Wywczas z Pudernicą- Sycylia. Ciekawostki i wskazówki.

Moja niepisana, najważniejsza zasada urlopowania- jedziesz na tydzień, miej w zanadrzu dwa tygodnie wolnego. Albo chociaż te 3 dodatkowe dni. Wiecie, na wypadek szoku po powrocie. Kilka godzin wcześniej smażysz się w słońcu, wysiadasz z samolotu, a tu jeb! Leje, wieje, piździ i generalnie szara rzeczywistość. W połowie września w Polandii tylko się wieszać. O ile wieje. Bo jak wieje, to zawsze ktoś się powiesi, więc dlaczego nie ja, nie Ty? Tym optymistycznym wstępem zapraszam Was na pierwszą część wspomnień ze słonecznej Sycylii. W pierwszym odcinku mam dla Was garść tipów i ciekawostek. Nie wieszajcie się przed końcem serii!

Oczywiście poleciałam januszczyzną i wycieczka była ol wszystko inkluziw i jeszcze do tego w last minete de la szybcioch. No matter. Nikogo to nie obchodzi, grunt, że kiedy tu ktoś marzł, ja się na Sycylii roztapiałam. I tu macie pierwszą ciekawostkę- nigdzie kurwa nie było takiego ukropu jak na Sycylii, serio. Niby 35 stopni,, ale jakby 50. Tydzień wcześniej było tam 45, to ja nie wiem ile oni odczuwali, 150*C kurwa? Byłam w kilku miejscach, ale to tam czuć wrota piekieł (Etna?). Dobra, kończę to pierdolenie. Nie będzie tu suchej przewodnikowej wiedzy tylko garść info, których ja się nigdzie nie doszukałam. No to sama napiszę.  Lecimy z tematem. No to lecimy. Fruuuu….
Zacznijmy od hotelu. Słów kilka. Zatrzymaliśmy się w Borgo Rio Favara.. Jak Wam ktoś powie, że wakacje na własną rękę są zawsze tańsze, to łże. Sam Borgo na tydzień kosztuje prawie tyle co nasza wycieczka. A gdzie żarcie, samolot, transfer i reszta tego wszystkiego? No właśnie. Dobry last jest dobry. Hotel nie był właściwie hotelem, a wioską turystyczną, dostaliśmy własny apartament w domku. Domków było tyle, że właściwie lepiej nie pić, bo można zasnąć u sąsiada (wszystkie chałupy identyczne!). Żarcie nieziemskie, apartamenty kozackie, czysto, pięknie, własny parking pod domem, taras, balkon, sypialnia, aneks kuchenny w salonie, łazienka, ludzie mega mili, ale...Ciekawostka druga- jedziesz na Sycylię i super znasz angielski? To wsadź go sobie w dupę. Przez cały pobyt w raju po angielsku udało się porozmawiać z dwiema osobami w hotelu. Jeden chłopak przy barze próbował coś tam się porozumieć, ale musiałam mówić wolno i wyraźnie. Czwartą osobą był gostek z wypożyczalni samochodów, coś tam nawet trybił i próbował mówić. Good job dear! To by było na tyle. Nikt kurwa nie zna angielskiego, bo czy te 4 osoby przez tydzień to dużo? No nie. Ale lepszy rydz niż nic, zresztą dogadacie się na migi i takie siakie. Sycylijczycy to ludzie prości, leniwi i otwarci. Chętnie pomogą o ile znacie włoski, albo macie gumowe ręce i namachacie w powietrzu co od nich chcecie ?
