Tag

blogosfera

Jak kraść i nie dać się złapać?*

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Niektórzy na swoich blogach mają powrzucane chujwijakie paragrafy. Inni podpisują zdjęcia, jeszcze inni nie robią nic, bo tak czy siusiak, wszystko co tworzymy należy do nas, a kradzież jest prawnie napiętnowana. (A kto zechce, to i tak zajebie). Swoje fotki oblepiam moją blogową nazwą, a jeśli wrzucam zdjęcia cudze, to tylko takie z darmowych banków, dodatkowo linkuję ich pochodzenie. Nie lubię kradzieży. Żadnej. Dziś chciałabym Wam opowiedzieć o różnych podejściach do “pożyczania” zdjęć i treści.

Przez ponad dwa lata blogowania moja wiedza w zakresie ochrony wytworów ewaluowała. Każdą fotkę, informację linkuję do źródła. Staram się jak mogę, pytam, szukam, chcę być fair. Kiedy już gdzieś tam zaczęłam w sieci się przewijać, poczęły dziać się dziwne rzeczy. Krowy zaczęły dawać ocet, kury niosły kwadratowe jaja, a świnie ujrzały niebo. Zdarzyło się tak, że jedna z  moich czytelniczek (nie wiem, czy stałych, czy okazjonalnych) bawiła się we mnie. Założyła bloga, a jej treści, były kalką moich, tylko jakoś to jej karykaturalnie wyszło, bo blog ledwie co wystartował i zaraz szybko się zwinął. Próbowałam nawiązać z nią kontakt, ale się nie dało. Wylałam żale na moim fanpage, po czym na jej blogu pojawił się post, że została schejtowana i już nie będzie pisać… Chciałam tylko wyjaśnień, ale ok. Problem sam się rozwiązał. I bardzo dobrze.
Po moim ukochanym poście o nawiedzonym domu w Izbicy zaczęły dziać się jeszcze dziwniejsze dziwy. Sąsiadka urodziła siedmioraczki, w ogródku odkryłam złoża złota, a Kaczyński przeszedł do PO. Koleżanka oznaczyła mnie pod fejsbuczym postem pewnego ogólnopolskiego i znanego radia na E. “Wiola, to nie Twoje?”. Moje. Szok. Ogromna firma wzięła sobie moje zdjęcia i wyrywkowe części mojej pisaniny o nawiedzonym domu. Oczywiście z tekstu wyłapali tylko plotki, a nie fakty. Wiadomo- duchy i straszydła to większa sensacja, lepiej się sprzeda. Żeby dotrzeć do bezpośrednich świadków “nawiedzeń”, przegrzebałam znajomych i nieznajomych w okolicy, dotarłam do właścicieli, uzyskałam zgodę na fotografowanie i na puszczenie w eter historii. Włożyłam w ten tekst całą siebie i jestem z niego bardzo dumna. Żeby napisać posta poświęciłam nie godziny, nie dni, a długie tygodnie. A tu ciach i bez mojej zgody cała Polska czyta sobie mój tekst, pod szyldem radia. Wkurwiłam się. Napisałam do nich. Najpierw cisza, potem głupie tłumaczenia, po kilku dniach usłyszałam przepraszam, a radio podlinkowało moją własność. Mogło skończyć się w sądzie, powinno. Odpuściłam pierwszy i ostatni raz. Ale więcej nie odpuszczę. Co mi po przepraszam w prywatnej wiadomości i linku na ich stronie? No własnie. Kolejnych razów nie będzie. Ktoś mi coś zajebie, to pójdę do odpowiednich instytucji, bo prawo jest po mojej stronie. Człowiek uczy się na błędach.
Jestem uczulona na wszelkie machlojki, ponieważ powyższa sytuacja dotknęła mnie jak ksiądz ministranta po mszy. Niczym strażnik Teksasu z Zadupia Dolnego wyłapuję wszelkie “pożyczki”. Widzicie kosmetyki wyżej? Dostałam je za kozaczenie 😉 Drepcząc po fejsie, doczołgałam się do krańca internetu, a tam piękne zdjęcia z Instagrama. Insta to ogromna społeczność. What the hell?! Napisałam do Clochee, bo tam siedziały zdjęcia. I….zaskoczyli mnie pozytywnie. Znaleźli źródło, dodali linki, przeprosili PUBLICZNIE i wysłali podarek za moje wytropienie wpadki. Szczerze mówiąc, to kiedy poprosili mnie o adres, to spodziewałam się raczej gówna w kopercie za karę, że miałam czelność napisać publicznie co myślę. Nie zwalnia to ich z odpowiedzialności, ale mam nadzieję, że czegoś ich to nauczy. Chociaż tak troszeczkę. Zareagowali błyskawicznie i nie szukali wymówek, ale cholera jasna- pilnujcie swoich praktykantów.
Co mnie najbardziej dziwi? Że duże korpo nie mają skrupułów by kraść od tych maluczkich. Uważam, że powinni dawać dobry przykład i prowadzić swoje social uczciwie, wręcz krystalicznie. Moi drodzy, tu nie ma miejsca na wpadki! Ja kurdupel blogosfery przetrząsam nieraz miliony stron, żeby znaleźć źródło. Da się. Uwierzcie mi- da się, chociaż nie mam sztabu ludzi za swoimi plecami. Owszem wpadki się zdarzają. Clochee przeprosiło publicznie i błyskawicznie naprawiło swój błąd. Radio na “E” kombinowało jak koń pod górę przez kilka dni. Warto narażać dobre imię marki dla kilku lajków i wejść? No chyba kurwa nie bardzo.
*niech Was tytuł nie zwiedzie, jak się coś podpierdoli, to uczciwy Kowalski i tak doniesie 😀 

Czy warto pisać bloga?

By | Blog, Przemyślnik | 44 komentarze
Psioczę na blogosferę ostatnio jakby mi pisanie ból sprawiało, a to przecież nie tak. W każdym środowisku można trafić na kupę gówna, takie są fakty. Mimo tych kup, wkoło rosną fiołki. O plusach blogowania było już wszędzie i dużo. Dziś dorzucę swoje pięć groszy, jednak z trochę z innej perspektywy, bo że zarobić można na blogu, czy zebrać jakieś tam fanty, to jedno, ale co z resztą perspektyw? Perspektywy są i to jakie! Jeśli wahacie się czy założyć bloga, nie wahajcie się.
Pixabay
Nie jestem starym wyjadaczem, nie mam też parcia na ilość obserwatorów i innych nibywyznaczników. Lubię pisać. Ale odkąd pamiętam lubiłam być w centrum zamieszania, taka już jestem i nie będę fałszywie skromna. To, że mój blog dociera do coraz większej liczby osób i spotyka się (przeważnie) z pozytywnym odbiorem, łechce moje ego i dodaje powera.
To miłe uczucie, kiedy koleżanka donosi mi, że miała klientki, które czytają mojego bloga i są pod wrażeniem, komplementują, a potem ta koleżanka z dumą mówi, że mnie zna i jest wow. Może to i płytkie, ale cholera – miłe!
To miłe uczucie, kiedy pisze do mnie właściciel jednej z firm i chce wysłać mi prezent ot tak, bo fajnie piszę. To nic, że nic od niego nie recenzowałam, ale to, że jestem sobą robi wrażenie. Recenzja prezentu? Nie, nie muszę, bo to prezent.
To miłe uczucie, kiedy odbieram telefon z telewizji i TTV wbija do mnie na chatę. Akcja miała miejsce rok temu, ale pokazuje, że nigdy nie wiadomo, kto nas czyta i nigdy nie wiadomo jakie szanse na nas czekają.
To miłe uczucie, kiedy mój profil na FB lajkuje pewien reżyser i gawędzi sobie ze mną jak równy z równym.
To miłe uczucie, kiedy w drogerii podchodzi do mnie dziewczyna i prosi o pomoc w wyborze pomadki, bo czyta mojego bloga i mówi, że jest zajebisty.
To miłe uczucie, kiedy wiem, że nigdy nie kupiłam żadnego lajka, nie wymieniałam się na obserwacje, komentarze ani inne licho.
To miłe uczucie, kiedy nigdy nie wysłałam żadnej propozycji współpracy, a mój mail zapchany jest wszelkimi ofertami. (Oferty bardzo rozsądnie wertuję i zgadzam się może na 5% spośród nich).
To miłe uczucie, kiedy mogę pisać wszystko co siedzi mi w głowie, a ktoś czyta, bo chce, a nie musi.
Pixabay
Mogę nieskromnie powiedzieć, że osiągnęłam sukces. Nie, nie mam grubych milionów z blogowania, ale mam ludzi, którzy pozytywnie oceniają mojego bloga i to jest dla mnie własnie sukces. Otwierają się przede mną kolejne perspektywy, po które staram się sięgać rozważnie. Blogowanie otwiera pewne furtki. Należy tylko pamiętać, które otworzyć, a nie pchać się we wszystkie byle tylko wejść. Nie o to chodzi. Niektórzy tego nie rozumieją, łapią wszystkie współprace jak afrykańskie dziecko wodę i nie patrzą czy ta woda jest dobra, czy zatruta- byle garnek pełny. Owszem staram się być obecna tu i tam, pokazać z jak najlepszej strony, ale nie pcham się nigdzie na siłę, nie wypisuję lizodupczych maili, ani postów. Po co? Fałsz zawsze wyjdzie, pasja zawsze się obroni.
Jeśli wahacie się czy wchodzić w blogosferę, nie wahajcie się!. Nigdy nie wiadomo kto nas czyta po drugiej stronie monitora. Nigdy nie wiadomo jakie szanse na nas czekają. Żeby się przekonać, trzeba zacząć pisać. Wbrew temu co każdy mówi, nie musicie mieć super szablonu, ogromnej wiedzy, miliona lajków, wystarczy pasja, reszta z czasem sama się wyklaruje. Wszystkiego można się nauczyć. Satysfakcja gwarantowana.
A teraz niech mnie ktoś przekona do YouTube, bo się waham 😀

