Jestem świnią!

Świnie to są świnie. Ale świnie są fajne. Lubię świnie. Szczególnie na talerzu. Świnie mają gładką skórę. Świnie są zakłaczone, ale skórkę mają mega na wypasie. I nie dlatego, że się pasą i znoszą jajka. Świnie mają wypasioną skórę, bo się czochrają. Widzieliście kiedyś jak się świnia czochra? Ja widziałam. Staje toto na tych swoich małych, śmiesznych raciczkach, unosi ogromny, ale to ogromny (widziałam dużą świnię) korpus i trze. Trze o ściany. Trze o zagrodę. Trze aż się jej muchy z grzbietu podrywają. Tak się trze świnia, że aż szok. No, szok w trampkach tak toto się trze! I dlatego świnia ma gładką i niepomarszczoną skórę. Widzieliście kiedyś zmarszczoną świnię? Albo świnię z cellulitem? Nie. Bo się trze. Jestem jak świnia. Jak stara, próżna locha i też się trę. Trę się ile wlezie. Ale nie mam zagrody. Nie mam chlewa. Jak nie mam zagrody i nie mam chlewa to trę się peelingiem. Ale peelingi chociaż fajne to szybko mi się nudzą. Znalazłam taki, który mi się nigdy nie znudzi. I trę.
A co to za czary?! Kręgiel kurwa. To jest mój ulubiony peeling. Dostałam go na spotkaniu blogerek od https://www.pumice.pl/. Spodobała mi się flaszka. Zaglądam, a tam jakieś okruchy siedzą. Cóż to jest? Sproszkowany pumeks. Takie czary. Czaiłam się czaiłam, aż pewnego razu natarłam losze cielsko. Ajjj jak fajnie drze ten peeling! Tak jak lubię! Ostry aż miło.
Drobinki wysypuję na gąbkę, daję porcję żelu i trę po całym ciele. Niesamowity ździerak. Żaden peeling nie dał mi jeszcze tak gładkiej skóry. Nie robię sobie jaj. Cudo to wydatek kilku złotych, niepozorny proszek. Przypomina mi korund, o którym kiedyś pisałam KLIK. Korund ma mniejsze cząsteczki i jest idealny żeby sobie nim gębę natrzeć. Ten pumeks w proszku ma trochę większe kryształki, więc hapy nie radzę tym tarmosić, bo wam może oczy wydrzeć, a bez oczu to co to za robota?
Kręgiel ma za małą dziurkę, dziewicza taka. A ja wolę jamę jak stodoła, bo mi się lepiej sypie. W związku z tym odkręcam cały łepek, bo mi się nie chce dziubdziać tym małym otworkiem. Więcej wad nie widzę. Peeling jest praktyczny, bo możemy go mieszać z różnymi żelami o dowolnych zapachach. Nacieram nim całe ciało ze stopami i łapami włącznie. Do gęby się nie nada, ale to już mówiłam. Wydajny. Mam go od początku grudnia i zużyłam połowę, a nie szczędzę i stosuję regularnie.
Wiecie, raz zapomniałam zakręcić peeling cukrowy i mi stopniał w łazience. Tak! Cukier się rozpuścił i mogłam go sobie zjeść. Ten peeling przetrzyma chyba wszystkie warunki, dlatego jak mi się skończy to go sobie kupię znowu i znowu i znowu. Tak jak bez korundu nie wyobrażam sobie życia, tak i bez tego drobiazgu też już nie.
To jak chcecie być jak świnia i mieć gładką skórę? To się trzemy, trzemy i trzemy!
PS. Pamiętajcie o konkursie na FB KLIK.