Skoro jesteśmy przy hotelu, przejdźmy do żarcia. Żarcie to podstawa. Kiedy gdzieś jadę, to ludzie mają być mili, jedzenie dobre, a morze ciepłe i z ładną plażą. Jedliśmy zarówno w miejscu pobytu jak i poza. Właściwie każdego dnia zwiedzaliśmy więc obiady w różnych miejscach też były. Żarcie pyszne, choć skromne. Lata biedy nauczyły Sycylijczyków robić coś z niczego. Makarony. Ja pierdolę. Dupę urywa. W hotelu jak i poza możecie wpierdalać makaron jak świnia kartofle. Makarony są wszędzie i z sosami we wszystkich wariantach! Włoska oliwa, zajebiste pomidory, świeże zioła. Już mi ślinka cieknie! Najlepsza pasta jaką w życiu jadłam. Jadłam jak wieprz, czyli normalnie. Owoce morza. Nie jestem wielką fanką, zdecydowanie wolę dżem ze świni, ale jak mam okazję, to i morskie robaki opierdolę na deser. I tutaj się nie zawiodłam. Ba! Najpyszniejsze ośmiorniczki, krewetki i te takie w muszelkach jakie w życiu jadłam. Szkoda, że to takie małe bubki mięsa i więcej z tym zabawy niż jedzenia, ale niebo w gębie, aż sama jestem w szoku. Sycylijczycy szczycą się takim swoim przysmakiem- arancini (w okolicach Palermo zwane też arancino- kolejna ciekawostka, Ci z Katanii nie lubią się z tymi z Palermo. Coś jak u nas Warszawa i Kraków. Nawet o kawałek ryżu się kłócą tzn o to całe arancini/o). Szczerze? Można zjeść, ale dla mnie nie ma wow. Taki kotlet z resztek jak nam ryżu z obiadu zostanie. Stożek ryżowy smażony na głębokim tłuszczu i wypchany tym co mają pod ręką, jakieś leczo z ryżem ?Można zjeść w ramach ciekawostki, ale wolę makaron. Polecam za to Focaccia Ragusana jeśli będziecie kiedyś w okolicach miasta Modica lub Ragusa, bo z tego co wiem, to ta odmiana focaccia to żarcie wybitnie regionalne. Wygląda jak wielka buła, wypchana czymś co jest dobre, obstawiam bakłażany, pomidory, mięso i inne warzywa. Wydaje mi się, że całość tego pieroga smażą na głębokim tłuszczu. Nie wiem dokładnie co było w środku i jak to robią, ale jak zapytać o to kogoś kto nie zna angielskiego? Podawane na ciepło. Smakuje trochę jak pizza, tylko lepiej. Niebo w gębie! Jeśli mowa o pizzy, to najlepszą jadłam…na lotnisku w Katanii. Serio. 5,50 euro za kawałek. To było najlepiej wydane 100 złotych na pizzę w historii?
Sycylia to także pyszne wina, całkiem niezłe piwo i Lawa Etny, czyli 70% alko spod wulkanu. Bez obaw- nie wali bimbrem. Osobiście nie lubię bimbru, bo mi flaki przewraca. Lawa to coś zupełnie innego. Wcale nie czuć alkoholu. Czuć jakby się ogień połykało. Serdecznie polecam. Pycha. Jeśli ktoś lubi słodkie alkohole polecam Limoncello, likier cytrynowy, dla mnie za słodki ale smaczny. Polecam też orzeźwiające piwo z granitą. Nie sposób pominąć czekolady z Modica. Czekolada tylko z kakao i cukru. Nie lubię czekolady, ale skusiłam się na zakup kilku z nasionami konopi. Wybór jest przeogromny! Do tych czekoladek dodają wszystko- dziwaczne orzechy, ryż, nasiona konopi, chili (pali prawie jak po lawie), sól morską, cytrynę, bazylię i…mięso mielone! Czekolada z mięsem mielonym, to pierwsza czekolada jaka mi posmakowała. Ciekawe dlaczego…?