Blogosfera- moja spowiedź

By | Blog, Przemyślnik | 89 komentarzy

Dzisiaj przyszłam pomarudzić. A gówno. Oczyścić się. Chcę napisać, to co napiszę, żeby mieć spokojny łeb, bo post kołacze mi się w bani od dawna, ale bałam się, że może kogoś urażę. Może będzie jakaś wojna. Ale wiecie co? W dupie to mam, całemu światu nawet sama Jenna Jameson dobrze nie zrobi. Ja nikomu nie będę dupy lizać. I co mi zrobicie? Najwyżej nie dostanę kremu do recenzji, a ktoś inny zarzuci focha. Życie.

Pixabay

Jak już wspominałam, zrezygnowałam ze spotkań blogerskich. Jeśli będę się gdzieś pokazywać, to tylko na ogólnopolskich imprezach. Dlaczego? Nie, wcale nie zachłysnęłam się liczbą odsłon czy coś, bo szarak jestem. Nie czuję się gwiazdą, no chyba, że na rodzinnej wsi, bo chyba jako jedyna stamtąd gdzieś się publicznie pokazuję 😉 Męczą mnie spotkania w małym gronie i to nie ze względu na grono, bo większość dziewczyn to super laski, ale z nimi mogę umówić się na spotkanie prywatnie. Chodzi o “wymuszanie” recenzji. Piszę w cudzysłowie, bo niby mi nikt głowy nie urwie, że nie napiszę o cudownym środku na hemoroidy, ale naciski są. Jadąc na spotkanie nie wiem co dostanę, a deklaruję, że recenzje zrobię. Sama się w to wjebałam i już więcej nigdzie się nie zapisuję.

Kiedy podejmuję się jakiejś współpracy, wiem co dostanę, ja ustalam zasady. Czasem podejmuję się też testów jakichś drobiazgów. Dla mnie współpraca to twór długoterminowy, potrzebujący czasu i dokładnej analizy, dziesiątki maili, zapytań, telefonów. A takie testy, to ot na Fejsie jakaś firma rzuca hasło, że ma przypuśćmy 10 balsamów i szuka blogerek żeby się wysmarowały i dały znać, czy nie oblazły ze skóry. Czasem się zgłoszę, bo mój zapach, bo nowość, przetestuję i już. Nie wiem czy widzicie różnicę?

A spotkania? Dostajesz wór prezentów, w tym połowę rozdajesz koleżankom i rodzinie, bo na chuj mi na przykład krem 50+? Nawet na chuj nie potrzebny, bo nie mam. W ostatnim czasie przybył mi za jasny podkład, za ciemny podkład, z 10 kremów do rąk, kilka różowych lakierów, kilka czerwonych i nude, 50 kilogramów próbek, milion szminek w kolorach z dupy. Kurwa nie zjem tego, rozdałam. Pal licho, że mi było nie po drodze z niektórymi kosmetykami, chętni są. Ale! Musze dać recenzje z tych produktów. No i teraz wyobraźcie sobie jak recenzuję Wam podkład w odcieniu dupa murzyna. Albo gdzie mam niby wcisnąć recenzję świeczki zapachowej, skoro tego tematu nigdy nawet końcem kija nie poruszałam? Albo takie drogie jak skurwysyn produkty do włosów z foty powyżej. Firma John Masters Organics, czy Wy se jaja do chuja robicie? Wasze 60 mililitrów szamponu wystarczyły mi na trzy razy, odżywka na dwa, a i tak przy drugim razie mi jej zabrakło. I co ja mam recenzować? W kilku słowach- drogie produkty, jebią naftaliną, a myją i odżywiają jak każdy przeciętny produkt za dychę. Tyle po wielkich testach mogę powiedzieć. Ile taka ogromna firma płaci za reklamę w gazecie? 10 tysięcy? 50 tysięcy? Johny przewijają się w każdym numerze Twojego Stylu, a ja mam na podstawie 60 mililitrów jebać bogaczom reklamę za darmo. A taki chuj. Tak się szanuje blogerów. Owszem, blog to moje hobby, ale dlaczego mam nie dostać choćby 5 klocków za reklamę? Blogerzy, to teraz siła, to z internetu ludzie czerpią informacje. Nie chcecie płacić, spoko, ale wtedy pisze się maila i dogaduje sprawę. Nie muszę brać kasy, ale muszę mieć prawo wyboru. I tak większość współprac odrzucam, bo jak przyjęlibyście propozycję firmy, która daje tydzień na testy eko kosmetyków? No właśnie. Pogoniłam.

Pixabay

Piszę tu, bo lubię i odcinam się od wszelkiego zła. Zawsze szczerze, źle, czy dobrze, ale szczerze. Zawsze. Fajny mam szablon, no nie? Nawet myślałam nad swoją domeną, tylko po to, żeby w adresie nie było magicznego hasła “blogspot”, ale w sumie jeden chuj gdzie piszę, ważne, że do ludzi to trafia. Nie mam czasu się w to bawić. A piękny szablon zawdzięczam Vejjsiątku. Powiedziałam jej tylko, że ma pasować do moich zdjęć z nagłówka. Tyle. Wybrała róż, podobierała otoczkę, a ja zatwierdziłam. I pewnego dnia dostaję wiadomość od innej blogerki, że jak mogłam zrobić różowe tło jak ona. No jak? Srak. Bo przecież jak miałam białe tło, to zerżnęłam od Kasi Tusk, right? Niektórzy myślą, że mają monopol nawet na kolory. Otóż nie. Otóż nie wzoruje się na nikim, bo to ja sama sobie jestem sterem, okrętem, żeglarzem. I dam sobie rękę uciąć, że nim puszczę ten post na moim Fanpage, dostanę wiadomość od tej osoby, że jak ją mogłam obsmarować. A mogłam. u siebie jestem, a nazwiskami nie rzucam. Ja przynajmniej nie bawię się w obsy i komy, zaprzeczając przy tym publicznie. Musiałam Wam o tym napisać, lżej mi. Nie mam zamiaru zmieniać koloru tła o pół tonu, żeby komuś się przypodobać. Nie chce mi się udawać, że kogoś lubię. Unikam, a teraz to już chyba wpierdol mi się szykuje haha 😀 Ja nie jestem ślepa i widzę kto komu i za co dupę w blogosferze liże. Sorry, nie jestem psem, żeby sobie wylizywać końce przewodów pokarmowych. Bogu dzięki poznałam dużo zajebistych lasek blogosfery i jedna czarna owca mi wisi.

Koniec miłości, majtki na dupę.

