Category

Pudernica

Starcie tytanów- Tytanowy Janusz vs Molibdenowy Mateusz!

By | Bjuti Pudi | 13 komentarzy
Tusz do rzęs to podstawa. Chyba, że ktoś rzęsy ma sztuczne. W moim życiu miałam styczność z wieloma maskarami. Tanimi, drogimi, rozreklamowanymi i tymi o których nikt nie słyszał. Ogólnie wychodzę z założenia, że najlepsze są produkty niedrogie i dobre. Najgorsze są te drogie i do dupy. A średniaki pomijam. Na ścieżce swojego kosmetycznego życia większą uwagę zwracam na pewien niepozorny zielony tusz za grosze. Chciałabym go dzisiaj porównać z innym groszowym cackiem, które zakupiłam po tym jak na różnych blogach Panie piały jaki to on jest boski.
Oba są produktami taniej i miłej w obejściu firmy Wibo. Zielony to mój absolutely fav! Żółty kupiłam pod wpływem blogerek 😉
Zielony czyli Groving Lashes stimulator mascara. Żółty- Pump Up curling mascara. (Tak przepisałam z opakowań, normalnie w życiu nie zapamiętałabym tych wszystkich grow.. stimm…up..blah blah blah 🙂 ). W każdym razie pierwszy pogrubia i poprawia kondycję rzęs, drugi wywija w precel.
Wszystko to gówno prawda. Nie zauważyłam ani pogrubienia, ani wywinięcia. Jeśli chodzi o odżywianie zielonego- coś w tym jest, bo po tym jak miałam przedłużane rzęsy bardzo szybko kłaczki wróciły do formy kiedy nim się malowałam. Za drugim podejściem do sztucznych rzęs nie miałam tego tuszu i rzeczywiście regenerowały się dużo dłużej. Oczywiście nie malowałam rzęs podczas gdy miałam je przedłużone, tylko po tym jak już wyleniały.
Zielepacha odkryłam jakieś dwa lata temu. Akurat tusz miałam na wykończeniu i wrzuciłam go do koszyka, bo powaliła mnie cena- ok. 9 polskich nowych złotych. (Cena Żółtego jest podobna). Oba do kupienia w Esesmanie.
Szczoteczki mają silikonowe, nie do zajebania, że tak to ujmę.
Właściwie to szczoteczki są takie same, z tym, że Żółtek jest wywinięty. Że niby to rzęsy podkręca. I tak uważam, że jak ktoś ma małe, krótkie, sztywne kłaczki to żaden cud nie pomoże, chyba, że zalotka. Zalotki nigdy nie używałam, bo nie miałam potrzeby, więc też nie jestem pewna, czy rzeczywiście pomaga. ( Ej, zalotka nie kojarzy Wam się z jakimś urządzeniem do aborcji czy coś? ). W sumie można dać datek na Radio Bezryja i może modlitwy pomogą na chujowe rzęsy.
Kiedy zrobiłam ślepiom fotkę zauważyłam, że jakieś super rozdzielone te moje rzęsy nie były. Ale nie były to jakieś super malunki tylko dzinniaki na szybko.
To efekt po Zielepachu. Wszystkie rzęsy wyzbierane, ładnie pokryte jak Sasha Grey w filmie przyrodniczym. Gdzieś tam trochę się pozczepiały, ale z winy mojego pośpiechu, a nie tuszu.
A fota powyżej to Żółtek. Ten upiernicza tuszem bardziej na grubo. Bardziej się maże, ciężej się rozprowadza. Chociaż też jest ok.
Jeśli miałabym stosować któryś z tuszy do końca życia, a planuję żyć długo, to wybrałabym zielony. Żółty jest ok, ale zupełnie nie rozumiem tych ochów i achów, że jest taki zajebisty. Zajebisty to jest zielony i kropka.

