Monthly Archives

listopad 2014

Śmieszno i straszno, czyli moje przygody w salonie kosmetycznym

By | Przemyślnik | 54 komentarze

Czy ktoś oglądał kiedyś taki program…chyba nazywał się “Zawody”? Ludzie opowiadali o różnych przygodach, które ich spotykały w pracy… W swoim życiu byłam już wielozawodowcem, ale dziś chciałabym się z Wami podzielić przygodami z salonu kosmetycznego, w którym spędziłam prawie dwa lat i…chyba już nie chciałabym tak pracować, chyba, że mi się kiedyś odmieni ;).

Z mojej strony starałam się wywiązywać z obowiązków na jak najwyższym poziomie i większość klientów to doceniała. większość 🙂 Bywali dziwacy…Posłuchajcie 🙂

Przypadek 1.

Pani numer 1. Nazwijmy ją Kunegunda. Kunegunda przychodziła regularnie. Na brwi i rzęsy. Henna, regulacja te sprawy. Przy okazji Kundzia wypytywała o wszystko! “A ile to pani zarabia”- “wystarczająco”- odpowiadałam, ale w głębi duszy miałam ochotę powiedzieć “gówno Cię to obchodzi stara ruro”. Oczywiście z uśmiechem na twarzy aktorzyłam jak stary wyjadacz, nawet mi powieka nie drgnęła, ale miałam ochotę wydłubać starej oko starym pilniczkiem. “Wystarczająco to ile?”, “Tyle, że mi wystarcza” (a w myślach “ty stara małpo”). “A nie lepiej by było na swoim? A szefowa to miła, oj chyba jednak pani nie wiele zarabia, jak nie mówi”. “Chuj cię to obchodzi parszywcu’- miałam w myślach, a na ustach słodki uśmiech. Pytań było cały wór- ile pracuję, po ile godzin, a czemu to kosztuje tyle, a nie tyle, a czemu to tamto, dlaczego śnieg jest bały. Rura zawsze zostawiała fajne napiwki, jakby miała wyrzuty sumienia za swój długi jęzor. Dzięki napiwkom jakoś się trzymałam, ale zawsze miałam ochotę jebnąć jej wiązankę.

Przypadek 2 i 3.

Smrody i niereformowalni. Oj było ich trochę. Ale najbardziej zapadła mi w pamięci kobita, nazwijmy ją Tereska, która przychodziła regularnie na brewki i malowanie paznokci z brudem pod spodem. Żadne tam mani, miało być same malowanie, a bród pod pazurem miał zostać, miło moich delikatnych sugestii. Oprócz brudnych paznokci zawsze śmierdziała. I to capiła dobitnie tak, że po jej wyjściu trzeba było robić przeciąg w salonie. Słuchajcie jak ona waliła capem to ludzkie pojęcie przechodzi! Pot co najmniej dwutygodniowy! Bleee! Ale zrobiona zawsze- perfumy na tym szambie dawały dodatkową moc. Wyobraźcie sobie, że musiałam się do niej nachylać i mieć ją blisko, za blisko… Do tego była niereformowalna jeśli chodzi o brwi. Blondynka z trwałą i zawsze, ale to zawsze, życzyła sobie czarne, wąskie brwi- nitki. Kurwa. Jak tu ją tak zrobić? Jak wylizie ode mnie z taką nogą pająka nad okiem, to ludzie powiedzą, że ją oszpeciłam i cała moja renoma też w pizdu i wyląduje. Ale ona tak chce! I nie ma zmiłuj! Smród i klasa w jednym…jezusicku! Babka była fifa- rafa, dama na salonach, szkoda, że nie wiedziała co to woda i mydło i ciut gustu…

Przypadek 4.

Wesołe żule. Wbija mi pacjent, powiedzmy Józek, znany okoliczny pijaczek. Ten chociaż nie śmierdział, choć zawsze był cyknięty. On chce brwi jebnąć. Woskiem! Koniecznie! No spoko Józek siadaj na rydwan, będziemy drzeć. A brwi miał krzaczaste, że ho ho. Rach- ciach i po kłopocie- serio wyglądał o niebo lepiej. Bał się jak diabli, ale rzucił okiem w lustro i był zadowolony. Zapłacił i wyciąga dwie dychy napiwku. A ja karpik. Pytam się czy wie ile mi daje. Wie- tyle co flaszka. Pytam się czy to na pewno dla mnie. “Tak pani kochana nie dość, żem flaszkę wygrał to i lepiej wyglądam tera”. Ja znowu karpik. “A bo na napiwek myśmy się z chłopakami zrzucili, bo mi nie wierzyli, że se woskiem kłaki wydre. Jeszcze żem flaszkę wygrał za to, jestem do przodu hehe”. Ja znowu karpik. Patrzę w okno, a za oknem “chłopaki” już się cieszą i flaszką machają. Zonk. Józek tego samego dnia zasnął pod moim oknem jak długi.

Przypadek 5.

