

Jak wiecie, albo nie wiecie mam dwa blogi.
Moje prywatne, osobiste i se mogę smarować co mi się żywnie podoba. Jedni to lubią, drudzy mi jadą i w obu przypadkach się cieszę 😀
Może coś ze mną nie tak ? hehe 😉
Z Celebrytką gniłam kiedyś na Onecie. Ale Onet to smród, bród i ubóstwo. Tam nawet zdjęcia po ludzku się wstawić nie da. W sumie tu i tak nie wstawiam, bo to same czytadło, ale mniejsza o to.
Kiedy przylazłam tutaj rozpoczęłam przygodę także z blogowaniem o kosmetykach. Wiecie- to jest całkiem przydatna sprawa. Może ktoś dzięki mnie nie położy na włosy zamiast odżywki kremu do depilacji- taka moja misja. No i powiew świeżości bez nadęcia też blogosferze się przyda. Albo mnie pokochają, albo znienawidzą łatewer.
Piszę, bo lubię. Jak komuś się podoba, to super, jak nie- też łzy nie uronię.
Jak już tu wlazłam do tej całej blogosfery, zaczęłam intensywniej przeglądać i czytać blogi innych osób. Kilka blogów pokochałam, kilka podczytuje, kilka jest mdłych- ot jak wszędzie. W każdym razie o gustach się nie dyskutuje.
Ale podyskutować mam ochotę o czymś innym.
Jak tak łażę, czytam i podglądam to zaobserwowałam pewne tendencje.
Komentarze.
Jakiś tam post o dupie Maryny. Powiedzmy, że recenzja kremu na hemoroidy.
“Ojjj jaka śliczna fotka maści! <3, a jaki śliczny masz odbyt! Mi ta maść by nie pasowała, ale tobie jest z nią super oj oj oj” <zesrałam się z miłości>.
” Hej super blog. Maść jest świetna, na pewno kupię. Też marzę o takim odbycie jak Twój. Jest śliczny! Super produkt!” < ale obleśne foty>.
” Buziaczki kochana, ale fajnie to napisałaś, muszę mieć tą maścieńkę do pupci, może i mi pomoże. Buziaczki, całuski” <pod nosem pocałuj mnie w dupę>.
Komentarze miłe do porzygu. Szczere jak autobiografia Pinokia. Dobra, ja też czasami piszę coś miłego, ale po pierwsze coś musi mnie zachwycić jeśli to komentuję. Po drugie- piszę jakoś tak konkretnie, zgrabniej, a nie sto milionów serduszek, sztuczne ochy i achy i w ogóle rzygam tęczą i ubóstwiam blogerkę. Takie ubóstwianie na siłę często kończy się bluzgami przed monitorem i wyzywanie od najgorszych, bo ona ma, a ja nie mam, bo napiszę jej, że jest super niech ma idiotka, a ja jej i tak dupę na jakimś forum obsmaruje.
Obs za Obs/ Kom za Kom.
“Hejka, super blog. Poobserwujesz mój? ” <nie spierdalaj>.
“O jaki ciekawy post, zapraszam także do mnie” <nie, spierdalaj>.
“Świetny produkt, zapraszam do komentowania u mnie” <nie, spierdalaj>.
” Obserwujemy? Kom za kom?” <teraz to już na prawdę spierdalaj>.
To jest tak denerwujące, że flaki zaczynają krążyć mi po całym ciele. Po jakiego wafla ktoś na cudzym blogu narzuca się ze swoim blogiem? Ja wiem, wiem… młode ludzie to durne, świeżych blogów nazakładali to chcą mieć od groma czytelników i próbują zaznaczyć swoją obecność gdzie się da i jak się da. Ale czemu tak chamsko? Po co komuś blog zaśmiecać? W życiu w taki link nie kliknęłam i podejrzewam, że mało kto klika. Kiepski macie marketing i do tego jesteście niewychowani! To jest moje zdanie. Poza tym istnieją miejsca, gdzie można pochwalić się swoim blogiem, napisać parę słów o sobie, zaprosić do odwiedzenia. I w takich miejscach chwalmy się swoim miejscem w sieci, zachęcam. Ale nie wchodzimy ze spamem na blogi innych! Nie i koniec, bo jak nie to pójdziecie do piekła, o!
Gołe laski w śniegu.
To akurat mnie zastanawia i wywołuje uśmiech.
Popularne raczej na blogach modowych.
Wiecie, sytuacja wygląda tak:.
