nie dorośli do degustacji, ciągle większość pije żeby paść. Smutne. Niemniej zauważam, że to się zmienia. Powoli, ale jednak. Mam dużo znajomych, którzy nie piją wcale, bo tak i już. Na weselach już nikt nie bredzi, że czemu nie pijesz, ze mną się nie napijesz i takie tam. Również Chmielaki przeszły transformację, która może jeszcze nie jest jakaś znaczna, ale zauważalna.

Pierwsze Chmielaki odbyły się w 1971 roku. Jest to najstarszy i największy festiwal piwny w kraju, a właściwie Ogólnopolskie Święto Chmielarzy i Piwowarów. Takie polskie October Fest, tylko, że w sierpniu. Niegdyś Chmielaki odbywały się w drugi weekend września, od kilkunastu lat impreza ma miejsce w przedostatni weekend sierpnia. Wydarzenie zostało przełożone, bo we wrześniu pogoda bywała kapryśna. Pamiętam jak lata temu spędziłam Chmielaki w zimowej kurtce, to właśnie wtedy nauczyłam się pic grzańca 😉 Uważam, że sierpniowa data jest lepsza pod wieloma względami, chociaż na chmielowe dożynki jest trochę za wcześnie.

Chmielaki to nie tylko picie piwa. Chmielaki to takie piwne miejsce spotkań. Imprezie towarzyszą różne inne wydarzenia na przykład Chmieloty, Półmaraton Chmielakowy, czy Konsumencki Konkurs Piw. Krasnystaw jest zamykany na trzy dni, podczas których można posmakować różnych piw. W tym roku było to aż około 1000 rodzajów złocistego trunku! Co ciekawe, w tym roku rozsmakowałam się także w piwach bezalkoholowych. Nie tak dawno wymyślono metodę całkowitego usunięcia etanolu zachowując przy tym wszystkie walory smakowe piwa. Dzięki temu piwo bezalkoholowe przestało być mdłymi pomyjami bez smaku. Czytajcie etykiety, są piwa O%, ale też takie, które mogą mieć do pół procenta alkoholu. Nie polecam mimo to żadnych piw osobom w ciąży, uzależnionym (nawet 0% może być wyzwalaczem) oraz kierowcom. Bo po co? Bez piwa da się żyć, po piwie mogą się zadziać różne tematy. Ale ja nie o tym.

Ja o Chmielakach Krasnostawskich. Stare wygi twierdzą, że kiedyś to były Chmielaki, teraz to nie to samo. Oczywiście, że nie to samo, bo nic nie stoi w miejscu. I bardzo dobrze! Niegdyś piwa brakowało tak jak wszystkiego. Można było kupić piwo spod lady lub prosto z paki żuka. Czy dzięki temu było lepiej? No nie. Wolę 1000 rodzajów piw. Jeszcze kilkanaście lat temu na Chmielakach większość stoisk było obleganych przez kampanię piwowarską i znane byle jakie browary. Pisząc byle jakie mam na myśli popularne browary z cienkim piwem. Owszem, można było kupić kufel browara za 3 złote, ale czy po to są Chmielaki żeby upodlić się po taniości? No nie. Od kilku lat mamy inne czasy, osobiście uważam, że lepsze. Na salony wjechały krafty. Dopieszczone piwka w wielu smakach, na różnych chmielach, przeróżne rodzaje, zapachy, goryczki, słody! Wspaniały jest to czas dla osób, które lubią uraczyć swoje kubki smakowe kufelkiem zimnego złota. Ceny za takie piwo oscylują w granicach średnio od 10 do 15 złotych. Były też piwa tańsze i droższe. Było nawet takie za 60 złotych za butelkę, długo leżakowane w beczkach po whisky, dopieszczone, warzone w niewielkiej ilości. Wolę wypić 2 dobre, droższe piwa, niż 10 byle jakich. Jeśli mam pić byle jakie piwo, piję wodę. A więc czy kiedyś było lepiej? Było inaczej. Osoby, które mówią, że kiedyś było lepiej nie tęsknią za lepszymi według nich czasami, a za swoją młodością, ot i sekret 😉

