Katharsis na Roztoczu

Zdjęcie bez filtrów, tu po prostu jest tak pięknie! Efekt mgły, klimatu i najkrótszej nocy w roku.

Wczoraj spontan. Jedziemy na Roztocze. To tylko 60 km od nas. Sołtys Guciowa robi Sobótki. Lubię takie imprezy z duszą. Wbijamy cali na biało. Ludzie witają nas jakbyśmy znali się od zawsze. Nie znaliśmy się. Okazuje się, że sołtys załatwił dla wszystkich darmowe piwo, darmowe jedzenie. Piwo smaczne, nieżenione. Żarcie – same rarytasy, świeży żurek, pieczony dzik, smalec, ogórki, ciasta… Sołtys młody i mu się chce, nie żaden wąsaty Janusz w gumofilcach.

Ludzie z różnych zakątków Polski. Przyjechali tu na rowery, kajaki, odpoczynek. Siedzimy razem i jesteśmy w szoku, że się da. Że komuś się chce. Że nie wydaliśmy złotówki i jesteśmy ugoszczeni jak starzy przyjaciele. Smalec tak pyszny, że portki spadają. Dzik jak marzenie. Sołtys wbija ze swojskim bimberkiem. Ja nie pije bimbru, ale klimat mnie poniósł, myślę – skosztuję. Pycha!

Drodzy Lubicze! Przeżyłam wczoraj katharsis! Rozmowy do późna. Ten bimber zaczarowany. Ta mgła idąca od łąk. Ten smalec z grzybkami. Ta cisza przerwana folkową muzyką. I nawet to disco polo na koniec, to wszystko dodało mi mocy.

Przypomniałam sobie jak ja bardzo kocham ludzi. Takich prawdziwych. Nie kurwa sztuczne kukły z Instagrama.

Ależ to była noc!