Jak się nie dać zabić w ciuchlandzie?

Czaicie bazę z tym atakiem na Lidla podczas promo na karpia, paskudne sroxy albo torebki od Wittchen? To teraz wyobraźcie sobie taki atak na dobra (nie)luksusowe w ciuchlandzie, tylko moc zwiększona dziesięciokrotnie. Przepychanki, pyskówki, walki z babkami i handlarze kupujący towar na worki. Obite kolana i zdarte paluchy. Krew, krzyki i armagedon. Kurwa aż żal, że nie można tego nagrywać, bo byłby hit. Zakaz zakazem, ale napisać chyba mogę? Nic o blogerach na tabliczce nie było. Gotowi na ostrą jazdę i moc zakupów? To wio!

 

Buty Aldo za 14 zeta przywędrowały z Chełma. Reszta ze Spadku w Zamościu. Błękitne klapeczki za jakieś 5 złotych, białe też coś w okolicach. Czarne koturny chyba 4 złote. Torby River Island, złota- 10 zeta, szara 6,50. 
Piata rano. Pobudka. Pojebało mnie. Trudno. U mnie nie nowość. Śniadanie, mycie i hopla. 6:20 jedziemy z dziewczynami do ciucha do Zamościa. Słynny Spadek zna każdy w okolicy. Przed siódmą stoimy pod wejściem. Znajome twarze już czekają. Pan Szerokie Plecy już jest. Niektórzy stoją od 3. Kurwa. Handlarze zazwyczaj czatują od nocy, tak żeby wyłapać najlepsze kąski. O dziwo, handlarze są spoko. Sympatyczni i jak w drzwiach się zaklinujesz, pociągną za fraki, żeby Cię nie zadeptali. Najgorsze są stare, niepozorne emerytki. Ale to zaraz. Handlarze pomocni i przynajmniej nie biją. Mają łeb na karku- kupią za trzy dychy, opylą za trzysta. Polak potrafi.

 

 

Koszulki Atmo. Crop top- 10 złotych, Chełm. Różowa tuba- 5 złotych, Krasny York (moje miasto). Koszulowe bluzki z Yorku, ceny w okolicach 7 złotych. 
Kolejka zaczyna się powiększać, ale jest sympatycznie. Towarzystwo bardzo fajne. Przynajmniej to przy drzwiach. Są handlarze, nauczycielki, sympatyczna młodzież i uprzejme osobowości. Za chwilę nie będzie zmiłuj. Tłum gęstnieje jak kożuch na mleku. Jest siódma pięćdziesiąt. Tłum wokół nie pozwala Ci się poruszać. Czasami nawet można oddychać, ale po nosie się nie podrapiesz. Adrenalina rośnie. Punkt ósma otwierają się drzwi i bydło rusza. Najgroźniejsza przeszkoda to drzwi. Raz wróciłam z sinymi kolanami. Raz pobiegłam do przodu, ale rękę ktoś mi przytrzymał na futrynie. Tydzień bolało. Otarte kostki, podeptane buty- norma. Czasem ktoś leży na schodach. Odważnie. Bałabym się zadeptania.

 

 

Spodenki i czarna kiecka- Spadek, ceny do 10 złotych. Marek nie chce mi się sprawdzać. Kwiatowa kiecka z Krasnegoyorku za piątaka. Torby- Spadek, brązowa RI- 3,50, beżowa Atmo-38 złotych, pomarańczowa no name 50 zł.
Biegniesz. Dwa zakręty schodów i rzucasz się na wypatrzony wcześniej towar. Chyba, że się wyjebiesz, wtedy śmierć przez zadeptanie. Wcześniej badamy temat na Fejsie (TU). Warto wybrać się po torebki i buty, resztę łapiesz w międzyczasie. Wpadasz w kosze na przykład z torbami i łapiesz co lepsze. Nie ma kiedy oglądać. Oglądamy później w jakimś cichym kącie. Taaaa cichym…no najcichszym możliwym. Kontuzje? Bywa,. Jakaś baba zdarła mi skórę z kosteczek na dłoni i spierdoliła. Nie bierzesz koszyka, bo to stracony czas. Obwieszasz się torbami i wbijasz w buty, łapiesz co zobaczysz. Potem idziesz po koszyk i wrzucasz (po wstępnej segregacji) swoje kąski. Teraz możesz iść w szmaty. Chyba, że upatrzyło się jakąś szmatę wcześniej, to wiadomo- taki jest pierwszy punkt, do którego wpijasz po wejściu.

 

Sukienki z Yorku. Różowa RI, czarna Top Shop, zebra Jane Norman, kwiecista chuj wie co to. Wszystkie po około 20 złotych.
Kiedy już obwiesisz się czym możesz, szukasz miejscówki i przerzucasz kąski. Mierzysz, oczywiście bez przymierzalni. Lustro musi wystarczyć. Koszulka i legginsy to najlepszy ubiór, wygodne buty i wiatraczek w dupie dodatkowo przydadzą się na zakupach w tym miejscu. Wbrew pozorom im młodsi klienci, tym bardziej kulturalni. Babki są nie do zniesienia. Chamskie, wyrywają ciuchy i kradną koszyki. Taka sytuacja. Stoję przed wieszakiem, przeglądam szmaty. Ktoś nakurwia mnie z łokcia po nerach. Najpierw myślałam, że przypadek. Po kilku kuksańcach patrzę i nie dowierzam. Pani 60 plus łoi mnie w nery i obczaja, czy widzę. Widzę, kurwa, nawet czuję. Chrząknęłam, popatrzyłam, a ona dalej. Co robić. Też przyjebałam jej z łokcia. Nie, żeby jakoś mocno, ale od tak ostrzegawczo- żeby zauważyła. Zaczęła wyć na cały ryj, że jestem niewychowana, że jak to tak, że ją biję! Spokojnie powiedziałam, że owszem postąpiłam chamsko, ale było to moją odpowiedzią na jej napierdalanie. Zaczęła mnie od kłamców wyzywać. Ja pierdolę. Stara wiedźma nie dawała za wygraną i zaczęła piszczeć, że co ze mnie wyrośnie. Co miałam powiedzieć? Powiedziałam, że wyrośnie ze mnie taka stara, chamska i wredna baba jak ona. Zamknęła jadaczkę, choć w sumie to nie- jęczała coś jeszcze pod nosem. Te babsztyle chyba przychodzą tam żeby się wyżyć na ludziach. Bo chyba nie chciała kupić krótkich szortów, które akurat oglądałam? Oby. Wiem, że kulturą nie błysnęłam, ale nie będę udawać, że deszcz pada, kiedy mi ktoś w mordę pluje.
Bluza Puma- 16 złotych, koszula mgiełka- około dyszki, koszula Ralph- 7 złotych. Wszystko z Krasnego Yorku. 
Około 10 wychodzisz ze Spadku przemielona jak mortadela. Bród, syf i radość z zakupów. Po co tam jeżdżę? Chyba dla rozrywki i adrenaliny. Ostatnio uzupełniałam też zasoby torebek, bo po porządkach zostały mi dosłownie dwa tobołki. A na Spadek warto wybrać się po torby i buty właśnie. Ciuchy też ok, ale szmateks jest tak duży, że nie jest to łatwe zadanie wygrzebać konkretną szmatkę w milionach innych i w dodatku mając emerytki na karku. Kiedy nie potrzebuję adrenaliny, wybieram się na spacer relaksacyjny po skamach w moim mieście. Tutaj nikt mi w mordę nie da i piszczeli nie połamie 😉 A Wy lubicie emocje, czy spokojne zakupy?