Mam umiar jeśli chodzi o kosmetyki, ale jeśli miałabym wybierać coś, co mnie na drogeryjnych półkach kręci, to zdaję się na mój nos. A mój kinol zawsze zawlecze mnie do pachnących żeli i balsamów. Tego nigdy za wiele. Umyć się trzeba, a i nabalsamować zwłoki, to u mnie równie ważna sprawa. Wyobraźcie sobie, że wszelkie masła, lotiony, mleczka, balsamy towarzyszą mi od dobrych kilkunastu lat non stop. Raz jedyny nie nałożyłam balsamu po kąpieli! Testowałam jakiś żel z balsamem w jednym. W każdym razie od namaszczania ciała jestem uzależniona jak nikt. Jeśli do tego dorzucimy manię zapachu, mamy psychola, czyli mnie.
Indigo, Richness Body Lotion, Seventh Heaven, 300 ml. Balsam przywlekłam jeszcze z wiosennego Meet Beauty. Zrobiłam mu foty, a potem czekał na swoją kolej. Kiedy wreszcie dorwałam go w swoje koślawe łapy – odleciałam. Zapach! Jak on zajebiście pachnie! Mówię Wam! Soczysty, słodki, nasycony i głęboki zapach siódmego nieba jak nic. Ciężko porównać aromat do czegoś namacalnego. Mój nos mówi, że wyczuwa słodkie, zerwane w słońcu owoce, zanurzone w palonym cukrze i spryskane ekskluzywnymi perfumami od jakiegoś pierdolonego Diora, czy innego zagranicznego wirażki. Zapach absolutnie piękny i niepowtarzalny. Balsam może zastąpić perfumy, bo skóra pachnie po nim długo i cudownie, ba, po nałożeniu kosmetyku pół chałupy pachnie jak w dobrej perfumerii.
Skład, jak na moje koślawe oko, również wygląda nie najgorzej. Urea na drugim miejscu niemal gwarantuje dobre nawilżenie skóry. Rzeczywiście lotion daje radę. Skóra po użyciu jest miękka, nie lepi się, nie ma mowy o jakimś tłustym filmie. Po nałożeniu można wskakiwać w ciuszki. Bajdełej, ciuszki też potem pachną ? Ponieważ nie mam żadnych skórnych problemów, ciężko mi powiedzieć, czy balsam ma jakieś magiczne działanie. Dla mnie jest wystarczający.
Konsystencja balsamu jest jak konsystencja balsamu. No, bo jaka niby ma być? Produkt wydajny. Butelka z pompką poręczna i o dziwo, lotion wyłazi tą pompką niemal do końca. Na ostatnie namaszczenie przecięłam flaszkę, żeby wybrać resztki, bo szkoda mi było wywalić choćby kropelkę. Cena tego zapachowego cuda to jakieś 30 złotych. Dużo i niedużo. Przeważnie kupuję balsamy do dwudziestu złotych, bo idą u mnie jak woda, w tym przypadku zapach wyjebał mnie z laczków, więc nawet jakby 50 złotych kosztował, to i tak bym kupiła. Planuję zakup innego zapachu, tak dla odmiany, muszę tylko skoczyć do Zamościa, bo tam mam najbliższe Indigo. Albo dozbieram sobie zachcianek i zamówię prosto od producenta. Tak, czy siusiak, balsam trafia na listę moich ulubieńców ?
Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.
Ściśle niezbędne ciasteczka
Niezbędne ciasteczka powinny być zawsze włączone, abyśmy mogli zapisać twoje preferencje dotyczące ustawień ciasteczek.
Jeśli wyłączysz to ciasteczko, nie będziemy mogli zapisać twoich preferencji. Oznacza to, że za każdym razem, gdy odwiedzasz tę stronę, musisz ponownie włączyć lub wyłączyć ciasteczka.