“Hej Siema laski, jestem Jadzia, a to mój nowy autfit. W sam raz do szkoły, na dyskotekę, a najlepiej do Cocomo, gdzie kolesie tracą milion złotych na szampan z Biedry”
Mróz aż trzeszczy, glut wisi po kolana i dynda jak jaja starego dziada. Normalni ludzie w kożuchach, papachach, kombinezonach, rękawicach ze zdechłych owiec i w butach po zad. A Jadzia prezentuje stylóweczkę wpasowaną w klimat jak w mordę strzelić. Krótka sukienka, jakaś szmacina na plecach, bo firma wysłała i trzeba pokazać. Szpileczki z odkrytym paluszkiem, w tle zaspy po pachy. I jeszcze Jadzia śmie twierdzić, że poleca stylizację na spacery w styczniu.
Bicz pliz!
Podobają mi się fotki w bikini na tle ośnieżonych krajobrazów, ale to są raczej fotki erotyczne lub artystyczne. I takie fotki są okej, bo zrobił je dobry fotograf i chodzi o to by pokazać gorącą dziunię, której śnieg nie straszny, która jest tak hot, że śnieg topnieje.
No dobra, ale co robi rozgolaszona panna na blogu modowym? Serio ktoś przy minus kilkunastu stopniach tak się nosi? Może się nie znam, ale wydaje mi się, że warto się wstrzymać ze dwa miesiące i pokazać ciuchy w bardziej wiosennym tle. Ja tam się ubieram na cebulę jak jest zimno i mam w dupie odbiegające od rzeczywistości stylówki. Przynajmniej glut mi nie dynda 😛
Wylewność.
Głównie na blogach kosmetycznych.
Taka sobie Dżesika ma bloga o różnych mazidłach i innych kosmetycznych pierdołach. Dżesika recenzuje na przykład szczoteczkę do zębów z włosów łonowych borsuka i pastę do zębów z wydzieliny rosomaka.
Co znajdziemy w poście?
Skład pasty, miejsce połowu borsuków na szczoteczkę, długość łoniaczy, działanie pasty i szczotki i inne pierdoły i obietnice producenta.
Na koniec Dzesika pisze: ” Pasta i szczoteczka bardzo mi się podobają, bo są fajne, polecam wszystkim.”
O i tyle od autora.
Ja pierdziele. Tyle to se ja mogę na opakowaniu poczytać. Większość postu to powinny być wrażenia, emocje, orgazmy, radości i smutki autorki. Co mnie obchodzi co tam producent pieprzy. Producent musi pieprzyć, bo produkt musi sprzedać. Dżesika jak chce pieprzyć to niech sobie chłopa znajdzie, bo na blogach tylko swój czas marnuje. Owszem, fajnie jak przemycimy skład, czy jakieś słowo na niedzielę od producenta, ale na litość babską- jaki sens jest przepisywać w kółko to samo ?
No. Wyżyłam się 😀
A Was co zastanawia, wkurza lub śmieszy kiedy czytacie internetowe wypociny?
No i co, powiedz- nic se nie kupisz ? Kupisz, kupisz- choćby potem miały kury to jeść to i tak kupisz 😉
Ja też kupiłam 😀
Taka jestem cwaniara. Wstałam rano, na termometrze ponad 25 stopni, słońce świeci jak opętane no to pomyślałam- pierdolę, nie robię. Człowiek musi do siebie wrócić po świętach. Poszłam w miasto. Pokopytkowałam do Essesmana, żeby co lepsze rzeczy wyzbierać nim się hołota ogarnie i zrobi nalot.
Hołota już była, ale w ilości do przebolenia. Polazłam do tych szaf z brejami na twarz i szukam jakiejś szpachli. Sobie przycupnęłam i gmeram paluchami po testerach. Jakaś dziewuszka wybierała kolor podkładu, którym również byłam zainteresowana no to ucięłyśmy sobie pogawędkę. Chyba za głośno padło stwierdzenie, że szpachla jest dobra…
Kątem oka widzę w zwolnionym tempie zbliżający się tabun dziczy, który do momentu usłyszenia magicznej formułki “dobry podkład” podstępnie czaił się rozproszony przy innych pierdołach. Lekko odwracam głowę- tłum napiera. Wchodzą mi na plecy i pchają łapska do mojej gładzi na pysk. Było jak w filmie – wymieniłyśmy z dziewuszką porozumiewawcze spojrzenia i capnęłyśmy dwie ostatnie tubki z pasującym nam odcieniem. Tłum zwolnił. Tłum falował nad naszymi głowami roznosząc zapach potu i aromat resztek trawiących się sałatek świątecznych. Tłum zauważył, że zostały już tylko odcienie bardzo jasne i bardzo ciemne. Zwycięstwo! Tłum posmutniał.
