Monthly Archives

czerwiec 2021

Kangoo całe piwem zajebane, przypominam! Euro 2020

By | Blog, Kocopoły | No Comments

Euro 2020 rozgrywa się w 2021 roku, a to dopiero początek tego obłędu. No bo wracasz pewnego dnia do chałupy i od progu potykasz się o jakieś szpargały. Koszulka, szaliczek, gwizdek jakiś, czapka. Kurła, czapka i szalik w lecie? Wiesz, że coś się dzieje. Dobrze, że wuwuzele zostały zakazane po tym jak w RPA ludziom krew z uszu ciekła. Kopiesz to na bok, nogą odgracasz sobie ścieżkę. Jakoś tam dołazisz do kuchni. Wyjmujesz zakupy z torby. Otwierasz lodówkę i… taki chuj. Palca nie wścibisz, a co dopiero hummus z buraka, jarmuż z dziewiczych upraw i antrykot z kangura.

Cała lodówka zajebana najtańszym piwem w sześciopaczkach. Dyskonty jebane. Promocji narobiły. Stary o 5 rano, zamiast do roboty, to pod market pojechał. A tam już inni podobni jemu. Andrzej spod piątki, Tomek z parteru i Heniek z tego domku pod lasem. Cała klika. Podmianki od północy robili, jakby kroksy kto rzucił. Teraz stoją wszyscy, bo o 6 otwarcie przybytku. Za nimi stado chłopstwa. Każdy nogami przebiera. Trawnik wydeptany. Sportowce pierdolone. I wtedy sezamie otwórz się! I ruszyli. Że starsi ludzie po karpie biegną, to idzie zrozumieć. Że dzieciarnia po lody na złamanie karku zasuwa, to do ogarnięcia. Ale żeby stado samców deptało sobie po głowach, bo najgorsze piwo 20 plus 20, to już pojęcie przechodzi. Dobra. Biegną. Łapią. Od 4 lat tyle ruchu nie zaznali. Brzuchami się klinują między półką z podpaskami, a paletą z napojem jabłkowo-wiśniowym. Walczą jak lwy. Bożesz Ty mój panie Władysławie, jakby oni tacy waleczni byli kiedy trzeba! No orły, sokoły, herosy! Wracają z obitymi mordami, ale cały kangoo Heńka piwem zajebany. Husarze.

Po 3 wdechach dokopujesz się do kibla, a tam srajtaśma w barwach Euro. Do tego idealnie się nadaje. Do pokoju też jakoś udaje Ci się przebić. Sadowisz kuper na kanapie i odpalasz ulubiony serial po ciężkim dniu. I już jest klika. Stary morda wymalowana, koszulka w narodowych barwach misternie naciągnięta na sześciopak. Na sześciopak z piwem, bo staremu na bęben się nie zmieściła. Siada stary. Siada Heniek. Ten co ma kangoo. I pssttt! Szczynopiwo otwarte. Pilot zabrany. Gówno nie serial obejrzysz. Mecz. Ale mecz za godzinę przecież! Ale studio! Prawdziwy sportowiec zaczyna wcześniej żeby powzdychać za sztuką Strejlaua. Ależ on jest artystą! Matejko mógłby mu buty czyścić. To Gmoch kretynie! A Szpakowski? Matko bosko mistrzosko! Tylko dla niego TVPis można odpalić! Ale w Fifce, to jego komcie zjebali. Wstyd. Słuchać się nie dało. Ale w telewizji, nawet w pisiorskiej, Szpako, to miód na uszy. I Borek. Borek to nie w Polsacie? Borek też się sprzedał? Pewno mu dobrze posmarowali. Ale w TVPis też zawsze był. To jak to jest? Nieważne. On ładnie komentuje. To czas na drugie piwko.

Po trzecim zaczyna się mecz. A już na pęcherz ciśnie. Ni to iść, ni oglądać. Stary leje przy uchylonych drzwiach do kibla żeby gola nie przeoczyć. Heńkowi nie wypada, ale po 6 piwku wypada mu szczać z balkonu, bo z balkonu telewizor widać. Siedzisz tak między nimi i zaczynasz się wczuwać. Antrykot dalej na stole. Kurwa, do wyrzucenia będzie. Sięgasz po piwo zła jak pies. Stary się drze, że trzeba se było kupić i nie starczy. Ta, nie starczy. Kangoo całe piwem zajebane, przypominam. Dobra. Dali. Humor Ci się poprawił, to chcesz zabłysnąć i pytasz o spalony. I już wiesz, że to nie był dobry pomysł. Stary wzrokiem Cię przeszył. Heniek niby tłumaczy. Że jak ten co mu strzelają przekroczy linię, że odbiór piłki, że jak drużyna, że jak piłka, że jak Jezu kurwa ja pierdolę! Niech to Gmoch rozrysuje. O nic więcej nie pytasz.