Ekshibicjoniści. Akurat byłam sama w salonie. Przychodzi facet koło czterdziestki. Elegancki, na oko sympatyczny, widać, że czuje się zajebisty, prosi o zrobienie brwi. Okej nie ma sprawy, zapraszam go do gabinetu, proszę żeby usiadł, a ja w tym czasie założę fartuszek. Wracam po krótkiej chwili, a elegancki pan siedzi w samym tiszercie i macha pindolem. Pytam się elegancko ukrywając zmieszanie dlaczego zdjął spodnie i bieliznę. Palimy głupa, palimy głupa…jestem tu sama! A, bo on sobie pomyślał, że zaczniemy od dołu depilację i mruga oczkiem. Bez grymasu na twarzy odpowiadam, że przykro mi, ale na to się nie umawialiśmy i jestem zmuszona odmówić. Pełna profeska, kamienna twarz, chociaż nie wiem czy mam się śmiać, płakać czy spierdalać w podskokach. Facet poruszony moim zdecydowanym sprzeciwem nie wie co powiedzieć, więc proponuję, że wyjdę, a on się ubierze. Ubrał się, wyszedł z gabinetu, zmieszany powiedział do widzenia (oby kurwa nie! ) i spierdolił, a ja siadłam i złapałam oddech. Dobrze jest mieć zdolności aktorskie.
To tylko część moich przygód, te są najbarwniejsze, ale działo się więcej- śmieszno i straszno, różnie bywało 🙂
A Wy macie jakieś zawodowe przygody ? Podzielicie się nimi ze mną? Chętnie poczytam 🙂

Zielony relaksik

By | Bjuti Pudi | 24 komentarze

Witam serdecznie w ten pochmurny poniedziałek!
Pies sąsiada siedzi na środku ogródka i wyje przez cały dzień, jakby miał zatwardzenie. Nie wygląda na chorego, tylko wyje. Ekolodzy i inni przewrażliwieni- spokojnie, żaden pies nie cierpi!
Co poza tym? A no pokażę Wam dzisiaj jak sobie ryj uświniłam 🙂 Wspominałam ostatnio, że będzie spa? Wspominałam TU. No i było!

Jestem taka bez mejkapu, taka niewyjściowa i do tego wyświniona jak menel śpiący w rowie. Prawie jak Chuck Norris. O tutaj spał —>

Tośmy się pośmieli ho ho ho! Nie wiem, czy bardziej z biednego Chucka, czy ze mnie i mojego ryja, który wygląda jak w żółwiej skorupie. No matter.
Wiecie czym się wyświniłam?
Takkkkk, to algi z Biedry! Naszej polskiej, portugalskiej (dobrze, że nie azjatyckiej, o azjatyckich pisałam TU KLIK). Nasza poczciwa Biedrucha Sralucha zapodała jakiś czas temu Algi, które składały się z uwaga! Alg! Ale nie byle jakich, bo czyściutkich i bez dodatków! Świetna mieszanka alg schowana w woreczek i pudełeczko. 100 % natury i zapach też naturalny- smród Bałtyku po sztormie zmieszany z zapaszkiem zdechłych ryb! Mmm miodzio! Ale niech Was to nie przestraszy! Algi Algo są genialne! Nie wiem czy jeszcze dostępne, ale znając życie Biedra jeszcze je wypuści i wtedy bądźcie czujne, bo warto je mieć!
Swoje kupiłam na przecenie za 3,99- opłaca się okrótnie! Specjalnie napisałam przez “ó”, bo to nie jest okrutnie, tylko aż okrótnie, czyli bardziej, aż się “u” zamknęło! Widziałam je po 9,99, ale Asia powiedziała mi- “leć kupuj teraz są po 3,99!”. Pytacie kim jest Asia? Asia to jest najzajebistrza fotografka w województwie, Polsce, a śmiem twierdzić, że nawet na świecie! Jeśli potrzebujecie profesjonalnych fotografii ze ślubu, chrzcin, pogrzebu, albo fotek rodem z CKMu czy innego Playboya to zajrzyjcie do tej boskiej dziewczyny na fejsa- KLIK, albo na jej bloga-KLIK. Asia jeszcze nie wie, że ją tu obsmarowałam, ale na pewno nie będzie płakać jak odwiedzicie ją wirtualnie,  a najlepiej osobiście na sesji;) Paczajcie na jej fotkę- z takiej maszkary z zieloną gębą uczyniła anielicę hehehe 😀
W każdym razie moja prywatna Pani Fotograf poinformowała mnie, że mam zapierdalać do Biedry i tak też uczyniłam. Głupia ja, że kupiłam tylko jedną paczkę alg! Są genialne!Jebią zdechlizną tzn zdechłą rybą, ale tak ma być, da się wytrzymać. Nakładamy je na 15 minut, potem zmywamy i…! Buzia jak marzenie! Pięknie nawilżona, gładka, pory ściągnięte, zaskórniki w większości nie żyją. Cudo, cudo, cudo! Nawet zaczerwienienia stają się niemal niewidoczne! Odżywienie gwarantowane! Nie mogę się nachwalić.
Będę polować na te alguchy srajuchy i jak tylko ponownie się pojawią, obkupię się jak żul prytą, po znalezieniu stuzłotowego banknotu 😀 Póki co, po dwóch użyciach, mam jeszcze troszkę proszku (wystarczy rozrobić go z wodą), ale już wytrzeszczam oczy w celu wydłubania nowej porcji zdechłej ryby.
Ahoj szczury lądowe 😉