Idę dalej. Jakiś bronzer by się przydał. Wzięłam po cichu i czmychnęłam po puder. Puder od Evelinki też wygrzebałam z resztek, ale się udało.
Przy kasie wygrzebałam jeszcze trzy maseczki po 99 groszy. Dwie peeloffowe i jedną oliwkową. Tłum gęstniał podczas mojego wyszukiwania. Sapali mi nad uchem. Chcieli gryźć, chcieli krwi…
Na osłodę kupiłam jeszcze masło wiśniowo- porzeczkowe, ale to już w Nutrii. Masło- orgazm. Zapach powalił mnie na kolana. Tyle co dolazłam do domu, wlazłam w wannę i natarłam się paskudą. Właśnie jaram się tym jak mi skóra pachnie. Jaram się jak Rzym za Nerona.
A niedługo zaatakuję Esesmana ponownie (dziadek byłby dumny). Tusze i eyelinery kupię na zapas, bo i tak zużyję. Lakierów i szminek chyba nie potrzebuję, ale nie obiecuję, że się po nie nie wybiorę.
A Nutria? Może jakieś cienie wyhaczę.
Jeśli przeżyję atak rozwścieczonych samic podczas promocji- opiszę jak poszło.
Wrzucę Wam jeszcze fotę moich dzisiejszych kosmetycznych zakupów.
Jakość zdjęcia jest powalająca jak litr wódki na głowę. Ale taka byłam podjarana słońcem, zakupami i atakiem zombi w drogerii, że walnęłam na szybkiego telefonem.
Nie wiem ile masz lat. 15? 28? 43? Nie ważne. Od kiedy pamiętasz ktoś powtarzał, że tak ma być, albo , że wszyscy tak robią, każdy tak ma.
Kim są wszyscy ? I dlaczego ktoś mówi, że ma być tak jak robią wszyscy.
Ja tu nie mówię o genderach i innym czymś co to ostatnio wylazło, a tak na prawdę istniało od dawna tylko ktoś temu nadał nazwę i dodał pikanterii.
Za gnojka mama kazała założyć czerwone rajstopki i zakładałeś. Ktoś tam mówił, żebyś szedł na studia, bo wszyscy idą. Ktoś tam mówił, że masz iść i tyrać na etacie, bo wszyscy tak robią i nikt nie jest tym zachwycony, ale żyć trzeba.
Ktoś tam mówił, że wszyscy…
Jak te owce na rzeź. Jedna za drugą tupta na studia, tupta do roboty, rodzi dzieci i kombinuje jak przeżyć za tysiąc pięćset.
Ale dlaczego?
Bo wszyscy tak robią.
Teraz jesteś wszystkimi i co czujesz z tego dumę ?
Nie widzę nic złego w posiadaniu dzieci, fajnych studiach czy pracy, którą się lubi choćby za tysiąc pięćset na etacie.
A co jeśli się nie lubi? Całe życie przegrane, bo zrobiliśmy to co wszyscy.
Nigdy nie robiłam tego co wszyscy.
Nigdy nie marzyłam tylko osiągałam to co zamierzyłam.
Zawsze robiłam to co uważałam za słuszne i nie żałuję.
Co mam? Święty spokój, czyste sumienie i bezstresowe życie.
Prawda, że łatwe?
Rzuć tę wkurwiającą robotę, rób to co lubisz, zrób biznes ze swojego hobby. Przestań się ograniczać do cholery jasnej, bo życie przeleci Ci zanim się obejrzysz i ockniesz się z ręką w nocniku.
Żyje się raz, na dodatek cholernie krótko- jeśli spojrzymy z perspektywy całego tego świata, kosmosu, albo choćby z perspektywy jakiegoś głupiego drzewa. Ty nie jesteś głupim drzewem, twoje korzenie nie są uwięzione w tym samym miejscu na całe lata. Nie musisz czekać, aż Buzia łaskawie ześle Ci deszcz czy słoneczko. Jesteś wolnym człowiekiem i tak naprawdę nic prócz Twoich wpojonych wyobrażeń Cię nie ogranicza. Weź życie w swoje ręce.