Gówniana sprawa…

By | Bjuti Pudi | 11 komentarzy
Otworzyłam sobie browarka, otworzyłam internety, podrapałam się po jajcach. Wróć. Podrapałam się po głowie i będę pisać 🙂
Mamy tu taki przyjazny sklepik zielarski na naszym zadupiu. Miła Pani diluje ziołem i chemią. No w sumie samym ziołem i pochodnymi. Ostatnio zostawiłam tam trochę papieru i Miła Pani uraczyła mnie kilkoma gramami niespodzianki. Taki tam gratis za ładne oczy 😉
Wyjebał się kiedyś ktoś z Was na glebę? No mi się zdarzyło, ale nigdy nie zaryłam gębą w błoto czy gówno. Aż do niedawna. Tyle, że tak jakby luksusowo. Ale to nie zmienia faktu, że moja twarz nadal wyglądała jak w odchodach.
Ale do rzeczy. Dostałam taką oto saszetkę z ziemią w środku.
Paparapa jest to gruz co go Cygan gryzł, a dokładniej Glinka Rhassoul z Maroko Shop lub coś takiego. Woreczek w tej chwili wyjechał w podróż i zatrzymał się w łazience na parterze, a ja mam kompa na piętrze i nie będę zapierdalać na dół sprawdzać firmy i pojemności, bo jestem zajęta pisaniem i oglądaniem “M jak miłość” jednocześnie. Dobra skończę pierdolić.
Opakowanko jest jak wspomniałam gratisem, nie na sprzedaż, pewnie większe pojemności kupić można. No raczej. To mieści się w garści mniej więcej. Taka to pojemność.
Glinka jest w takich płytkach, które wyglądają jak spękane pięty Indianina. Ale nie pachnie piętami dziada, pachnie śmierciąąą…czyli, że ziemią 😀
Do ziemi dodajemy różanych pierdół czy co tam Wam się zamai (nie wiem jak to słowo napisać, moja babcia mówiła- zamaić się- czyli, że zachcieć czegoś ). Można dodać po prostu wody. Dodałam więc wody.
Wyglądało jak zwykłe gówno.
Tu na fotce wyżej jeszcze się przegryza. Wrzuciłam dosłownie kilka płytek do opakowania po jakimś pudrze w pyłku, chlapnęłam wody i odstawiłam na jakieś 30-50 minut. W tym czasie wykonałam peeling kawitacyjny ( o nim zrobię osobny wpis).
Jak gówienko zmiękło wyglądało tak..
…czyli prawie tak samo tylko bardziej się rozciapało. Boszzz jak ja lubię się babrać w takich papkach. Ziemia marokańska ma w sobie takie małe grudki, ziarenka to też można użyć jej do peelingu ciała, twarzy, włosów. Można używać do mycia kłaków lub zamaskować ryj lub włochy.
Ja na dobry początek zapodałam na twarzoczaszkę. Wyglądałam jak nie przymierzając upaprana kałem.
Jak gówno, nie?
Trzymałam to jakieś 20 minut mniej więcej i poszłam spłukać.
Motyla noga, jasny gwint, kapelusz jasny karwasz w twarz barabasz- jak ciężko to było zmyć, lepiło się ciapało, ale się udało 🙂
A efekty? A efekty są takie, że umyłam srakę 🙂 Buzia gładka, nawilżona, lekkie zaczerwienienia pozostałe po kawitacji zniknęły.
Bardzo mi się podoba papranie w tej glince. A najśmieszniejsze jest to, że zużyłam minimalną ilość! Resztę zakręciłam w słoiczku i wystarczy mi na jakieś 3 kolejne maseczki plus mam jeszcze prawie całe opakowanie suchych płatków! Może przetestuję na włosy ? Kto wie 🙂
Generalnie nawet kiedy skończę tę super wydajną miniaturkę odwiedzę Panią Zielareczkę i kupię całą pakę tego niesamowitego gówna!

7 cm przyrostu w miesiąc!

By | Bjuti Pudi | 60 komentarzy
Dzisiaj według kalendarza Anwenowego jest dzień włosowy. Co dzisiaj zrobiłam dla swoich włosów ? Niewiele. Wtarłam Jantar i zeżarłam tabletkę Skrzyp Optima. Ale to, że zrobiłam niewiele nie znaczy,że nie zrobiłam nic. Systematyczność to podstawa.

