Monthly Archives

sierpień 2017

Co Ty do mnie rozmawiasz? Dialekty Lubelszczyzny

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Czemu brejdak woli iść na Meus na skuśki? Może zamaniło mu się iść w ciapach przez kartoflisko? Mógłby przecież po ludzku pójść przez wrotka, a nie taszcząc cebularze przedzierać się przez krętowska. Jeszcze go kręty pokąsają nim je trzankiem zdzieli. Na dworze się zabundurza, to nie jest odpowiednia pogoda. Mógłby się kajtnąć moim rowerykiem, a nie cęcnić w oknie. Nie będę jednak wtykać nosa w nie swoje sprawy, bo jestem garłata i tylko go zchaję. Niech robi jak chce. Tak czy owak na Meus się uda żeby wypić prytę, pojeść chabetułę i fuszer. Mi zostanie sucha parówka. Wtem rozpadało się na dobre więc rozbuł się i lęgnął. Trudno, zjemy jakieś zielepachy zachachmęcone na szabrze i obejrzymy film. *
*Dlaczego brat woli iść na Meus (tradycyjna impreza z okolic powiatu krasnostawskiego w okresie wielkanocnym, podczas której ludzie palą ogniska, jedzą, piją i się bawią) na skróty? Może wymyślił sobie, że pójdzie w kapciach przez pole ziemniaków? Mógłby przecież po ludzku przejść przez furtkę, a nie taszcząc bułki z cebulą przedzierać się przez kretowiska. Jeszcze go krety pokąsają nim je trzonkiem zdzieli. Na zewnątrz zanosi się na burzę, to nie jest odpowiednia pogoda. Mógłby się przejechać moim rowerem, a nie bezczynnie oczekiwać w oknie . Nie będę jednak wtykać nosa w nie swoje sprawy, bo jestem rozgadana i tylko zmarnuję jego czas. Niech robi jak chce. Tak czy owak na Meus się uda żeby wypić tanie wino, pojeść potrawę z lebiody/komosy białej i potrawę z ziemniaków zwanej też lemieszką i prażuchą. Mi zostanie sucha bagietka. Wtem rozpadało się na dobre, więc zdjął buty i się położył. Trudno, zjemy jakieś niedojrzałe owoce ukradzione podczas napaści na opuszczony sad i obejrzymy film.
Tyle się mówi o gwarach, dialektach. Są charakterystyczne dla różnych regionów. Zaletą jest znać śląskie słówka mieszkając na Śląsku. Górale są dumni z tego jakim językiem władają. Kaszubi, poznaniacy…Ale pojedź gdzieś z lubelskiego, to Ci powiedzą, że zaciągasz jak ruska. No zaciągam. Mówię jakbym śpiewała (podobno, bo ja tego nie słyszę). Jest tyle pięknych i unikalnych słów, które powoli odchodzą do lamusa. A szkoda.
Gdzie nie pojadę to zawsze się ktoś do moich ciapów przypierdoli?Zupełnie nie rozumiem dlaczego miałabym się wstydzić tego skąd pochodzę i jakim słownictwem władam, bo słownictwo mam bogatsze niż nie jedna osoba z którą przyszło mi rozmawiać. Bardzo lubię moje zaciąganie i dziwi mnie, że wiele osób próbuje to maskować. Przecież to jest takie urocze! Nie wiem czy jest jeszcze co ratować. Młodzi ludzie odcinają się od korzeni, zapominają o charakterystycznych dla swojego regionu zwrotach tak jakby była to jakaś ujma. Nie moi drodzy, to nie jest ujma. Ujmą nie jest to, że urodziliście się tam gdzie psy dupami szczekają, ani to, że zaciągacie, albo wszyscy w Waszej rodzinie mają na nazwisko Gąsienica. To ogromna zaleta! Jak to moja prababcia mawiała- “Kobyła Cię na moście nie wysrała”, skądś jesteś i może warto pielęgnować swoje korzenie, bo dąb bez korzeni nie urośnie.
Bardzo lubię rozmowy z ludźmi z innych regionów i porównywanie różnic w naszych słownikach. Gdyby nie przyjaciółka z Katowic pewnie nie wpadłabym na to, że śmieci wrzucam do hasioka. Gdyby nie koleżanka z innej części Polski nie wiedziałabym, że sweter może się kulać (mechacić). Gdyby nie ja- do dziś nie wiedziałyby, że chodzą w ciapach?
Osobiście nie spotykam się z niemiłymi komentarzami na temat mojego pochodzenia, akcentu czy słownictwa, ale wiem, że to się zdarza. Wiem, że koleżanka w Warszawie spotyka się z nieprzyjemnościami, bo jest “z Ukrainy”. No kurwa! No i kto tutaj jest opóźniony, bo chyba nie lubelaki i okoliczni mieszkańcy?
Ale chuj z ograniczonymi ludźmi, jak to zawsze powtarzam- 5 minut z debilem zniosę, ale on się musi znosić całe życie. Mój akcent i regionalizmy, które znam są dla mnie atutem. Jeśli kogoś to uwiera niech sprawdzi czy to nie hemoroidy.
A jakie słowa i zwroty są charakterystyczne dla Waszych okolic? Chodzicie na dwór, czy na pole? Ja chodzę na zewnątrz żeby zaraz wojny nie było, kto jest chłopem, a kto na dworze mieszka?

