Tag

pędzle

Ciuchy z Chin? Dlaczego nie!

By | Blog, Świat Szmat | No Comments
Podobno chińskie ciuchy to badziew. Podobno. Kupując szmatę za dolca, można spodziewać się szmaty za dolca. Ale kiedy człowiek ruszy na przemyślane polowanie, może wyłapać ciekawe perełki. Tak bajdełej, to w sieciówkach też chińszczyzna, ba, firmówki typu Adidas, czy Nike, to też chińska produkcja. Oczywiście nie mam na myśli podróbek, bo tych się brzydzę i nie kupuję. Pokażę Wam coś co jest chińskie, ale nie tandetne, wygrzebane w pocie czoła w Czajna Szopach.
Bluzka

Na pierwszy ogień bluzeczka z Zaful, za którą (nie)zapłaciłam 18$. Nie zapłaciłam, bo dostałam, wybrałam sobie i przyleciała w przeciągu miesiąca, ze świętami w międzyczasie. Ja wiem, że blogerki piszą KUPIŁAM, taaaa terefere. Bądźmy szczerzy. Dostałam propozycję współpracy i skorzystałam, bo doszłam do wniosku, że za bardzo odgradzam się od wszelkich współprac. Wszystko odrzucam jak jakiś asceta, jakby od tego moje życie zależało. W sumie czemu nie?

Bluzka to sto procent poliester, nie spodziewajmy się wełny z alpak za taką kasę ?Niemniej przyjemnie się nosi, materiał sweterkowy, miły w dotyku, rozciągliwy. Wybrałam rozmiar M, bo wiadomo, chińskie rozmiary trochę odbiegają od tych naszych. Minus jest jeden- mam rude koty i sierść przyczepia się do bluzeczki jak zaczarowana, no ale przecież kotów nie ogolę.
sukienka
Sukienkę wydłubałam na Aliexpress w sklepie Gagaopt7. Zapłaciłam 16$. Rozmiar M. Skorzystałam z wyprzedaży i kuponów, teraz jest troszkę droższa. Jakość super, jak wszystko ze sklepów Gagaopt. Tych Gagaoptów jest kilka i nie wiem, czy mają jednego właściciela, czy co, ale jakość i szybkość na piątkę. Ciuchy z Gagów idą do mnie tydzień, max dwa. Jak na Chiny- wow! Sukienka pierwotnie była bardziej napuszona (obczajcie), ale wyglądałam w tym fasonie jak chuj w kapuście. Matka Boska Wszystkoogarniająca dostosowała kieckę do moich potrzeb. Materiał gruby, mięsisty, piankowy. Idealny, ciepły ciuch na zimę- wkładam i jestem ubrana. Skarpetki z Pepco, jakby ktoś pytał, a na szyi pierdolnik z Zaful.
chockery                                                                                     pędzle
Wiem, wiem, teraz się mówi choker, a nie jakiś rzemyk. Mniej więcej kiedy byłam w podstawówce, moda na rzemyki kwitła, chodziłam obwiązana jak mumia, Moda wraca, to żadne odkrycie Ameryki. Tym razem nie mogłam się przemóc, bo wydawało mi się, że sznurek na szyi był git, kiedy byłam w piątej klasie. Przemogłam się i stwierdzam, że nie wygląda to źle. Chociaż i tak z tyłu głowy zapala mi się lampka, że rzemyk na szyi to czarny pas w obciąganiu?Zafulowe pędzle za 4$, to żadne rarytasy, dla mnie za twarde, chociaż te mniejsze są spoko, bo dzięki temu, że są sztywne dobrze maluje się nimi precyzyjne kreski, czy co tam sobie chcecie namalować. Makijaż po lewej, zrobiłam tymi pędzlami i nie było to katorgą, więc jako tam jakieś rezerwowce oblecą.
sukienka
Tym razem sukienka z Gagaopt (Ali) za jakieś 10$. Śliska, ale nie prześwituje i jest…kolorowa, a ja lubię kiedy widać mnie z daleka. Zresztą co za kretynka założyłaby kieckę z królikiem? No ja…wiadomka. Po prostu lubię ten ciuch, dobrze mi się w nim śmiga. Ma wycięte boczki i łańcuszki na wysokości króliczych łokci. Rozmiar S, czyli nawet taki jaki noszę normalnie. Buty chyba z DeeZee, a nogi od Pudziana.
sukienka
Moja ukochana kiecka z Gagaopt  (Ali) za 15$. Sukienkę podpatrzyłam u koleżanki, która zapłaciła za nią około 150 złotych. Polazłam na Ali kupiłam za ułamek ceny. Ominęłam marżę?Początkowo zamówiłam Skę i cycki mi nie weszły. Dlatego pamiętajcie- tabelka z wymiarami w sklepie, to świętość. Kupiłam Lkę i jest idealna, mogę oddychać. I Ska i Lka szły tydzień, błyskawica! Kiedy wkładam koronkowe cudo, każdy pyta gdzie kupiłam. Wygląd nie zdradza chińskiego pochodzenia, jest świetnie uszyta, materiał solidny, żadnych wystających nitek. Moja faworytka i perła.
Ufff pierwszy raz dokonałam samogwałtu fotograficzno- ciuchowego?Taka ze mnie modelka jak fotograf i grafik, więc tego…W każdym razie warto czasem pogrzebać w chińszczyźnie, bo można trafić nie tylko kity, ale i hity.