Jantar jest to wcierka którą wetrzeć należy na skórę głowy (nie napiszę skalp, bo skalp to Indianie ściągali jeńcom i jakoś mi się niespecjalnie dobrze to słowo kojarzy). Nie będę powielać, że Jantar to to i tamto, że skład ma taki i śmaki i tak nikomu się nie zechce tego czytać, a jeśli kogoś to interesuje to przeczyta gdzie indziej.
Jantara zapodaję już drugą flaszkę. Pierwsza poszła w 3 tygodnie, zrobiłam tydzień przerwy i jestem w trakcie flachy drugiej. Jak każdy wie butelczyna jest nieporęczna, a i dozownik ma zwyczajnie do dupy. Ja przelewam ciecz w opakowanie po kropelkach do nosa i tym sobie aplikuję, jest to sposób łatwy i przyjemny, a i nawet precyzyjny. Trę to paskudztwo codziennie jak nienormalna. Przy pierwszej butelce nie widziałam, aby coś ten Jantar wnosił, oprócz tego, że kradł codziennie 5 minut z mojego cennego życia. Potem jakby drgnęło…
Ale na sto procent nie jestem pewna, że jest to zasługa tylko wcierki, bo na łbie miałam już prawie wszystko oprócz psiego gówna. (Mam nadzieje, że psie gówno nie przyspiesza wzrostu włosów, bo jeszcze byłabym skłonna przetestować 🙂 ).
Na początku lutego zaczęłam pić herbatkę skrzypokrzywową. Na początku mi smakowała, z dnia na dzień smakowała jakby mniej. Aż w końcu po jakichś 2 tygodniach na sam jej widok chciało mi się rzygać. I nie mówcie, że słodzona miodem czy nawet samym złotem będzie smakować lepiej. Nie- nie będzie. Nie będę się katować dla kilku milimetrów włosów więcej.
I wtedy stał się dzień, a ptaki kwilić poczęły. W Biedrze zakupiłam tablety Skrzyp Optima. Za dychę to co mi tam. I wpierdalam jak świnia kartofle. Co dziennie zjadam jedną. Tabletek jest 80 i nie chce się po nich rzygać. Może zadziałają.
Mam wrażenie, że ten zestaw już działa. Ale ręki sobie nie dam uciąć.
Tablety jak tablety, nie są może jakieś super hiper- odlotów po nich nie mam, fazy żadne mi się nie włączają, ale to chyba wina składu- raczej włosowy niż imprezowy.
Skład podobno taki sam jak w droższej wersji tabsów tej samej firmy. Skoro jest to jeden pierun to po co przepłacać, za każdy zaoszczędzony grosz mogę umyć 7 talerzy!
Tyle witamin to dawno chyba nie miałam w sobie.
Ach… standardowo na miesiąc rosło mi 1,5 cm pierza. W ciągu ostatniego miesiąca urosło mi według różnych danych 2-3 cm. Ja widzę 3 centymetry. Moja osobista prywatna fryzjerka mówi, że ze 2 😉 . Ale ona nie jest matematyczką, więc może się mylić. Ja widzę TRZY. Trzy to wersja oficjalna, taka do mediów. No to 3. Nawet jakby było 2 (a nie jest) to i tak zawsze więcej niż nieco ponad centymetr. Czyli coś drgnęło. To dobrze.
Ale jak to, w tytule było, że przyrost 7 centymetrów. Aaa, chciałam Was w chuja zrobić, bo pani w gimnazjum zawsze mówiła, że tytuł musi być chwytliwy. Na końcu mogłam powiedzieć co i jak, bo lubię trzymać w niepewności 😀
A co z tymi moimi kłakami, jak się prezentują? A no, nie dość, że przyspieszyły to do tego kiełkuje sporo nowych. Wyglądam jak niedorozwinięte słoneczko Polsatu.
Możecie wysyłać sms’y o treści POMAGAM 😀
Borze sosnowy, który szumisz śpiewnie! Jestem miszczem pajnta 😀

Kokosowy anus :D

By | Bjuti Pudi | 8 komentarzy
Dzisiaj upierdzielimy się masełkiem z okazji pączkowego czwartku. Masło to masło- chlebek można sobie posmarować lub bułeczkę. Tym masełkiem dziewczynki też mogą posmarować bułeczkę- co kto lubi.
Masło kupiłam na jakiejś śmiesznej promocji w Esesmanie. Zapłaciłam około 7 złotych. Mieszka w fajnym granatowym, zakręcanym pudełku, wygodnym zresztą.

