Monthly Archives

wrzesień 2019

“Dzienniki hejterskie” PigOuta – gniot, kanał, ściekowa literatura, czy Nagroda Literacka “Nike”? Hejt na hejtera! Prawdziwe świniobicie!

By | Blog, Graciarnia | No Comments

Sprawa wygląda tak, że pierwszy raz piszę reckę książki. Do tego ebooka. Do tego, to pierwszy ebook w moim życiu. ̶A̶l̶e̶ ̶p̶o̶n̶i̶e̶w̶a̶ż̶ ̶z̶o̶s̶t̶a̶ł̶a̶m̶ ̶p̶r̶z̶e̶k̶u̶p̶i̶o̶n̶a̶. Ale ponieważ ebuczka wydał mój serdeczny kolega, brat z innej matki (z ojcem nie mamy pewności), to wzięłam, przeczytałam i zaraz Wam powiem, czy te całe “Dzienniki hejterskie” od PigOuta są coś warte. Albo przynajmniej czy są warte 34,90 złotych, czy lepiej przejebać hajsy na chleb ze smalcem. Zapraszam na hejt na hejtera. Prawdziwe świniobicie!

Moja historia z “Dziennikami hejterskimi” zaczęła się niewinnie. Akurat jadłam bigos, kiedy na Messengera dostałam wiadomość od Piga. Jak mogła zacząć się wiadomość od blogera? Oczywiście od “dej”. Myślę se boszzz… tylko dej i dej, ale czytam dalej. “Dej mi swój adres”. Oho, jeszcze lepiej! Zdechłą świnie podeśle. I niewiele się myliłam. Pioter mówi mi, że ebuczka mi swojego wyśle, i że dej ten adres w końcu. Dałam, chociaż moje głosy w głowie powtarzały, że Pioter, przeca ebuka można mailem, co Ty odpierdalasz. Z drugiej strony, pierwszą książkę dał mi po pijaku, więc nie mogło być tak zwyczajnie. I wtedy przyszła ona. Paczka. A w niej list i zdechła świnia.

Jak już wspomniałam, z ojcem nie mamy pewności. Znając mojego, to mógł stacjonować w Nakle, skoro w momencie jak się rodziłam był już w Karpaczu. List tak mnie wzruszył, że w Chmielaki faktycznie doszło do najebki ze Świnią nad Wieprzem. Nie, żeby to miało mnie jakoś przekupić do napisania dobrej recenzji, ja jestem nie przekupna. Tak jakby. A ebuk faktycznie był na pendrive pod postacią różowej świni. (Czujecie ten biznes? Dostałam za friko książkę i jeszcze mam pendrajwa za frajer!).

Po sesji zdjęciowej pod bananem, w towarzystwie świniopendrajwa i pierwszej książki PigOuta, zapadła decyzja. Będę czytać. Co prawda do tej pory wybierałam oglądanie obrazków, ale może dam radę. Jak sam autor proponuje, czytałam na kiblu. Ale wiecie jak jest, 15 minut dziennie w komnacie tajemnic, to chuj nie czytanie, więc skończyłam na wakacjach. Miałam święty spokój i łyknęłam Dzienniki z apetytem, jak Sasha Grey przed emeryturą.

Przejdźmy do meritum. Treść. O czym to właściwie jest? “Dzienniki hejterskie”, to zbiór felietonów. Kto zna PigOuta, ten wie, że jego teksty są lekkie, a on sam twierdzi, że jest hejterem. Nie jest. Ja też nie jestem. Ale teraz dla niektórych wszystko jest hejtem 😉 A chuj! Bądźmy hejterami! Za to nam ̶p̶ł̶a̶c̶ą̶ biją brawo.