Reklamy. Jak nie jebnie po głośnikach! A reklamy to zawsze jakby kto granat do publicznego kibla na PKP rzucił! Lecą się odlać wszyscy, czas chcą wykorzystać. Do lodówki po kolejne sześciopaki. Jedzenie by się przydało, ale to po pizzę się zadzwoni, bo przecież w lodówce już na jedzenie miejsca brakuje. Heniek se przypomina, że przecież czipsów nabrał i w kangoo ma. Leci szybko na parking. Nogi mu się plączą. Odlał się jeszcze pod balkonem na zapas i wraca. I mówi, że deszcz chyba zaczyna, że jak on tam dojdzie do tego swojego domku pod lasem. Śmiejesz się cicho, ale nic nie mówisz. Dusisz się już. Ale od zapytania o spalonego morda na kłódkę, nie powiesz chujowi, że szczał po balkonie, to mu nakapało. Niech ma. Dobra. Cicho, bo mecz! Cicho kurwa!

Dramat jest, bo przecież ich faworyci już na starcie wbili sobie samobója. A jak jest dramat, to pije się coraz więcej żeby ten dramat zagłuszyć. Piwa nie zabraknie, cały kangoo piwem zajebany, przypominam. A ten, to źle nazwisko wymawia, a ten piłkarz, to ma taką żonę, że by ją cimcirimcim. A nie, bo tamten ma lepszą. A nie, bo one wszystkie takie same, bo jeden ojciec skalpel. A ten, to taki ćpun był i patrz, gra i daje radę. A pamiętasz jak w mistrzostwach nasi do finału doszli? A w 98 jak były te mistrzostwa świata, co Francja wygrała, wtedy to było! Brazylię wymęczyli! Ale Chorwacja to dopiero grała! Nie to co teraz! W końcu jakiś tam gol dla ich drużyny. Cieszą się, skaczą, morda pomalowana tanimi farbkami spływa od tych emocji, alkohol tak paruje, że pies sąsiadów wyć zaczyna. Brzuchy im skaczą, dziura w skarpecie coraz większa. Sportowcy. Dobrze, że te wuwuzele zakazali…

W końcu koniec! Koniec meczu! Stary i Heniek widzą ulgę na Twojej twarzy. Stary oznajmia, że to dopiero pierwszy mecz. Pierwszy z ilu? Z wielu! Kurwa! To ile tego jeszcze? Dziś 3, jutro 3, pojutrze, popojutrze… I już wiesz, że miesiąc wyjęty z życia. A co to będzie jak Polska będzie grała? Dobrze, że nasi, to tylko 3 mecze, bo to przecież jakaś kumulacja. Na szczęście kangoo pełne piwa, przypominam. W myślach już układasz listę zakupów. 100 litrów prosecco powinno wystarczyć. 100 litrów prosecco i Halinka ze swoim dostawczakiem. Jakoś to będzie Grażynki! Dobrze, że wuwuzele zakazali!

Pasta. Rośliniary, zieleniary i szczepiary

By | Blog, Kocopoły | No Comments

Przez te wszystkie ostatnie zagłady ludzi pojebało. Że 5G, chipy, kosmici, to wiadomo, to już jest nudne. Ale pojebało na każdym polu. Zawsze miałam kwiatki, kwiatki miała matka i kwiatki miały babki. Zawsze nam rosło w ziemi z kretowiska, z suchego kija odbijała dżungla, a teraz ludziom odbiło.

I teraz tak. Wchodzę na grupę roślinną. Ta se 200 kwiatków kupiła w miesiąc. Cała chata zajebana łodygami, busz jak George. Żyje jak w jaskini, świata nie widać, tarantule się na łeb spuszczają. Za grzejnikiem siedzi tygrys. Rośliniara jedna. Tamten eutanazję już piątą ukatrupił i wyje. Bo on przesz nawóz z gówna pawiana z Boliwii zamówił za 8 tysięcy, to kwiaty powinny mieć już po dwa metry. On już miał w planie mieszkanie nad sobą kupić, żeby sufit zburzyć, żeby się zmieściło wszystko. A to zdycha. Kolejna wydała na kwiatki tyle, że mogłaby sobie chatę urządzić, ale nie urządziła, bo kasa poszła w krzaki. Śpi gdzieś pod palmą, na łeb jej się mszyca sypie. Opryski początkowo kręci takie eko-sreko, ale w końcu pęka, jak jej ciapata monstera za 5 tysięcy zdycha i napierdala chemią taką, że sąsiada karetka zabrała. Zieleniara jedna.