Synergen Body Butter Coconut- o tym jest mowa 🙂 Na pierwszy rzut oka ma się ochotę na urlop pod palmą. Na drugi rzut oka…

…zawartość bardziej przypomina śnieżną pierzynkę. Zwartą jak poślady Trynkiewicza przez 25 lat w więzieniu. Konsystencja nie przypomina tego, co bym chciała, żeby przypominała 😉 Masełko jest świetne, gęste, a zapach odurza po otwarciu. Pachnie słodko, prawdziwy kokos. Zapach trzyma się jak żuk gnojarz swojej kulki. Przenosi się na ciuchy, utrzymuje się na ciele do kolejnej kąpieli. ( Pod warunkiem, że ktoś myje się regularnie, bo jeśli raz na tydzień to nie dam sobie ręki uciąć).
Na początku zapach nawet mi się podobał, ale mimo wszystko dla mnie jest za słodki. To jednak kwestia gustu- ja wolę zapachy bardziej świeże. Jeśli ktoś lubi kokosowy aromat – polecam.
Polecam z pełną odpowiedzialnością jako świetnie nawilżający specyfik. Skóra jest nawilżona, przyjemna w dotyku, a masło nie roluje się, nie brudzi, nie tłuści, szybko się wchłania, nie pozostawia filmu ani serialu 😉
Białe coś ( no przecież setny raz nie użyję słowa “masło”) jest bardzo wydajne. Już mnie wkurwia ten kokos, a dalej nie chce się skończyć. A ja nie lubię niczego wyrzucać. Dzieci w Afryce głodują, a ja masło wypierdolę, no nie bardzo…
Pewnie każdy zastanawia się o co chodzi z tym anusem… Delikatnie wtrąciłam już o więziennych pośladach i takie tam, czas na wyjaśnienie, bo może ktoś zaczął już się masturbować. Chodźmy więc do sedna- do anusa.
Hellianthus Annuus Hybrid Oil tak mnie zaniepokoił do czerwoności. Ale ja nie być głupia, ja mieć Google! Okazało się, że to tylko głupi olej ze słonecznika. Możecie spać spokojnie 😀
Poza tym skład wygląda całkiem fajnie.
Gwoli podsumowania- smalec czy tam masło polecam, szczególnie osobom, które lubią kokonutowy zapach.

I am super star on this fucking sky ;)