 

Ćpaj życie

By | Przemyślnik | 20 komentarzy

W taki dzień jak ten dochodzę do wniosku, że i tak wszyscy umrą 😀
Miły jesienny zimowy letni dzień. Z nieba pada kapuśniaczek. Taki na żeberkach. Na wędzonych. Śnieg miał być. Ni ma śniegu. Pewnie jeszcze będzie, zapierdoli mnie wyżej futryny i będę jeść makaron.

Tak sobie myślę, że byłoby nudno gdybym nie miała czułek. Wiedzieliście, że mam czułki? Niestety tylko jedną parę. Mam nadzieję, że urosną mi z wiekiem i że będę miała chociaż dwie pary. Mój ogon też ma się dobrze. Zimą łatwo go ukryć, gorzej latem. Latem lata na boki. Trzeba go zwijać. W trąbkę. Jaka trąbka? Jaki bilet?

Poszłabym do spa. Ale u mnie nie ma spa. Wyświnię się błotem w ogródku i będę udawać, że to błoto z morza czarnego. Albo martwego. I tak wszyscy umrą. Ja będę żyła 105 lat. Na setne urodziny burmistrz daje talony do Biedry. Na setne urodziny dają wyższą emeryturę. Jaka emerytura? Jaka trąbka? Jaki bilet?

Ostatnio chciałam wygrać masło. Ale nigdzie nie było masła do wygrania. Ale ja nie odpuszczam. Ja walczę. Może kiedyś wygram masło. Wiecie jak ciężko jest wygrać masło?

List do Mikołaja trzeba napisać. Zawsze pisałam. Wkładałam list za doniczkę na oknie i rano listu nie było. Mikołaj zawsze zabierał po cichaczu kartkę. Czasami Mama brała list i przekazywała Świętemu. Prezenty zawsze się zgadzały. Raz tylko staruchowi się pojebało i wsadził paczki w szafkę z ręcznikami, zaraz nad dużą szafą. Durny- zrobił to z tydzień przed świętami. Udawałam, że nie wiem. Potem zaniósł pod choinkę. Dobry, stary, poczciwy dziad.

Dziadów jest dużo. Jest Dziad Borowy, jest Leśny Dziadek i Dziadek Piaskowy. Wszystkie dziady są fajne. Te Mickiewicza były dziadowskie. Długie i pieprzyły smuty. Dziady to takie Halloween po polsku, ale i tak mówią, że Halloween nie jest polskie. A co jest polskie? Ziemniak? Nawet słowo ziemniak nie jest typowo polskie. Kartofel jest polski. Ja jem kartofle. I chrupki jem, a nie chipsy. W getrach chodzę, a nie w legginsach.

Tak czasami jak chodzę to mnie najdzie. Myśl mnie najdzie czasami, a czasami sama sobie najdę stopą na stopę na przykład. Albo na kota czasami najdę. Nie jest to dobre dla kota. Dla nas też nie jest dobre gdy ktoś na nas nastąpi. Nieprzyjemne to jest. Nie rozumiem pijaków, którzy leżą po rowach jak pierwszy śnieg, który już stopniał. Ktoś może na nich najść przecież.

Naszło mnie ostatnio na Maka. Ale tu nie ma Maka. Ale można pojechać. Pojechałam. Tak sobie myślę, że mogli by dostarczać te bułki na telefon. Telefon to fajna sprawa. Zwłaszcza jeśli nie dzwonią z banku by wziąć kredyt. Albo gdy nie dzwonią z zaproszeniem na prezentację kołder z mysich psitek. Albo jak nie wciskają Ci etui na okulary z torby mamuta. Wtedy telefon jest super.  Jak zaczynają nam coś wciskać zaczynam mówić po angielsku. Też jest super, bo nie wiedzą co powiedzieć i się rozłączają. Fajnie jest też jak mówię, że nie zgadzam się na nagrywanie, bo mnie teraz wszyscy wszędzie podsłuchują. Wujek Macierewicz mi powiedział.

Byliście na wyborach? Ja zawsze chodzę, ale tym razem nie doszłam. Zatoki mi wyjebało, pogoda była niesprzyjająca. Nie poszłam. Głupio mi, bo ja zawsze chodzę. Może jeszcze zdążę zagłosować, w końcu nadal liczą głosy? Kiedyś siedziałam w komisji wyborczej. Dobę kurwa. Spać mi się chciało, ale cały powiat trzeba było przeliczyć. Dodać głosów tym, którym trzeba, zabrać tym co trzeba. Żartuje. Uczciwie było. Nie tylko w komisji bywałam. Kiedyś lałam piwo. Na imprezach plenerowych. Dojebali mi mandat. Prawie poselski. Paragonu nie wydałam. Chuje. Jedyny mandat w życiu. Za malwersacje finansowe, za okradanie państwa. Kurwa, a mogłam jak normalni ludzie dostać pierwszy mandat, za picie w miejscu publicznym. Zmarnowałam swoją szansę okradając państwo na kwotę 23 groszy.

