Paranoje w mojej głowie

Podobno nie ma ludzi zdrowych, są tylko niezdiagnozowani. Nie wiem jak Wy, ale mi wieczorami często włącza się, jak ja to nazywam, ameba umysłowa. Czasem impuls uruchamia mi amebę i za dnia. Właściwie, to ja na pewno mam jakiś defekt w mózgu. Właściwie, to ja jestem, powiedzmy sobie szczerze, pojebana. A kto choć trochę nie ma najebane we łbie, niech pierwszy rzuci kamień. Tylko nie rzucajcie we mnie, bo wymażę gównem i odrzucę. Taki ze mnie pojeb.

Nikt mi nie wmówi, że jak wychodzi z domu, to nie sprawdza czy drzwi oby na pewno zamknięte na klucz. Nikt mi nie powie, że nie sprawdza po wyjściu z chałupy, czy telefon jest w torebce, albo kieszeni. No nie mówcie, że nie macie głupich odruchów i przyzwyczajeń. Chyba tylko nienormalni są normalni, bo Ci niby normalni maja szereg pierdolców w zanadrzu. Sprawdzasz w lodówce kilka razy co leży na półeczkach, chociaż przez 5 minut nic się nie zmieniło? A może po kilka razy sprawdzasz godzinę na telefonie lub zegarku? Luzik! Ja nie zasnę kiedy mam niedosunięte szuflady, albo niedomknięte szafki. Podczas spania w domu muszę mieć idealną ciszę i koty na sobie. Za oknem może przechodzić tornado, to co za murem, mam w dupie. Buty na korytarzu muszą stać jak w wojsku, bo pospane. Srajtaśma w kiblu musi rozwijać się od dołu, bo szlak mnie trafia, a krew mnie jasna zalewa kiedy widzę jakąś rejestrację i nie wiem z jakiego regionu jest (oczywiście od razu sprawdzam w necie). To jest jeszcze nic! Kiedy dolewam gorącą wodę do wanny, w myślach liczę do piętnastu. Nalewając żel pod prysznic na gąbkę, liczę do jedenastu, żel z pompki to odliczanie do siedmiu. Nie wiem skąd te liczby. Zawsze lubiłam liczyć, choćby płytki kiedy siedzę na kiblu. Najfajniej liczy się pieniądze, pod warunkiem, że się je ma ?To już chyba podchodzi pod nerwicę natręctw, ale że mam z tego zbitę, to się nie kwalifikuję. Ja jestem niesklasyfikowana. Wracając do płytek na ścianach i podłogach, to nie przejdę obojętnie obok takich z ciapajami. Zawsze wypatrzę na maziajach jakiś obraz, zwierzę, człowieka, albo i całe scenki. Usłyszę jedno słowo, dopowiem historię i to taką, że jak ktoś posłucha, to albo zesra się ze śmiechu, albo pomyśli, że coś ze mną nie tak. W sumie to tak.

 

 

Jestem uporządkowana jak miejsce zbrodni u Dextera. Poważna jak Kaczyński na kiblu. Poukładana jak pierdolone ręczniki u pierdolonej Perfekcyjnej Pani Domu. Ale luz w dupie mam jak Piotr Żyła na japońskim kiblu. Buduję zjebane postacie ze śniegu, udaję księżyc w rolce ze srajtaśmy, na zdjęciach zawsze wykrzywiam ryj tak, że ludzie nie chcą takiej foty ze mną na FB wrzucić, bo wstyd. Ale jak zawsze powtarzam- zrób głupią minę, nikt Ci nie powie, że źle wyszedłeś. Powie, że Cię pojebało, ale nie powie, że makijaż nie taki, albo oko zezowate. Tacy poukładani ludzie, to zazwyczaj psychopaci. No cóż, ja nawet w maseczce wyglądam jak ten klown na rowerku z “Piły”. W oczach mam szaleństwo. To rodzinne. Matka Boska ma czerwone włosy i przyodziana w skórę nagina motocyklem, albo tłucze się po błocie w terenówce. Wiek nie ma nic do rzeczy. Albo jesteś szczęśliwym zjebem, albo smutnym staruchem w wieku dwudziestu lat. “Bo nie wypada…”. Wypaść to może dysk międzykręgowy. A mi nawet jak wypadnie, to ręczę, że wypadając jeszcze lambadę zatańczy. Zresztą Matka Boska jest młoda, pewnie ze trzy lata starsza ode mnie. To nawet nie dziwne, bo Dziadek uparcie twierdzi, że ma siedemnaście lat. Pradziadkowie jak umrze ktoś koło osiemdziesiątki twierdzą, że szkoda, bo taki młody był. Młodą mam rodzinę generalnie i fajną. W sumie normalną, choć niezwyczajną. Właściwie, to nie wiem po co o tym piszę, to pewnie wieczorna ameba już się włączyła. Ale w tym szaleństwie jest metoda. Nie umierajcie za życia!