Monthly Archives

grudzień 2017

Ze mną się nie napijesz?

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Święta za nami. Przed nami Sylwester. Trzech Króli. Weekendy. Walentynki. Wielkanoc. Majówka. Wesela. Chrzciny. Poprawiny. Soboty i piątki i… Z jakiej okazji dziś się napijemy? Z okazji urodzin Ani. Ani moich, ani Twoich. Zawsze jest okazja żeby jebnąć se browarka, albo obalić flaszkę. Tu jest Polska, tu się pije. A Ty co? Ze mną się nie napijesz? Ze mną? No kurwa! Polewaj!

Wiecie dlaczego za małolata Mama na imprezy mnie puszczała? Bo się nie puszczałam, a i wódki umiałam odmówić. Jasne zdarzył się browarek, winko jakieś. Wszystko dla ludzi, ale kiedy ktoś wyjeżdżał z tekstem- “Ze mną się nie napijesz?”- odpowiedź była jedna, nie i chuj. I chuj mnie obchodziło co ktoś sobie myślał, nie to nie. Nie będę tu grać świętojebliwej. Ale mam znajome co to trzeba było pod kranem cucić, bo przeholowała z wódką, albo tak się ujarała, że wstyd było do domu odstawić. A teraz co? A teraz to one są czyste jak łza, bo studia w Wyższej Szkole Hałasu zrobiły, rodziny mają, dzieci, pracę. Ale one nie piły, no gdzież! A dziecka to nie zaszczepią, bo chemia, a alkoholu to one nigdy, a dzieciak do osiemnastki z domu nie wyjdzie. Zapomniał wół jak cielęciem był. Otóż ja od czasu do czasu alkohol piłam i piję, ale to zawsze ja byłam tą, która ogarniała najebane koleżanki i otrzeźwiała je pod kranem. Te same, które dziś twierdzą, że one alko nie lubią i nigdy nie piły, ale wino przed snem potrafią po cichu pierdolnąć przed snem. Hipokryci.
Polska jest w czołówce państw gdzie pije się najwięcej. Dlaczego w innych krajach można wypić piwko na placach, skwerach, w parkach, a u nas nie? Bo Polacy nie potrafią pić. Musza się najebać. Nie dorośliśmy do tego, żeby znieść zakazy. Zawsze jest okazja. Ile razy w święta usłyszeliście ten chujowy tekst, że no jak to ze mną się nie napijesz? No właśnie. A u mnie w domu rodzinnym nie było czegoś takiego jak wódka na wigilijnym stole. Nie było chlania z okazji chrzcin czy komunii. Czyje to kurwa święto? Alkoholików? Znacie jakichś alkoholików? Pewnie teraz przed oczami macie jakiegoś Pana Janka spod sklepu. Błąd. Pewnie spory procent znajomych jest alkoholikami. Część może nawet zdiagnozowanych. I tych, którzy się leczą, doszli sami do tego, że przegięli pałę, trzeba wspierać, a nie jebnąć do nich z tekstem- “no daj spokój, jedno piwko jeszcze nikomu nie zaszkodziło“. Ręczę, że szkodzi czasem i jedno piwko, a takie teksty tylko dołują osobę, która chce wyjść z nałogu. A alkoholikiem stać się łatwo, bo alkoholizm, to nie Pan Janek spod sklepu, alkoholikiem może być każdy. Taka demokracja.
Alkoholizm to nie tylko problem ubogiej część społeczeństwa. Alkoholizm nie patrzy na to ile kto zarabia, zmienia się tylko cena trunku. Pan Janek spod sklepu walnie sobie jabola za dziesięć zeta, a adwokat wypije drogie whisky. Jaka to różnica oprócz kilkuset złotych? Żadna. Demokracja. Alkoholików co niemiara, ale oni oczywiście twierdzą, że “nie? Ja? Ja tylko w weekendy, ja tylko piwko”. A gówno prawda. Jeśli jest regularność w piciu, to jest to alkoholizm. I nie ważne czy to winko przed snem, dwa piwka po robocie, najebka do bólu raz w miesiącu, albo koniaczek do filmu. Jeden chuj. Jeśli ktoś nie wyobraża sobie konkretnej czynności bez dawki alko, to jest to alkoholizm i koniec. I nagle 70% ludzi w okół to alkoholicy. Nieźle co?