Ledwo zaczęłam czytać, a tam już wtopa. PigOut we wstępie tłumaczy, że wydoroślał od czasu pierwszej książki i już nie będzie rzucał kurwami jak Banaś w swojej kamienicy. Plażo proszę! Przeanalizowałam dokładnie tekst i zaznaczyłam w notesie ile razy padło słowo “kurwa”. 3 RAZY! Kurwa, słownie TRZY! TRZY KURWY. To jest kurwa dramat! To był początek masakry. Żeby mieć jakieś porównanie, policzyłam ile razy w “Dziennikach hejterskich” padło słowo “hashimoto”. Bo wiecie, hashimoto, to teraz najpopularniejsze schorzenie na usprawiedliwianie wszystkiego. Najlepiej mieć hashimoto, być blogerem i wydać książkę. Wtedy to jest takie combo, że fejm na wiosce gwarantowany. Na szczęście Piotrek nie ma hashimoto hello moto, ale słowo to zostało użyte w książce 13 razy. 13 RAZY! Kurwa 3 razy, hashimoto 13. Widzicie ten dysonans?! To rażące zakłócenie harmonii?! Już miałam zakrzyknąć, że Pioter, co Ty odkurwiasz, sprzedałeś się, ale wtedy przypomniałam sobie, że nie sama kurwa Kraków zbudowała. Z radością odkryłam, że oprócz kultowego słowa Prawdziwych Polaków, tekst jest okraszony innymi wulgaryzmami wszelakiego pochodzenia. Z ogromną satysfakcją stwierdzam, że Pioter wcale nie wydoroślał, tylko poznał więcej przekleństw, w związku z tym do rąk dostajecie wybitne dzieło pisane przystępnym językiem. W felietonach nie brakuje wulgaryzmów, dziwnych porównań, metafor takich, że Remigiusz Mróz leży, kwiczy i zachodzi szronem oraz licznych nowotworów językowych, którymi tylko najwybitniejsi twórcy mogą się pochwalić. Tak. Ja też.

Jeśli miałabym się jeszcze do czegoś przypierdolić, to do podpierdolki do “Jaka to Melodia”. PigOut! PROSZĘ! Karton wędlin, to najlepsza nagroda ever! Lepsze mogłoby być tylko świniobicie w zestawie! Co Ty sobie myślisz? Że w poważnej stacji będą sobie rozdawać kartony ze słodyczami od Solidarności? Na jakiej planecie Ty żyjesz? Świnia, to świnia i nie ma nic lepszego niż świeżynka, pachnąca kiełbaska prosto z wędzarki i soczysty kawał schabu skwierczący na grillu i zapijany chłodnym browarkiem. Mamy 2019 rok i karton wędlin sprawiłby mi radość większą nawet od majonezu z Motyla.

Sytuację z wędlinami uratowała wstawka o Chmielakach. Można powiedzieć, że wsparłam PigOuta w spełnieniu jednego z jego marzeń. Pioter był na Chmielakach w moim mieście. Właściwie, to całe Chmielaki wspieraliśmy się wzajemnie, szczególnie podczas powrotu do domu jak nogi nam krzywo szły.

Podsumowanko. Na wstępie chciałabym podkreślić, że PigOut wcale nie przekupił mnie piwem, żeby recka była pozytywna! WCALE! Jeśli przełamałam się na ebooka, to znaczy, że musiałam mieć inne powody niż sympatia do autora “Dzienników hejterskich”. Pierwszą książkę Piotrka “Świnia ryje w sieci” łyknęłam jak chłodne piwko w upalny dzień, więc wiedziałam, że “Dzienniki hejterskie” mnie nie zawiodą. Nie zawiodły. Twórczość PigOuta jest lekka, przyjemna i ciekawa. Ebook był idealnym dopełnieniem moich wakacji oraz posiedzeń w kiblu, a z racji, że w Turcji dopadła mnie zemsta sułtana, to w kiblu miałam dużo czasu na relaks. Można powiedzieć, że książka uratowała mi dupę, a z każdą salwą śmiechu popuszczałam w rytm. Dziękuję PigOut!