Podczas Chmielaków mamy dwie, a nawet trzy sceny. Główna, w parku, nazwę ją popowa. Występują na niej gwiazdy muzyki popularnej. W tym roku należy pochwalić wykonawców młodego pokolenia. Roksana Węgiel, mimo, że fanką nie jestem, dała bardzo fajny energiczny koncert. Piękny głos, dobry kontakt z publicznością. Mery Spolsky również dała z siebie dużo pozytywnego wajbu. Vito Bambino przyszedł i pozamiatał. Niestety „stare” gwiazdy nie dowiozły, a szkoda. Muzyka smętna, zupełnie nie pasująca do imprezy z pianką. Od kilku lat koncerty organizuje RMF Lato na Maxxxa i to oni dobierają gwiazdy. Niestety oprócz tego nie promują w żaden sposób Chmielaków, wykonawcy występują nie pod szyldem Chmielaków, a RMF Maxxx, Pomysł totalnie z dupy. Ale cóż… miasto pozbyło się problemu, nie muszą sami ogarniać artystów, zajmuje się tym RMF (za niemałe pieniądze!). Pomysł tragiczny.

Druga scena rozstawiona jest na dworku. Tam możemy posłuchać spokojniejszej muzyki, ludowej, czasami alternatywnej, czasami bluesa. Ogólnie mniej popularne nurty muzyczne. Zarówno miejsce jak i dobór artystów jest miłą odskocznią. Żałuję tylko, że miasto zrezygnowało z Chmiel ROCK, który lata temu przyciągał tłumy wiadomo jakim gatunkiem muzycznym. Uważam, że to powinno się zmienić.

Trzecia scena, to właściwie nie jest scena, ale tak ją sobie nazwałam roboczo. Jest to strefa disco pod szyldem Tyskiego. Nie będę obiektywna, bo nie lubię ani disco polo, ani Tyskiego 😉 Tam zazwyczaj bawią się tłumy. Nie dziwi mnie to, bo muzyka jest skoczna, a piwo cienkie i tanie. Dla każdego coś miłego. W tym roku było jakby mniej disco polo, a więcej muzyki dyskotekowej. Wiem, bo mieszkam niedaleko i o 3 rano wanna drży mi w rytm przebojów 😀

Czy to były fajne Chmielaki? Bardzo! Otaczam się wspaniałymi ludźmi, a nie od dziś wiadomo, że towarzystwo to połowa sukcesu. W tym roku zostałam ryjem polskiej świni, co było dla mnie miłym doświadczeniem, a kto jak kto, ale ja mięcho lubię tak samo jak krafty. Dużo czasu spędziłam też na stoisku Incognito, bo lubię i chcę. Ludzie chętnie kupowali zimną Niewyparzoną Pudernicę, butelki skończyły się już w sobotę! Uwielbiam ten nasz mały, regionalny browar i właścicieli. Wybitne trunki warzą! Dużo gadałam z Wami Lubiczami, zbijaliśmy piąteczki, piliśmy piwko, były autografy, fotki i wspólny sympatycznie spędzony czas. Uwielbiam ten klimat i dziękuję za tak liczne przybycie!

Niestety gołym okiem widać też niedociągnięcia. Promocja i reklama Chmielaków leży, kwiczy i drży w konwulsjach. Informacje o tej kultowej imprezie powinny krążyć po całym kraju co najmniej od maja. Media tradycyjne, social media, influencerzy, plakaty, bilbordy, ulotki, możliwości jest masę niestety włodarzom miasta najwidoczniej się nie chce. Owszem, są to dodatkowe nakłady finansowe, jednak koszty zwróciłyby się kilkukrotnie. Ale to trzeba przede wszystkim chcieć! A u nas lepiej narzekać, że to nie to samo, a robić nie ma komu. Szeroko zakrojona reklama podniosłaby prestiż, przyniosłaby zyski. Nad tym aspektem należy się pochylić. Jakże dziwnie mi było przyjmować rok temu propozycję festiwalu piwnego z Wrocławia. Zamiast reklamować imprezę z mojego miasta dostrzeżono mnie na drugim końcu kraju. No cóż. Za sentymenty smalcu nie kupię 😉  I nie chodzi tu o mnie, ale o całokształt. Reklama, działanie – tego brakuje. No i jeszcze może tojek mogłoby być więcej 😉

Podsumowując. Chmielaki się odbyły. Jest to świetna impreza. Mogłaby być lepsza gdyby komuś się chciało. Do zobaczenia za rok w przedostatni weekend sierpnia!

10 typów piwoszy. Którym piwoszem jesteś?