Gdybym robiła to co wszyscy skończyłabym pewnie jakieś głupie studia bez perspektyw, humanistyczny chłam, po którym jedyną pracą jaka byłaby w moim zasięgu to kasa w Lidlu. Nawet do Tesco nie wzięliby mnie bez doświadczenia. Do Maka też bym nie poszła do roboty, bo Maka nie mam w pobliżu. Do Lidla dojeżdżałabym starym rowerem, albo rozjebanym małym fiatem. Zrobiłabym prawo jazdy, bo wszyscy robią i kolebotałabym się na kilka godzin tyrki, żeby zarobić na benzynę i może mleko, którego i tak nie pijam. Mój każdy dzień wyglądałby tak samo. A kiedy nie wytrzymałby mi kręgosłup poszłabym na wcześniejszą emeryturę. Haha, z tą emeryturą to pojechałam 😀 Przecież to oczywiste, że za 40 lat żaden Zus ani inne badziewie nie będzie istnieć. Ktoś jeszcze się łudzi?
Nie mam prawka, studia celowo pominęłam, bo dla takiego abstrakcyjnego umysłu jak mój jeszcze nikt nie stworzył odpowiedniego kierunku. Nie chodzę do pracy na etacie i nie muszę zrywać się o świcie, bo nie robię tego co wszyscy.
Robię to co JA uważam za słuszne i zamiast wydawać kasę na to co wszyscy, wolę sobie gdzieś pojechać i się zrelaksować. Zamiast topić smutki w alkoholu co weekend- żyję kolorowo i żaden alkohol nie jest mi potrzebny. Owszem walnę sobie czasami browarka dla czilałtu, ale nie chleję jak niedowartościowany szarak tylko dlatego, bo wszyscy piją. Nie ćwiczę z Chodakowską, bo wszyscy tak robią. Nie jara mnie śpiewający ksiądz na jutubie ani jakieś morsy wyrzucone na plażę po sztormie w Peru. Nie płaczę jak jakiś kotek nie ma co jeść, bo jest drapieżnikiem do cholery i powinien sobie sam świetnie poradzić. Jeśli sobie nie poradzi- prawo natury- zastąpią go silniejsze, te które przetrwają. Nie bądź małym biednym kotkiem tylko weź się w garść i stań się lwem!
Wszystko zależy od Ciebie, a nie od wszystkich. Bo wiesz kim są “wszyscy”? Są nikim, są szarym tłumem bez perspektyw, który boi się odważyć. Boi się żyć. Są martwi za życia. Zombiaki, które lazą tam gdzie niesie ich ogół.
A Ty kim chcesz być lwem czy kotkiem nad którym ludzie załamują ręce, albo po prostu kopią go w dupę?
Dodam od siebie, że mój żel trochę odrósł i tam gdzie mój naturalny paznokieć miał styczność z piaskowcem wyrosły mi grzyby, pieczarki, ścięłam i dałam do pizzy. Nie no nic się nie działo, nikt i nic nie ucierpiało 🙂 Także podejrzewam, że to jakiś kolejny unijny wymysł.
Lakier trzyma się kozacko, nic nie odpryskuje, trzyma się jak Macierewicz wizji zamachu. Myślałam, że ze zmyciem będzie katastrofa, ale nie było tak źle. Wystarczy wacik ze zmywaczem potrzymać chwilę i lakier złazi jak trzeba. Wiadomo, że jest trochę bardziej toporny niż zwyklak, ale damy radę.
Kolor tak jak wspominałam jest oczojebnym pomarańczem, ale w różnym świetle bije po oczach innym odcieniem. Tak lekko wpada w róż od czasu do czasu jak mu się przypomni. Na moich zdjęciach akurat mu się zapomniało.
Ale fajny jest skurczybyk, nie? Takie bombowe kudłate paznokcie, albo piaskowe, albo nie wiem jakie, może jak płytki w wychodku na jakimś dworcu. Nie równe w każdym razie, chropowate jak głos żula.
A cholera, tyle fotek nacykałam, że teraz już pisać nie ma o czym, a głupio mi same pikczersy naginać 😀
To jeszcze parę słów dodam. Lakier polecam. Polecam szczególnie tym, którzy do piaskowców nie są przekonani. Facetom nie polecam, bo jednak facet z lakierem na paznokciach kiepsko wygląda. Właściwie to nie jest już wtedy facetem, a skoro nie jest to niech se też kupi 😀
Ostatnia fotka jak bole lole. Kończę te wywody, bo serio wyszedł mi poemat o lakierze do paznokci, czyli, że jednak się da!
Ta dam!
Oklaski!
Brawa!
Ukłony…
Tak, już sobie poszłam 😀