Będę smażyć się w piekle. W sumie to będę w piekle robić co będę chciała. Każdy ma takie piekło jakie sobie wymyślił. Katolik wymyślił sobie siedzenie w smole. To Ci bardziej wierzący niech siedzą w smole. Ja nie będę. Ja pójdę nie wiem gdzie. Czy to będzie niebo, czy piekło. Nie wiem. Może to będzie jakiś fajny domek na plaży i będę sobie tam drinki piła. Świetny pomysł. Pójdę do domku na plaży, ale to dopiero po stu piątych urodzinach.
A może pojechać do domku na plaży teraz? W sumie mogę. Ale zimno jest. Chyba, że na Karaiby. Ale mam mało czasu. Pojadę bliżej wiosny. Tak, wiosna już puka do naszych drzwi. Prawie. To zaraz pojadę. Przecież to chwila.

Za chwilę to ja będę głodna. W sumie już jestem. Kapuśniak bym zjadła. Bo niebo tak mnie nastraja. Ten kapuśniak z nieba. Zrobię kapuśniak. Potem zjem. Ja lubię jeść. Ludzie jedzą różne dziwne rzeczy. W sumie to i ja zjem wszystko. Mleka nie wypiję. Bo to mleko to siedzi w krowich cyckach, wiecie. Obok cycków, spod ogona leci kał. Czasem spadnie w trawę, czasem zahaczy o strzyki. Strzyki to cycki. I tak to. Ale psa bym zjadła. Kota pewnie też, tylko nie własnego. W Indiach nie jedzą krów, a ktoś inny je. Psy też gdzieś jedzą. To i ja bym skosztowała. Najlepiej smakowałby taki biały pies z różową mordą. I tak wygląda jak świnia. Mógłby smakować.

Ludziom dziwne rzeczy smakują. Dziwi mnie tylko, że ludzie są tacy podatni na nałogi. Dziwne to dla mnie. Jak może smakować komuś wódka? Albo ćpanie? Jak widać, nie trzeba brać, żeby pisać dziwne historie. Więc po co? No ale nie każdy jest mną. Mi Mama od małego mówiła, że jestem ładna i mądra. No, to chyba rodzona Matka by mnie nie okłamała, nie? No, raczej. I wyrosłam nie wiadomo kiedy. Już stara kobyła jestem. W sumie to chciałabym rybki, nie konia. Ale jeszcze nie wiem jakie. Karpie są praktyczne, bo można je hodować do świąt i potem ojebać. Ale to straszne brudasy. Przecież se nie kupię złotej rybki w kuli, bo to męczarnia dla takiej ryby. To już lepiej tym karpiom łeb upierdolić. I smaczne są. Sama nie wiem.

Pójdę lepiej, zrobię ten kapuśniak.

Październikowe olejowanie z Alterrą

By | Bjuti Pudi | 22 komentarze

Jak zwykle z opóźnionym zapłonem. Dobrze, że mi się przypomniało 🙂
Olejek z października czeka i czeka, a ja dopiero sobie o nim przypomniałam. Lepiej późno niż jeszcze później.

Alterra olejek migdały i papaja.
Dostępny w każdym Esesmanie za około 17 złotych, ja swój upolowałam za jakieś 13 złotych w promocji. Pojemność 100 mililitrów nie powalająca, ale za to zawartość robi wrażenie.
Skład: Glycine Soja Oil, Ricinus Communis Seed Oil, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Zea Mays Germ Oil, Sesamum Indicum Seed Oil, Triticum Vulgare Germ Oil, Vitis Vinifera Seed Oil, Carica Papaya Seed Oil, Olea Europaea Fruit Oil, Persea Gratissima Oil, Simmondsia Chinensis Seed Oil, Parfum, Limonene, Tocopherol, Linalool, Geraniol, Helianthus Annuus Seed Oil, Citral, Citronellol, Farnesol.

Wyjątkowo wklejam skład, bo mam tylko jedną fotkę, pardon. Ten skład warto wkleić, bo jest imponujący. Nie trzeba być znawcą by rozszyfrować, że w tej niepozornej, szklanej buteleczce z pompką (jakże poręczną! ) siedzi mnóstwo genialnych olejków.
Olejek pierwotnie przeznaczony jest do ciała, masażu i innych popierdółek. Nienawidzę olejków na skórze bleee. Na włosach znoszę. I oczywiście na potrzeby włosowe olejek powyższy zużyłam.

Pachnie obłędnie! Działa świetnie! Ta Alterra jest jeszcze lepsza niż wychwalana wersja pomarańczowo- brzozowa (KLIK). Myślę, że olejek migdałowy to jeden z najlepszych olejków dla moich włosów, bo tam gdzie jest w składzie, tam moje włosy od razu biją brawo.

