Monthly Archives

lipiec 2018

Ciekawe skąd wziął na to pieniążki? Pewnie miał szczęście, ukradł i ma sponsora!

By | Blog, Przemyślnik | No Comments

W tym kraju nie można być szczęśliwym człowiekiem. Nie wypada. Nie wypada być zadowolonym, ładnym, zgrabnym, nienarzekającym. Broń blogerze nie mieć kompleksów i kredytów. Jak masz jakąś tam kasę- masz przejebane. Wcale nie musisz być bogaty, wystarczy, że wystarcza Ci na życie i już jesteś skreślony. Będąc blogerem masz przejebane podwójnie.

Dom bez kredytu? Uuu, a skont wzioł na to pienionszki? Wakacje pod palmą? Uuu somsiedzie ja to takimi gardze, wakacje pod gruszo z pasztetem podlaskim- jak każdy prawdziwy Polak, tak to ruzumiem. Jak to jesteś blogerko? A na co to komu? Poszłaby jedna z drugo do prawdziwy pracy za tysionc złoty to by wiedziała co to rzycie!!!111oneoneonejeden. Co una tam wi o rzyciu. Rodzi w prywatnych szpitalach! Pewno sponsora ma abo bogatego starego. O tak ło łot klikania głupot ma pienionszki? Nie może być! Pewno ukrat! Idealne rzycie! Una rzycia nie zna!

Bardzo ciężko jest być szczęśliwym człowiekiem, bo nie wypada. Wczoraj sobie słuchałam pewnego lajwa gdzie padło zdanie, że na Instagramie wszyscy tacy idealni na siłę, bo bez cellulitu i bez fałdek tłuszczu, a każdy je ma. A właśnie, że nie! Czy ja mam kurwa przepraszać za to, że nie mam fałdek i nie mam cellulitu? Czy ja mam przepraszać za to, że od zawsze pracuję na to żeby żyło mi się dobrze? Czy ja mam przepraszać za to, że nie jestem za chuda, ani za gruba, ani za bogata ani za biedna? Jedni wrzeszczą, że dyskryminacja grubych, drudzy, że chudych. Jedni drą mordy żeby zabrać bogatym. Drudzy drą modry żeby zabrać zasiłki biednym. A gdzie w tym wszystkim są normalni ludzie? Nie możesz być normalny, bo to nienormalne. Nie możesz być bogaty, bo nie znasz życia. Nie możesz być biedny, bo tylko patologia nie radzi sobie w życiu. Gdzie jest kurwa normalność?

Znasz to uczucie kiedy chwalisz się komuś jakimś sukcesem, a ten ktoś bagatelizuje Twoje osiągnięcia sprawiając Ci przykrość? Dopieprzy jeszcze, że nie ma co się cieszyć, że nie zasługujesz albo, że Ci się udało. Nic się nie udało! Jebałeś na sukces dzień i noc, a ktoś stwierdza, że się udało. Zesrało. Na sukces trzeba sobie zapracować. Szczęście trzeba sobie złapać samemu i jeszcze uważać na tych co przeszkadzają. A jak już coś osiągniesz to raptem wszyscy wokół zapominają o Twojej długiej drodze, widzą tylko ten sukces, który tak bardzo ich boli, bo przecież to nic takiego phiii. Ale sami dupy nie ruszyli, nie pracowali na to, finalnie kłuje ich w oczy to co masz. Bo pewnie bogaty tatuś pomógł, bo pewnie miałeś szczęście, bo pewnie kurwa coś tam.

Podziwiam ludzi lepszych ode mnie. To takie kurwa nieludzkie, niepolskie! Staram się brać z “lepszych” ludzi przykład. Dlaczego “lepszych” w cudzysłowie? Bo jesteśmy równi. Nie mam oporów żeby pogadać z panem z telewizji i traktuję go tak samo dobrze jak panią z bazarku. Ale skoro pan z telewizji coś osiągnął, to dlaczego ja nie mogę? MOGĘ! Nie pochodzę z bogatej rodziny, raczej takiej normalnej gdzie dziadek dawał 2 złote za zmienienie babci firanek i uczył wartości pieniądza. Nie mam znajomości, mojego bloga nie wypromuje inna znana blogerka, a wujek z Ameryki nie kopsnie mi spadku ani worka dolarów żeby bloga rozpromować na bilbordach w centrum Warszawy. Jestem z niewielkiej miejscowości na końcu świata więc nie latam na wszystkie iwęciki żeby pójść się tylko pokazać, a potem narzekać na kiepski catering. Można powiedzieć, że mam pod górkę. Ale ja tego tak nie widzę. Nie wybijam się na jakimś nieszczęściu, nie żalę się, że na coś choruję, nie opowiadam na stories, że miałam sraczkę. Oczywiście wtedy słyszę, że co ja tam wiem. Wiem. Ale nie widzę potrzeby żeby epatować nieszczęściami. Mogłabym ponarzekać. Mogłabym napisać jak to jest czuwać 24 godziny na dobę przy umierającym człowieku. Mogłabym napisać jak to jest zaliczyć trzy pogrzeby bliskich w miesiąc. Mogłabym. Klikalne. Ale pierdolę! To, że nie mówię o wszystkim nie znaczy, że tego nie ma. Nie mam obowiązku spowiadania się publicznie. Mam wewnętrzny obowiązek sprawiania ludziom uśmiechu. Mam wewnętrzny obowiązek mówienia o tym, że się da!