 

SHARE WEEK- moi bohaterowie blogosfery

By | Blog, Śmietnik | 26 komentarzy
Dawno, dawno stąd. Daleko, daleko temu…żyła sobie pewna Złota Trójka. Złota Trójka była dzielna i odważna. Nie bali się hejtu, nie kupowali lajków, ani nie pchali się jak chamstwo we wszystkie mysie dziury tego świata. Oni robili swoje i mieli wyjebane tak, jak i ja mam. Dzięki szczerości w tym co robili, zyskali szacun fchuj i plus dziesięć do zajebistości w moich oczach. Każdy z trzech bohaterów był inny. Każdy z bohaterów pochodził z innej części królestwa, a wspólnym mianownikiem byłam ja. Ja, mały wieśniak spod ukraińskiej granicy, który wertował ich mądre księgi w poszukiwaniu wzruszeń, radości i takich tam wiecie. I nastał ten dzień! Dzień, w którym ja, mały wieśniak, staję się bohaterem na moim blogu i ogłaszam Złotą Trójkę błogosławionych wśród blogosfery.

Pixabay

Andrzej Tucholski stworzył genialny projekt- Share Week. W skrócie – impreza polega na poleceniu swoich ulubieńców blogosfery. Pomyślałam, że dołączę i przy okazji pokażę Wam, kto ma na mojej dzielni największy szacun. Sprawa nie łatwa, bo trzeba wytypować tylko 3 faworytów. Wybrałabym więcej, ale zasady, to zasady.  To co lecimy?

Króliczek Doświadczalny – czytam Króliczka od hoho i jeszcze trochę. Zaczynałam w czasach kiedy Królicza Mordka pisała też o kosmetykach. Z czasem jej blog ewaluował i odszedł od tematyki kosmetycznej na rzecz przemyślanych tekstów, które chłonę jak gąbka. Strasznie mi się ta przemiana podoba, bo jako czytelnik teksty o pachnidłach ogarniam jednym okiem, a lifestyle (mądry!) uwielbiam. Króliczek to taki mój prywatny autorytet w blogosferze. U Królika nie ma nudy i przez królicze ścieżki natrafiłam na kolejnego blogera.

Dizajnuch– do niego trafiłam przez Króliczka, chyba coś skomentował i z ciekawości polazłam na jego bloga. Spoko gość, pisze na luzie, bez spiny, czyli tak jak lubię. Okazuje się, że teraz mieszka tam gdzie Królik, ale pochodzi z moich okolic. Świat jest mały. To chyba ostatni facet w blogosferze, który nie myśli kutasem, tylko głową. Swojego czasu przeglądałam męskie blogi, ale prędzej czy później, każdy z blogerów zaczynał opowieści o tym ile lasek to nie wyruchał i co to nie wyprawiał (niektórzy chyba mają brudne lustra i nie wyrośli z bajek). Jeden ze “sławnych blogerów” próbował mnie wyrwać na piwo na Insta, został zgaszony. Jak mi przykro. U Dizajnucha jest normalnie i fajnie. Swój chłop. Z nim piwo bym wypiła, bo wiem, że wypiłby ze mną jak z kolegą, a nie zaraz jakieś podśmiechujki.

Eli Milamalim– kobieta z jajami. Pisze tak jak lubię- nie ma słodkiego lizania dupy i wrzucania czegokolwiek, byle ilość postów w tygodniu się zgadzała. Konkretna laska, mocny przekaz, mądre przemyślenia i do tego garść ciekawostek- świetne połączenie. Do tej całej kupki wspaniałości Eli serwuje jeszcze świetne zdjęcia, czego chcieć więcej?

Tak przedstawia się moja Złota Trójka. Straszne jest to, że nie mogę stworzyć Złotej Szóstki, albo i Złotej Siódemki. Serce mi się kraje, dlatego poza “konkursem” muszę Wam wspomnieć jeszcze o kimś.

 

Addicted To Passion

Marylka prowadzi bloga, na którym zdjęcia odejmują mi mowę. Uwielbiam jej relacje z podróży, chłonę każde zdanie. Dzięki jej wpisom przenoszę się w magiczne miejsca na całym świecie i moja mała żyłka podróżnicza jest na skraju euforii. Do tego Marylka ma niesamowitą, delikatną urodę, zazdro! Ja zawsze na fotkach wychodzę jak początkująca gwiazda porno 😀

Black Smokey

Jeden z nielicznych blogów z przewagą kosmetyków jaki czytam. Tak, tak… bądźmy szczerzy- większość blogów beauty to postne pierdolenie. U Black jest inaczej, jest normalnie i konkretnie, dlatego zaglądam regularnie. No i byłyśmy razem na drinku 😉 Bo świat jest cholernie mały…

Pasje Karoliny

Niezwykle sympatyczna kobieta. Na jej blogu znajdziecie mnóstwo ciekawych artykułów i poradników. Pomoże, doradzi i pokaże piękno kobiecego świata z każdej możliwej strony. Dodatkowo tworzy piękne grafiki i potrafi ogarniać szablony blogowe. Kobieta-instytucja!
To niestety tyle, bo mi się tusz w długopisie kończy, ale jest jeszcze kilka blogów, na które lubię zaglądać. Na dziś to wystarczy, bo wyjdzie mi epopeja. Mam nadzieję, że pewnego dnia będę miała okazję poznać wszystkich wymienionych blogerów, bo cholera- fajni są!

Hity blogosfery- hitami pospólstwa

By | Blog, Przemyślnik | 72 komentarze
“I znowu człowiek wydaje pieniądze, których nie ma, na rzeczy, których nie potrzebuje, by imponować ludziom, których nie lubi.”  Danny Kaye
 
Co jakiś czas ludzi spotyka opętanie. Opętanie konsumpcjonizmem. No dobra, niektórzy tylko tym żyją- mieć, kupić, posiadać. Jednak co jakiś czas wyskakuje hit. Taki hit, że klękajcie narody, musisz kupić, żeby nie wyłamać się z owczego pędu. Kto się wyłamie- ten frajer. Ajfony, srajfony- wyższa szkoła jazdy, bo albo gówniarz naciągnie starych, albo sam musi wykombinować kupę kasy. Ale są pierdoły, które może mieć każdy. Bzdety- gadżety, którymi zalane są nasze podwórka. Od razu mówię- lubisz to lub, nic mi do tego. Wszystko co za chwilę przeczytasz to tylko mój punkt widzenia, więc śmiało- rzucaj kamieniami, nie biorę odpowiedzialności za Twoje wkurwienie. Nie mam na celu urazić Twoich uczuć religijnych, psa, kota, ani kochanka, ja po prostu w te pierdoły nie wsiąkłam.

1. Naklejki/ plakaty z pierdołowatymi napisami

“W tym domu…” i tu następuje wysyp słodkich do porzygu zdań, napisów, równoważników. Jeden chuj. W każdym razie słodkie teksty na temat szacunku, miłości, radości i milusich chwil. Nie jestem romantyczna, zamiast kwiatków wolę browara. Zamiast czułych słówek…no wiadomo co ja wolę. Jakbym miała powiesić jakieś smuty na ścianie, to chyba by mi ręka zgniła. Te wszystkie naklejki, karteczki z tym jak nam sielsko. Boże! Sielsko? No to bomba! Cieszcie się i rypcie pod tą ścianą, ale po co informować wszystkich, którzy Was odwiedzają, jak to milusio razem jecie sobie z dziobków.?Dlaczego sobie nie wytatuować tego na czole i latać tak po mieście? A kogo to obchodzi. Mdło, mdło, mdło i nijak. Wolę moją wersję haha 😀 Kto choć raz nie rzucił skarpet w kąt, niech pierwszy rzuci kamień. No właśnie. I nie, nie powieszę tego na ścianie, ale jak się znajdzie inwestor, to mogę mu takich napisów nawymyślać. Głupie to, ale jak się da zarobić, to przestaje być głupie ( dla tego co sprzedaje, bo ten co kupi, to dalej głupi, bo żeby za literki płacić…omajgod).