By | Bjuti Pudi | 5 komentarzy
Dzisiaj wsadźmy palucha w sypkie cienie o szumnej nazwie My Secret Star Dust Eye Shadow o numerku 5.
Cień wyprodukowany dla sieci drogerii Natura. Kupiony za około 5 zeta. Takie tanie gówienko wsadzone do zakręcanego małego słoiczka. Kolor cieni jest nijaki, a mimo to ładny. Nijaki- nie, że kiepski, ale nijaki, bo prawie cielisty, brązowawy z widocznymi błyszczącymi pierdółkami w środku.
Na pierwszy rzut oka wygląda tak—>
Moje opakowanie już wiele przeszło, ale wytrzymane chujstwo- nadal trzyma się kupy (w sensie nie kupy-gówna, tylko kupy, że się jeszcze nie rozkraczyło). Solidne. Odkręcane (i zakręcane ofc). Troszkę napisy się wytarły, ale to nie istotne.
Istotne jest to, że cień jest tani i zajebisty. I to chyba najlepsza recenzja.
Pyłek ślicznie pachnie, niestety ciężko jest wąchać własne oko. Polecam wąchać cudze lub sztachać się przed aplikacją na powiekę. Wanilia czy coś, jakieś ciasteczka, sama nie wiem. W każdym razie pachnie ładnie. A tak ten gwiezdny pył wygląda —>
Kolory może trochę przekłamane, bo jestem leniwą krową i foty trzaskałam telefonem, bo nie chciało mi się wstać po aparat.
Jak by nie było- widać, że cień błyszczy się jak psu jajca na wiosnę. Na oku błyszczy się w słońcu lub sztucznym świetle. Ale nie jest to brokat typu Sylwester w remizie, tylko ładnie połyskujące drobinki. Drobne, nie obsypujące się i siedzące w nienaruszonym stanie przez dobę niezależnie od warunków atmosferycznych. Ok, ok…jak deszcz mocno nakurwia, to być może spłynie, ale jak leje deszcz to ja łba nie wysadzam, więc nie wiem.
Tak cienie wyglądają po całym dniu na moim oku.
Zewnętrzne kąciki są potraktowane innym cieniem, ale to błyszczące coś to jest właśnie to. Makijaż taki nijaki, ale kij z tym. Fota z lampą, więc błysk jest mocniejszy niż normalnie.
Ewidentnie polecam ten cień. O tym odcieniu. A czemu o tym, a innych nie? Dlatego, że kupiłam z tej serii złoto i srebro i stoją, bo są kiepskie. Nie chce mi się wstać do szafki żeby sprawdzić numerki ale były to cienie w tych kolorach. Miały grube drobinki, które po chwili lądowały na policzkach i w ogóle wszędzie i wyglądałam jakby mnie ktoś brokatem posypał. Może trafiłam na kiepskie egzemplarze- nie wiem. Jak mnie nikt w Naturze nie sterroryzuje to pozaglądam w inne 😉

Budyń we włosach potargał wiatr

By | Bjuti Pudi | 11 komentarzy
Jak się bawić to się bawić.
Korzystając z wolnego weekendu dodaję recenzję maski do włosów Dolce Latte z proteinami mlecznymi.
Maska do włosów wbrew pozorom nie służy do kamuflażu wszarzy w dżungli. Ma odżywiać intensywniej niż odżywka.
Ta odżywia.
Zacznijmy od tego co jest w środku, bo wnętrze jest najważniejsze.
W środku nie było fabrycznie moich paluchów- sama je tam wsadziłam.
Maska biało- mleczna. Konsystencja taka jaka widać. Nie będę pisać co mi to przypomina, bo nie wypada. Ale to mi przypomina. Pachnie natomiast waniliowym budyniem. Nie lubię takich słodkich zapachów, ale o dziwo na włosach jest ok. Zapach utrzymuje się do następnego mycia i rozsiewa z każdym ruchem.
Co najważniejsze włosy po niej są niesamowite. Sypkie, miłe w dotyku, łatwo się rozczesują i takie tam pierdoły co to na każdym blogu piszą. Dobra jest no. Nie obciąża, nie przetłuszcza, zero wad.
Używam jej kiedy tylko wpadnie mi w łapy. Zdarza mi się nakładać ją zarówno na minutę jak i na godzinę- za każdym razem git.
Ta oto wydzielina na co dzień mieszka w małej beczce. O takiej—>
Tutaj siedzi ta cwaniara. Opakowanie jak opakowanie. Duże i  odkręcane o pojemności 1000 ml. Są też mniejsze i tańsze, jeśli ktoś chce przetestować. Ja za swoją zapłaciłam gruby papier, tak ze 20 peelenów. Moja porcja wystarcza na długo, a dokładnie dotąd dokąd jej nie zużyję. Czyli długo. Tu powinien nastąpić jakiś mądry wywód, że się z ręki nie wyślizguje czy coś tam, ale nie będę głupot powielać. Jak ktoś ma grabowe ręce i jest sierota to mu się wyślizgnie nawet jakby było klejem przytwierdzone. Mi tylko raz kot zrzucił z wanny, ale nic się nie stało, oprócz tego, że musiałam podłogę myć i ścianę, bo się upierdoliła jak stół Durczoka.
Jak ktoś ma łeb jak sklep to podaję skład.
 Aqua, Cetearyl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Dipamytoylethyl Hydroxyethylomonium Methosulfate, Parfum, Phenoxyethanol, Methyldibromo Glutaronitrile, Hydroxypropyltrimonimu Hydrolized Casein, Citric Acid, Hydrolized Milk Protein, Methylchlorisothiazolione, Sodium Cocoyl, Glutamate 
No i tyle w temacie. Kupcie se i se sprawdźcie, bo ja bym blogom nie ufała.
PS. Skład ma podobny to słynnego Kallos Latte z proteinami.

