Daily Archives

13 lipca 2015

Biolaven- zapach dziewicy

By | Bjuti Pudi, Blog | 28 komentarzy
Co najbardziej wśród kosmetyków lubi Puderniczka? Jak jej myjadła fiołkami, a nie obornikiem pachną! Tak, tak, Wy wiecie, że jak mi coś ładnie pachnie, jest wydajne i nieproblematyczne w obsłudze- to już jestem kupiona. Wygrałam jakiś czas temu super zestaw, do tego z firmy, którą sobie chwalę. Zagłosowałam na kosmetyki tej firmy na blogu Lili i los chciał, że lubiana przeze mnie marka wysłała mi pachnący zestaw. Dziś o żelu i balsamie.
Biolaven organic od Sylveco. Balsam do ciała i żel myjący do ciała. Olej z pestek winogron i olejek lawendowy.
Dwie niemal identyczne flaszki, ładne grafiki, przejrzyste treści- Sylveco słynie z piękna w prostocie. Słynie także z eko składów i naturalnych mieszanin. Balsam z pompką- uwielbiam takie rozwiązanie. Pompka była czarna, ale wiadomo- jebła mi na łeb na szyję i na płytki przy okazji. Jak znacie moje szczęście spadła na sam łepek pompki i pompka się odłamała. Nooo krasz testów nie przeszła hehe ale u mnie to i stalowa butla pewnie nie miałaby szans. Jeśli jakaś firma szuka testera opakowań- polecam się 😉
Jeśli już mowa o składach i obietnicach producenta, rzućcie okiem na focisławę powyżej. Żadnych silikonów, parabenów, slsów, slesów, barwników. Nie ma tu nic czego można się czepić. 300 ml pojemności to też nie mało. Standardem są dwieście pięćdziesiątki. Balsam biały, konsystencja standardowa, wydajny. Żel jak to żel- zwarty, gęsty i wydajny jeszcze bardziej. Cenowo- około 20 złotych za butelczynę, nawet dla mnie sępa jest to cena przystępna. Tym bardziej jeśli zaczniemy mówić o działaniu i zapachu, co w moim przypadku jest bardzo ważne.
Żel ładnie się pieni, niewielka ilość wystarcza, żeby obmyć stopy z ziemi, takie świeżo wyjęte z onucy. Ale nie tylko stopy, całe ciało będzie tą niewielką ilością doskonale oczyszczone. Nie ważne czy nosisz onuce, kufajkę, filce czy stare portki, czy też chadzasz w Luji Witą i Dolczę Gibanie- mała ociupinka wyczyści Cię tak jak ryby wyczyszczą zwłoki w rzece, które leżą tam od roku. Balsam to prawdziwa bomba olejków. Czuć je podczas namaszczania zwłok- balsam aż jeździ po skórze przy aplikacji, poślizg gwarantowany. Aż strach pomyśleć do czego by się nadał 😉 Mimo tej ślizgawicy- balsam to wciąż balsam, a co ciekawe nie zostawia tłuścinki, wchłania się zaskakująco szybko, a skóra aż piszczy tak się raduje od tego nawilżenia. Smarując się wieczorem, na drugi dzień skóra nadal była miękka i nawilżona, nic się nie roznosi po ciuchach, wszystko włazi w skórę jak byk na młodą jałówkę.
Zapach! Słuchajcie. Jeden z lepszych jaki czułam, a już na lato…marzenie! Będzie szok, ale kosmetyki nie walą molami i naftaliną, z którą kojarzy się lawenda. Mamy bombę winogronową. Świeże, soczyste owocki, a w tle nuta dopiero co zerwanej lawendy. Zapach powala, uspokaja, relaksuje i poprawia humor. Podczas ostatnich upałów czułam dziewiczą świeżość, aż się bałam, że smoki mnie schwycą, bo one dziewice lubią. A przecież jechałam przez Kraków…
Czy kupię? Tak, zdecydowanie. Muszę się rozejrzeć gdzie na moim zadupiu są stacjonarnie Biolaveny, obstawiam aptekę. Jeśli nie, jest jeszcze internet 🙂