Daily Archives

21 kwietnia 2019

“A masz Ty jakiegoś kawalera?”, czyli typowe polskie święta

By | Blog, Przemyślnik | No Comments

“Nie jedz! To na święta!”. Kto słyszał ten tekst przed świętami? “Jedz, jedz, bo się zmarnuje!”. “Może jeszcze serniczka?”. “Dołóż sobie kiełbaski!”. A może ktoś spotkał się z takimi zachętami do zjedzenia piętnastego kilograma pierogów czy jajek, w zależności od tego jakie święta akurat wypadały? Do tego dochodzą bardziej osobiste nagabywanki, niezliczone teksty przewijające się w niemal każdym domu podczas każdych zlotów rodzinnych.

No i siedzimy już przy tym stole. Wujek Tadek wierci się na krześle, bo chlapnąłby kielicha ale ciotka Alina pilnuje go jak pies. Z braku laku pada pytanie – “A masz Ty tam jakiego kawalera?”. Unosisz głowę znad sałatki warzywnej, która chwilowo właśnie zastygła Ci w połowie przełyku i nie wiesz czy powiedzieć, że jesteś lesbijką albo może przyznać się, że masz tylko kolegę z którym się bzykasz. A właściwie to co to ich obchodzi? Przełykasz w końcu tę cholerną sałatkę i z uśmiechem na ustach wyjaśniasz, że na facetów masz jeszcze czas. I tak przy okazji każdego spotkania z rodziną. Masz faceta? Nie szkodzi! Wujek Tadzio zapyta kiedy zaręczyny. Zaręczyny były? Nie szkodzi! Zapyta kiedy ślub! Już po ślubie? Odpowiednim pytaniem będzie pytanie o to kiedy na świecie pojawi się dziecko. Bo pytanie o to kiedy będzie owoc Waszego bzykanka to takie naturalne pytanie jak o to jak tam wujka hemoroidy. Sama natura! Jest dziecko? Najlepiej zróbcie sobie parkę, wujcio postoi nad łóżkiem podczas kopulacji i będzie instruował jak i gdzie celować żeby wyszła dana płeć. A kiedy drugie? Uuu dwie dziewczynki, to teraz przydałby się chłopiec. Olaboga, macie trójkę dzieci?! To już patologia!

A gdzie na studia? Ile zarabiacie i dlaczego tak dużo/ tak mało? A szwagier w Anglii to nic nie robi i dziesięć tysięcy na nasze ma. Ale teraz ten Brexit, a u nas strajk nauczycieli. Eurowybory. PIS czy PO? A czemu Ty do kościoła nie chodzisz? A może jeszcze na drugą nóżkę? A może doleję barszczyku? Dokroję wędliny. A ciotka Joanna to w futrze wyskoczyła jakby mróz miał chwycić. Ćwikły? Po co te sklepy w niedzielę zamknięte? Cudują w tym kraju! A Marzena dalej dzieci nie ma, po świecie jeździ, w dupie się przewraca, tylko te botoksy, kroksy, wielka pani. Jedz, jedz, bo się narobiłam. Stefana wnuczka Niemca przyprowadziła ale była afera, to już polskich chłopów nie ma? Kiedyś to dopiero było, do kościoła we czterech, a z powrotem na czterech hłe hłe. CPN jakiś otwarty, bo jedna flaszeczka to mało? Pamiętam jak w 83 jechaliśmy po ćwiartkę świni do gospodarza i nas milicja zatrzymała hłe hłe. Oj dawaj Alinka to winko, lepszy rydz niż nic hłe hłe hłe…

Znacie to?

Ja nie.

Zawsze myślałam, że takie teksty to urban legend. Owszem gdzieś tam na jakichś weselach coś tam słyszałam ale nigdy nie w swojej rodzinie. Nigdy nie podczas świąt. Jak wyglądają u mnie święta? Telefony na bok. Każdy robi coś do jedzenia, nikt się nie narobi. Czasami zbieramy się wcześniej i przygotowujemy razem trochę szamki. Stół nie ugina się od żarcia, które potem się marnuje. Nie myję okien dla Jezuska, bo Jezusek ma w dupie moje okna i jeśli coś go interesuje to to czy jestem dobrym człowiekiem. Nikt nie pyta mnie o ślub, bo każdy wie, że wesela nie będzie, a ślub cywilny jeśli akurat nam się zechce. Nikt nas nie pyta o dzieci, bo jak sobie zrobimy to będą, jak nie zrobimy to nie będzie. Nikt nie pierdoli głupot z okazji świąt, bo mamy ze sobą kontakt na co dzień czy to osobisty czy telefoniczny. Rozmawiamy. Śmiejemy się. Smucimy. Cieszymy z osiągnięć. Podjadamy sobie z talerzy. Cieszymy się sobą.

Święta to dla mnie czas relaksu, odpoczynku, wspólnie spędzonego czasu. Współczuję wszystkim, dla których durne teksty to symbol każdego rodzinnego spotkania. Współczuję tym, którzy po świętach są zmęczeni bezsensownymi przygotowaniami i ciężką atmosferą.

Życzę Wam takiej rodziny jak moja. Dbajcie o swoje relację, odcinajcie się od toksycznych osób i pielęgnujcie to co pielęgnowania warte.