Oleisty lipiec czyli co zapaprykowałam na włosy

Czy Wy też uważacie, że czas zapierdala jak głupi?
Utknęłam na lipcu, a tu już prawie koniec sierpnia 🙂
Mój cykl o papraniu włosów olejami kolejny raz jest opóźniony…cóż.
Jesteście ciekawi co kładłam na głowę w lipcu? Nie? To wypier… to nie 😀 Tym, którzy są ciekawi chętnie opowiem.

Lipiec przeolejowałam z Olejkiem łopianowym z czerwoną papryką od Green Pharmacy.
Że niby ten olejek pobudza wzrost włosów…srali muchi bendzie wiosna! Nie w moim przypadku. Wiem, że wielu osobom pomógł ten paprykowy sik, ale mi włosy nie urosły do kolan- znaczy jestem odporna na niego jak Macierewicz na wiedzę.
Olejek jak olejek- oleisty, chyba nikt nie oczekiwał, że będzie kremowy? Pachnie jakby nie pachniał, a podobny zupełnie do nikogo i niczego. Zwykły olejek. Należy jedynie uważać by nie zatrzeć nim oczu, bo jest z ostrą papryczką. Ja nie zatarłam, ale podejrzewam, że oczy by mi wypaliło jak żywy ogień. Albo martwy. Jaki jest ogień?
Po nałożeniu troszkę cieplej robi się na głowie, ale to raczej przyjemne uczucie. Jeśli ktoś chce większego hardkoru to niech sobie najpierw po głowie druciakiem pojeździ, byłoby ciekawie.
Butelka z ciemnego plastiku, otwór jak otwór Sashy Grey- za duży dla normalnych ludzi. Olejek dozowałam w kielonek plastikowy po syropie i dopiero mocząc paluszki nanosiłam na łeb i włosy.
Do składu nie można się przyczepić- prosty i ma to co producent obiecuje. Jak z pozostałymi obietnicami?
Czy wzmacnia strukturę włosów i odżywia cebulki? Ciężko mi to określić jeśli mam być szczera. Nie wiem. Jakiegoś mega wzmocnienia nie zaobserwowałam, ale może jedna flaszka to jak pół litra wódki na dziesięciu chłopa? No za mało…Wzrost mi się jakoś nadzwyczajnie nie pobudził, nadal mam 163 cm wzrostu, włosy też jakby bez reakcji. Krążenie to polepsza, bo w łeb jest ciepło (polecam na zimę). Nic mi się nie paliło, łupieżu to chyba nigdy nie miałam.
Czyli na skórze głowy jak dla mnie- dooopa.
Ale…waliłam i na długość i o dziwo włosy fajnie się zachowywały. Olejek nawilżał, a włosy były sypkie i przyjemne w dotyku. Czyli nie ma tego złego, co by Tusk nie zrobił! Pieniędzy w błoto nie wyrzuciłam, chociaż liczyłam na więcej. Ale co chcieć? Olejek za piątaka to nie będę się czepiać. Szkoda, że flaszka mała, bo 100 ml to szału nie ma. Wystarczył na jakieś trzy tygodnie, pod koniec lipca zaczęłam się smarować sierpniowym olejem.
Ocena ogólna.
Nie kupię, jest dużo innych olejów, które chętnie przetestuje. Jak dla mnie to 2 z plusem, bo niczego do mojego życia nie wniósł, choć niektórzy go chwalą. Dla mnie jest nijaki.
A dla Was? Miałyście nicponia?