Pojedliśmy, popiliśmy, to czas na mafię sycylijską. Jeśli ktoś jest turystą mafia ma Was w dupie. Mafia na Was zarabia, czujcie się bezpieczni. Jeśli chcecie na Sycylii otworzyć choćby budę z bananami przy ulicy, szykujcie odsiew dla wujciów. Mafia jest wszędzie i wszyscy są jej podporządkowani. Wszyscy. Nigdy nie pytajcie o mafię sycylijską Sycylijczyków, to temat tabu, ewentualnie utną Ci palca albo nos za wścibianie go w nie swoje sprawy. Jeśli chcesz żyć i pracować na Sycylii musisz mieć swojego “opiekuna” z góry. Żeby mieć “opiekuna”, trzeba mieć znajomości. Jeśli masz męża/żonę z Sycylii- jest ok. Jeśli będziesz na przykład opiekować się starszym Sycylijczykiem- jest ok (mafia szanuje starszyznę i ich opiekunów oraz osoby pracujące na nich). Jeśli chcesz jutro zamieszkać na wyspie i otworzyć pole namiotowe, albo stragan z pierogami- nie jest ok, potrzebujesz “opiekuna” i szykujesz kasę dla mafii. Coś jak nasz rząd, tylko tam mafia o swoich ludzi dba. Tracisz “opiekuna”, musisz ogarnąć kogoś na zastępstwo, bo mafia wpada w środku nocy, wyciąga całą rodzinę z łóżka i prowadzi pokojową rozmowę z bronią za paskiem (historia prawdziwa.). Skąd to wiem? Powiedzmy, że mam tam “swoich ludzi” ?Nikt Wam tego nie powie głośno, ani nie podpisze się własnym nazwiskiem. Turystom nic nie grozi. Jest mega bezpiecznie. 
Imigranci? Widziałam, ale są to głównie pracownicy okolicznych plantacji. Kamerun, Nigeria, Tunezja, Czad, Maroko… jest kolorowo ale nadal bezpiecznie i w dodatku znają biegle angielski! Nie ma się czego bać. Taki Nigeryjczyk pierwszy poda Ci wodę i pomoże w przeciwieństwie do Polaka (również historia prawdziwa). Ludzie na wyspie żyją głównie z rolnictwa i turystyki, choć ta dopiero się rozwija. Albo są w mafii. Nie jeden szczyl bujał się najnowszym mercem czy lambo. Byłam, widziałam, dwudziestolatek na oliwkach się nie dorobił?
Sycylia to piękny, choć biedny region. Bezrobocie jest tam monstrualne. Ludzie rzadko wyjeżdżają do pracy za granicę, a jak wyjadą, to szybko wracają, bo północ to dla nich deszcz, zimno i popadają w deprechę. Jakoś im się kurwa nie dziwię. Co chwilę napotykamy jakieś śmieci przy ulicy. Skoro jest takie bezrobocie, to dlaczego nie wezmą się za sprzątanie? Sycylijczyk myśli inaczej. Myśli sobie- kurde jak dziś posprzątam wszystkie butelki z przydrożnych rowów, to jutro nie będę mieć pracy. Więc zbierają co dziesiąta butelkę i maja robotę i na drugi dzień. W sumie logiczne?
Mimo tych śmieci plaże są piękne i zadbane. Byliśmy na południowym wschodzie, plaże między Ispica, a Pazzallo to kilometry piasku i błękitnej wody. Raj dla oczu i duszy. Na wyspie chyba większość plaż to plaże skaliste i kamieniste, więc jeśli chcecie się polenić w miękkim piasku, polecam okolice w której byłam. Kilka plaż odznaczonych błękitną flagą i morze dosłownie wylewające się na ulicę niech będą najlepszą rekomendacją.