Po co to wszystko piszę? Bo mam już dość zdziwienia na twarzach ludzi, że jednak się z nimi nie napiję. Dlaczego? A no, bo może nie mam akurat ochoty, a wódki czy bimbru zwyczajnie nie lubię. A jak czegoś nie lubię, to po chuj mam się męczyć? W imię czego? “Bo Ty przecież jesteś Pudernica, ze wschodu, Ty musisz wypić”. Ja nic nie muszę, a takim namawianiem tylko mi się odechciewa jeszcze bardziej. Poszłam kiedyś na wesele i nic nie piłam, bo nie zwróciłam uwagi, że jest alkohol. Jadłam i tańczyłam. Potem ktoś mnie zapytał dlaczego nie piłam, a nie piłam, bo zapomniałam?Potrafę się świetnie bawić bez wspomagaczy. Najbardziej szokuje informacja, że nigdy nie urwał mi się film, nigdy nie byłam porządnie napita, nigdy nie wyrżnęłam orła i stopuję drinki w tylko mi znanym momencie. Piję dla smaku, dla towarzystwa, czasami na humor ale tylko jeśli chcę. Nie upijam się, bo po co mam się męczyć? Mam twardy łeb. Kaca nie miewam. A dlaczego? Bo nawet jeśli piję, to mam umiar. Mogę wypić dużo, ale po co? Uwielbiam dobre, kraftowe piwa. Jeśli mam wypić jakieś siki z browarów Kampanii Piwowarskiej (te wszystkie piwa co są na każdej półce), to nie piję wcale. Od czasu do czasu wypiję trochę wina, dobrej nalewki z przyjaciółkami. Średnio wszystkie zbieramy się rzadziej niż raz na miesiąc. Zdarza mi się wypić zimne piwo latem i grzańca zimą. Zdarza mi się rzadko, bo nie mam ani czasu, ani mnie nie ciągnie. Wolę się najeść. A zjeść to ja mogę ho ho!
Nie wyobrażam sobie jak mogłabym być od czegoś uzależniona. Rozumiem oczywiście, że ktoś może mieć do czegoś ciągoty, ale sama nie pozwoliłabym sobie żebym była od czegokolwiek zależna. Lubię mieć władzę nad sobą. Władzę nad moją głową, nad moim ciałem i moją psychą. Nie lubię być słaba. Nałogi? Lubię jeść, lubię spać, piję po 2-3 półtoralitrowe flaszki wody dziennie, zielona herbata jest zawsze. Ale alko? No kurwa! Mogłoby zniknąć na całym świecie i nawet bym się nie przejęła. No może tęskniłabym za dobrym kraftem czasami, ale tylko tyle.
Wszystko jest dla ludzi. Ja nie lubię wódki i czekolady. Jeśli ktoś wymusza na mnie picie wódki, albo jedzenie czekolady- niech spierdala. Właściwie, to ja w ogóle nie rozumiem namawiania do czegokolwiek. Moje życie, mój wybór. Namawiana do czegokolwiek buntuję się i bądźcie pewni, że wtedy odmówię. Chcesz pić- pij. Nie chcesz- nie pij. Proste. Nie moja broszka. Tylko należy pamiętać, że wszystko może być trucizną. I codzienne piwko przed telewizorem, to nie jest błaha sprawa. Łiskacz dla relaksu, to nie jest dobra droga. Wieczorne wino siedem razy w tygodniu, to nie jest lepszy sen. Weekendowe chlanie, to nie powód do dumy. Afterki i dziwne instastories to żenada.
Róbcie sobie co chcecie.
Ja nic nie muszę.

List do Świętego Mikołaja. To nie jest kolejna świąteczna wishlista!

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Mikołaj. Stary pedofil i pijak. Bierze dzieci na kolana. Jarają go wierszyki. Morda czerwona od wódki i wielki pomarszczony wór. Lubuje się też w zwierzątkach. Obrońcy zwierząt z Zakopanego już podobno wysłali zawiadomienie do prokuratury, bo Rudolf ma jakieś pięćset lat i nadal ciągnie Mikołajowi Mikołaja. Krążą słuchy, że stary macha swoją słodką laską i zachęca do lizania. Ponieważ dziad cierpi na demencję, nie wie czy byłam grzeczna czy nie. Jak nie wie, to niech daje prezenty. Parę słów do oblecha poniżej.