Męska strona blogosfery

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Wiadomo, że baby są pojebane. A chłopy to co? A tu też takich nie brakuje. A gdyby tak zawęzić skalę do blogosfery? Ho ho! Książkę można napisać! Oczywiście pomijam tu kilku konkretnych piszących blogi specjalistyczne, chociaż…?Dobra, pośmiejmy się dzisiaj z nieudolnych bawidamków i mędrców internetu. A co, tylko po laskach mam jechać? Wszędzie trafi się jakaś czarna owca niezależnie od płci, wyznania, pochodzenia oraz tego czy je boczek czy obrzydliwą czekoladę (rzyg). Zapraszam na wpis o buraczanych blogerach. Dziewczyno! Jeśli chcesz wyrwać blogera, to uważaj na buraków, wyrwij tego chwasta tylko po to żeby wyjebać go za miedzę.

 

Zacznijmy pozytywnie. DizajnuchPigOutPower Pumping Dad – trójka fajnych, męskich blogerów. Po pierwsze- potrafią pisać i mądrze, i śmiesznie, i ciekawie. Mają dobry, czasami ciężki żart, ale nigdy nie walą gburowatymi i żenującymi tekstami rodem z polskiego pornola. Inteligentni. I tutaj ta inteligencja idzie w parze z dowcipem ostrym, ale taktownym. Chłopy na medal. Takie wiecie- siadłabym z nimi i ojebała browara jak z kumplem. Myślę, że sekret jest taki, że mają kogo poruchać (kobiety Panów, wybaczcie za to porównanie, ale taka prawda) i mają kogo kochać. No i na tym naszym blogerskim poletku mamy takie zdrowe warzywa. Taką brukiew blogosfery co wyżywiłaby niejedną wieś, żeby nie napisać, że więźniów w obozie, bo to już byłoby nietaktowne z mojej strony. Niestety żyją wśród pola buraków. A tych nie brak.

 

Pierwszy lepszy przykład. Z litości nie wstawię skrinów, bo mu jeszcze łza pocieknie i glut po koprze pod nosem. Miałam zalajkowany profil od kiedyś tam. Czytałam czasami co pisze żeby się pośmiać. Teraz sama wychodzę na buraka, ale nic buraczanego nie pisałam, tylko śmiałam się do siebie z mądrości kolegi po fachu, można mi. Raz coś skomentowałam. Kulturalnie i normalnie. Uczepił się na FB, a przyjedź tu i tam, a drineczek, a spanie zapewni. Oj dzieciaku… Zmył się po tym jak napisałam, że owszem drineczek spoko, wbijam z facetem, a on może spać w nogach. Podbił na Insta, na profil blogowy. Nie wiem czy mnie nie poznał, czy nie pamiętał. Te same teksty. Spławiłam podobnie. Jakiś rok później po raz drugi skomentowałam coś na jego FP. Po wymianie dwóch komentarzy, gdzie delikatnie acz dosadnie postawiłam na swoim, zablokował mnie. Wybuchnęłam śmiechem. A niby taki dorosły. O robieniu loda pisze. Jedno mnie zastanawia- skąd on wie jak robić tego loda…Podejrzane. Pisze jakby znał tajniki od strony klęczącej?
Jest taki inny. Pisze kogo to on nie ruchał, co nie pił i czego nie jadł. A gdzie on nie był! O Jezusie, na Marsie to on ma komórkę z węglem! Łiskacze na litry, panienki jak z katalogu. A potem spojrzenie na zdjęcie. Drugie spojrzenie na teksty którymi włada i już wiesz, że maks co pijał w życiu na litry to Ptysie i oranżada pod sklepem. I widzisz wyraźnie, że do tej twarzy pasuje tylko czerwone kółeczko z tej oranżady, a nie stringi instagirl w zębach. Czytasz i widzisz. Zasięgi niby są, ale raczej od piętnastolatek, a przecież on jest ponad dwa razy starszy od tych piszczących dziewczynek. I potem tak sobie myślę czy prokurator też czyta jego bloga? Nie wiem czym tu się szczycić, nie wiem do kogo te kulawe teksty. I czy piętnastolatki teraz takie tępe? No mam nadzieję, że jednak nie wszystkie i że jednak ich nie rozpija na tych randkach tym łiskaczem. Tak dumam i dumam i tych randek, to chyba nawet nie ma. Ale kolejny tekst od Andersena poleci. A gdzie on nie był, a kogo nie ruchał!

 

To tylko takie dwa, pierwsze z brzegu przykłady. Panowie! Nie idźcie tą drogą! Zaimponujecie i owszem, ale tylko…no jakby to ująć…no idiotkom, no. Nikogo nie wyrwiecie. Nie będziecie mieć tabunu inteligentnych i wartościowych czytelników. Tabuny może i będą, ale bezmózgich owiec. No chyba, że lubicie być królami buraczanego pola, to śmiało. Aha! I pamiętajcie- jak już robicie fotę na Insta z butelką łiski, to odcedźcie fusy z herbaty zanim przelejecie ją do flaszki, bo to widać ?