2. Woski, świeczki i inne pachnące bzdety

Dobra. Zgoda. Nie lubię jak w domu jebie, dlatego sprzątam. Ba! Zimą palę woski! Ale kurwa nie płacę za sztukę małego Janki Sranki 7-8 złotych. Ja wiem, że ładne i pachną, ale serio tyle kasy za coś co się ulotni? Już nie wspomnę o tych dużych Jankowych świecach, za jakąś stówę, czy ile tam, I don’t care! Miałam kilka sztuk- wosk jak wosk. Czasem kupię jakiś wosk za małą kasę, ot tak, ale żeby zbierać i zamrażać kasę w śmierdziuchach? Dla mnie – masakra. Jeśli lubicie zapachnieć sobie dom, polecam coś tańszego- Polskie świece. Nikt mi za to nie płaci, po prostu małe woski mają po 1,55. Firma polska, a jakością wcale nie ustępują Jankom, których ceny mnie śmieszą.
I to mi wystarcza na całą zimę, po chuj to zbierać?

3. Cotton balls

Jebane kotonowe kulki. Mają wszyscy. Nigdy tego nie kupię. Miejsce światełek jest na choince. Dla mnie możecie to czepiać nawet do cycków, a ja tego nie kupię. Takie kulki, tylko bez lampek, kojarzą mi się z podstawówką i Wikolem na paluchach. Robiliśmy te idiotyczne kulki na jakiejś plastyce, czy innym tam gównie. Balonik trzeba było omotać włóczką wysmarowaną klejem Wikol. I potem ten Wikol do wieczora skubałam z paluchów. Jak nauczycielkę naszło, to skubałam miesiąc. Kiedy klej zasechł, przekłuwałam balonik i kulka gotowa. Boże jakie to było nudne. Teraz gównokulki zwojowały świat. How kurwa?! Nie wiem. Nie wnikam. Kurzołapy won. Nie lubię czepiać niczego w domu- nienawidzę firaneczek, obrusików i żadnych dyndających kulek w pajęczynie. I  jeszcze płacić za to 40 złotych w górę? Błagam!

4. Plannery

Następna pierdoła. Kawałek papieru, za którą krzyczą jak za zboże. Kalendarz za 100 złotych? No chyba kurwa w oprawie z ludzkiej skóry! Okej, okej… dorzucają jakieś dziecięce naklejki, zakładki, kolorowe kartki i miejsce na plany. Haha! Wasze noworoczne plany już dawno stopniały wraz z chęciami i resztką śniegu 😀 Baj baj poszło w pizdu. Już widzę jak siadam co wieczór i zapisuję plany na kolejny dzień. Co wpiszecie? 8-17- praca, 18- zakupy (chleb, masło, szynka), 19- piwko ze znajomymi, 23- spać. Serio do tego jest niezbędny notes za miliony monet? Rozumiem, że jak ktoś ma pracę, w której zapisuje klientów, godziny spotkań, to potrzebuje czegoś większego. Ale jakiś pierdołowaty notesik za stówkę? Chyba raczej coś eleganckiego jest lepiej widziane. Mi wystarcza notesik z Ali za grosze- lista zakupów się mieści i nie muszę nosić wielkiej knigi do Biedry. Niby głupi notes, a jabłkowy, inny, fajny i tani jak barszcz ( jak coś, to tu kupicie,- KLIK). Mały kalendarz z gazety też mam- akurat do torebki, żeby było w razie czego gdzie coś zanotować. Większy kalendarz, który dostałam kiedyś na spotkaniu- będzie mi służył chyba przez najbliższe 5 lat 😀 Gdyby nie on, kupiłabym zeszyt za 3 złote, żeby zapisywać pomysły na posty. Planner to super pomysł na biznes- jak sprzedać 10% ryzy papieru za cenę 10 ryz papieru.

5. Kolorowanki dla dorosłych

Nowy szit. Ja nawet w dzieciństwie wolałam narysować coś własnego, niż kolorować jakieś gówniane obrazki. To akurat chyba nie jest takie drogie. Nie wiem, ale wiem, że to gówno i naciąganie. Ponownie super biznes dla producentów. A jak jesteś blogerką, to już na bank musisz kupić to dziadostwo. Po co tak marnować kasę? Dodali do kolorowanki dopisek “dla dorosłych” i już dziunie kupują. Niby tam relaks, odstresowanie jakieś. Bullshit. Ale ludzie są tak słodko naiwni i myślą, że potrzebują jebanej kolorowanki. Strata czasu. Zupełnie nie rozumiem idei kolorowania kwiatków. Cycki se pomalujcie.
Hitów jest więcej. Wszystkie te “muszę to mieć”, to nic innego jak świetny pomysł na biznes. Producenci mają wyjebane na Was, ale zacierają rączki i liczą chajs. Jedna blogerka z drugą piszczy z zachwytu kupując jakieś gówno, a potem zachwycają się na blogach niesamowitością szitu. A ciemny lud kupuje. Coraz więcej zajebistych nicości wokół- pamiętacie “książkę” “Zniszcz ten dziennik”? Puste nic, za które ktoś zgarnął dobrą kasę. A te wszystkie kosmetyki, te wszystkie ciuchy, które musisz mieć? Nic nie musisz. Kup to czego naprawdę potrzebujesz, albo chcesz mieć. Nie idź jak cielę za resztą, bo wszyscy coś tam mają. Kiedy wszyscy mają coś tam, to wiochą jest mieć to samo. Nudna masa, nijakość, powtarzalność…serio chcesz być jak inni?
No, to teraz napierdalać kamieniami, że się nie znam i pewnie mnie nie stać, albo miałam smutne dzieciństwo i teraz daję upust emocjom. Dzieciństwo miałam zajebiste, a Mama wychowała mnie na mądrego człowieka- nie szastam chajsem na gówniane popierdółki, które są nic nie warte. A Wy sobie kupujcie, traćcie pieniążki, a ja Wam pomacham z kolejnych wakacji, bo przecież nie tracę kasy na wieśniackie hity, to sobie mogę pozwolić na drina pod palmą.

