Mio skincare Future Proof- jaka piękna katastrofa…

Ha! Wiem, że jesteście świnie i lubicie się czochrać, bo się wsypałyście ostatnio w komentarzach TU. Ale idąc tropem świń, a nawet tropem dzikich świń, to zastanawiałyście się co prócz czochrania ma świnia do roboty? Te świnie z wyższej półki lubią szukać trufli. Nigdy nie jadłam trufli, chyba, że czekoladowe się liczą, bo takie mój ryj zaznał. Świnie lubią też taplać się w błotku, taplają się, bo to dla nich taki balsam. Najpierw się wydrapią, a potem hopsa, hopsa na całego i już całe ujebane telepią kłapiącymi uszkami. Siedzą w błocie po dziurki w ryju i im dobrze. Świnie w błocie, ludzie w balsamie. Uwielbiam balsamy, w przeciwieństwie do loch, najbardziej lubię te pachnące owocami. Ale wpadł mi w ręce nie owocowy balsam, a właściwie masło. Przywlekłam ze spotkania i się naczytałam, że taki jest och, ach i ja pitole i w ogóle przekurwafantastyczny i…

 

Plazanet Mio skincare Future Proof, ujędrniające masło do ciała ( dostępne TU )
No i myślę se- wypasik, wyższe sfery to tamto, miliony kosztuje, bo za 240 ml 175 złotych. Matko Bosko Krasnostasko, toż za te piniędze można by stado świń nakarmić i jeszcze z tuzin kurczaków! No, powiem tak- stać mnie jakbym chciała, ale nie chcę. W sumie każdego stać, bo chyba każdy jest w stanie odłożyć dwie stówki, ale za masło kurwa, za masło?! To już lepiej przepić, przejeść i wydalić, chociaż człowiek chwilę radości zazna. Ale okej, pal licho cenę, może faktycznie w środku jakieś czary nie dziwy, złoto, diamenty, sperma szatana?
Jakieś wyciągi z grzybów owoców, olejków i pierdyliard innych pierdół. Za 200 złotych, kurwa, za 200? To ja se pójdę na grzyby, wycisnę sok, z grzybów zrobię zupę, a z soku balsam. Olejek migdałowy kupi się za dychę i o hop siup gotowe. Ale dobra, no już dobra. Smarowałam uda- albo się uda, albo nie uda. Się nie udało. Bogu dzięki, że miałam to masło w małej 50 ml tubce. Jak ono jebie! Klękajcie narody! Wiecie takimi oparami znad bagien, wymieszanymi z jakimś owocem, który był ostro pryskany przez pół roku. Chemiczny zapach, a te bagienne opary to chyba od tych grzybów, albo nie wiem od czego. Dziwny zapach, duszący, brzydki. Ale powiem Wam, że uda mam piękne, szkoda tylko, że nie od tego masła. Zawsze miałam fajne nogi- umięśnione i sprężyste. Jeśli chodzi o wpływ na skórę- to żaden. U diaska- tyle samo osiągnęłabym pospolitym kremem Nivea, a Nivea chociaż pachnie. Nivea kosztuje piątaka… Podsumowując- nie kupiłabym go za 5 złotych, a za 175 złotych to ja pół afrykańskiej wioski wyżywię, albo jeszcze lepiej- kupię sobie buty. O, to jest myśl! Buty sobie kupię, bo w lutym tylko dwie pary kupiłam, a to już marzec!
Na osłodę pochwalę się Wam, że wspólnie z Weroniką, podjęłyśmy się organizacji naszego pierwszego spotkania blogerek na naszym zadupiu. Trzymajcie kciuki, to już w sobotę i jak nic nie spitolimy- to zrobimy powtórkę 😉