PigOuta przeczytałam, że babie to najlepiej dać samojezdny odkurzacz. Całkiem dobra idea, bo mój łańcuch sięga z kuchni ledwo do przedpokoju, a odkurzać trzeba. Zacna myśl, ale mieszkam w pałacu. Jak pałac to miliony schodów. I na chuj mi taki odkurzacz? Jeśli ta drożyzna nie umie chodzić po piętrach i jeździ tylko po jednym poziomie jak plebs, to jest to badziewie. Dlatego starego dziada poproszę o tradycyjny podarek- murzyna. Nie, że zaraz jakaś dyskryminacja. Kolor skóry nie ma dla mnie znaczenia. Murzyn może być nawet zielony. Chodzi o to żeby za mnie zapierdalał. Nie będzie mu u mnie źle. Co to, to nie! W czasie wolnym od pracy murzyn może się relaksować na świeżym powietrzu, na przykład na mojej plantacji bawełny. Czyli murzyn raz. Chętnie przygarnę. Z takim zapierdalaczem nie miałabym takiego zapierdolu. Wiecie jak to jest pracować po kilka, kilkanaście godzin dziennie, ogarniać dom, gotować, blogować i milion innych rzeczy? A jeszcze człowiek musi się od czasu do czasu przylansować na Instagramach czy jakichś imprezach. Straszne! Dziadu- daj mi jednak ze dwa te murzyny.

 

Z innych podarków może być ze sto tysięcy. Złotych, nie myśl, że jestem pieniędzmi zaślepiona. Nie chcę dolarów, ani euro, biedazłoty jest spoko. Szybciej skończyłabym te zasrane remonty i mogłabym wydawać kasę na głupoty. Zamiast płyt karton- gips i gruntu głęboko penetrującego mogłabym sobie pierdolnąć weekend w Paryżu i zwiedzić katakumby. Ale nieee kurwa muszę kupować kilometry kabli i wełnę mineralną. Co za nędzny żywot. Nie mogę wyskoczyć nawet do głupiej Barcelony na obiad. Jak plebs jakiś…
Dopóki nie mam murzyna gotującego, chciałabym też dostawać żarcie na żądanie. Wiecie, jestem głodna, myślę sobie, że mam ochotę na coś wykwintnego typu grillowana galareta i w 15 minut mam ją na stole. Taki trochę catering ale all inclusive. Czytający w myślach. To by było coś. Maszynka do spisywania myśli, też spoko, bo mi połowa pomysłów na wpisy ucieka jak siedzę na kiblu, albo w wannie i nie mam czym i gdzie zapisać.
Kosmetyki? A na chuj mie to? Mam trochę ulubionych i wsio. No okej zapas pierniczkowych balsamów na zimę zawsze spoko. Na lato z piętnaście kilogramów maseł owocowych też spoko. Masło! Masło teraz to towar luksusowy, więc parę kostek też chętnie przygarnę. Ostatnio kupiłam dwie kostki na raz. Bogactwo pełno gębo.
Strasznie lubię zimę. Lubię zimę, bo nie muszę wychodzić z domu i grzeję dupę między grzejnikiem, a kotami. Ponieważ lubię jak jest ciepło, to zaprzęgaj te swoje renifery i wieź mnie na Zanzibar stary dziadu. Albo na Karaiby. Mogą być Seszele. Sam se wybierz gorący kierunek, nie jestem wymagająca. Zdecydowanie wolę grzać dupę na słońcu, a nie na grzejniku, więc taki prezent jest całkiem spoko. Oczywiście byłoby miło mieć jakiś domek, albo chociaż biedny apartament w jednym z ciepłych krajów, żebym mogła sobie wszystkie zimy spędzać w przyzwoitych warunkach pod palmą i z drinkiem w ręku. Wynajem się nie opłaca, więc czekam na akt własności. Jest to prezent niezbędny do zachowania dobrego zdrowia. Strasznie mnie w kościach kręci kiedy jest zimno, a chyba zależy Ci na moim zdrowiu?
Zdarza mi się podróżować. Nienawidzę korków i Januszów w trzydziestoletnich golfach. Nic mnie tak nie wkurwia jak Sebixy w zdezelowanych beemkach za hajs starego, którzy kręcą bączki pod Biedro, a potem zawracają na ręcznym na środku autostrady. Do tego przy autostradach same Mcdonaldy, którymi już rzygam. Gdzie są kurwa polskie pierogi ze skwarkami? Gdzie wysmażone schabowe i śledzie z cebulką? Ni ma! Ni ma kurwa, musisz żryć tekturzane hamburgery od Ronalda, a potem masz zatwardzenie. To jest kurwa dramat! Dlatego chcę samolot. Prywatny. Licencję ogarnę. Albo daj i pilota. I helikopter, bo nie wszędzie wyląduję samolotem. Chyba nie masz mnie za idiotkę? Paliwo też chcę. Taką własną stację z paliwem lotniczym. Żebym nie wyszła na księżniczkę, to się podzielę. Zrobię Radosne Piątki. Raz w tygodniu każdy okoliczny żul dostanie flaszeczkę paliwa lotniczego ode mnie. Znajcie moje dobre serce! Pseudo lotnisko mam za domem. Proszę mi je wykupić i wybudować hangary na moje maszyny. Chyba nie myślisz, że będą stać pod gołym niebem narażone na niekorzystne warunki atmosferyczne?! Grad mi porysuje i za 30 lat żaden frajer na giełdzie złomu nie kupi.
Nie wiem czy jeszcze czegoś potrzebuję? Wspominałam już o 100 tysiącach na drobne wydatki, to może jeszcze ze 3 miliony złotych na życie? To chyba nie jest dużo? Większe miliony nasi politycy wydają na głupoty. Nie żebym była materialistką, ale kurwa po to jesteś. Jesteś od tego, żeby przynosić prezenty, no to piszę.
Czekam.
Pozdrawiam.
Całuję w wór.

