List do Świętego Mikołaja. To nie jest kolejna świąteczna wishlista!

Mikołaj. Stary pedofil i pijak. Bierze dzieci na kolana. Jarają go wierszyki. Morda czerwona od wódki i wielki pomarszczony wór. Lubuje się też w zwierzątkach. Obrońcy zwierząt z Zakopanego już podobno wysłali zawiadomienie do prokuratury, bo Rudolf ma jakieś pięćset lat i nadal ciągnie Mikołajowi Mikołaja. Krążą słuchy, że stary macha swoją słodką laską i zachęca do lizania. Ponieważ dziad cierpi na demencję, nie wie czy byłam grzeczna czy nie. Jak nie wie, to niech daje prezenty. Parę słów do oblecha poniżej.

PigOuta przeczytałam, że babie to najlepiej dać samojezdny odkurzacz. Całkiem dobra idea, bo mój łańcuch sięga z kuchni ledwo do przedpokoju, a odkurzać trzeba. Zacna myśl, ale mieszkam w pałacu. Jak pałac to miliony schodów. I na chuj mi taki odkurzacz? Jeśli ta drożyzna nie umie chodzić po piętrach i jeździ tylko po jednym poziomie jak plebs, to jest to badziewie. Dlatego starego dziada poproszę o tradycyjny podarek- murzyna. Nie, że zaraz jakaś dyskryminacja. Kolor skóry nie ma dla mnie znaczenia. Murzyn może być nawet zielony. Chodzi o to żeby za mnie zapierdalał. Nie będzie mu u mnie źle. Co to, to nie! W czasie wolnym od pracy murzyn może się relaksować na świeżym powietrzu, na przykład na mojej plantacji bawełny. Czyli murzyn raz. Chętnie przygarnę. Z takim zapierdalaczem nie miałabym takiego zapierdolu. Wiecie jak to jest pracować po kilka, kilkanaście godzin dziennie, ogarniać dom, gotować, blogować i milion innych rzeczy? A jeszcze człowiek musi się od czasu do czasu przylansować na Instagramach czy jakichś imprezach. Straszne! Dziadu- daj mi jednak ze dwa te murzyny.

 

Z innych podarków może być ze sto tysięcy. Złotych, nie myśl, że jestem pieniędzmi zaślepiona. Nie chcę dolarów, ani euro, biedazłoty jest spoko. Szybciej skończyłabym te zasrane remonty i mogłabym wydawać kasę na głupoty. Zamiast płyt karton- gips i gruntu głęboko penetrującego mogłabym sobie pierdolnąć weekend w Paryżu i zwiedzić katakumby. Ale nieee kurwa muszę kupować kilometry kabli i wełnę mineralną. Co za nędzny żywot. Nie mogę wyskoczyć nawet do głupiej Barcelony na obiad. Jak plebs jakiś…
Dopóki nie mam murzyna gotującego, chciałabym też dostawać żarcie na żądanie. Wiecie, jestem głodna, myślę sobie, że mam ochotę na coś wykwintnego typu grillowana galareta i w 15 minut mam ją na stole. Taki trochę catering ale all inclusive. Czytający w myślach. To by było coś. Maszynka do spisywania myśli, też spoko, bo mi połowa pomysłów na wpisy ucieka jak siedzę na kiblu, albo w wannie i nie mam czym i gdzie zapisać.
Kosmetyki? A na chuj mie to? Mam trochę ulubionych i wsio. No okej zapas pierniczkowych balsamów na zimę zawsze spoko. Na lato z piętnaście kilogramów maseł owocowych też spoko. Masło! Masło teraz to towar luksusowy, więc parę kostek też chętnie przygarnę. Ostatnio kupiłam dwie kostki na raz. Bogactwo pełno gębo.
Strasznie lubię zimę. Lubię zimę, bo nie muszę wychodzić z domu i grzeję dupę między grzejnikiem, a kotami. Ponieważ lubię jak jest ciepło, to zaprzęgaj te swoje renifery i wieź mnie na Zanzibar stary dziadu. Albo na Karaiby. Mogą być Seszele. Sam se wybierz gorący kierunek, nie jestem wymagająca. Zdecydowanie wolę grzać dupę na słońcu, a nie na grzejniku, więc taki prezent jest całkiem spoko. Oczywiście byłoby miło mieć jakiś domek, albo chociaż biedny apartament w jednym z ciepłych krajów, żebym mogła sobie wszystkie zimy spędzać w przyzwoitych warunkach pod palmą i z drinkiem w ręku. Wynajem się nie opłaca, więc czekam na akt własności. Jest to prezent niezbędny do zachowania dobrego zdrowia. Strasznie mnie w kościach kręci kiedy jest zimno, a chyba zależy Ci na moim zdrowiu?
Zdarza mi się podróżować. Nienawidzę korków i Januszów w trzydziestoletnich golfach. Nic mnie tak nie wkurwia jak Sebixy w zdezelowanych beemkach za hajs starego, którzy kręcą bączki pod Biedro, a potem zawracają na ręcznym na środku autostrady. Do tego przy autostradach same Mcdonaldy, którymi już rzygam. Gdzie są kurwa polskie pierogi ze skwarkami? Gdzie wysmażone schabowe i śledzie z cebulką? Ni ma! Ni ma kurwa, musisz żryć tekturzane hamburgery od Ronalda, a potem masz zatwardzenie. To jest kurwa dramat! Dlatego chcę samolot. Prywatny. Licencję ogarnę. Albo daj i pilota. I helikopter, bo nie wszędzie wyląduję samolotem. Chyba nie masz mnie za idiotkę? Paliwo też chcę. Taką własną stację z paliwem lotniczym. Żebym nie wyszła na księżniczkę, to się podzielę. Zrobię Radosne Piątki. Raz w tygodniu każdy okoliczny żul dostanie flaszeczkę paliwa lotniczego ode mnie. Znajcie moje dobre serce! Pseudo lotnisko mam za domem. Proszę mi je wykupić i wybudować hangary na moje maszyny. Chyba nie myślisz, że będą stać pod gołym niebem narażone na niekorzystne warunki atmosferyczne?! Grad mi porysuje i za 30 lat żaden frajer na giełdzie złomu nie kupi.
Nie wiem czy jeszcze czegoś potrzebuję? Wspominałam już o 100 tysiącach na drobne wydatki, to może jeszcze ze 3 miliony złotych na życie? To chyba nie jest dużo? Większe miliony nasi politycy wydają na głupoty. Nie żebym była materialistką, ale kurwa po to jesteś. Jesteś od tego, żeby przynosić prezenty, no to piszę.
Czekam.
Pozdrawiam.
Całuję w wór.