Nie wiem czy Piotrek dostanie Nagrodę Literacką “Nike”, ale z pewnością jego twórczość nie jest gniotem. Najebał kilkaset stron i znalazłam tylko jeden błąd ortograficzny! Szacun! Ja z pewnością zrobię więcej. Bo słowo się rzekło, świnia u płotu, pisze książkę i będzie równie popierdolona jak książka Piotrka tylko, że inna 😀

Jeśli jeszcze nie czytaliście dzieł PigOuta o otaczającej nas rzeczywistości, aferkach wśród celebrytów i jego zmaganiach na tacierzyńskim, to w jego sklepie możecie zakupić ebuczka oraz pierwszą część felietonów na papierze! Kupcie sobie, to może za reckę trzeciej części zapłaci mi w pieniędzach, a nie tylko chlanie i chlanie…

Jak zarabiać na Aliexpress?

By | Blog, Graciarnia | No Comments

Nie ma miedzi, dupa siedzi? A może dupa siedzi, bo tak wygodniej? Czasy mamy takie, że hajs można zrobić na wszystkim, nawet na chińskich zakupach. Pieniądze z internetu? To na pewno oszustwo! A co jeśli Wam powiem, że żyję wyłącznie z pieniędzy z internetu od kilku lat? Źle mi się nie powodzi, przeciwnie. Zyski można czerpać z różnych źródeł. Dzisiaj pokażę Wam jak zarabiać na Aliexpress. Wpis obiecałam Wam już w styczniu i jakoś zleciało 😉 To łatwiejsze niż myślicie. Zakupy Wam się zwrócą. Mało tego, na Aliexpressie można zarobić całkiem niezłe sumki!

Prosta instrukcja jak zarabiać na Aliexpress:.

  1. Wchodzicie na stronę https://portals.aliexpress.com/

2. Rejestrujecie się.

3.Potwierdzacie rejestrację na mailu.

4. Po potwierdzeniu uzupełniacie pierdolety. Nie ma co się bardzo przejmować tym co wpisujecie, mam wrażenie, że nikt tego nie czyta 😉 Najważniejsze, to wrzucić link do miejsca, w którym chcecie udostępniać swoje linki. Jeśli nie macie bloga możecie podać link do mojej aliexpressowej grupy na FB – https://www.facebook.com/groups/1091235450950009/

5. Na koniec zgadzacie się na pakt z chińskim diabłem.

6. I czekacie aż Was zatwierdzą. Kiedyś czekałam z tydzień. Teraz podobno szybciej to idzie.

Jak już wszystko Wam potwierdzą, wchodzicie sobie na stronkę i uzupełniacie resztę. Myk jest taki, że hajs przelewają na konto dolarowe. Konto dolarowe możecie założyć banalnie łatwo i całkowicie za darmo na przykład w kantorze Alior. Ja mam własnie takie konto i jestem zadowolona. Tam sobie przeliczycie kasę na złotówki i po sekundzie macie ją na swoim koncie. Zakładając tam konto z mojego polecenia wpadnie mi parę złotych (o tym napisze wkrótce więcej). Podczas rejestracji wystarczy wpisać mój kod, a razem zyskamy- FM3BVZGB5WP2 Żeby przeleć kasę z Ali zarabiania, trzeba mieć minimum 16 dolców zarobione. Szybko się zbiera 🙂 Minus jest taki, że za przelew biorą sobie 15$, więc warto nazbierać więcej żeby nie odczuć straty. Ale w końcu jaka to strata skoro nic nie inwestujemy, tylko zarabiamy? Właśnie.

Żeby nie było, że na Ali chuj nie pieniądz, to proszę. Oto moje drobne na waciki. Niby nie dużo, ale dużo. 1600 złotych za nic. Zakupy można zrobić, nie? A przyznaję, że rzadko gdzieś wrzucam linki. W styczniu napisałam posta o tym co warto kupić na Aliexpress i kasa wpadła głównie z niego. Poza tym mam grupę – Aliexpress BEZ podróbek, gdzie możecie wrzucać swoje zakupy. Przyznaję, że rzadko wrzucam tam moje, ale czasem się zdarzy. Na mojej grupie możecie robić śmiało hajs, bo na innych często jest zakaz wrzucania linków afiliacyjnych. Administratorzy nie lubią kiedy inni u nich zarabiają, ja nie mam nic przeciwko. Ba! Fajnie jeśli dzięki mojej pomocy wpadnie Wam parę złotych. Mi nie ubędzie, Wy zarobicie. Dla mnie git.