Samotność wśród ludzi

By | Blog, Przemyślnik | 45 komentarzy
Powiedzmy, że ma na imię Tomek. Tak, Tomek to dobre imię- zwykłe, popularne i takie swojskie. Tomek czuje się samotny. Niby od dawna przebywa pośród ludzi, ale jest jakby obok. Pozornie nikt go nie dostrzega, a tłumy przechodzą obojętnie. Jednak ludzie wiedzą o jego istnieniu, skoro starają się go omijać.
żródło-Pixabay
Po lewej niewielki skwerek, uśmiechnięte dzieci zajęte zabawą, nie zdają sobie sprawy, że Tomek jest tuż obok. Rodzice pochłonięci swoimi sprawami, zerkają jednym okiem na swoje pociechy, a drugim na smartfony. Dzień jak co dzień. Ale kiedy tylko któreś z dzieciaków oddali się od piaskownicy, czujne oko rodzica odrywa się od wirtualnego świata i nie pozwala się kierować latorośli w stronę Tomka. To zupełnie jakby był trędowaty, inny, jakby był kimś gorszym i skalanym. A przecież nie jest! Przecież jest częścią społeczeństwa. Częścią każdego dnia. Jest swojski i znany wszystkim. To nie jego wina, że znalazł się akurat tutaj. Jaki miał wybór? Żadnego.
Po prawej ruchliwa ulica i ten cholerny Tomkowy chodnik. Czasem ktoś zajęty swoim telefonem wpadnie na niego. Co słyszy Tomek? Przezwiska, bluzgi…Szereg niecenzuralnych słów niesie się echem jeszcze długo. A inni? Inni przechodzą obojętnie. Mijają Tomka z obrzydzeniem. Czasem kurwiają coś pod nosem. To nie jest miłe. Ile można to znosić…
A przecież Tomek mógłby być teraz gdzieś indziej. Mógłby leżeć na pięknej łące. Najlepiej na jakiejś polanie, blisko lasu, z dala od ludzi. Mógłby prężyć się w złocistym słońcu i cieszyć się naturą. Słuchać grania świerszczy ukrytych gdzieś pod liśćmi łopianu. Wdychać te wszystkie leśne zapachy- sosny, świerki, zapach aromatycznych grzybów i leśnych kwiatów. Mógłby. Ale nie może. Znalazł się na tym cholernym chodniku pełnym nienawiści. Żadnego śpiewu ptaków, żadnych pohukiwań sowy. Nie. Tylko te pogardliwe spojrzenia…
To nie jego wina. Tak już czasami jest w życiu, że nie wszystko od nas zależy. Czasami znajdujemy się w miejscu, w którym nie chcielibyśmy być. Nie na wszystko możemy mieć wpływ…
Czas biegnie nieubłaganie. Minęła słoneczna jesień i zniknęły dzieci z placu zabaw. Pojawił się pierwszy śnieg. Najpierw nieśmiało. Pierwsze płatki śniegu wprowadziły ludzi w lepszy nastrój. Może to i lepiej? Może teraz Ci wszyscy ludzie spojrzą na Tomka milszym okiem. W końcu święta to czas, któremu towarzyszy życzliwość. Śnieg był coraz bardziej natarczywy, przybywało go z dnia na dzień i rzeczywiście ludzie już nie mijali Tomka z pogardą. Niestety…kiedy ktoś przypadkiem wszedł na Tomka – nie był szczęśliwy. Trudno. Można się przyzwyczaić.
Wiosna. Śnieg stopniał, mróz odpuścił. Pierwsze, soczyste łodyżki roślin, zaczęły wysuwać swoje ciekawskie główki to słońca. Dzieci zaczęły wracać na plac zabaw. Rodzice na swoje ławki. Świat rozkwitł i witał wszystkich tęczą nadziei. Tomek ocknął się ze swojego letargu. Rozejrzał się wokół siebie. Niemożliwe! Nie był sam! Wokół tacy sami jak on! Wraz ze śniegiem stopniała bezsilność Tomka, spod śniegu wyszli towarzysze niedoli. Poczuł się normalnie. Wiedział, że już nigdy nie będzie czuł się samotny. Wiosna to czas przebudzenia, czas radości serca, czas, kiedy wszystko może się zmienić. Niestety, nie wszyscy ludzie to rozumieją. Teraz mijają z pogardą nie tylko Tomka, ale i jego współbraci. Ale Tomek wiedział, że jest silniejszy, że nie jest jedyny, że wszystko może się zmienić. Czyż nie znamy powiedzenia “w kupie siła” ? Czy nie łatwiej stawić nam czoła problemom, kiedy nie jesteśmy sami jak palec?
Przedwczesna radość gubi. To nie ludzka pogarda jest najbardziej bolesna. Najbardziej bolesny jest koniec. Samochód sprzątający. Tomek zniknął z chodnika, a wraz z nim jego towarzysze, którzy wyleźli spod śniegu wiosną.
Ten tekst był o gównie. Tomek to gówno. Zamień słowo Tomek na gówno i przeczytaj tekst jeszcze raz.
Chciałam Wam powiedzieć jedno- jeśli ktoś lubi pisać, to nawet tekst o gównie będzie brzmiał jak poemat i właśnie tym wyróżniam się w blogosferze, gdzie coraz częściej spotkam blogerów- widmo. Blogerów *poklikaj mi*, blogerów *piszę, może mi coś zasponsorują*, blogerów *chcę złapać współpracę*, blogerów *mam bloga, bo wszyscy mają*.
Ja mam wyjebane. Piszę, bo lubię, a kiedy wpadnie mi jakiś profit, to jest to miła niespodzianka.
I lubię moje Szanowne Czytelniki rzecz jasna 🙂

Gównoburza- nie chce mi się czytać Twojego bloga

By | Blog, Przemyślnik | 72 komentarze

 

Idzie sobie Pani Jesień,
 Za pazuchą flaszkę niesie.
 Flaszka jej się rozjebała,
Że aż rzewnie zapłakała.
 Łzy jej ciekną, deszczem sika,
 Taka z niej przebrzydła pipa.
Ale jesień ma też plusy-
Powracają już gimbusy
I te dzieci z podstawówki,
Na sprawdziany i kartkówki.
Luz się zrobi w internecie,
Poczytamy więc o świecie,
Nacieszymy oko nasze,
Czymś co nie jest takie straszne
Jak makijaż siedmiolatki
I podboje jej gromadki.
Ja nie lubię czytać w necie
Jak ktoś straszną chujnię plecie.
Powiem dzisiaj co mnie wkurza,
Niech szaleje gównoburza!
Tak, tak- czuję gównoburzę w kościach 🙂 Lato się kończy, chociaż w pokoju nadal mam 40 stopni. W polityce bez zmian- obrzucają się łajnem, że aż miło, bo Duda nie podał ręki Premierzycy. Nikt nie pomyślał, że on to przez kulturę zrobił? Albo raczej nie zrobił. Nie podał, bo był PO PISS. Szczał zwyczajnie za rogiem, to jak miał rękę jej potem podać? No jak? Lada dzień temperatura w dół, trzeba szukać biletu do Hiszpanii. Skończy się sikanie na dworze, bo by PISiorek zamarzł. Ale jak jest chłodniej to i posty jakieś mądrzejsze i internet jakby czystszy od chujni. Bo nie ma nic gorszego niż posty bez sensu. Co mnie wkurwia? Czego nie czytam? Pierdolamento nie czytam, bezbarwnych wywodów nie czytam, nudy nie czytam, bo nie. Pewnie mnie tu zaraz ktoś będzie chciał zeżreć, spoko- mną się nie najesz- 50 kilogramów to chuj nie obiad.
Ostatnio widzę jedno hasło- back to school, chuj- hałl szkolny czy jakiś tam. DIY jakiś, ozdabianie zeszytów. Serio? To jest temat? Chyba dla Faktu. Powrót do szkoły? Fascynujące! 1 września i szkoła? Nie do wiary! Ałtfit do szkoły? Arcyciekawe! Makijaż na 1 września? Niebywałe! To jest taki temat jak epopeja o srającej krowie- oszałamiający. Idź do tej szkoły, ucz się, ubieraj jak tam chcesz i maluj jak lubisz, byleby Ci coś w głowie zostało. Chuj mnie obchodzi, czy założysz podróby Luji Witą od buticzanki i czy masz podjebkową obudowę na srajfona od Victoria Secret za 2 dolary. A miej. A wmawiaj światu, że oryginał, a chwal się na blogu, ja i tak nie przeczytam i nie skomentuję, bo to co myślę to myślę- ale nie będę Ci psuć komciów pod pościkiem. Nie wchodzę tam gdzie poziom sięga mi do kostek, nawet jak klęknę.
 Ozdabiasz zeszyty tasiemką? Incredible! Super, że pokazujesz to na swoim blogasku, nikt by się nie domyślił jak przykleić taśmę do zeszytu. Serio, szacun. Na dzielni pewnie chłopaki Ci browary kupują za takie niewiarygodne umiejętności. Wróżę świetlaną karierę. Przed wojną, kiedy byłam w szkole, każdy musiał mieć zeszyt w okładce. Każdy. Okładka z plakatu, z szarego papieru przyozdobiona według uznania. Jakieś esy- floresy, wycinanki. Taki prehistoryczny DIY, Nikt nie dostawał sraczki, każdy to robił. Nie, nie jesteś prekursorem, sorry. Tak, każdy wie jak sobie udoskonalić zeszyt. Nie, nie będę tego czytać. Tak samo jak nie będę czytać o innych wieśniackich DIYach. Jak zrobić krótkie gacie z długich spodni? Jak poprzecierać dżins? Jak nabić ćwieka? Nosz Matko Bosko Krasnoyordzko! Jak za maleńkości się wywaliłam, to mi Mama DIYa robiła w minutę. Dziura na kolanie? Łata, albo ciach nogawki i proszę- mamy szorty. Chcemy wytarty dżins- pumeks i jazda. Ćwieki? Jezuuu…pierdolut i ćwiek siedzi. Nie musicie o tym pisać. Albo piszcie, ja i tak nie poczytam. To tak jakbym czytała, że mleko jest od krowy.
Denka po kosmetykach. Dnooo. Nudaaa. Zbieranie śmieci i upychanie po kątach. Syffff. Nudaaa. “Proszę poklikaj mi w linki, proszę, proszę, błagam, plissssss!!!!” Kurwa! Ile można? A wsadź se linki, poklikam, ale nie poklikam jak mi będzie z własnej lodówki wyjeżdżać to proszęęęęę. Prosi to się świnia. I to bez proszenia. W jednym miocie kilka prosiaków. Nie proś, nie błagaj, weź mnie nie wkurwiaj. Jak zamkniesz japę to chętnie poklikam, ale nieee. Wchodzę na bloga,na fejsa wchodzę, a tam co drugie słowo “ale poklikasz? “, “klik kochani”, “klik, klik”. Klik, kurwa, klik. Zasypiam, a w głowie klik, klik. Nie. Nie poklikam, za bardzo się panoszysz.
“A patrzcie co kupiłam! O kupiłam żel i piankę do golenia. Dziś golenie pipki. A chcecie recenzunie? O i dostałam tampony, chcecie relację z aplikacji? I jeszcze kupiłam waciki- megaaaa”. Tak, też kupuję waciki i tampony nawet kupuję i żele i balsamy, ale nie napierdalam postów o zakupach na litość boską. Dużo kupuję. Czasami za dużo. I co o każdym waciku mam pisać? O każdym z osobna? Wrzućże fotkę na fejsa, na insta wrzuć. Ale jak można o byle gównie pisać. Chociaż najlepsi to i o gównie potrafią napisać tak, że masz ochotę je jeszcze zjeść i podziękować za pomysł na danie z niego. Ale Ty tego nie potrafisz. Nie pisz o tym, daruj sobie. Litości.
źródło-pixabay
Ale pierdolamento to nie tylko blogi. Nie, nie, nie! Nie musisz być blogerem, żeby pieprzyć trzy po trzy i robić aferę z byle gówna. Fejsa mają? Mają! I co tam się dzieje? Masakracja- jak to teraz mówi młodzież (kto czai teksty Szpakowskiego i grywał na ps4, wie o co chodzi). Ponieważ nie zaczyna się zdania od “więc”, dopiero tutaj napiszę- więc MASAKRACJA. Najwięcej kału tam gdzie przygłupie matki. Nie każda jest przygłupia, ofc, ale niektórym to chyba mózg z łożyskiem wyssało. Zakochani- pojebani też wiodą prym w mądrościach. Nie chce mi się tych głupot przytaczać, bo nie wiem czy to śmieszne, czy straszne. Wciąż nie wierzę, że tylu głupich ludzi żyje na świecie. Nie chcę w to wierzyć. To nie może być prawda. Prawda?!
Niektórzy ludzie mają chyba bana na Google. Już nie wpisują pytań w wyszukiwarkę, po co? Pytają na grupach. A nuż ktoś zna odpowiedź. Pytają o wszystko- jak ugotować kartofle, co im z pochwy wypadło i nawet dodają foteczkę. Pragną by ktoś za nich wyszukał informacje, żądają wyśledzenia paczki. Pytają o rzeczy dziwne, śmieszne, banalne. I dalej nie wiem skąd tyle debilizmu na świecie…
Napisz, że masz skórzaną kurtkę, albo rękawiczki obszyte naturalnym futerkiem. Amen. Kaplica. Ukamienowanie. Nie możesz. Nie wypada. Zwierzątka giną. Nie jedz też mięsa, mleko tylko dojone z soi. Mam skórzane buty i mówię to głośno. Uwielbiam je, najzajebistrze buty świata, trzy zimy i jak nowe! Tak, obdarli zwierze ze skóry, a jego wnętrzności zostały zjedzone i tak wiem jak wyglądają fermy zwierząt. Nie wszystkie są złe, a te złe niech zamyka państwo. Nic mi do tego. Mam torebkę z naturalnego futra. Tak mam i ją uwielbiam. A te wszystkie sztuczne skórki są mniej eko niż te ze zdechlizny. Takie eko skórki to miliony lat rozkładania. Nikt zabijając zwierze nie zarzyna go przez dwie doby kartką papieru. Jest jeb w łeb i tyle.
Z tymi zwierzętami i pseudo obrońcami to w ogóle jakaś paranoja. Jestem ze wsi, potrafię udziabać kurze łeb. Nie obrzydza mnie świniobicie i lubię boczek. Przy domu zawsze kręcił się kotek i piesek. Kotki nie były pozbawiane jajek, a kocic nikt nie podwiązywał. Nikt też nie zabijał tych kotów, zawsze byli chętni na małe stworzonka. A teraz co czytam? Kota trzeba sterylizować, one nie mogą się rozmnażać, nie kupujcie pieska, tylko ze schroniska. Owszem też uważam, że warto brać zwierze ze schroniska, ale jeśli ktoś chce kupić, to jego sprawa. Jego sprawa czy chodzi w skórzanym żakiecie. Nie wpierdalajcie się w cudze poglądy. Mój kot nie ma jaj, bo jest domowym koczisem, nie chciałam żeby mi szczał po kątach. Ale jeśli komuś to nie przeszkadza, to kto dał komuś prawo negowania jego decyzji? Koty też chcą się ruchać, dajcie im żyć 😉
Nie chce mi się tego czytać.
Ale mogłabym czytać. Wszystko można opisać tak, że aż chce się blogera złotem obsypać. Czytałabym o denkach i DIYach, i nawet o powrotach do szkoły, gdyby to było ciekawe.  Niestety większość tego nie potrafi. Kalki i bezmyślność. Byle napisać posta, byle ktoś pokomciał, byle był obsik. Byle, byle, byle co! Kliki sryki, zero frajdy. Czytelnik się nudzi, bloger się poci. Ludzie oszaleli i zgłupieli i tylko mały procent ludzi wciąż jest sobą.
Nie chce mi się tego czytać…. a chciałabym.

