Ustrzelona zapachem- balsam pod prysznic Kneipp i balsam do ciała Equilibra

Nie wyobrażam sobie normalnego funkcjonowania bez dwóch produktów w mojej łazience- coś do mycia i coś po myciu. Żel, mleczko, balsam, olejek do kąpieli i jakiś balsam, mus, masło do nawilżenia skóry po. Lubię być czysta i pachnąca, ale jeśli po wyjściu z wanny nie zabalsamuję zwłok, to jestem chora i czuję się jak niedomyta. Nie wyobrażam sobie nie nasmarować mojego truchła czymś co nawilży moją skórę. Jeśli chodzi o smarowidło, to przede wszystkim ma ładnie pachnieć, potem nawilżać, a następnie cena ma być adekwatna do wydajności. Kiedy myślę o myjadle, to najważniejsze dla mnie jest to czy jest wydajne, gęste, pieniące i pachnące, cena też nie powinna być wysoka, bo wiadomo- idzie jak woda. A woda to mi idzie, po 3 litry na dzień, więc sami rozumiecie. Dziś będzie o myjadle i smarowidle.

Dzisiejszą recenzję sponsorują firmy, które obdarowały nas na spotkaniu w Lublinie. Lubię podkreślać, że czegoś nie kupiłam, chcę być fair. Dziwi mnie też, że często inne blogerki nie informują czytelników, że coś dostały, wręcz to ukrywają. Nie traktuję tego jak współpracy, ale mimo wszystko wolę, żebyście wiedzieli, że coś tam dostałam, bo po co się z tym niby kryć?
Zacznijmy od balsamu pod prysznic Jaśmin i Argan od Kneipp. Butelczyna ładna i poręczna, nie ma co się przypierdalać. W środku mamy dość rzadkie, białe mleczko. Zapomniałam jebnąć fotki tej mazi, ale takie no mleczko, jak mleczko, co tu się rozwodzić. Zapach bardzo ładny, świeży, orzeźwiający i ani troszeczkę nie mdli jaśminowym trupem. Powiedziałabym, że bardziej pachnie liśćmi jaśminowca, aromat jest typowo roślinny. W tle majaczy lekka nuta kwiatowa, ale jest na dalekim planie. Zapach absolutnie piękny i tutaj jestem kupiona. Trzeba przyznać, że skóra jest nawilżona, ale to akurat mi wisi, bo i tak zawsze daję balsam po myciu. Jeśli ktoś nie przepada za smarowajkami po kąpieli- polecam ten balsam.
Skład kosmetyku jest bardzo naturalny, w środku siedzi mnóstwo olejków i innych dobroci, zdecydowany plus. Jest tylko jedno ale… U mnie ten produkt jest niestety skreślony. Żeby to cholerstwo zapieniło się na gąbce, a bez gąbki nie wyobrażam sobie mycia, trzeba go najebać aż miło. A jak najebałam ile trza- to balsam skończył się równo po tygodniu. Taka sytuacja. Mało piany i tylko tydzień mycia dupy. Jeśli dorzucę do tego cenę- 25-30 złotych za 200 mililitrów, to niestety ale był to jednorazowy strzał. Szkoda, bo zapach skradł moje serce.
Tera je pora na tego potwora. Aloesowy balsam do ciała Equilibra. Kocham wszystko co ma w sobie aloes, kocham aloesy, nawet z wakacji przywiozłam sobie oryginalną, kanaryjską sadzonkę. Zapach, tak dla mnie ważny, uwiódł mnie. Nie jest to typowy zapach aloesu. Wyobraźcie sobie, że jest maj. Stoicie na leśnej polanie, chwilę temu padał deszcz, a teraz gorące słońce osusza soczystą, wiosenną trawę. Leśne zioła i krzewinki parują, łąka tętni życiem, w powietrzu unoszą się aromaty świeżości, deszczu  i roślin. To jest właśnie ten zapach, z nutką aloesu. Jestem oczarowana. Butelka normalna, prosta grafika- lubię takie. 250 ml- standard. Cena około 20 złotych. Za aloesowe kosmetyki jestem w stanie się szarpnąć i więcej, więc dla mnie ok. Konsystencja balsamowa, kolor biały, żadnych dziwactw.
Skład podobnie jak w Kneipp- naturalny, żadnych smrodów w środku. Balsam genialnie nawilża, a nawet łagodzi zaczerwienienia i podrażnienia. Nie dziwię się, stężenie aloesu w kosmetyku to 20%, jak na balsam- dużo. Ponieważ jestem w trakcie depilacji laserowej (spodziewajcie się kiedyś tam posta), to produkt jest dla mnie wybawieniem po takim ostrzelaniu mojego ciała. Wydajność lepsza niż przeciętna, ostatnio już go oszczędzam, ale miesiąc był w obiegu dzień w dzień. Mazidło spełnia moje wszystkie wymagania i kupię je nie raz i nie dwa.
Podsumowując podsumowania. Oba kosmetyki rozjebały mnie jak żabę na szosie swoimi zapachami. Niestety Kneipp wkurwił mnie swoją konsystencją i topornością na gąbce, przez co wydajność jest karygodna. Balsam Equilibra zadowolił mnie pod każdym względem i nie ma u mnie ani jednego, najmniejszego minusika. No nie mam się do czego przyczepić, nawet jakbym chciała. Tyle. Koniec i bomba, kto nie czytał ten wszyscy Polacy, to na pochyłe drzewo razy kilka, ponieśli i kucharek sześć.