No dobra jak już wiecie co i jak, to jeszcze Wam powiem jak wygenerować link afiliacyjny, czyli taki indywidualny link, który jest powiązany z Wami i dzięki niemu dostaniecie pieniądze. Macie na skrinie podkreślone gdzie trzeba wejść i co trzeba zrobić. Proszę.

Na prawie każdej pierdole z Aliexpress można zarobić około 3%, czasami jest to więcej, w zależności jaki to przedmiot. Niby kilka centów, ale szybko się zbiera. Poza tym, jeśli ktoś wejdzie na Aliexpress z Waszego linku i kupi inne rzeczy, to w cookies i tak jest zapamiętane przekierowanie od Was. Jeśli więc ktoś nie kupi skarpet z Waszego linku, ale wejdzie przez Wasze skarpety i kupi gacie, to dostaniecie hajs z tych gaci. Nieźle, nie? Jeśli nie macie jeszcze konta na Aliexpress, to zakładając je zgarniecie przy okazji kupony na zakupy.

Podsumowanko. Żeby zarobić na Aliexpress, wystarczy zarejestrować się na stronie, którą podałam wyżej. Wypełnić wszystkie pierdolety, a potem przerabiać swoje linki na takie “zarabiające” i dzielić się nimi z innymi. Proste? Proste!

Nie ma za co 😉

Kryptowaluty? A na co to komu potrzebne?

By | Blog, KryptoPudi | No Comments

Wkurwiłam już dziś Fejsa. Wkurwmy kolejne osoby, a co tam! O Fejsiku napiszę na blogu, tam mnie mogą cmoknąć w trąbkę, ale to jutro. Dziś o czymś, co od kilku dni tłucze mi się po głowie.

Co jakiś czas na Instagramie przyplącze mi się jakiś spec, co to „nauczy mnie zarabiać bez wychodzenia z domu”. Bicz plis, zarabiałm tak, zanim Ci się wąs pod nosem zasiał. Wczoraj specjalnie dałam hasztag #luksus pod fotką z ogórkami. Wysyp! Ale nie ogórków, a specy! Jeden mi pisze, że zostanę milionerem w miesiąc! Drugi, że on mnie wszystkiego nauczy o jego pseudo piramidzie! Trzeci wciska takie kity, że założę się, że się przy tym podnieca. Oni wszyscy nie wiedzą jednego – siedzę w kryptowalutach 😀 Ale oczywiście o tym ich nie informuję. Wystarczy, że zadam im kilka pytań i… cisza. Zresztą podobne, proste pytania zadałam kilka dni temu koledze, który codziennie chwali się swoimi zarobkami w pewnej super firmie. Wiecie co słyszę w odpowiedzi na moje pytania? „Ja się nie znam, ale nasi specjaliści wszystko powiedzą Ci na webinarze”. Panie kochany, jak idę do apteki i chcę kupić Srakostop, to aptekarka ma zasrany obowiązek wiedzieć co mi wciska. Jak idę do piekarni, to wymagam, żeby sprzedawca odróżniał chleb od bułki i podał mi skład pieczywa. Jak chcesz mnie „nauczyć zarabiania w Internecie”, to masz zasrany obowiązek znać podstawy tego jak działa „Twoja” firma. Jakby mnie piekarz odesłał na webinar, to bym mu bagietkę zasadziła między poślady.

Kryptowaluty, Blockchain. Dziki temat, co? A wyobraźcie sobie, że korzystacie z tej technologii. Szok? No szok. Nawet banki maczają swoje paluszki w krypto. Robiąc zakupy w marketach macie styczność z Blockchainem. Idąc do urzędu, na dworzec, właściwie wszędzie jest krypto, lub firma z Blockchain związana, tylko niewiele osób o tym wie. Kiedyś niewiele osób wiedziało gdzie jest gluten i co to jest gluten, a teraz na hasło gluten nikt się nie dziwi. Nie będę Wam tu opowiadać, co to jest i inne pierdolenie, bo kto zechce, ten wie gdzie szukać, a nie chce tu się wymądrzać jak Ci wszyscy naganiacze, którzy raczą nas hasełkami rodem od KAŁejlo. „Pewnie od jakiegoś czasu mnie obserwujesz. Pewnie widzisz co robię i jak ze mną rozwinęło się wielu ludzi. Dlatego dzisiaj chciałbym Cię skłonić do pewnej refleksji” bla, bla, bla… Kisnę bardziej niż moje ogórki 😀 Jakież oni pierdolą smuty! I jeszcze to bezpośrednie zwracanie się do mnie. A spierdalaj, nie znam Cię! Nie mam pojęcia kto się na to łapie. Pewnie dzieci i idioci jak u tego kretyna Lorda Kruszwila.