Blogerzy ciemiężeni- dzień z życia blogerę

By | Przemyślnik | 82 komentarze
Bożę jestę blogerę. Jestem taki zajebisty/a, popularny, nie popularny, piszę z sensem, bez sensu, tyle pracy w to wkładam, tyle serca…niepotrzebne skreślić. Ostatnio jakiś wysyp blogerskich żali na tapecie. Jeden post przeczytałam, drugi omiotłam, trzeci sobie darowałam. Wszędzie to samo- NIE DOCENIACIE MNIE. Nie wiecie ile pracy wkładam w bloga, nie wiecie ile dla Was poświęcam! Nie wiem i mnie to kurwa nie obchodzi.
źródło- Pixabay
Blogerę wstają rano i idą do pracy, jeśli mają pracę na “zewnątrz”. Inne blogerę wstają i piją herbatę/kawę/jakieś gówno co na Insta ładnie wygląda, ćwicząc z jakąś tam Ewką, czy inną Anią. Podczas poranka już myślą o nowym wpisie, potem muszą się mordować z mailami i kurierami, którzy codziennie przynoszą gifty. Te mniejsze blogerę- wypatrują kurierów, a nuż jakiś gówniany dar losu za darmo wpadnie. Jak już obrobią maile- myślą. Posta trza zapodać, walka z czasem, bitwa z myślami, a musk sfoje. Psy, koty, dzieci, świnie- wszystko trza obrobić. Pot na czole, klocek pod ogonem, bo na kibel nie ma kiedy przycupnąć. Ach! Foty, trzeba strzelić foty! Pamiętajcie- tylko i wyłącznie na białych deskach! Nie masz białych dech- chuja żeś bloger. Tylko białe deski są na propsie. Koleżanka dostała niedawno komentarz, że zdjęcia nie takie, bo tło inne niż u wszystkich oryginalnych blogerów. Oryginalny bloger ma mieć dechy. Dechy i jeszcze raz dechy. Koniec kropka. Takiś kurwa oryginalny. Zdjęcia trzeba walnąć hurtowo, zmieniając tylko jakiś kwiatek w tle, który leży na obowiązkowych dechach. Potem straszna praca- wybieranie zdjęć, obróbka. Jezuuu górnicy w kopalni, pół kilometra pod ziemią, w plus 40 stopniach mają lżej. Hutnicy mają lżej, krawcowe szyjące za 800 złotych mają lżej, drogowcy w śnieżycy- ci to mają klawe życie. A Ty biedny blogerzę musisz zdjęcia obrobić. Ojej… Trzeba jeszcze ogarnąć fejsy, insty, tłity srity, na komcie odpisać, pokomciać innych…pot na plecach, klocek dalej czeka. Nie daj buk (drzewo takie) jestę szafiarkę- wtedy to i fotografę trzeba mieć, takiego co ma Photography przed nazwiskiem na FB. Weź ciuchy dobierz, masakra! Blogerę kosmetycznę? Też ciężko, bo jak zrobić foty czegoś, co się niby używało, a się nie otwierało, bo chce się na Aledrogo opchnąć? Tubki, słoiczki, szminki i cienie dopieszczone, bez śladów użytkowania, że niby fotka w dniu otrzymania zrobiona…ehe…Lajfsajlowe blogerę mają przechlapane- myśleć muszą, ewentualnie zerżnąć temat od kogoś.
Źródło-Pixabay