Raz jakaś laska pochwaliła się, że wycina mlecze w ogródku. Kurwa, co tam się działo! Jakby słoik miodu w mrowisko wrzucić! „To nie mlecz, to mniszek lekarski” – pisze jej jedna. „To nie mnieszek, to Taraxacum officinale, ignorantko!”. Zaraz następna zapierdala z pretensjami, że serca nie ma, rośliny niszczy, że serca nie ma, że ban! Ban! Ban! Jak się na nią rzucili! Za zabijanie roślin, za złe nazwy. A w ogóle, to na pewno jej stary był patologiczny, a matka pijaczka. A wszystko, bo laska wycięła chwasta. Z ogródkami, to można cały rozdział napisać. Jak masz tujkę w ogródku, to jesteś ostatni sort. Nie daj bób, że trawę kosisz. Łąka kwietna, to podstawa. Żadnych kamyków, kostka surowo zabroniona. Nic nie można. Ma być dzicz, sama natura i oczywiście najlepiej palma w donicy, bo to akurat modne, a jak modne, to musi być.

Albo jak jadą na wakacje i ktoś się pochwali, że urwał gałązkę pelargonii za pozwoleniem. Kamieniowanko. No, jakby była dinozaurem, to już by ją te kamienie zabiły. Bo przemyt, bo kradzież, to nic, że od cioci, to nic, że ta wycieczka to do Świnoujścia była i nie przemyca krzaków koki z Kolumbii z patogenami w ziemi. To jest nic. To wszystko zuo.

Albo idą do Biedry, podmieniają doniczki z cenami. Albo wykupują wszystkie zamie w Lidlu. To chuj, że już mają 15 takich na chacie, po 6,99 żal nie brać. Albo i skubią te szczepki po marketach. To już nie jest napiętnowane tak jak szczepka od cioci ze Świnoujścia. To już jest zwane sprytem i przedsiębiorczością. A szczepiary, to najgorsza zakała. Wszędzie widzą roślinę mateczną do opierdolenia. Wchodzi taka do urzędu i cyk wszystko obgryzione do łodygi. Tam skubnie, tu wygrzebie. Na cmentarz pójdzie, to rozchodnik jak kret wyryje. Jak do koleżanki wyskoczy, to jej nawet mech ze schodów zeskrobie. W oczach zamiast źrenic ma liście. Opętanie takie, wkurw, ręce drżą, ale rżną te gałęzie. Po dziecko do szkoły? Cyk kawałek zielistki. Do banku na chwilę? Już araukaria ujebana. Idzie przez miasto i tylko obczajka w okna. Jak sęp nad trupem, tak szczepiara nad wszystkim co zielone krąży.

Jak na kocich grupach o wszystko jest wojna, to na roślinnych jest koniec świata. Końcówka liścia podeschła i już masz diagnozę, że grzyb, przelane, przesuszone, zesrane, wszystko na raz. Wyrzuć, zakop, spal, a najlepiej na śmietnik, tylko powiedz na który, to se wezmę. Najgorzej jak masz monsterę. Bo trzeba bigos robić. Pierwszy raz jak to zobaczyłam, to nawet jeść mi się zachciało. A bigos, to 50 rodzajów ziemi, odważone na wadze do dzielenia mety, selekcja ostra, chipsy z kokosa, jakieś perlity, sryty. Kosmos taki, że Elon Musk nie widział. Popatrzyłam na moją monsterę dwumetrową i jej ziemię z kretowiska i myślę sobie, no albo ja jestem pojebana, albo komuś pociąg do dżungli odjechał, mówiąc, że we wszystkim innym to kaput dla monstery. Moja monstera uniosła lekko liść i popukała się w korzeń powietrzny patrząc z politowaniem na to, co ludzie piszą.

Raz jedyny uległam. Myślę, może faktycznie za dużo poję te kwiatki moje. Trochę zluzowałam. Bo wszędzie pisali, że grzyb, grzyb, zaraza i pomór. No zluzowałam, mniej wody. Patrzę, liście się zaczynają zwijać. I patrzę na siebie tak, i na te moje kwiatki, i dotarło do mnie, że pierdolec i fanatyzm rządzi w Internecie. Ja w kwiatkach od 33 lat, nawet wykształcenie kierunkowe, a posłuchałam wariatów, co sobie zrobili hobby na czas zarazy na świecie. A idź pan w chuj. Moje kwiatki nadal rosną, regularnie podlewane. W ziemi z kretowiska. Dorodne i bujne jak zawsze, a Kamil na grupie kupił kolejne 3 eutanazje dwa dni temu i już mu liście opadają. Nie wierzcie tym krzaczastym pojebom, babcie nie czytały, a paprotki zawsze miały bujne jak cyc Matki Stifflera!

Blogerka Niewyparzona Pudernica jedzie autem z dużym kwiatkiem.