Heloł hir!

By | Śmietnik | No Comments

Siemaneczko. Dzisiaj krótki post celem wyjaśnienia co ja tutaj robię. Siedziałam wcześniej na onecie, ale było mi tam ciasno, więc skserowałam wszystko i wrzuciłam tutaj. Nie jest to może wyszukany sposób na przeniesienie bloga, ale tak umiałam 😀
Od dziś siedzę tu i nikt mnie nie przegoni (prawdopodobnie…) 🙂
Pozdro i do spisania 😉

51 FUCKtów o mię :D

By | Śmietnik | 2 komentarze
Jako że celebryci muszą być na topie (tym bardziej celebrytki), bo inaczej na topie przestaną być, dołączam się do radosnej zabawy w 50 faktów. A tak na poważnie, to lubię czytać takie wynurzenia, więc i ja dorzucę swoje  gówniane fakty po faktach. Nie będę małpować, wrzucę 51 faktów hęhęhę :D
1. Burze, pioruny i gradobicie- lubię, szczególnie nocą.
2. Jako Wodnik irytuje mnie głęboka woda (przecież nie powiem, że się boję, bo ja nie wiem co to strach fak jeee ). Ale wodę lubię, po cycki, wyżej nie koniecznie. Chyba, że by mnie ktoś wsadził do wody głową w dół, wtedy „po cycki” jest błędną miarą.
3. Mleka nie wypiję, żeby mnie na kole mieli łamać, wątróbka też mnie nie przekonuje. Za to smalec, śledzie, cebula, seta i galareta- niebo w gębie.
4. Najbardziej irytuje mnie narzekanie i głupie sentencje na fb.
5. Ja?! Optymistka.
6. Za słodyczami nie przepadam, kostka czekolady wystarcza mi na pół roku.
7. Gęba mi się nie zamyka, gadam, opowiadam, na każde słowo mam sto zdań do powiedzenia. Jednak wszelkie tajemne tajemnice pozostają u mnie  na zawsze tajemnymi tajemnicami.
8. Kur*icy dostaję jak mi się ktoś w coś wtrąca.
9. Wszystko analizuję, w głowie mam notes, kalendarz i przewodnik turystyczny czy co tam mi jeszcze w danej chwili potrzeba.
10. Zieloną herbatę żłopię na potęgę, lubię zimne piwo, kawy nie pijam.
11. Ulubiona zabawa z dzieciństwa- własnoręcznie „wydawana gazeta”, tytuł- „Chmura”, bo takie słowo umiałam napisać. Prowadziłam również własny program telewizyjny, gadając do skakanki. Porywałam tłumy- moimi wyimaginowanymi widzami były krzaki malin, powiem Wam- w ch*j odbiorców miałam :D
12. Jestem towarzyska, ale lubię spędzać też czas sama ze sobą, szczególnie podczas zakupów.
13. Nie mam prawka, nie czuję wewnętrznej potrzeby. Ale przydałby mi się fajny czarny GMC na złotych spinnerach, koniecznie musiałby być pikapem żebym miała gdzie wozić wyimaginowanego psa, jak w amerykańskich filmach.
14.Wszystko co owocowe lubię, szczególnie żele i balsamy.
15. Kocham góry.
16. Nie znoszę dostawać kwiatów, chyba, że słoneczniki- bo mogę je zeżreć.
17. Namiętnie kupuję buty.
18. Maliny uwielbiam, lody malinowe, wszystko co malinowe ( może dlatego, że maliny były moimi pierwszymi fanami ? :D ).