Skuteczna metoda na ból zatok- świecowanie uszu

By | Bjuti Pudi, Blog | No Comments
Zakładałam czapkę. Zawsze. Dzieci chowały w plecak i zakładały przed domem. Ja nie. Zawsze chodziłam jak Eskimos. Zimą ja nie wyglądam, zimą to ma mi być ciepło. Ludzie nie poznają mnie na ulicy, bo jak kogoś poznać tylko po wystających oczach. Dobrze, że nie świecą w ciemności. I co? I nic. Od kiedy pamiętam napieprzały mnie zatoki. Znacie to uczycie kiedy kilka razy w roku wypierdala Wam łeb w kosmos? No to witam w klubie. A teraz Wam coś powiem- już tak nie mam. Znalazłam mój złoty środek na ból zatok!
Co to? Złoto! Prawie dosłownie, bo miód to przecież płynne złoto. Pozbyłam się bólu zatok…świecowaniem uszu! Serio. Ponieważ na moją męczarnię zdążyłam przerobić chyba wszystkie sposoby, sięgnęłam w końcu po świece do uszu. Świece to koszt kilku złotych, konchy (większe świece, te na zdjęciu) są odrobinę droższe, ale nadal kosztują grosze. Nie pamiętam dokładnych cen. Konchy kosztowały bodajże 7 złotych. Świece jeszcze mniej. Kupując prosto u producenta koszta są jeszcze mniejsze, bo za dychę można kupić cały zestaw świec! Kupiłam, a co mi tam. Dokładnie rok temu przeprowadziłam eksperyment, wyświecowałam sobie uszy. Ból zatok dopadał mnie przynajmniej raz w miesiącu niezależnie od pory roku. Po świecowaniu minął miesiąc, drugi, trzeci i nic! Nic mnie nie bolało! Zleciała zima i wiosna, lato zleciało bez tego upierdliwego bólu w okolicach oczu, czoła, nosa. Minął rok! Rok bez bólu zatok! W międzyczasie nie używałam niczego innego! Szok. Dla mnie pozytywne zaskoczenie i właśnie dlatego piszę ten post, może komuś też pomoże świecowanie? Świecowanie uszu nie jest oficjalnym sposobem leczenia bólu zatok, nic nie jest potwierdzone medycznie. Ale wiecie co? Mam to w dupie, bo działa! Sposób za kilka złotych jest dostępny dla każdego, więc dlaczego nie spróbować? Na dobrą sprawę powinno się przeprowadzić serię zabiegów dzień po dniu. Ja zrobiłam raz i włala kurwa, wystarczyło. Właśnie (po roku) profilaktycznie  powtórzyłam świecowanie. Za pierwszym razem użyłam świec, kilka dni temu konch. Konchy są większe, mają większą moc i chyba tyle. Znalazłam stronkę gdzie można sobie poczytać więcej o właściwościach, wskazaniach i przeciwwskazaniach, więc kto ma ochotę na trochę teorii może sobie tutaj kliknąć. To nie współpraca, po prostu kupuję świece i konchy z ich firmy i mają ładne opisy. Rureczki kupuję w lokalnym ekosklepie.
Bio Candle J-Art Herbamedic to świece, których używam. Produkowane na bliskim mi Roztoczu, więc są absolutnie czyściutkie, bo smogu u nas nie ma. No może czasem sąsiad plastikową butelkę spali, ale sporadycznie ? Zarówno koncha jak i świeca składa się z kilku “składników”. Rurka wykonana jest z płótna bawełnianego, całość nasączona jest woskiem pszczelim (dlatego to moje pierdolenie o czystym powietrzu, bo nasze pszczoły żyją w niemal sterylnym regionie). Dodatkowo możemy wybierać pomiędzy różnymi opcjami “zapachowymi”- kolejnym składnikiem jest olejek eteryczny, różny w zależności od tego co chcemy osiągnąć. Ponieważ walczyłam z bólem zatok, za pierwszym razem użyłam wersji z bergamotką, za drugim z lawendą. Zarówno świece jak i konchy posiadają filtr bezpieczeństwa. Obświecowałam połowę rodziny i wszyscy są pozytywnie zaskoczeni jak świetnie działają te niepozorne rureczki. Sam zabieg to banał!
Ciężko ogarnąć sobie samej fotę podczas gdy ucho płonie haha?Podobno nie powinno się robić tego zabiegu samemu. Oj tam, oj tam. 
 