Olejek zaczęłam stosować pod koniec września, skończyłam w połowie października. Jest wydajny, tylko pojemność nie największa. Świetnie nawilża włosy, a moje włosy tego właśnie potrzebują. Dodaje blasku i sprawia, że czupryna jest przyjemna w dotyku. Absolutnie polecam!

Ten oto olejek był moim pierwszym olejkiem jakiego użyłam do sierści. To już prawie rok mojego olejowania! W tej chwili papajo- migdałka nie spowodowała jakiegoś szoku regeneracyjnego, ale uwierzcie mi- kiedy po raz pierwszy w życiu spróbowałam olejowania, byłam zaskoczona. Włosy zmieniały się z dnia na dzień! Ten olejek nadal mi służy i stwierdzam, że jest to jeden z lepszych olejków jaki miałam. Dodatkową zaletą jest to, że jest dostępny w każdym Rossie, więc nie ma problemu z zakupem. Zapach jest śliczny. Włosy szczęśliwe. Portfel nie cierpi.

Papaja sprawdza się także przy stosowaniu na końcówki włosów. Specjalnie zostawiłam sobie ociupinkę na dnie i zabezpieczam końce po każdym myciu.

Próbowałam także smarować buzię na noc- chapa ładnie nawilżona.

Daję tej Alterze pięć plus. To świetna ocena. Polecam z czystym sumieniem 🙂

Słodkie zabawy z bananem

By | Bjuti Pudi | 22 komentarze

Czasami w życiu są takie chwile, że gubią nam się dni. Dlatego też kłaczankowy dzień odbył się w sobotę, a nie w niedzielę, a co tam. W lipcu myślałam, że jest maj, więc dzień różnicy, to żadna różnica 😀 Grunt, że włosy dostały kopa weekendowego.
Noc spędziłam z olejkiem, a rano zwilżyłam włosy wodą i zapodałam na ten mój łeb maskę domowej roboty. Żadne tam diy- wkurwiają mnie te pseudo słówka. Najbardziej wkurza mnie diy i haul grrrr no i skalp grrrr. Ale ja nie o tym. Ja o innym 😀

Maskę przyrządziłam z banana. Niecały był, bo go podgryzłam. Jestem znanym łakomcem. 2/3 banana zgniotłam widelcem. Ja wiem, że powinno się blenderem, bo potem mogą być problemy ze zmyciem, ale jestem leniuch śmierdzący. Zmiażdżyłam dziadygę na papkę i dorzuciłam łyżeczkę miodu. Mogłabym więcej, ale miodu mi szkoda- wolę go w herbacie. Miód oczywiście świeżo wyciskany z pszczół. Babcia łapie je w ogródku, wykręca z miodu i puszcza wolno. Nikomu krzywda się nie dzieje. Napatoczyła mi się również cytryna. Podduszona połówka właściwie. Z takiej cytryny to gówniany pożytek, bo ani ją kroić, bo się rozwala, ani ją zjeść, bo podobno kwaśna. Wydusiłam resztki jej tchnienia do mikstury. Ze dwie łyżki wyszło krwi z owocu. Wymieszałam to na gładką konsystencję. Wyszło takie średnio gęste coś o kolorze sikowo- beżowym.

Schyliłam łeb nad wanną i poczęłam wcierać chujstwo. Na skórę głowy (nie na skalp 😛 ) kładłam, we włosy wcierałam raźnie . Poszło wszystko. Tradycyjnie założyłam czepek i czapkę i tak spędziłam ze 3 godziny, bo miałam inne zajęcia. Włosy mi nie wypadły, więc myślę, że nie był to zły pomysł.

Kolejnym krokiem było spłukanie papki. Zastanawiałam się czy rzeczywiście flaki z banana zostaną mi na tydzień we włosach, ale nie! Nic z tych rzeczy! Nie wierzcie internetom! Może jeśli ktoś ma słabe ciśnienie w rurach to będzie miał problem, ale jak ktoś ma pałera w prysznicu to się nie obawiajcie. Spłukałam wszystko elegancko, następnie umyłam włosy Alterrą. Swoją drogą- jakie delikatne szampony bez sls i sles oraz silikonów polecacie? Na lepsze rozczesanie nałożyłam na chwileczkę odżywkę Garnier z awokado (każdy ją zna przecież, to wiecie, o którą chodzi). Spłukałam, zawinęłam włosy w ręcznik. Potem polatałam z sierścią luzem i poszłam dosuszać. Na końce olejek, na całość kapeczkę termoochrony i dawaj z wichurą.

Szok! Szok! Włosy dostały objętości! Strasznie się cieszę, bo z tym mam problem i jak mi się włosy na boki rozdzielą, to wyglądam jak jakaś Mona Lisa niedoje… no nie do tego wiecie. Włosy jakby sztywniejsze, ale w taki pozytywny sposób. Miękkie, ale wygładzone, dociążone, takie jakby grubsze. Ciężko mi to opisać. W każdym razie są skowyrne.