By | Blog, Kocopoły | No Comments

Ciężko ugryźć kulturę piwną w kraju, gdzie alkohol kojarzy się z chlaniem na umór, a zakup dobrego piwa często spotyka się z tekstem typu – „Cooo?! Piwo za 10 złotych? To ja mam za to czteropak XXX!”. Wiem, jak jest. Sama często spotykałam się z podobnymi opiniami. Niejeden woli kupić kilka byle jakich piw i się urżnąć. Ja wolę jedno, dwa dobre piwa (najlepiej własną Niewyparzoną Pudernicę, wiadomo!), niż 10 byle jakich. Kwestia wyboru, upodobań i nałogów. Bo niestety, wszędzie i zawsze trzeba mieć umiar. Można być smakoszem, można być alkoholikiem, albo zwykłym pijakiem, można też nie pić wcale. Każdy z nas ma wolną wolę i wybiera własną drogę. Osobiście uważam, że najlepiej być smakoszem albo nie pić wcale. Do nadużywania alko nie namawiam, wręcz przeciwnie – uczulam, bo łatwo można przepaść.


Wróćmy jednak do przyjemności. Jeśli ktoś jest pełnoletni, nie nadużywa alkoholu, potrafi się rozsmakować w dobrych trunkach, a przede wszystkim ma poczucie humoru, to ten wpis jest dla niego. Powstał on z okazji 11. Wrocławskiego Festiwalu Dobrego Piwa, który odbędzie się już w najbliższy weekend (3-5 września 2021) na Stadionie Wrocław. Jeśli ktoś ma niedosyt po Chmielakach Krasnostawskich, to jest okazja na poprawiny we Wrocku 😉 I tak, będzie można kupić Niewyparzoną Pudernicę!


Jak tak sobie węszę wśród piwoszy, to mogłabym pijących piwo podzielić na kilka grup. Na festiwalach piwnych przewijają się wszystkie typy. Mam dla Was ściągę. Możecie sobie wydrukować, wybrać się na WFDP i odhaczać jak w bingo 😀


Piwny Fanatyk

Wszędzie łazi ze swoim pokalem. Każdy łyk piwa przeżuwa jakby burgera opierdalał. Macha tą swoją szklaneczką, wącha jakby miał gówno w szkle. Krzywi się, coś w głowie przetwarza. Burczy pod nosem, że IBU nie takie, a chmiele by zmienił. Gardzi wszystkim co nie jest kraftem. Wytyka palcem tych, którzy piją piwo z “kampanii piwowarskiej”. Nie szczędzi gorzkich słów pod adresem zwykłych smakoszy, którzy jego zdaniem są niegodni by w ręku kufel trzymać. Kuflami zresztą też gardzi, bo kufel nie oddaje odpowiedniego aromatu piwa rzemieślniczego, które spożywa. Wie wszystko i najlepiej, dlatego rzadko występuje stadnie. Jest raczej samotnikiem, który wpierdala się między wódkę, a zakąskę, a właściwie między kufel, a szklankę i nieproszony poucza wszystkich w temacie piwa.


Zwykły Smakosz

Przychodzi na festiwal, żeby poznać jakieś nowe smaki. Skosztuje trochę jasnego, trochę ciemnego. Powie dobre słowo barmanowi. Krafcik chętnie, zwykłe jasne pełne pod kiełbasę – nie ma sprawy. Typ nienarzucający się, zazwyczaj sympatyczny i taktowny. Wiedzę piwną podstawową posiada, ale nie żongluje nią jakby od tego zależało jego życie. Lubi rekreacyjne wypady na piwne ciekawostki, ale nie odmawia też kumplowi Żywca. Pocieszny stwór.


Piwny Janusz

Na piwną imprezę przyszedł, bo przeczytał tylko, że piwo będzie. Na miejscu chodzi i marudzi, że serwują jakieś drogie gówno bez smaku. Że śmierdzące to piwo, za gorzkie, za słodkie, a przede wszystkim za drogie! W ogóle to nie ma to jak Tatra! On by miał sześciopak Taterki w cenie jednego piwa na imprezie. Patrzy na ludzi jak na wariatów. Kiedy ktoś daje mu na stoisku skosztować piwa ten przykleja się do kega i każe sobie nalewać na skosztowanie wszystkie rodzaje dostępnych piw. Po wyssaniu wszystkich próbek, stwierdza, że nic nie kupi i Tatra lepsza. Potem idzie do kolejnego stoiska. Z festiwalu wychodzi szybko nie wydając grosza, ale zachwianym krokiem i kieruje się prosto do Żabki. Po Tatrę.