W podstawówce szczytem moich marzeń było zobaczenie Grecji. Marzenie nierealne. W tamtym czasie mało kto jeździł na wczasy za granicę. Mam takiego wujka, który w latach dziewięćdziesiątych bujał się nie tylko po Europie ale i po całym świecie. Strasznie mnie zainspirował. Nic mu z nieba nie spadło ale jednak spełniał swoje podróżnicze marzenia. Minęły lata. Zaczęłam zarabiać i pierwszą lepszą kasę przeznaczyłam na wakacje w Grecji! Nie zarabiałam kokosów, raczej najniższa krajową. Jebałam na tę Grecję i pojechałam! Skoro szczyt moich dziecięcych marzeń dało się osiągnąć to doszłam do wniosku, że mogę wszystko! I wiecie co? Mogę! Od zawsze słyszałam w domu, że mogę być kim chcę i mogę mieć co chcę. Może nie za darmo ale mogę. No i proszę- mogę!

Nie czuję się ani wyjątkowa, ani byle jaka. Potrafię się doceniać. Potrafię powiedzieć, że jestem piękna mądra i noszę stringi. Potrafię sobie zapracować na swoje szczęście i nie potrzebuję potwierdzenia mojej zajebistości, wystarczy, że ja czuję się zajebista. Nie muszę niczego nikomu udowadniać. Mogę sobie żyć jak chcę i robić co chcę. I Wy też możecie. I jak Wam ktoś powie, że co Wy tam wiecie, że życia nie znacie to niech się w dupę pocałuje i dalej siedzi i nic ze sobą nie robi. I jak ktoś próbuje wzbudzić w Was poczucie winy, bo macie czegoś za (za zgrabną dupę, za dużo kasy, za fajnego partnera, za dobrą pracę, za dobre wakacje) to niech też zrobi coś na “za”, niech ZAmknie mordę.

Dziękuję. Dobranoc. Idę pakować się na wczasy pod palmą, na które zasłużyłam po ciężkim roku i na które sama jebałam, żeby teraz komuś żal dupę ścisnął. Kto w Biedrze kupuje, ten się za granico lansuje i chuj.

 

 

Po co jechać na See Bloggers?

By | Blog, Śmietnik | No Comments

No po co? Po co tam jechać? Pokazać mordę, przylansować się na ściance, rozdać autografy, przypucować się do tych większych, nazbierać fantów i napisać pochlebną opinię. A tak serio? Trochę to jest serio. Trochę nie. Czym dla mnie jest See Bloggers? Czemu lubię tam być? Jak było na ostatniej edycji? Już piszę! 

Na See Bloggers spotkamy gwiazdy. Gwiazdy z najwyższej półki (był Jurek Owsiak– lepszej rekomendacji nie trzeba!) i celebrytów niższych lotów (laska z jednego z dziwnych seriali typu “Szkoła”). Nie mnie oceniać kto jest gwiazdą, a kto nie jest, ale sami widzicie rozstrzał na podanych przykładach. Spotkamy też stado twórców. W tym roku było ponad dwa tysiące twórców internetowych. Dużo. Dla mnie za dużo. Jednak jestem za minimalizmem pod tym względem, nawet jeśli miałoby to oznaczać, że się nie dostanę. To fajnie, że tyle osób ma szansę się dostać, ale taka masa ludzi jest przytłaczająca. See Bloggers po raz pierwszy odbyło się w Łodzi. Łódź, kurwa. Nie żebym miała coś do Łodzi, ale to Gdynię kocham całym sercem. Także budynek Centrum Nauki Experyment w Gdyni bardziej przypadł mi do gustu. Budynek EC1 w Łodzi, gdzie odbyło się tegoroczne SB był ładny ale zagmatwany. Gdyńskie miejsce spotkań miało zdecydowanie lepszy układ, łatwiejszy do ogarnięcia. Ale! Ale to nie miejsce, a ludzie są ważni!