 

 

Wyspiarze to bardzo serdeczni ludzie. Mieliśmy okazję odwiedzić kilka sycylijskich domów (mówiłam, że mamy tam wtyki?). Na wejściu częstują Cię wszystkim co mają. Domy niezależnie od majętności właścicieli, a byliśmy u kilku różnych rodzin, są urządzone skromnie i surowo. Wszędzie płytki, niewiele dodatków, duże przestrzenie. Podoba mi się, nigdzie nie kurzą im się badziewne cotton ballsy, ani jakieś pojebane świeczki czy wieśniackie napisy typu “home, sweet home” wycięte z dykty. Mniej sprzątania. Nie wiem czy wynika to z tego, że są leniwi, czy po prostu nie lubią zbędnych bibelotów, ale wszystko wygląda prosto i smacznie. Zero dywanów, serwetek, firanek, zasłonek. Czysto, przestrzennie, pięknie. Sycylijczycy są trochę zapatrzeni w siebie, myślą, że Polska to trzeci świat, myślą, że nie mamy coca-coli i kolorowych telewizorów. Serio. Na wieść w jakim hotelu się zatrzymaliśmy robili wielkie oczy, że nas stać. No cóż… Polska jednak jest cywilizowana i nie leży w Rosji?
Jeśli jesteśmy przy pieniądzach. Ogólnie w sklepach nie jest drogo. Woda to około 30 centów, piwo niewiele droższe. Ceny porównywalne do naszych. Ale na turystach żenią jak Górale. Wynajem auta, takiego najgorszego dziada, to koszt około 70-90 euro za dzień. Lepiej nie dawać im karty kredytowej, bo za byle ryskę owalą Was na kilkaset euro. Kiedy próbowałam wynająć auto za hajs, krzyczeli mi pełne ubezpieczenie, czyli jakieś dodatkowe 50 euro. Nosz kurwa. W końcu udało nam się ogarnąć punciaka w stanie oesu za 50 euro bez żadnych pierdół, ale to była długaaa i wyboista droga. Jeśli ktoś ma ochotę na namiary i będzie w okolicach Pazzallo, to numer telefonu posiadam. Gostek był bardzo w porządku, choć nie ukrywam, że wynajmując mieliśmy trochę stracha, bo wszystko było na słowo honoru?
Co ma Sycylia czego nie ma Polska? Oczywiście na Sycylii nie brakuje słońca, pogoda jest stabilna, upalna, piękna. Ciepłe morze, to coś co mają oni, a my nie. Ale najważniejsze- ludzie tam żyją. Nie łażą i nie ględzą, spotykają się wieczorami, piją winko na ryneczku. Jest wesoło, chce się żyć. Zycie toczy się wolno i ospale. Siesta od 13 do 16 to czas kiedy ludność śpi i ma wszystko w dupie. Wszystko. Nawet jak powiecie, że chcecie kupić coś za 10 tysięcy euro, to powiedzą Ci, że ok, ale po sieście. Właściwie, to o 17 też jeszcze większość miejsc jest zamknięta. Właściwie, to otwierają sklepiki czy restauracje jak im pasuje. Czasami robią sobie wolne w środku tygodnia, bo tak. No i fajnie. Takie życie na wyjebce widać czyni ich szczęśliwymi ludźmi. A gdyby tak rzucić to wszystko i….ahhh?
Wszędzie spacerują jaszczurki. Przesympatyczne stworki. Czasem może trafić się jakaś meduza, wtedy lepiej wyjść z morza. Ale najbardziej spodobały mi się czarne pszczoły, które pasły się na lawendzie na Etnie. Czy jest tu jakiś pszczologog? Co to jest? Bo ta czarna pszczołą, to moja prywatna nazwa, a jestem ciekawa czy to rzeczywiście pszczoła i jeśli tak, to dlaczego do kurwy nędzy jest czarna? Śpi w wulkanie, czy ki chuj?
Pamiątki. Nie kupuję kurzołapów, magnesów, ani innego badziewia. Kupuję jedzenie i picie. Polecam to co na zdjęciu czyli- Lawę Etny, to ten ognisty alko. Dobre piwo. Czekolady z Modica. Herbatka z ziół, które wyrosły na zboczach Etny. Przywiozłam jeszcze pyszne miody- eukaliptusowy, pomarańczowy i z kwiatów z wulkanu oraz tamtejsze ciasteczka i oliwki. Polecam także makarony, oliwę i wszystko co jadalne. Takie gabaryty dostarcza mi “mój człowiek” z Sycylii, więc nie muszę się martwić. Nie mogę doczekać się dostawy świeżych pomarańczy, ale to aż pod koniec listopada kiedy ruszy na nie sezon. Niby większość spożywki można kupić u nas, ale uwierzcie mi- to nie jest ten sam smak. 
Wyszło chyba długo. A to przecież dopiero pierwsza część! No sorry, nie dało się ścieśnić, a i tak wydaje mi się, że o czymś zapomniałam. Jakby co- pytajcie w komentarzach. W kolejnych częściach zabiorę Was na kilka wycieczek.A dla tych, którzy wolą popatrzeć, zapraszam na YT

 

Arrivederci!