Soczanka

Zazwyczaj samica, ale samców też takich spotkałam. Podchodzi pod stoisko, barman pyta co podać, a Soczanka mówi, że z sokiem. Ale co z sokiem? No dla niej z sokiem. Piwo z sokiem. Obojętnie co, byle zabić smak sokiem. Taniej byłoby wypić sok, ale co kto lubi. Wszystko jej smakuje, każde piwo chwali, byle tylko połowę kufla stanowił sok. Pocieszne stworzenie, nieszkodliwe społecznie. Wkurwia się tylko kiedy słomek nie ma.


Nieboniec

Typ z gatunku niebońców kieruje się w swoim piwnym życiu mottem „nie, bo nie” i elo. Jeden z podgatunków całkowicie nie lubi piwa, bo śmierdzi, bo gorzkie, bo bąbelki w nos szczypią i nawet nie skosztuje, bo nie. Na piwne imprezy przyłazi dla towarzystwa albo żeby powkurwiać i gardzić smakoszami. Drugi z podgatunków niebońca, to nieboniec wybiórczy. Pije tylko ciemne albo tylko jasne piwo, tylko IPY albo tylko APY, wybiera sobie wąski zakres piw, a resztą gardzi. Na pytanie, dlaczego nie skosztuje ciemnego, mówi, że nie, bo nie i chuj, i po temacie.


Instabirstar

Założył Insta piwnego, żeby móc wymuszać od browaru darmowe piwa do recek. Na festiwal przyjeżdża na specjalne zaproszenie od organizatorów i zamiast pokazywać co dzieje się na imprezie to cyka milion fotek swoich stylówek i wymusza darmowe piwo. Bez różnicy jakie, bo jego wiedza kończy się na tym, że gorzkie piwo jest bardziej trendy. Jeśli jest dopiero aspirującym Instabirstar, to jedzie na imprezę na własny koszt i kręci się w okolicy atrakcyjnych miejsc i ludzi udając, że dostał zaproszenie, nocleg i dobre wynagrodzenie. Nieszkodliwy gatunek, ale psuje imidż tym prawdziwym Instabirmanom.


Instabirman

Zakręcony znawca piwa, który każdy łyk złotego trunku skrupulatnie opisuje w social media. Na festiwalu robi miliony zdjęć, stories, lajwów. Ochoczo opowiada swoim odbiorcom jakie pije piwo, które jest najlepsze, które mu nie smakuje. Dzieli się każdą minutą imprezy. W jednym ręku dzierży telefon, w drugim piwo. Zazwyczaj ma dużą wiedzę, ale nie wciska jej nachalnie. Jeśli chcemy z nim pogadać, to szybciej będzie w wiadomościach niż na żywo, bo nie ma czasu na pogaduszki poza siecią.


Okazjusz

Wpada na festiwal, żeby nazbierać fantów. Albo je kolekcjonuje albo opierdala na OLXie. To nieistotne. Najważniejsze, żeby nazbierać jak najwięcej gadżetów. Kufle, szklanki, smycze, podkładki, etykiety, liczy się ilość. Jeśli koszulki są po 5 dyszek, to będzie dotąd zawracał dupę, aż kupi ją za 19,99 i jeszcze na ładne oczy wysępi browarka. Potem chodzi z tym jednym browarkiem do końca dnia i wyciąga kolejne długopisy z logiem browarów. Upierdliwy, ale nie szkodliwy typ.


Pseudoznawca

Samozwańczy znawca. Godzinami będzie się wykłócał, że nie mówi się pyłek chmielowy tylko lupulina, bo tak wyczytał w internecie i słówko brzmi bardziej pro. Udaje, że wszystko wie, a tak naprawdę nie odróżnia IBU od BLG (Jeśli też nie odróżniacie, to tutaj się dowiecie co jest czym 😉 http://www.festiwaldobregopiwa.pl/dla-gosci/poradnik-piwosza/). Jedyne co odróżnia, to kolory w piwie. Jest przekonany o własnej zajebistości i zanudza każdego kogo spotka myśląc, że inni nie widzą, że opowiada kocopoły. Natrętny i upierdliwy. Wystarczy dać mu najtańsze piwo i wmówić, że to najdroższy kraft świata i już będzie opowiadał barwne historie o pochodzeniu chmielu, wody z alpejskich źródeł i wyczuwalnej nutce egzotycznych owoców. Kiedy powiesz mu prawdę, zarzuci focha i oddali się w poszukiwaniu innego towarzystwa, któremu skatuje banie.