Bardzo fajnie się wygładziły. Z natury mam proste włosy, ale po tej masce wszystkie świetnie się zdyscyplinowały. I nie są przylizane- u diaska!- same dobroci! Oczywiście nawilżenie na najwyższym poziomie, w to mi graj!  Lśnią pięknie.
Mikstura, którą dziś przyrządziłam może rozjaśniać włosy. Każdy ze składników ma właściwości “wybielające”, więc się nie zdziwcie 😉 Aktualnie trwam w postanowieniu nie farbowania włosów w okresie zimowym, a wiosną spróbuję uderzyć w brązy, więc nałożyłam wszystko bez zawahania. A tak w ogóle, to znacie Uber? Ten do zdejmowania koloru? Jakie macie opinie o nim? Chętnie poczytam, może wypróbuję.
Podsumowując- jest to jedna z lepszych maseczek jakie sama zmontowałam- z czystym sumieniem polecam. Achh i włosy pachną mi jak suszone banany mrrrr uwielbiam 🙂
Na koniec zapraszam jeszcze na wczorajszy post o szmatach KLIK TU i życzę miłego wieczoru 🙂

 

Sukmana wpierdolu i saneczki od Najeczki

By | Świat Szmat | 29 komentarzy

Jestem, jestem.
Dziś wchodzimy w weekend na lajcie.
Zaczniemy od szmatek.
W ostatnim czasie uzbierało mi się troszkę łowów z ciucha i dziś przedstawię Państwu moje zdobycze.
W sklepach nie ma nic ciekawego, rzadko trafiam na coś co mi się podoba i nie wyrywa mnie z butów na widok ceny. Ale o tym pisałam już kiedyś TUTAJ.
Dziś jest dziś i zaczynamy 😉

Sukmana wpierdolu od Jane Norman. Nie wiem co to za kobita, ale ciuchy od niej są zajebistej jakości. Powyższy okaz to coś jakby rozciągliwy dżins, genialnie opina ciało i podkreśla figurę. Człowiek w postaci mojej skromnej, choć zacnej osoby, prezentuje się fenomenalnie. Zabuliłam około dyszki i jestem strasznie szczęśliwa, że kupiłam tę oto sutannę.
Bo przecież co sukienek 4577647383902 to nie jedna! Z tego to powodu zakupiłam turkusowe wdzianko, które może służyć zarówno jako tunika, jak i sukienka. Dla wytrwałych wędkarzy może być też świetnym materiałem na podbierak- dogodny kolor, siatkowo- koronkowa struktura i nie jeden karp mógłby się zadomowić wewnątrz. Produkcja Atmosfery kosztowała mnie nieznacznie powyżej dychy. Prezentuję się w tym łachu korzystnie. Jako osoba skromna, przyznaję, że w większości ciuchów wyglądam dobrze 😀
Eeee, nooo kolejna sukienka 😀 Za jakieś 12 złotych. Zapytacie mnie po co mi tyle sukienek, odpowiem Wam- nie wiem. Ale są ładne, a w dzisiejszych czasach znaleźć ładną sukienkę to cud, więc jak się coś napatoczy to kupuję. Nie wiem czy biała sukienka jest firmowa, czy nie- nie chce mi się wstać do szafy i sprawdzić. Nie przywiązuję wagi do metki, chyba, że wiem, że jakaś marka wyróżnia się jakością, jak Jane z pierwszej fotki 😉 W każdym razie kiecka jest piękna, ma świetny materiał, a czarne, boczne paski genialnie podkreślają figurę.
Sweter z Atmo za jakieś 8 zeta. Tutaj wygląda jak psia kiszka. Normalnie wygląda jak trza. Przyjemny w dotyku, miękki i ciepły. Był za duży. Przeprowadziłam operację. Lekkie zwężenie boczków i pranie w wysokiej temperaturze. Ryzyk fizyk. Udało się- teraz jest w moim rozmiarze sesese 😀 Sięga za poślady, toteż na zimę jak znalazł.
Zima zimą, ale lato też kiedyś będzie. Za 6 złotych capnęłam bluzkę, która pępka nie kryje. Mam ładny pępek, więc nie widzę powodu, by go ukrywać. Brzuch też mam cacy. Bawełniana YAY jest milutka, długorękawowa i w rozmiarze dziecięcym. Ale cycki mi się mieszczą to co se bede. Napis z jakichś kulek, koralików. Aligancka jak się paczy. Nic ino do kościołu iść.
A w niedzielę, po kościele, mogę udać się na siłkę, albo ponakurwiać kijem bejsbolowym po Beemkach na parkingu. kupiłam bejsbolówkę za grube pieniędze- 27 zeta! Szok! Ale nówka, nie śmigana, podszewka amerykańska jak nic. Wiatrówka na wiosenne sparingi. Są saneczki od Najeczki, to mie chłopczaki ryja się nie ośmielą na dzielni obić.
Niby marynara, ale z materiału ziomalskiego, dresowego czy innych kotonów. Miękka, genialna, do tańca i do różańca. H&M za 19 złotych to moim zdaniem dobra cena. Z dresiary mogę się przepoczwarzyć w aligantkę. Tak swoją drogą, to dopiero od roku używam adidasów i muszę trochę sportowe ciuchy uzupełnić hehe 😀 Takiej marynarki szukałam od dawna, wszędzie był sam chłam. I skam mnie wyratował. Jak to dobrze, że mamy ciuchlandy 🙂
Uff tyle ze mnie.
Miłego weekendu Poczwary 😉

 

Włosy dłuższe o 10 centymetrów w trzy dni!