 

 

Co wspólnego ma ze sobą kobieta, ślimak i Pawłowicz? Maseczka Rapan beauty Intensive Care Power of Nature, każdy rodzaj skóry

By | Bjuti Pudi, Blog | No Comments
Kiedy zapytacie mnie bez czego nie wyobrażam sobie życia- odpowiedź jest prosta. Bez wody. I bez pasty do zębów, no i bez smalcu i cebuli i… A tak z kosmetyków? Żel aloesowy, pachnące owocami mazidła i żele pod prysznic oraz oczywiście glinki. Zostańmy przy glinkach. Zapoznałam Was już z glinką od Rapan beauty w wersji ze smoczą krwią. Dzisiaj przedstawię Wam koleżankę smoczycy. Koleżanka też ma w sobie smoczą krew, tłoczona na zimno, bez sumienia zupełnie ? Różowa Lady to też śluz ze ślimaka i inne ciekawe wydzieliny.


Jak klikniecie sobie wyżej, to Was wrzuci do sklepu ? Maseczki nazywam sobie po swojemu- niebieska, żółta i różowa. Dzisiaj lecimy w róż. Lubię róż. Tę maseczkę też lubię. A za co? A za jajco! Podobnie jak reszta kosmetyków od Rapanów glinka to sto procent natury, zero syfu. Cena dobra. Wydajność czaderska. Ale Wy to wszystko wiecie. Powiem Wam coś nowego. Różowa wersja ma więcej mocy. Stosuję ją tylko raz w tygodniu, tyle wystarczy. Myślę, że stosowana częściej mogłaby wysuszyć lekko moją skórę. Kiedy już wiemy jak często stosować maskę w swoim przypadku pozostaje tylko paść na kolana i modlić się za tych którzy stworzyli to cudo.  Ryj oczyszczony, nawilżony, gładki jak te śmieszne poduszeczki na stopach u moich kotów. Podobno przy delikatnej skórze glinka może szczypać, mój pancerny ryj tego nie doświadczył. Po takiej dawce witamin, minerałów i innych dobrodziejstw gęba jest zacna, a kremy, czy czym tam się paciacie, wchłaniają się jak głupie. Nie mam żadnych zastrzeżeń i nawet nikt mi nie zapłacił ?
Jeśli chodzi o skład, to jest on całkowicie i w 100% naturalny. Lecąc po kolei w Intensive Care siedzi nam żółta glinka syberyjska, która świetnie oczyszcza, osusza, regeneruje. Niebieska glinka syberyjska– odżywia, odświeża i regeneruje. Błoto iłowo-siarczkowe– zawiera więcej przeciwutleniaczy niż na przykład błoto z Morza Martwego, oczyszcza, nie dopuszcza zmarszczek na ryj, rewitalizuje i przywraca blask. Olejek ze słodkich migdałów– nawilża, wygładza, ujędrnia i pielęgnuje. Jest i oczywiście słynna smocza krew, czyli nic innego jak ekstrakt z żywicy drzewa Croton Lechleri. Smoc działa przeciwzapalnie, odmładzająco, przyspiesza gojenie oraz odnowę naskórka. Ostatni składnik to ekstrakt ze śluzu ślimaka, zresztą modny ostatnio. Dzięki ślimalowi nasza skóra jest bardziej elastyczna, blizny stają się mniej widoczne, ślimacza wydzielina posiada właściwości eksfoliacyjne, czyli tak po ludzku to nam peelinguje ryj.

 

W ramach ciekawostki powiem Wam, że niektórzy ludzie wierzą, że do glinek Rapan beauty dodawana jest krew z prawdziwych smoków. Bywają oburzeni, że upuszcza się krew ze zwierząt, a nawet dociekają czy nikt ich nie morduje. Serio kurwa? Smoki? Weźcie się odstrzelcie dla dobra ludzkości czy coś? W różowej wersji jest śluz ze ślimaka i uwaga informuję- nikt tych ślimaków nie przeciąga przez wyżymaczkę! Pozostając w temacie, mam dla Was zagadkę. -Po co kobiecie nogi? – Żeby nie zostawiała za sobą śladu jak ślimak? (Teraz czekam kiedy Pawłowicz posądzi mnie o seksizm).
I tak oto powiększa się moja łazienkowa rodzinka Rapanów. Jeśli chcecie poznać je bliżej możecie sprawić sobie całą rodzinę wraz z młodymi, albo od razu możecie kupić sobie duże wersje. A może macie ochotę zaadoptować maluchy? Jeśli tak, to zapraszam na konkurs na moim FB gdzie mam do oddania trzy zestawy mini kosmetyków KLIK. A jak zdecydujecie się na zakup maluchów, to do końca wakacji na hasło: MINIKOSMETYK kupicie miniaturki z 40% zniżką.

Polecam.