Szczoteczka do podkładu, czyli AliExpress po raz enty

By | Bjuti Pudi, Blog | No Comments
Laski prześcigają się w chwaleniu modnymi pędzlami do makijażu. Mam i ja coś tam. Wcale nie markowe i wcale nie na wypasie, a jednak są dobre. Do jednego tylko się nigdy nie mogłam przekonać. Pędzel do podkładu, to dla mnie temat tabu 😉 Pewnego (nie wiem czy pięknego) dnia Sylwia poleciła mi szczoteczkę. Czaiłam się, czaiłam i postanowiłam spróbować. Nie łatwo mi dogodzić, ale…
szczoteczka do podkładu, aliexpress, ali, szczotka, makijaż, make up,
Ale Ale były dwie, jedna chciała, druga nie. Po chuj mi szczoteczka do podkładu, skoro moje niezwykle zwinne palce robią mi dobrze? Pędzlami nigdy nie potrafiłam sobie dogodzić. Sierściuchy albo wypijały mój podkład jak szalone, albo robiły mazy na gębie. Nie no kurwa, po co mi to licho? Ale pacze i pacze – szczoteczka do podkładu kosztuje na Aliexpress dolara. Nie no…już nie będę dziadować za cztery zeta. Kupię. Kupiłam. Dostałam po jakichś 3 tygodniach i hopla. A tak, kupiłam na tej aukcji w tym sklepie.
Szczoteczka jest bardzo miękka. Nie wiem z czyjej dupy wyrwali futro, czy była to wiewiórka, czy plastikowy niedźwiedź, nie wnikam, nie interesuje mnie to. Wybrałam mniejszą wersję, ale świetnie daje radę przy nakładaniu tapety na całej facjacie. Rączka plastikowa, poręczna. Jest to pierwsze narzędzie dopodkładowe, które się u mnie sprawdziło. Szczota nie pije podkładu, nie zostawia smug na gębie, miękko rozprowadza fluidy rzadkie i gęste. Jest świetna. Jestem pozytywnie zaskoczona. Ostatnio próbowałam rozprowadzić podkład paluchiemia i nijak mi nie szło. Także zostaję przy tym zwinnym wynalazku.

Żeby nie było tak słodko-pierdząco, to szczoteczka wkurwia mnie pod jednym względem. Mycie. Jebana jest zbita jak dupa masochisty, wypłukanie każdej cząstki produktu spomiędzy jej kłaków doprowadzało mnie do szału. Moje pierwsze szorowanie skończyło się na płynie do naczyń, bo myślałam, że mnie coś trafi. Sylwia dała mi dobry patent. Przed myciem wystarczy namoczyć brudasa w oliwce, dzięki temu podkład łatwiej wyprać. Fuck yeah! Działa. Trzeba się i tak naszorować, ale nie ma lipy. Kiedy nie mam oliwki używam innych olei, czasem oliwa z oliwek, czasem olej migdałowy, ot każda dostępna tłuścizną, która mi się nawinie. Po dwóch miesiącach nie zauważyłam zużycia, nie wypadł ani jeden kłak. Polecam szczególnie tym, którzy nie wyobrażają sobie nakładania podkładu czymś innym niż własne palce. Do mnie już lecą kolejne sztuki, ot tak na zapas, żebym nie musiała myć jednej w kółko, bo to upierdliwe zajęcie.

Jeśli jesteśmy przy Ali, pokażę coś dla gadżeciarzy. Silikonowa mata do malowania paznokci. Zbędny bzdet, kupiłam z ciekawości. Przydaje się przy tworzeniu kolorowych, stemplowych wzorków na paznokcie. Można na niej mieszać lakiery, ciapać, mazać, co tam chcecie. Po wszystkim wystarczy przetrzeć zmywaczem do paznokci i wszystko jak nowe. Po co mi to? O tak o. Przydaje mi się i mój stół nie jest upierdolony jak ten Durczoka. Matę kupiłam na tej aukcji w tym sklepie.

Tyle. Idę sobie.