Jak już blogerę do pracy zasiądzie, to na białym biurku, przy białym laptopie, ma kawę jak od baristy w białej filiżance, kwiatki obok i w ogóle jest taki wow, jest wypas, jest burżuaa i w ogólaaa mesje kurwa bą tą bułkę bez bibułkę, a z tyłu walają się te białe, zasrane deski. Blogerę cały dzień notują. Jak już po tym okropnym, strasznym dniu doczołgają się do pisania, to zaczynają tę swoją krwawicę- piszą dla Was i opowiadają o tym jak to ciężko być blogerę. Skarżą się, że ich dzień jest taki paskudny, że po nocach dla Was piszą, że obróbka zdjęć, że taki kołowrót oj oj! Po północy padają na pysk, by kolejnego dnia znowu w stresie dla Was tworzyć.
Ale zaraz, zaraz! Kogo to obchodzi? Czy czytelników interesuje ile czasu spędza się nad postem? Czy kogoś interesuję na ile maili musi odpisać blogę? Po cholerę na blogach teksty typu “dzień z życia zarobionego blogerę”. Po co? Po co?! Nie wiem. Czytelnik ma wyjebane, że Twój chomik ma sraczkę, ma w dupie, że pisałeś godzinę czy dwa dni, ma w dupie ile czasu obrabiasz fotki. I ja też mam to w dupie. Najważniejsze to wypuścić dobry tekst i nie ważne ile energii w to wsadziłeś. To nikogo nie obchodzi. Czytelnik i tak wszystko przeczyta w kilka chwil i albo mu się spodoba, to co blogę napisał, albo nie. Żadnej filozofii. Blogerę przestańcie roztrząsać temat tego jak Wam źle, bo jeśli macie takie przejebane życie- to nie piszcie. Szkoda czasu, zdrowia i miejsca w sieci.
Żródło-Pixabay
Piszę, bo lubię. Jak zarobię na blogu to zarobię, jak nie- to z głodu nie zdechnę. Mój dzień to normalny dzień. Nie płaczę Wam tu jak to sobie żyły wypruwam blogując, bo nie wypruwam. Piszę dla relaksu. Bez konkretnego planu, bez organizacji, ale z pasją i od serca. Czasem coś pierdolnę, ale to jest szczere. Nie muszę płakać jak to się poświęcam, bo się nie poświęcam, bo blogowanie sprawia mi przyjemność. Wstaję kiedy chcę i piszę o której chcę, a jak wstaję to zawsze o dziewiątej, niezależnie która akurat jest godzina. Czilałt skrzaty, ciemiężone blogery. Luz w dupie- jak mawiały narty klasyka. Fotki robię spontanicznie, czasem wyjdą, czasem nie, ale teksty same mi się nasuwają i myślę, że to słowo pisane jest najważniejszy. Przekaz, moc słów. Nie mam białych desek, a na szablon nie mam pomysłu, śmieję się z hejterów i mam wyjebane jak Janusz zęby pod remizą. Na czytelników nie mam wyjebane, bo wiem, że wchodzicie tu i czytacie mnie za ten luz, za zero spiny. To jest fajne, doceniam i cieszę się, że Was mam- normalnych ludzi. Nie piszę na zapas, bo liczy się spontan, czyste myśli, a nie szablonowe teksty. Wchodzicie tu żeby się pośmiać, albo przeczytać opinię jakiegoś kosmetyku, macie w dupie co napisał producent kremu, więc tego nie przepisuję- na innych blogach zawsze pomijam tą część. Potem okazuje się, że opinia blogerę to dwa zdania. Phiii 😀 Na fotkach mam często lekko upaprane kosmetyki, bo ja je naprawdę testuję i używam, żeby móc napisać o nich jak najwięcej. Nie czuję się lepsza od lepszych, ani gorsza od gorszych, ale te wpisy biednych blogerów, którzy mają pretensje o to, że MUSZĄ pisać to jakieś jaja. I tylko wszędzie- szanujcie mój czas, szanujcie coś tam, szanujcie to tamto. Szanuję to ja moją Matkę Boską, a nie kogoś tam, kto ma pretensje o to, że ma bloga i dziwi się, że czytelnicy potrzebują jakiejś interakcji społecznej.
Pisanie sprawia Ci ból? Nie pisz i daj żyć czytelnikom. Litości!
Czytelnicy! Obchodzi Was kiedy oddawałam kał albo krew? Interesuje Was ile godzin piszę? No jakoś bardzo nie sądzę. Wy chcecie po prostu czytać. Right?

Blog Roku 2014, czar prysł, smród się ciągnie…

By | Przemyślnik | 62 komentarze

Atakują Was z każdego kąta prośby o głosy w konkursie na Blog Roku? Mnie też…Sama się zgłosiłam, bo pomyślałam, że to taki prestiżowy konkurs. Teraz zaczynam się zastanawiać, czy rzeczywiście…

Nie czytałam za dużo o tym konkursie. Wiedziałam, że taki istnieje, wiedziałam, że jest “ważny”, popularny i prawdopodobnie najbardziej znany w naszej Cebulandii. O konkursie słyszałam zanim wessałam się w blogowanie. Skoro jako osoba nie w temacie wiedziałam, że istnieje to znaczy, że konkurs jest na topie. W tym roku postanowiłam, że się zgłoszę, a co mi tam. Nie liczę na wygraną, w sumie nie mam parcia, bo lubię swoich fanów, lubię swoich hejterów, bo są moi- na co mi obcy z doskoku 😉 Ale pomyślałam, że dzięki zgłoszeniu może ktoś nowy do mnie zajrzy i zostanie na dłużej. Zgłosiłam się zarówno w kategorii Blog Roku, jak i Tekst Roku. Poinformowałam czytelników, napisałam, że jak mają ochotę mogą wysłać smsa. Tyle. Potem zaczęłam czytać…

 

Ale, że jak? Przekupstwo? Jak za komuny. Biere 5 kilo cybuli i ide do lykarza- lepi zdjagnozuji. Nosz kurwa mać, albo ktoś zagłosuje, albo nie. Jest gifcik- jest głosik. W życiu nie posunęłabym się do łapówek dla czytelników. Nigdy nie skomlałam o cokolwiek.

Wiecie ile grup na fb się urodziło w momencie rozpoczęcia głosowania? Fchuj. Jeszcze grupy, na których ktoś grzecznie informuje, że bierze udział jestem w stanie zrozumieć (powiedzmy), ale do urrrwy nędzy sms za upominek? Gdzie tu uczciwość, gdzie zasady fair play?

I oczywiście hit- głosy do kupienia na Allegro. W momencie kiedy robiłam screena, aukcja była już zakończona. Ponoć sama kapituła konkursu zgładziła aukcję, ale jestem pewna, że ktoś z niej skorzystał. Mało tego- podobne aukcje będą się zapewne pojawiały czy to na Allegro, czy w innych miejscach.

Napisałam do Bloga Roku na fb. Jak widzicie, Blog Roku twierdzi, że blogerzy są kreatywni, a najlepsze blogi wybierze komisja. Tylko po takich przekupstwach w pierwszej dziesiątce zostaną blogi, które kupiły głosy za czekoladę, próbki kremu na hemoroidy i inne badziewie. Spośród tej dziesiątki komisja wybierze ten najlepszy. Super.

Wiem, że sporo osób “wycofuje” się z rywalizacji. W cudzysłowie, bo teoretycznie nie da się wycofać, ale blogerzy piszą, że nie będą brali udziału w wyścigu szczurów. Ja też nie mam zamiaru kupować sobie głosów, czy to za upominki czy za forsę. Dla mnie wygrana za gifty to przegrana. Wiem, że jakieś smsy poszły na mnie i jest mi miło, że mimo, że nie robię nagonki ktoś wysłał sam z siebie głos na moją pisaninę.

Straciłam zaufanie do formy konkursu, prestiż prysł, a konkurs stracił w moich oczach. Wkurwiają mnie te wszystkie Prosiaki, które piszą- “proszę, proszę głosik na mnie, jestem taka biedna, tak by mi było miło, proszę…” i tak dzień w dzień. Jeszcze bardziej wkurzają mnie Sępy, Żebracy, ale najbardziej drażnią mnie Przekupy, które za upominki kupują sobie głosy.