Jakoś w maju Kruszwil oferował 50 zł za rejestrację w aplikacji BLOCKCHAIN (nie mylić z prawdziwym blockchainem, to dwie różne rzeczy), która jest imitacją portfela krypto walutowego. Była to akcja marketingowa kryptowaluty Stellar (XLM) i spoko można i tak… Twórcy kryptowaluty czasami dają za darmo trochę swoich dzięgów żeby ją wypromować. Tylko, że za rejestrację oraz weryfikację (zdjęcia dokumentów), ludzie otrzymywali kryptowaluty o wartości około 250 zł, ale ponieważ nie znali się na krypto to odsyłali kryptowaluty do Lordzika, a on wielki dobrodziej wysyłał im za to 50 zł na konto 😀 Deal życia! Kupował 200 zł za 50 Dobrodziej Lord nie był jedyny, Instastars też oferowały taki super biznes! Temat rzeka.

Większość firm, dzięki którym „zostaniesz milionerem w miesiąc”, to scam i piramidy finansowe i to bardzo łatwo zweryfikować. Wszystko można sprawdzić na ogólnodostępnych stronach internetowych, problem w tym, że ludzie to idioci, lenie i naiwniacy, więc tego nie sprawdzają, a potem zostają wciągnięci w „super system” i zachowują się jakby porwało ich UFO, albo jakaś sekta. Mózgi wyprane jak stare majtki szorowane na tarze nad strumieniem.
Oczywiście, że na krypto można zarobić! Oczywiście, że może każdy. Oczywiście, że zawsze jest to ryzyko, przecież nawet jeśli wykopiesz grudę złota wartą milion złotych, to cena kruszcu może spaść i Twoja bryłka będzie warta połowę. Moje początki w „biznesie online” (ależ to chujowo brzmi) miały miejsce kilka lat temu. Przez naciągaczy utopiłam kilkaset dolarów 😀 Przez brak edukacji mojej i tych baranów, którzy polecają coś na czym się nie znają, albo się znają i wykorzystują cudzą niewiedzę, byłam w plecy o plik hajsów. Teraz nawet piramidy osłaniają się nowoczesną technologią arbitrażu, bo ludzie nie potrafią sobie zweryfikować faktu, że nie istnieje. Dlatego zaczęłam się uczyć, żeby nikt więcej nie zrobił mnie w chuja. „Zrobiliście duży błąd. Chcieliście wydymać Freda, to teraz Fred wydyma was!”. Jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz, no nie? Głupia byłam jak te dzieci od Kruszwila, na szczęście zmądrzałam. No, bo właśnie. W krypto może wejść każdy, ale trzeba nad tym przysiąść i się uczyć, uczyć i jeszcze raz uczyć.

Pamiętacie jak w Polsce pojawił się Internet? Olaboga! A co to jest? Ale jak to możesz kontaktować się z kimś z drugiego końca świata? Jak to działa? Można słuchać tam muzyki, wow! A teraz? Wyobrażacie sobie życie bez Internetu? No to z kryptowalutami jest tak samo. Problem w tym, że w świecie krypto co drugi to oszust, nawiedzony sekciarz, gównokołcz, i przedstawiciel wciskający nam garnki z Biedry za gruby hajs. No prawie jak Instagirls! Dlatego jeśli chcecie, to ja Wam będę tych idiotów co jakiś czas demaskować, bo nic tak nie cieszy jak gównoburza 😀