Wisimita

Wisi mu to jakie piwo pije. Ma być zimne. Ale jeśli nie ma akurat zimnego, to ciepłe też będzie ok. Piwo jest po to, żeby je pić. Nieważna jest marka, skład, chmiel. Nic nie ma znaczenia. Najważniejsze, żeby było piwo. Koszulka „Piwo, to moje paliwo”, to jego ulubiony gadżet. Piwko może być do popijania obiadu, może być do filmu i może być z okazji weekendu albo bez okazji. Jak jest jakaś promka w Biedrze, to chętnie stanie w kolejce o 6 rano, bez różnicy jakie piwo kupi, to i tak kupi. Piwo to piwo.


Pewnie znalazłoby się jeszcze więcej typów piwoszy, ale pić mi się zachciało od tego pisania 😉 Utożsamiacie się z którymś gatunkiem miłośnika piwa? Lubicie piwo? A może tylko z sokiem? A może tylko gorzkie? A może Tatra? Nie ważne jakim typem jesteście, w imieniu organizatorów zapraszam Was na Wrocławski Festiwal Dobrego Piwa, tam z pewnością każdy znajdzie coś dla siebie.

Szczegóły znajdziecie na stronie i SM organizatora:

http://www.festiwaldobregopiwa.pl/ https://www.facebook.com/festiwaldobregopiwa/ https://www.instagram.com/wroclawskifestiwaldobregopiwa/

Kangoo całe piwem zajebane, przypominam! Euro 2020

By | Blog, Kocopoły | No Comments

Euro 2020 rozgrywa się w 2021 roku, a to dopiero początek tego obłędu. No bo wracasz pewnego dnia do chałupy i od progu potykasz się o jakieś szpargały. Koszulka, szaliczek, gwizdek jakiś, czapka. Kurła, czapka i szalik w lecie? Wiesz, że coś się dzieje. Dobrze, że wuwuzele zostały zakazane po tym jak w RPA ludziom krew z uszu ciekła. Kopiesz to na bok, nogą odgracasz sobie ścieżkę. Jakoś tam dołazisz do kuchni. Wyjmujesz zakupy z torby. Otwierasz lodówkę i… taki chuj. Palca nie wścibisz, a co dopiero hummus z buraka, jarmuż z dziewiczych upraw i antrykot z kangura.

Cała lodówka zajebana najtańszym piwem w sześciopaczkach. Dyskonty jebane. Promocji narobiły. Stary o 5 rano, zamiast do roboty, to pod market pojechał. A tam już inni podobni jemu. Andrzej spod piątki, Tomek z parteru i Heniek z tego domku pod lasem. Cała klika. Podmianki od północy robili, jakby kroksy kto rzucił. Teraz stoją wszyscy, bo o 6 otwarcie przybytku. Za nimi stado chłopstwa. Każdy nogami przebiera. Trawnik wydeptany. Sportowce pierdolone. I wtedy sezamie otwórz się! I ruszyli. Że starsi ludzie po karpie biegną, to idzie zrozumieć. Że dzieciarnia po lody na złamanie karku zasuwa, to do ogarnięcia. Ale żeby stado samców deptało sobie po głowach, bo najgorsze piwo 20 plus 20, to już pojęcie przechodzi. Dobra. Biegną. Łapią. Od 4 lat tyle ruchu nie zaznali. Brzuchami się klinują między półką z podpaskami, a paletą z napojem jabłkowo-wiśniowym. Walczą jak lwy. Bożesz Ty mój panie Władysławie, jakby oni tacy waleczni byli kiedy trzeba! No orły, sokoły, herosy! Wracają z obitymi mordami, ale cały kangoo Heńka piwem zajebany. Husarze.

Po 3 wdechach dokopujesz się do kibla, a tam srajtaśma w barwach Euro. Do tego idealnie się nadaje. Do pokoju też jakoś udaje Ci się przebić. Sadowisz kuper na kanapie i odpalasz ulubiony serial po ciężkim dniu. I już jest klika. Stary morda wymalowana, koszulka w narodowych barwach misternie naciągnięta na sześciopak. Na sześciopak z piwem, bo staremu na bęben się nie zmieściła. Siada stary. Siada Heniek. Ten co ma kangoo. I pssttt! Szczynopiwo otwarte. Pilot zabrany. Gówno nie serial obejrzysz. Mecz. Ale mecz za godzinę przecież! Ale studio! Prawdziwy sportowiec zaczyna wcześniej żeby powzdychać za sztuką Strejlaua. Ależ on jest artystą! Matejko mógłby mu buty czyścić. To Gmoch kretynie! A Szpakowski? Matko bosko mistrzosko! Tylko dla niego TVPis można odpalić! Ale w Fifce, to jego komcie zjebali. Wstyd. Słuchać się nie dało. Ale w telewizji, nawet w pisiorskiej, Szpako, to miód na uszy. I Borek. Borek to nie w Polsacie? Borek też się sprzedał? Pewno mu dobrze posmarowali. Ale w TVPis też zawsze był. To jak to jest? Nieważne. On ładnie komentuje. To czas na drugie piwko.