Jedynym pocieszeniem jest fakt, że kasa z smsów idzie na dzieciaki, ale smród i tak ciągnie się za konkursem. Startując nie miałam w planach wielkich wygranych, chciałam tylko wziąć udział i zobaczyć jak to jest. No to teraz wiem jak jest. A teraz cóż…i tak kupię sobie wycieczkę od Itaki. Kupię za własne pieniądze, a nie za wyżebrane głosy.

Pamiętajcie- jeśli sami na coś zapracujecie, będzie to sto razy więcej warte, niż coś co zdobędziecie nieuczciwie. Tyczy się to konkursu, wycieczki, życia…

Raz, dwa, trzy-nie czytaj, bo obsmarowałam blogosferę

By | Przemyślnik | 16 komentarzy

Jak wiecie, albo nie wiecie mam dwa blogi.
Moje prywatne, osobiste i se mogę smarować co mi się żywnie podoba. Jedni to lubią, drudzy mi jadą i w obu przypadkach się cieszę 😀
Może coś ze mną nie tak ? hehe 😉
Z Celebrytką gniłam kiedyś na Onecie. Ale Onet to smród, bród i ubóstwo. Tam nawet zdjęcia po ludzku się wstawić nie da. W sumie tu i tak nie wstawiam, bo to same czytadło, ale mniejsza o to.
Kiedy przylazłam tutaj rozpoczęłam przygodę także z blogowaniem o kosmetykach. Wiecie- to jest całkiem przydatna sprawa. Może ktoś dzięki mnie nie położy na włosy zamiast odżywki kremu do depilacji- taka moja misja. No i powiew świeżości bez nadęcia też blogosferze się przyda. Albo mnie pokochają, albo znienawidzą łatewer.
Piszę, bo lubię. Jak komuś się podoba, to super, jak nie- też łzy nie uronię.
Jak już tu wlazłam do tej całej blogosfery, zaczęłam intensywniej przeglądać i czytać blogi innych osób. Kilka blogów pokochałam, kilka podczytuje, kilka jest mdłych- ot jak wszędzie. W każdym razie o gustach się nie dyskutuje.
Ale podyskutować mam ochotę o czymś innym.
Jak tak łażę, czytam i podglądam to zaobserwowałam pewne tendencje.

Adin.

Komentarze.
Jakiś tam post o dupie Maryny. Powiedzmy, że recenzja kremu na hemoroidy.
“Ojjj jaka śliczna fotka maści! <3, a jaki śliczny masz odbyt! Mi ta maść by nie pasowała, ale tobie jest z nią super oj oj oj” <zesrałam się z miłości>.
” Hej super blog. Maść jest świetna, na pewno kupię. Też marzę o takim odbycie jak Twój. Jest śliczny! Super produkt!” < ale obleśne foty>.
” Buziaczki kochana, ale fajnie to napisałaś, muszę mieć tą maścieńkę do pupci, może i mi pomoże. Buziaczki, całuski” <pod nosem pocałuj mnie w dupę>.
Komentarze miłe do porzygu. Szczere jak autobiografia Pinokia. Dobra, ja też czasami piszę coś miłego, ale po pierwsze coś musi mnie zachwycić jeśli to komentuję. Po drugie- piszę jakoś tak konkretnie, zgrabniej, a nie sto milionów serduszek, sztuczne ochy i achy i  w ogóle rzygam tęczą i ubóstwiam blogerkę. Takie ubóstwianie na siłę często kończy się bluzgami przed monitorem i wyzywanie od najgorszych, bo ona ma, a ja nie mam, bo napiszę jej, że jest super niech ma idiotka, a ja jej i tak dupę na jakimś forum obsmaruje.

Dwa.

Obs za Obs/ Kom za Kom.
“Hejka, super blog. Poobserwujesz mój? ” <nie spierdalaj>.
“O jaki ciekawy post, zapraszam także do mnie” <nie, spierdalaj>.
“Świetny produkt, zapraszam do komentowania u mnie” <nie, spierdalaj>.
” Obserwujemy? Kom za kom?” <teraz to już na prawdę spierdalaj>.
To jest tak denerwujące, że flaki zaczynają krążyć mi po całym ciele. Po jakiego wafla ktoś na cudzym blogu narzuca się ze swoim blogiem? Ja wiem, wiem… młode ludzie to durne, świeżych blogów nazakładali to chcą mieć od groma czytelników i próbują zaznaczyć swoją obecność gdzie się da i jak się da. Ale czemu tak chamsko? Po co komuś blog zaśmiecać? W życiu w taki link nie kliknęłam i podejrzewam, że mało kto klika. Kiepski macie marketing i do tego jesteście niewychowani! To jest moje zdanie. Poza tym istnieją miejsca, gdzie można pochwalić się swoim blogiem, napisać parę słów o sobie, zaprosić do odwiedzenia. I w takich miejscach chwalmy się swoim miejscem w sieci, zachęcam. Ale nie wchodzimy ze spamem na blogi innych! Nie i koniec, bo jak nie to pójdziecie do piekła, o!

Tri.

Gołe laski w śniegu.
To akurat mnie zastanawia i wywołuje uśmiech.
Popularne raczej na blogach modowych.
Wiecie, sytuacja wygląda tak:.
“Hej Siema laski, jestem Jadzia, a to mój nowy autfit. W sam raz do szkoły, na dyskotekę, a najlepiej do Cocomo, gdzie kolesie tracą milion złotych na szampan z Biedry”
Mróz aż trzeszczy, glut wisi po kolana i dynda jak jaja starego dziada. Normalni ludzie w kożuchach, papachach, kombinezonach, rękawicach ze zdechłych owiec i w butach po zad. A Jadzia prezentuje stylóweczkę wpasowaną w klimat jak w mordę strzelić. Krótka sukienka, jakaś szmacina na plecach, bo firma wysłała i trzeba pokazać. Szpileczki z odkrytym paluszkiem, w tle zaspy po pachy. I jeszcze Jadzia śmie twierdzić, że poleca stylizację na spacery w styczniu.
Bicz pliz!
Podobają mi się fotki w bikini na tle ośnieżonych krajobrazów, ale to są raczej fotki erotyczne lub artystyczne. I takie fotki są okej, bo zrobił je dobry fotograf i chodzi o to by pokazać gorącą dziunię, której śnieg nie straszny, która jest tak hot, że śnieg topnieje.
No dobra, ale co robi rozgolaszona panna na blogu modowym? Serio ktoś przy minus kilkunastu stopniach tak się nosi? Może się nie znam, ale wydaje mi się, że warto się wstrzymać ze dwa miesiące i pokazać ciuchy w bardziej wiosennym tle. Ja tam się ubieram na cebulę jak jest zimno i mam w dupie odbiegające od rzeczywistości stylówki. Przynajmniej glut mi nie dynda 😛

Czetyrie.

Wylewność.
Głównie na blogach kosmetycznych.
Taka sobie Dżesika ma bloga o różnych mazidłach i innych kosmetycznych pierdołach. Dżesika recenzuje na przykład szczoteczkę do zębów z włosów łonowych borsuka i pastę do zębów z wydzieliny rosomaka.
Co znajdziemy w poście?
Skład pasty, miejsce połowu borsuków na szczoteczkę, długość łoniaczy, działanie pasty i szczotki i inne pierdoły i obietnice producenta.
Na koniec Dzesika pisze: ” Pasta i szczoteczka bardzo mi się podobają, bo są fajne, polecam wszystkim.”
O i tyle od autora.
Ja pierdziele. Tyle to se ja mogę na opakowaniu poczytać. Większość postu to powinny być wrażenia, emocje, orgazmy, radości i smutki autorki. Co mnie obchodzi co tam producent pieprzy. Producent musi pieprzyć, bo produkt musi sprzedać. Dżesika jak chce pieprzyć to niech sobie chłopa znajdzie, bo na blogach tylko swój czas marnuje. Owszem, fajnie jak przemycimy skład, czy jakieś słowo na niedzielę od producenta, ale  na litość babską- jaki sens jest przepisywać w kółko to samo ?

No. Wyżyłam się 😀
A Was co zastanawia, wkurza lub śmieszy kiedy czytacie internetowe wypociny?