By | Bjuti Pudi | 31 komentarzy

Niedawno skończyłam jeść. śniadanie też, ale tym razem będzie o czym innym 🙂
Pamiętacie jak dostałam tabsy, które miały odmienić moją czuprynę? TUTAJ PRZYPOMNIENIE KLIK. Dostałam od firmy  BAYER  Priorin Extra.

Trzy paczuszki, na trzy miesiące kuracji. Jako osoba zdyscyplinowana i wbrew pozorom poukładana lepiej niż pranie perfekcyjnej pani domu, brałam regularnie. Pominęłam dokładnie dwie tabletki, bo byłam poza domem i nie zabrałam ich ze sobą. Jadłam trzy miesiące. Codziennie jedna tabletka po śniadaniu. Powiem Wam, że pierwsze co mnie zaskoczyło to ich posmak 🙂 Taki słodkawy, dobra otoczka, miło się połykało i chociaż na pierwszy rzut oka wydają się spore, to połknięcie nie sprawia żadnych trudności. Także śmiało można z połykiem, nie udławicie się dziewczyny 😛
O opakowaniu nie ma co się rozpisywać, jest takie jakie trzeba. Taki mały smaczek- po każdym rzędzie tabsów ktoś zrobił małe nacięcia i dzięki temu można sobie oderwać potrzebną część i wrzucić do torebki, czy gdzie tam sobie zamarzycie. Fajne rozwiązanie.
Nie byłabym sobą gdybym nie zaciekawiła się jak wygląda tabletka w środku i jedną z premedytacją przegryzłam 😀 W środku była płynna substancja 🙂
Pardon, ale lampa aparatu odbijając się poczyniła szkody w fotografii 😉 Ale najważniejsze widać- tabletki miały za zadanie stymulować wzrost włosów, zapobiegać wypadaniu i dodawać blasku i objętości. A jak było?
Po pierwszym miesiącu ogromny wysyp baby hair!  Włożyłam paluchy pomiędzy włosy i dosłownie czułam jeżyka na głowie! Szok! Narosło mi mnóstwo nowych kłaczków! W kolejnych dwóch miesiącach nowości było mniej, jednak nadal się pojawiały. Przez te nowe włosy rzeczywiście objętość trochę się poprawiła, bo maleństwa podbijały resztę włosów do góry. Nie był to jakiś push up, ale różnica była. Wypadanie włosów również zostało zredukowane. Nie powiem, że jakoś całkowicie do zera, ale włosów wypadało mniej. A teraz coś o przyspieszeniu porostu- 10 centymetrów w trzy dni! Nie no, jaja sobie robię. Tutaj też nie było jakichś wielkich uniesień, jednak włosy rosły szybciej- myślę, że w ciągu miesiąca było to jakieś dodatkowe pół centymetra, w porywach do centymetra. Blask- rzeczywiście włosy, które urosły podczas kuracji są bardziej błyszczące i wyglądają ładnie.
Największą różnicę czułam pod koniec pierwszego miesiąca i na początku drugiego. Myślę, że w tym czasie włosy dostały mocnego i niespodziewanego kopa i z tego szoku ruszyły z kopyta jak małe, zwinne antylopki. W późniejszym czasie włosy troszkę przywykły, ale nadal reagowały dobrze, tylko troszkę wolniej.
Janusz RudyKot tabletek nie stosował, ale dobry tydzień sypiał w torbie od Priorinu 🙂
Koszt tabletek waha się od 60 do około 70 złotych za 60 sztuk. Jest to kilka groszy, jednak uważam, że są warte swojej ceny. Jeśli ktoś może sobie pozwolić na taki wydatek- polecam. Polecam szczególnie w okresie jesiennym, kiedy włosy lubią emigrować z głowy. Dzięki nim moje włosy przetrwały przełom lata i jesieni bez uszczerbków 😉
Czy do nich wrócę? Być może zakupię je za rok- jesienią oczywiście 🙂 Teraz wróciłam do tabsów z Biedry, które kosztują znacznie mniej, a w moim przypadku też sprawdzają się bardzo dobrze.
Produkt oceniam na porządną czwórkę. Punkty odejmuję za to, że nie zrobiły efektu łał, ale mimo wszystko obietnice producenta w większym stopniu sprawdziły się. Jako sęp uważam też, że cena mogłaby zjechać chociaż do tych 5 dyszek 😉
No i ten jeż na głowie po miesiącu stosowania- no to, to mi się podobało 😉

Włosowa bajka o Sztywnym i Słodkim.