Nie będę opisywać prywatnych afterków, bo co się wydarzyło w Łodzi, zostaje w Łodzi 😉 W tym roku olałam trochę warsztaty, bo fantów nie zbieram, a co mam wiedzieć to wiem, inna sprawa, że nie zawsze z tej wiedzy korzystam ale przemilczmy to. Zaliczyłam tylko jedne warsztaty. Miła pogadanka o świetle w fotografii. Nazwałabym to raczej odświeżeniem wiedzy niż jakimś odkrywaniem Ameryki ale nie żałuję, że poszłam. Resztę czasu spędziłam na, a właściwie pod sceną główną oraz z ludźmi oczywiście. Bo See Bloggers to właśnie ludzie. Ci znani i nie znani ale wszyscy otwarci na pogawędki i po to własnie jeżdżę na SB. Zaliczyłam kilka ścianek, coś tam dostałam od firm wszelkiej maści. Nie pchałam się po trzeci szampon i osiemnastą maseczkę, a foty robiłam tam gdzie…były ładne tła. Wychodzi na to, że jestem jednak pierdolnięta 😀

Bo ja moi Państwo lubię się pokazać i wyróżniać. Lubię kiedy ludzie wiedzą, że ja to ja. Próżność? (Nie)stety jak już brnę między twórców internetowych to jakoś swoją obecność zaznaczyć muszę. Właściwie nie muszę, taka jestem. Z radością skaczę jak żywa iskierka pomiędzy wszystkimi influencerami obdarzając wszystkich uśmiechem. Nigdy nie byłam szarą myszką i właściwie to ja lubię ten gwar i ludzi wokół. Lubię takie imprezy, bieganinę na szpilkach i pozowanie do zdjęć. Lubię gadać z ludźmi, których znam ale i podchodzić bez pardonu do tych, których nie znam. Ktoś mnie nie zna? No to mnie pozna. Powiedzonko siedź w kącie, a znajda Cię włóżmy między bajki. Jeśli chciałabym pisać byle pisać to pisałabym do szuflady. Jeśli piszę w sieci, to nie oszukujmy się, nie chcę być nikim. I każdy kto tworzy w sieci chce być zauważony, chce mieć swoich odbiorców. Jeśli byłoby inaczej pisałby pamiętniczek w zeszycie. I po to jest See Bloggers- żeby lśnić!

Bardzo się cieszę, że miałam okazję pogadać z Panem Maciejem Orłosiem. Mam do niego ogromny szacunek, a na żywo jest jeszcze fajniejszym człowiekiem. To nie była tylko fotka i nara. Nie. Pogadaliśmy sobie na fajce jak równy z równym. Generalnie polecam palenie. Palcie cokolwiek, bo na papierosie spotyka się najciekawszych ludzi 😉 Na kolejnej przerwie na papierosa (hello, palę elektronika jakby co) miałam okazję podyskutować o #żryjzpudernicą z Pascalem Brodnickim. Dobry ziomek! A Michał Żebrowski sam się do mnie przysiadł. Zapomniałam mu tylko powiedzieć, że 20 lat temu Sylwia się w nim kochała. No trudno…nadrobię. I za to lubię See Bloggers- można pójść na fajkę z Panem z Teleexpressu 😉