 

Pędzle La Femme- must have każdej kobitki, recenzja po roku zmagań

By | Bjuti Pudi | 29 komentarzy
Dziś recenzja produktu, który testowałam około roku. Długo prawda? Teraz mogę Wam powiedzieć absolutnie wszystko na temat tego co zakupiłam.
Chyba każda z kobitek malujących się posiada pędzle do makijażu. Blogerki prześcigają się w zakupach pędzli coraz to droższych, lepszych, modniejszych. Ale powiedzcie mi- czym różni się pędzel za kilka złotych od takiego za sto złotych, jeśli jakość jest identyczna? Marka, logo- tutaj siedzi cena. Nie lubię przepłacać tylko dlatego, że coś jest z firmy X czy Y. Pędzel ma być dobry i się nie lenić. Tyle.
Weronika poleciła mi w zeszłym roku pędzle z La Femme. Cena- około 30 złotych za zestaw 7 pędzli. Grzech nie kupić.
Zdjęcie zrobione tuż po zakupie. Ładne, mięsiste pędzluchy, nowiutkie aż chce się ich użyć. I poszły w użycie.
Wszystkie mysie ogonki schowane w całkiem przyjemne dla oka etui. Z lenistwa już nie wiążę na kokardkę, tylko motam o siebie 😉 Etui w stanie nienagannym służy do dziś, moje pędzle mieszkają w środku i jest im tam dobrze, przynajmniej nic nie mówiły, żeby im się nie podobało.
Ponumerowałam każdą sztukę i o każdej się wypowiem.
1. Pędzel, który miał być do podkładu, ale ja nie lubię nakładać podkładu pędzlem, więc użyty kilka razy. Sam w sobie jest ok, ale ja lubię podkład paciać paluchami i koniec. Mam wrażenie, że wszystkie podkładowe pędzle tego świata piją podkłady i zużywamy większe porcje szpachli.
2. Pudrowiec, w ciągłym użyciu. Myty, kąpany, używany, zero sentymentów, codziennie zapieprza po mojej facjacie i się nie skarży. Ja też jestem z niego zadowolona i tak sobie razem żyjemy. Sielanka.
3 i 4. Rozcieraki do cieni. Uwielbiam je, moje oka też. Oka mam na swoim miejscu, pędzle są delikatne i ślepi nie wydłubią. Dobrze mieszają cienie, mniejszy sprawdza się też kiedy lekko tuninguję brwi cieniem.
5,6 i 7. Kreślaki. Stosuję do malowania kresek na czy pod powieką, czasem oblecę nimi brwi. Wiem, że mają inne przeznaczenie, ale mi służą do tego co im każę. Nie skarżą się.
źródło- https://allegro.pl/sklep/33587178_lafemme
Pędzle mają troszkę inne przeznaczenie, a ja używam po swojemu. Dlatego wrzucam Wam skrina ze strony sklepu, żebyście mieli rozeznanie i przy okazji wiecie z jakich stworzeń pędzle są wykonane. Część to kłaki z prawdziwych wiewiórek, soboli, część to typowe plastikowe niedźwiedzie.
Po roku mój zestaw wygląda tak. Specjalnie nie umyte, a niech będzie wiadomo, że pędzle nie próżnują tylko są w ciągłym użyciu. Pędzel do pudru lekko się roztrzepał, ale nie stracił na jakości, od czasu do czasu zgubi pojedynczy kłaczek, ale zdarza mu się to sporadycznie, więc nie drę na niego mordy. Podkładowiec siedzi na bezrobociu, reszta pracuje i jest w stanie nienagannym. Nic się z nimi nie dzieje. Są niemal takie jak w momencie ich przyjścia na świat.
Etui już poszło do mycia razem z resztą towarzystwa. Poza normalnymi śladami użytkowania pędzle są jak nowe. No i powiedzcie mi teraz jaki jest sens kupować jeden pędzel za pierdyliard juanów i trzy pierdyliardy rupii? Żeby się pochwalić? Żeby mieć satysfakcję z tego, że ma się coś markowego, modnego? Żeby nie było, to pracowałam na hiper drogich pędzlach z najwyższej półki i co Wam powiem, to Wam powiem, ale Wam powiem- niczym się ta drożyzna nie różni od pędzli La Femme. Powiem więcej, niektóre drogie pędzle leniły się już na starcie, albo po pierwszym myciu. Skoro się nie różnią, to po co przepłacać?
La Femme są wytrzymałe, dobre, przyjemnie się nimi maluje, nie lenią się, nie drapią, są dokładne, ładnie docięte i dobrze wyprofilowane, nie robią smug, mają przydatny i funkcjonalny pokrowiec, kosztują grosze. Nie kupię innych. Teraz myślę o kolejnym zestawie od nich, tylko z innymi pędzlami, tak żeby rozbudować moją mini kolekcję.
Znacie ten zestaw? A może używacie innych pędzli? Czym lubicie się malować, czym nie?