By | Bjuti Pudi | 34 komentarze

Chcecie bajki? Oto bajka!
Za górami krzaczastymi, za lasami jak diabli ciemnymi, żyła sobie Pudernica. Pudernica w ostatnim czasie miała zapierdol aż miło, z tego powodu  rzadziej pisała na blogu. Jednak skrzaty szepczą, że Pudernica jest już na finiszu  zmagań i w świetle chwały powraca do regularnego blogowania.
Pewnej niedzieli, takiej słonecznej, kiedy to słonko napieprza swoimi promykami jak potłuczone myśląc, że to nadal lato, Pudernica zapragnęła nałożyć na swe włosie tajemniczą miksturę. Dzień kłaczanki poczęła czynić miotając się pomiędzy komnatami w swej rezydencji, która jest w wiecznym remoncie, a robole są tacy zajebiści, że Pudernica sama kładła fugi.
Poszła niewiasta do sypialni, gdzie jej oczom zacnym ukazał się On! Pełen tętniących soków, sztywny jak  pal Azji, prężący się ku niebiosom. Stał niewzruszenie wabiąc niewinne białogłowy z okolic. On lubi prężyć się publicznie, robi to w oknie, tak by widzieli go przechodnie. Aloes.
Ucięła Pudernica dwa liście i skierowała swe kroki do  kuchni. Tam był on. Żółty i świeży. Słodki, tak niesamowicie słodki, że każda dziewoja pragnęła go wziąć do ust. Pudernica też czasami to robiła. Brała go do ręki, albo dotykała tylko jednym paluszkiem, po czym wkładała paluszek do ust i ssała. Miód.
W komnacie, łaźnią potocznie zwaną, Pudernica znalazła…a chuj, napiszę, że odżywkę, bo już ręce wam się do majtek pchają, to nie Grey tylko mój skromny blog, zboczuchy 😀

Aloes nie od dziś Pudernica znała. TUTAJ kilka słów o wcześniejszych eksperymentach z gałganem. Aloesowe liście ostrym jak nóż nożem przecięła dziewczyca i drążyć poczęła galaretkę ze środka. Następnie łyżką okrągłą jak łyżka dołożyła miodu do wnętrzności kwiatka. Na sam koniec odżywki dla zagęszczenia trzeba było dodać. Wszystkie proporcje na oko. Fachowszej miary nie ma. Zmieszało dziewczę eliksir tajemny i radośnie do łazienki pohasało. Hasała zwinnie, hasała zgrabnie, niczym łania polaną pełną kwiecia. Dobra, już dohasała- do łazienki jest tylko kilka kroków.
Włosy jej z nocy olejem powleczone, radośnie przyklasnęły, na widok skręconej w kuchni maski. Na włosy swe zacne, naolejone lądować zaczęła mikstura tajemna. Pudernica zażyła kąpieli. Po ceremonii ciała oczyszczenia, Alterrą szewelurę swą umyła i jeszcze raz dla spotęgowania efektu na chwilę krótką, natarła włosie Garnierką. Spłukała.
Kiedy już szczecina doschła w warunkach naturalnych wieczór nastał srogi. Słońce pospiesznie skryło się za mrocznym horyzontem, puszczając ostatnie bąki promieni. Księżyc szykował się do wędrówki nad światem, a koty dziarsko polowały się w ogródku. I tylko sowa niespiesznie pohukiwała na jesionie chuj wie o czym.
Ta noc ciemna, ta noc straszna! Ach ta noc cholerna, nie dała zrobić dobrej fotki zwykłym cyfrowym maleństwem. Pudernica zrobiła kilka fotek kalkulatorem, kilka mikrofalówką, ale tylko jedno wyglądało w miarę przyzwoicie.
Blask włosów ciut przesadzony, gdyż lampa oszustka wpełzła po cichu. Lecz Pudernica nie chciała pisać postu bez zdjęć, toteż dodała co miała.
Nie patrzcie na zdjęcia, lecz posłuchajcie dziatki cóż Wam powiem.Włosy są sypkie, pełne radości. Miękkie jak obłok w majowy dzień. Są dociążone, puchu nie znają. Od czaszki się odbijają, jak odbija się kiełbasa z grilla, popita piwem. Blask ich, niczym blask cekinów na kiecce Marylki z mięsnego.Są nawilżone jak Julia Bond w finałowej scenie z Rocco. Cudnie, po prostu cudnie! Jest tak sielsko, jest tak anielsko, że mam ochotę zepsuć nastrój, ale tego nie zrobię, gdyż maska nie ma żadnych wad.
Bajka się kończy, dzieci posnęły. Śnią teraz pewnie o różnych rzeczach. O koniu z waty cukrowej i o morzu z cukierków. O wielkim balu, o skrzynkach piwa, albo o księciu na białym kocie. Jutro powstaną z wielką nadzieją, a tu kurwa poniedziałek i taki wał 😀