Jak zrobić świecowanie uszu? A tak:
1. Kładziemy się wygodnie pod kocykiem. 
 
2. Ucho wewnątrz lekko smarujemy kremem (krem poprawia szczelność pomiędzy świecą, a uchem).
 
3. Zapalamy świecę.
 
4. Przykładamy świecę do kanału słuchowego pod kątem 90 stopni do podłoża.
 
5 Leżymy i pachniemy.
 
6. Tyle.
Prawda, że banał? No właśnie! Koncha paliła się mniej więcej 15 minut, świeca trochę krócej. Trzeba pamiętać, żeby nic nigdzie na siłę nie wciskać! Świecę lekko opieramy o kanał słuchowy, nie chcemy sobie raczej przebić ucha, więc nie ma pchania w głąb. Podczas spalania tworzy się popiół, który sztywno siedzi na górze. Co jakiś czas przycinam go nożyczkami nad miseczką z wodą, żeby mi nic na łeb nie spadło. Raczej nie spadnie, ale lepiej dmuchać na zimne, a w tym przypadku na gorące. Świeca powinna się palić do momentu aż płomień dojdzie do filtra (zaznaczony na rurce kreską). Potem topimy jak Marzannę w miseczce. Filtr można rozwinąć i zajrzeć w ten syf. Oczywiście nie cała ta maź to nasza woskowina, bo część to resztki powstałe w wyniku spalania wosku pszczelego, ale i tak wygląda to imponująco-obrzydliwie.
Świecowanie uszu oczyszcza uszy, rozgrzewa zatoki, działa terapeutycznie. Olejki eteryczne mają swoje indywidualne właściwości, więc w zależności od rodzaju olejku jakim są nasączone świece mamy inny efekt. A przy okazji to przyjemne pół godzinki relaksu.
I to tyle ze mnie. Rok bez bólu zatok to dla mnie szok. Świecowanie uszu to dla mnie wybawienie. Nie wiem czy świecowanie uszu pomoże na ból zatok w Waszym przypadku, ale myślę, że warto spróbować tym bardziej, że koszt zabiegu jest śmieszny ?