Scena główna była w tym roku naładowana wszystkim co najlepsze. Właściwie to nie było sensu latać po warsztatach, bo żal było ominąć wykłady na niej. Całe szczęście wystąpienia z tej sceny można obejrzeć na Facebooku SB. Wszystkich najbardziej poruszyło wystąpienie Fashionelki. Dobrze mówiła, przynajmniej po części. Od dawna walczę ze sztucznym nabijaniem statystyk, pisałam o tym zresztą nie raz, ostatnio w tekście Jak zostać gwiazdą Instagrama, szybko zyskać obserwatorów i dobrze na tym zarabiać. Też uważam, że nie warto robić z siebie słupa ogłoszeniowego, ale ale… nie każda blogerka jest Fashionelką i nie każda dostaje 70 tysi za posta, no nie oszukujmy się. Bez sensu jest łapanie współprac jak leci, sama biorę jedną współpracę na ruski rok, ale jeśli komuś odpowiada taka droga- spoko, jego sprawa. Każdy od czegoś zaczynał. Nikt nikomu 70 klocków na start nie da. I dlatego uważam, że tutaj Eliza mogła trochę zejść na ziemię. Nie widzę w tym też nic złego, że blogerzy robili sobie fotki na stanowiskach sponsorów podczas SB. Sama kilka fotek sobie cyknęłam, tam gdzie mieli ładne tła 😀 I nie czuję żebym sprzedała się za szampon. Ba! Nawet nie pokazywałam nazw marek na tych zdjęciach co możecie zobaczyć na powyższych fotkach. Nie wszystko jest czarno-białe. Niefajne jest to, że niektórzy zrobili sobie z SB wyścigi w zbieraniu fantów (legalnie i nielegalnie), ale cyknięcie dwóch fotek na tle kremów to żadna zbrodnia. Serio. Także luz w dupie Panowie i Panie. Trzeba też wziąć pod uwagę, że Eliza doszła do takich wniosków po iluś tam latach w blogosferze i po wielu aferach z kupowaniem lajków i inne takie, nie wnikajmy. Jak widać…well…żeby nie napisać za wiele…Jestem absolutnie za tym, żeby sobą dawać przykład i być uczciwym od momentu startu w sieci tak żeby nikt się do nas nie przyjebał i żeby być wzorem do naśladowania nie tylko w pogadankach ale w swojej działalności.

.

Po raz pierwszy odbyła się oficjalna gala i wręczenie nagród w plebiscycie #Hasztagi Roku. Miło mi, że nie tylko zostałam nominowana, ale także wybrana do pierwszej dziesiątki w kategorii Odkrycie See Bloggers. Żeby tego było mało, to podczas głosowania miałam największą ilość głosów (ponad 14%, czyli o połowę więcej niż osoba z drugiego miejsca!). Statuetki nie wygrałam, komisja zdecydowała inaczej, natomiast ja czuję się ogromnym zwycięzcą, bo to pokazuje, że ludzie mnie znają i chyba nawet lubią. A tam z komisją 😉 Dostałam solidnego kopa. Upewniam się w tym, że warto dla Was pisać pierdząc w kanapę 😀 No, bo wiecie to tak jakbym została Miss Publiczności czy coś, no nie? Z ciekawostek to w tym roku inni chcieli fotkę ze mną. A najciekawsza ciekawostka jest taka, że poszedł pierwszy autograf. Taki prawdziwy! Panie z Twojego Stylu mnie rozpoznały i nie chciały wypuścić ze stoiska, to było urocze. A Pan Ochroniarz po cichaczu zrobił sobie ze mną zdjęcie, bo jestem znana. Kurwa, lubię to. Miłe to. O takie blogiosferę walczyłam 😀

Po co jechać na See Bloggers? Właśnie po wszystko to o czym napisałam i po jeszcze więcej. Warto jechać żeby pośmiać się z innymi, żeby poznać innych, żeby ktoś do Ciebie podszedł i powiedział- “Wiolka, Ty jesteś mega sympatyczna i tak samo pierdolnięta na żywo jak w sieci”. Lubię pozytywnie rozczarowywać ludzi “o kurwa, przeklinasz mniej ode mnie!”. Lubię, po stokroć lubię See Bloggers! Wracam tam!

Tutaj poczytacie o moich wrażeniach z innych edycji SB-

A na dokładkę zostawiam Wam jeszcze filmik o moich poseebloggersowych przemyśleniach na IGTV.

Tyle ze mnie. Jak Wasze wrażenia po SB?

Zdjęcia z logo See Bloggers pochodzą z FB SB, autorem jest mój ulubiony fotograf Piotr Żagiell Photography, który co roku nieustannie lansuje mnie podczas tej imprezy i dobrze mu to idzie 😉 

 

Wakacje z moich snów. Z koszmarów.

By | Blog, Wywczas | No Comments

Mrówki w dupie? Głośna pobudka o piątej rano? Myszy w domku letniskowym? Spanie pod papą, która od bladego świtu waliła smołą? Parówki za 16 złotych? Rybka za 140? A może mała woda za 35 zeta? Moje wakacje marzeń w skondensowanej wersji! Czego ja nie robiłam, gdzie ja nie byłam, o panie!