Po trzecim zaczyna się mecz. A już na pęcherz ciśnie. Ni to iść, ni oglądać. Stary leje przy uchylonych drzwiach do kibla żeby gola nie przeoczyć. Heńkowi nie wypada, ale po 6 piwku wypada mu szczać z balkonu, bo z balkonu telewizor widać. Siedzisz tak między nimi i zaczynasz się wczuwać. Antrykot dalej na stole. Kurwa, do wyrzucenia będzie. Sięgasz po piwo zła jak pies. Stary się drze, że trzeba se było kupić i nie starczy. Ta, nie starczy. Kangoo całe piwem zajebane, przypominam. Dobra. Dali. Humor Ci się poprawił, to chcesz zabłysnąć i pytasz o spalony. I już wiesz, że to nie był dobry pomysł. Stary wzrokiem Cię przeszył. Heniek niby tłumaczy. Że jak ten co mu strzelają przekroczy linię, że odbiór piłki, że jak drużyna, że jak piłka, że jak Jezu kurwa ja pierdolę! Niech to Gmoch rozrysuje. O nic więcej nie pytasz.

Reklamy. Jak nie jebnie po głośnikach! A reklamy to zawsze jakby kto granat do publicznego kibla na PKP rzucił! Lecą się odlać wszyscy, czas chcą wykorzystać. Do lodówki po kolejne sześciopaki. Jedzenie by się przydało, ale to po pizzę się zadzwoni, bo przecież w lodówce już na jedzenie miejsca brakuje. Heniek se przypomina, że przecież czipsów nabrał i w kangoo ma. Leci szybko na parking. Nogi mu się plączą. Odlał się jeszcze pod balkonem na zapas i wraca. I mówi, że deszcz chyba zaczyna, że jak on tam dojdzie do tego swojego domku pod lasem. Śmiejesz się cicho, ale nic nie mówisz. Dusisz się już. Ale od zapytania o spalonego morda na kłódkę, nie powiesz chujowi, że szczał po balkonie, to mu nakapało. Niech ma. Dobra. Cicho, bo mecz! Cicho kurwa!

Dramat jest, bo przecież ich faworyci już na starcie wbili sobie samobója. A jak jest dramat, to pije się coraz więcej żeby ten dramat zagłuszyć. Piwa nie zabraknie, cały kangoo piwem zajebany, przypominam. A ten, to źle nazwisko wymawia, a ten piłkarz, to ma taką żonę, że by ją cimcirimcim. A nie, bo tamten ma lepszą. A nie, bo one wszystkie takie same, bo jeden ojciec skalpel. A ten, to taki ćpun był i patrz, gra i daje radę. A pamiętasz jak w mistrzostwach nasi do finału doszli? A w 98 jak były te mistrzostwa świata, co Francja wygrała, wtedy to było! Brazylię wymęczyli! Ale Chorwacja to dopiero grała! Nie to co teraz! W końcu jakiś tam gol dla ich drużyny. Cieszą się, skaczą, morda pomalowana tanimi farbkami spływa od tych emocji, alkohol tak paruje, że pies sąsiadów wyć zaczyna. Brzuchy im skaczą, dziura w skarpecie coraz większa. Sportowcy. Dobrze, że te wuwuzele zakazali…

W końcu koniec! Koniec meczu! Stary i Heniek widzą ulgę na Twojej twarzy. Stary oznajmia, że to dopiero pierwszy mecz. Pierwszy z ilu? Z wielu! Kurwa! To ile tego jeszcze? Dziś 3, jutro 3, pojutrze, popojutrze… I już wiesz, że miesiąc wyjęty z życia. A co to będzie jak Polska będzie grała? Dobrze, że nasi, to tylko 3 mecze, bo to przecież jakaś kumulacja. Na szczęście kangoo pełne piwa, przypominam. W myślach już układasz listę zakupów. 100 litrów prosecco powinno wystarczyć. 100 litrów prosecco i Halinka ze swoim dostawczakiem. Jakoś to będzie Grażynki! Dobrze, że wuwuzele zakazali!