Ostatnio zadręczam Was moimi oczami. Właściwie to malunkami na oczach. Cóż…dziś też wywalę gały na świat, bo chcę Wam napisać o pewnej kredce od Paese. Przyjechała ze mną ze spotkania blogerek i po pewnym czasie postanowiłam jej użyć.
Paese, automatic linea, black glam.
Cena- 19,90, tak sobie jak za kawałek kredki, bo ja jestem sęp, ale to już wiecie 🙂
O taka to kredeczka- w buzi ma sztyft kredkowy, a w dupce gąbeczkę do rozcierania. Takie gąbeczki to mnie akurat z deka wkurwiają, bo jak się usmarują to nie wiadomo jak to myć, żeby nie zalać kredki w trupa. Ale dobra- gąbka dobrze rozciera, a ja nie muszę wszystkiego lubić, prawda?
Nie wiem jak Wy, ale ja w latach młodości (matko bosko krasnoyordzko jak to brzmi “w latach młodości”) nadużywałam czarnych kredek. Wiecie- oko zdechłej pandy. Ślepia obrysowane na linii wodnej, na górze, na dole, szkoda, że nie po tęczówce jeszcze. O dziwo nie wyglądałam jakoś najgorzej, ale ładnym też bym tego nie nazwała. Po latach czarnokredzkich nastał czas otrzeźwienia i to do tego stopnia, że teraz nawet przy makijażu wieczorowym ręka mi drży kiedy mam użyć czarnucha. To moja historia…kiedyś może napiszę coś więcej o makijażowych wpadkach, bo chyba każda jakieś miała 😉
Wróćmy do dzisiejszej bohaterki. Wypróbowałam ją na linię wodną z oporem, bo wiecie wspomnienia zdechłej pandy wróciły hehe 😀 Ale mimo obaw było ok, tylko fotki gdzieś wpieprzyło. To pewnie te trole, które mieszkają z nami w domu. O trolach też Wam kiedyś napiszę. W każdym razie kredka nie spływała, a za sprawą maleńkich drobinek, fajnie połyskiwała, co dało ciekawy efekt z rozświetlającymi cieniami. Plus za to, że drobinki nie podrażniały oka, bo kiedyś miałam taką panienkę z drobinkami, które drapały przy mruganiu.
Widzicie jak lśni? Jak… psia moszna 😉 Pardon za kropki na powiece- chyba tuszem się uwaliłam. Udajemy, że tego nie widać, ok? Do kreseczek na powiekach kredka spełnia swoje zadanie, nie maże się i nie waży, mimo to wolę eyeliner, jakoś się przyzwyczaiłam i wolę głębszą czerń. Jednak kredka przyda się przy makijażach bardziej świetlistych, no bo te drobinki robią robotę.
No co tam jeszcze chcecie wiedzieć? Nie odbija się na powiece, więc efektu xero nie doświadczycie. Kredka jest miękka, ładnie się nią kreśli, dość precyzyjna, choć ze względu na jej grubsze gabaryty może sprawić trudności mniej wprawionej łapce. Oceniam ją na czwórkę z plusem, plus za to, że nie trzeba jej temperować, reszta plusów za trwałość i wygląd. Piątki nie będzie, bo jednak jest troszkę za gruba i ta gąbka nadal mnie wkurza. Ale wiecie ja mam dziwne wymagania 😉