Umówmy się, całe życie to ja po słonecznych zakątkach Europy się nie bujałam. Szczytem marzeń było Jezior Białe na weekend, które niszczyło bardziej niż Mielno Krzysia. O Białym wspomniałam kiedyś we wpisie Słoneczne migawki. W skrócie- jest to miejsce kultu napalonej młodzieży, miejsce gdzie alkoholu jest więcej niż wody w jeziorze, a ludzie ciągną tam z całej Polski nie po to żeby odpocząć, a raczej się sponiewierać 😀 A nad Białym niejedna historia miała miejsce. Nie było czterogwiazdkowych Mariotów, a pokomunistyczne domki i PRLowskie ośrodki wypoczynkowe. Oczywiście Okuninkę dopadł postęp i w późniejszym czasie jeździłam już do hotelu z basenem, ale prawdziwy klimat mrówek w dupie i smak lata czuło się w prehistorii, która przypadała na moje nastoletnie lata. Drodzy moi, wybraliśmy się nad Białe. Domek Bocian. PRL jak się patrzy ale doba za 30 złotych i łóżko wystarczało. Do Bociana dotarliśmy nad ranem po imprezowej nocy. Spać. A dupa tam. Po domku latało stado myszy. Przysięgam, że wielkości koni, bo jebane tak tupały i skrobały, że spać się nie dało. W końcu poszliśmy na kimkę do auta.

Kolejny raz. To samo jezioro. Ostatnie miejscówki blisko centrum? Tylko w starych wagonach! Raz się żyje. 25 zeta za osobę. Około 5 rano gdy wzeszło słońce obudził nas smród topionej smoły. Jak smalec kocham, tak musi wyglądać piekło! A przynajmniej tak tam musi walić. Dach wagonu kryty papą i smołowany na grubo zaczął się topić! Nie dało się spać, więc po jakichś 2 godzinach cybania wyskoczyliśmy na zewnątrz w tempie sraczki po śliwkach i mleku.

Jeszcze trochę wcześniej. Również Białe.Wbijamy na pole namiotowe, szukamy właściciela. Brak. Chłopaki z jedynego domku jaki stał na tym polu informują, że chuj wie kto jest właścicielem, bo oni tu od tygodnia za darmo mieszkają i jeszcze nikt się nie zjawił. Rozbijamy namiot za darmoszkę. Impreza. Kładziemy się spać nad ranem. Chwilę po 6 budzi nas muzyka na cały regulator. Rozbiliśmy się wśród metalowców, którzy dzień zaczynali wcześnie łomotem na pół Okuninki. Na szczęście muza napierdalała tylko do pory obiadowej. Zgadnijcie czy ktoś spał.

Mój ostatni raz pod namiotem. Lata temu. Oczywiście nadal to samo jezioro, bo gdzie się bawić jak nie w mekce zepsucia. Rozbijamy się pod brzozą. I już fakt, że była to brzoza powinien nas zaniepokoić. Rozbić się pod brzozą- to był kurwa znak! Tyle tylko, że akcja miała miejsce kilka lat przed tą smoleńską. Elegancko, w cieniu, pasztet na śniadanie kupiony, można iść w tańce, hulanki, swawole. Ledwie karczmy nie rozwalą ale kurła hejże hola! Świta. Mrówki w dupie! Jak boczek kocham, mrówki były wszędzie. Ale żeby tylko! Rozbijając namiot nie wzięliśmy pod uwagę tego co gadał Kopernik. Wiecie heliocentryzm, taka sytuacja. Rano słońce świeciło z innej strony niż wieczorem, cień nam ukradli, a temperatura w namiocie przekroczyła z trylion stopni Celsjusza.