19. Jak sobie coś postanowię, to żebym miała Krakowowi dostęp do morza załatwić to tak będzie.
20. Kiedy wiem, że mam rację, to nie odpuszczę. Ale przeprosić potrafię jeśli racji nie mam. Tego też wymagam od innych.
21. Nie lubię się do niczego zmuszać i się nie zmuszam.
22. Nie mam kompleksów. Jestem szczęśliwa.
23. Nie mam marzeń- mam cele, które po prostu realizuję.
24. Wierzę w zjawiska paranormalne, sny i takie tam, karty też stawiam.
25. W podstawówce grałam w szkolnym teatrzyku,  obsadzono mnie w  głównej roli- byłam Krasnoludkiem :D Nadal czekam na Oskara.
26. Szybko się nudzę. Na szczęście umiem wymyślać sobie co raz to nowsze zajęcia i wyzwania.
27. Nie mam penisa.
28. Żadne filmy, rozjechane psy i głodujące eskimosy mnie nie wzruszają.
29. Nie wyobrażam sobie być przeciętnym szarym obywatelem nierzucającym się w oczy.
30. Lubię przestrzeń, wkur*iają mnie firaneczki, serweteczki, dywaniki i kurzące się bzdety.
31. Ale wiewiórki, jeże czy borsuki to ja lubię. A c*uj wie dlaczego. Żyrafę chciałabym mieć w ogródku.
32. Kolędy strasznie mnie denerwują.
33. Komunikatywna to ja jestem i owszem, świetnie dogadam się zarówno z menelem pod sklepikiem, staruszką w kolejce jak i z ważniakiem w banku.
34.Kłaki mi na piętach stają kiedy ktoś nagminnie zdrabnia każde słowo lub zwraca się do psów czy dzieci jak do bezmózgich stworzeń. Czaicie takie ti ti ti . Ja pier*olę!
35. Urodziłam się milionerem. Tak się złożyło, że pierwszy milion ciągle przede mną.
36. Chciałabym umieć latać, póki co na razie latam tylko w snach.
37. Kiedy byłam małą karlicą chciałam zostać żołnierzem, pilotem, pogodynką, przewodnikiem i nie wiem czym tam jeszcze.
38. Ciuchy układam kolorystycznie i tematycznie, buty mają stać jak w wojsku, a szafki przed snem mają być pozamykane ;)
39. Lubię obserwować ludzi i tyłki ludzkie, płeć nie ma znaczenia, oby ładne :D
40. Za karła chciałam mieć węża, dostałam szczura. Szczura zjadł kot. Nie wiem co stało się z kotem…
41. Lubię wszystko co kolorowe.
42. Kiedy coś oglądam lub kupuję wącham i dotykam. W granicach rozsądku, chleba paluchami nie macam, a kleju przed zakupem nie wącham :D
43. Jestem oszczędna, ale jak wydaję to z przytupem.
44. Nienawidzę marnotrawstwa.
45.Interesuję się historią regionu, kulturą żydowską i wszystkim co związane z Czarnobylem.
46.Jestem pracowita, ale tylko po to by potem leżeć i pachnieć.
47. Ulubiony film „Miś”.
48. Ulubiony teleturniej „Jeden z dziesięciu”.
49. Lubię wiedzieć wszystko na temat, który w danym czasie mnie interesuje.
50. W podstawówce zapisałam się do harcerstwa. Jak szybko zuchem zostałam, tak przestałam. Drużynę rozwiązano zanim się zawiązała, bo zabrakło chętnych :D
51. Jestę zajebistę :D