Ostatni wolny pokój w szczycie sezonu. Okuninka oczywiście. Milion stopni nawet nocą. Otwarte okno nic nie dawało, a powietrze rozgrzane tak, że podrzucając w górę kartofla same robiły się frytki. Mało? Pokój czteroosobowy. Kolega chrapał tak, że pozostałe trzy osoby nie mogły spać. Gdybym wtedy miała nóż, to jak kiełbasę kocham, teraz siedziałabym w pierdlu oskarżona o morderstwo z premedytacją. Mało? Pokój znajdował się w prywatnym domu, starsza pani wynajmowała miejscówki dorabiając sobie do emerytury. W ścianie naszego pokoju był komin. a co tam komin latem, powiecie. A to, że pani paliła na piecu żeby turyści mieli ciepłą wodę. Tym sposobem na zewnątrz było jakieś 35 stopni, a w naszym pokoju pewnie z 50. I na chuj mie Karaiby? Tradycyjnie próbowaliśmy spać na zewnątrz ale kolega śpiący na ławce został obudzony warczeniem ogromnego owczarka, który potem zaczął rzucać się na auto, w którym to próbowałam spać z Niemężem. Jednym słowem- wróciliśmy pod komin przy chrapiącym kumplu. Oczywiście, że nie spaliśmy tej nocy.Jak już się człowiek trochę odchamił, własne hajsy zaczęły spływać regularnie, kierunki podróży nam lekko ewaluowały. Góry. Wielka wyprawa nad Morskie Oko. Wyposażeni w raki, czekany i japonki wyruszyliśmy ze znajomymi na wielką wyprawę. Oczywiście nie wyruszyliśmy skoro świt, więc kiedy dowlekliśmy się do schroniska głodni i zjebani bardziej niż te konie, które mijaliśmy po drodze, zapragnęliśmy jadła. Nonszalancko zamówiłam to co było. Zważywszy na późną porę były tylko parówki i zupa. Mięso, to mięso, biere. Kurwa! 16 zeta za dwie suche, małe parówki z plastikowej świni. Wysuszone to takie i do niczego nie podobne. Jaki wkurw! Oczywiście, że tymi ostatnimi dwiema parówkami we dwójkę się nie najedliśmy. W ramach pocieszenia wypiłam browarka i wyruszyliśmy w drogę powrotną. Nie przewidziałam tylko jednego, mój pęcherz ma ograniczoną pojemność. Z lewej pionowa skała, z prawej przepaść, wokół miliony ludzi, którzy musieli wybrać się nad Morskie Oko dokładnie wtedy co my! Przypomniało mi się, że gdzieś na trasie mijaliśmy toitoje. Nie pamiętałam jednak, że dzieli mnie od nich kilka kilometrów. Co zrobić? Matko Bosko Krasnostawsko! Jak ja wydarłam! Zapieprzałam tak, że z pewnością wygrałabym olimpiadę, paraolimpiadę i Wyścig Pokoju bez roweru jednocześnie! Ludzie schodzili mi z drogi, bo krzyczałam, że ja do toitoja, w kolejce też mnie przepuścili. Wcale się nie dziwię, bo miałam pianę na ryju i pot na plecach. Zanim dogonili mnie znajomi minęło dobre pół godziny, a ja odlałam się jeszcze raz. Profilaktycznie.

A rybkę za 140 złotych dostałam od Niemęża. W Sopocie. Przy molo. Kostka rybna najtańszego sortu ze spalonymi frytkami. A w życiu lepszej nie jadłam! Niebo w gębie! Papierowa tacka, na której leżała rybka miała taki sam smak jak ta ryba bez smaku. Ale za 140 złotych, to co powiem? Powiem, że była najlepszą rybą w moim życiu! Podobnie jak mała woda na Sycylii za 8 euro. Najzajebistrza woda jaką miałam zaszczyt pić! To chuj, że pani dała mi gazowaną, chociaż chciałam niegazowaną, bo gazowanej nienawidzę. Po co komu na Sycylii angielski znać? Bez sensu. Dała to co uważała za słuszne. Mówię Wam, w życiu takiej pyszniutkiej wody nie piłam <3 Centrum Taorminy ceny ma zacne, ale jak suszy to co zrobić? Mega woda! Polecam!

Wiecie, że zaraz będzie z tysiąc znaków? Chyba popłynęłam z tematem jak imigrant na pontonie. A przygód było jeszcze tysiąc pięćset sto dziewięćset. Na dziś to Wam chyba wystarczy.

Miałam przygód tyle co Koziołek Matołek i Włóczykij z Muminków razem wzięci. Żadnej nie żałuję i wspominam z radością, chociaż nie zawsze było mi do śmiechu kiedy te miały swoje miejsce w czasie realnym. A Wy macie jakieś wakacje ze snów na swoim koncie?

Wpis powstał w ramach akcji Wspaniały Rok. Temat miesiąca to “The Taste of Summer”. Zajrzyjcie też do innych, a dowiecie się jak rozwinęli temat 🙂

Twoje Źródło Urody,CzarszkaEvelyns 50 shades of redRozmyslania YasminelliHeyItsAlexKKolorowy krajMazgooBlonde BangsKerliArsenicInterendoCodzienność naszaEsy floresy fantasmagorieW blasku marzeńPasja rodzi profesjonalizmDomatoresCzerwonoustaEkstrawaganckoFeeling Fancy.