Powitanie,czyli preludium do moich przemyśleń

By | Śmietnik | No Comments

Zaprawdę powiadam Wam,niechby każdy człek zębami w radości świecił,niechby śmiechem swym braci swych smagał,niechby od świtu do zmierzchu nie opuszczał go optymizm w ten czas we świecie ustałyby wojny,głód by ustał,a źli ludzie mordów i gwałtów by zaniechali.Żyjąc przepełnieni wiarą,nadzieją,miłością stajemy się ludźmi lepszemi.A niechaj każdy pomyśli o krasnych i radosnych licach urzędników,o człekach posyłających mnogie uśmiechy kiedy mijamy ich w codziennej wędrówce.Jakiż świat byłby piękny,jakiż radosny i euforyją przepełniony!A na ten czas w urzędach twarze spięte,usta w kawie zanurzone mlaskają zuchwale i ku pomocy Ty ich człeku nie użyjesz ni ch*ja.A ludzie bieżący chodnikami i dróg poboczami raz po raz rzucają k*rwami niechęć uzasadnioną powodując.O jakże świat mi się marzy ludzi uśmiechniętych!Lecz często niestety spotykamy pier*olniętych…

Świńska noga we włosach

By | Bjuti Pudi | 10 komentarzy
Miało być o tym, o tamtym i siamtym. Ale idę sobie dzisiaj przez Tesco, rozglądam się za siemieniem coby je na łeb zapodać. Ktoś mądry przemeblował sklep i ocknęłam się w galaretkach. No to wzięłam żelatynę wypróbować co mi z kłaczorami zrobi.
Żelatyna- to chyba każdy wie jak wygląda. Sproszkowana świńska noga co to niby bogata w białka i inne duperele. Nie będę się spuszczać i wchodzić w szczegóły kopyt, każdy wiki ma 🙂
Miała być łyżka żelatyny ale coś mi się poebaoo i dałam 3, a że mało zostało to wsypałam wszystko w filiżankę i zalałam wrzątkiem. Odstawiłam żeby stygło, umyłam kłaki Facelle, osuszyłam ręcznikiem. Ja za filiżankę, a tam galareta. Przesadziłam ze stygnięciem. No to dawaj miksturę pod farelkę. Odczadziała, walnęłam w to trochę maski Dolce Latte. O tej o tutaj poniżej.

Kiedyś napiszę o niej coś więcej, bo jest super. W każdym razie wymieszałam to wszystko i pierdolut na głowę. Według mędrców internetowych siedzi się z tym około 45 minut. Ja się zasiedziałam do godziny. Wszystko zawinięte w czepek i wieśniacką czapkę. Siedzę i siedzę i mi się jeść zachciało, bo tak sobie myślę mam na głowie galaretę. Jakby w to rybę dopierdolić- byłoby cacy. Ale nie byłam pewna efektu z tą rybą, to nie mieszałam. Pierwsze wrażenie- od tego świńskiego kopyta chce się jeść. Ale byłam twarda.

Jak już czas mi zleciał, poszłam zmyć papkę. Zdejmuję wszystko- patrzę włosy jak nie przymierzając krowia kupa- duża, dorodna i gorąca. Zmyłam wyłącznie wodą- najpierw ciepłą, stopniowo schodząc do chłodnej. Udało się. Włosy osuszyłam ręcznikiem. Próbuję rozczesać- ni chuj! Ni w prawo ni w lewo- nie idzie. Myślę sobie amen. Ale nie. Podsuszyłam przeczesując paluchami i potem już można było je rozczesać.
 Podnoszę łeb- patrzę…i nie dowierzam. Włosów jakby więcej. W dotyku jakby milsze. Z moich włosów taka piękna tafla się tworzy niczym asfalt sponsorowany przez unijne dotacje. Nie są może jakieś super miękkie, ale sypkie i równe jakby mi walec po czaszce przejechał. Na szczęście czaszka nie odkształcona. Eeee…se myśle- dobre. I za prawdę powiadam Wam- dobre. Polecam na ten moment zapodania świńskiej nogi na swoje włosy.
Zobaczymy jak na długo utrzyma się efekt laminowania- to wciąż dla mnie zagadka…
A dla tych co lubią zwierzątka wolne, a nie sproszkowane- mam info. Podobno to samo można zrobić z agarem. Ale ni chu chu nie wiem gdzie go kupić. Internety wiedzą.
A na koniec efekt na moich wszarzach.
Koniec i bomba, kto nie czytał ten i tak nie widzi zakończenia 😀