Daily Archives

26 marca 2014

Pussytour po pewexach :)

By | Świat Szmat | 18 komentarzy
Nie samymi smarowidłami człowiek żyje. Czasem coś na dupkę trzeba naciągnąć, a że lubię wygrzebywać różne perełki w Skamach/ Secound Handach/  Ciuchlandach i jak tam sobie to nazwiecie to zrobię tu osobny dział z moimi zdobyczami 🙂
Po ostatnich łowach ustrzeliłam kilka ciekawostek.
Czarny, całkiem elegancki szmaciak z atmosfery za całe dziesięć złotych. Lekko przezroczysty, mięciutki i miły w dotyku. Z ładnymi bajerami na ramionach.
Jakieś pierdołki i trochę koronki i jestem modna jak cholera. Teraz mogę szpanować po mieście lekko pobłyskując cyckami 😀
Czarna bluza z radosnym uśmiechem, żeby tak czarno- stypowo nie było. Cieplutka, nowiutka i także 10 peelenów. W niej cycków nikt nie zobaczy 😀
Kalisony wersja letnia. Wbrew pozorom elegancko zakrywa poślady. Tylko cztery złote. Przy kieszonkach suwaki w kształcie krzyżyków- do kościoła w sam raz. Polecam na niedzielne spacery 😀 Kieszenie, a właściwie podszewki kieszeni, które niechlujnie wyłażą z nogawic wyglądają jak brudne. Ale nie są brudne. Są łaciate jakieś- takie to dizajny teraz projektanci wymyślają. Bardzo pomysłowy sposób- nie trzeba prać haha 😀
Koszulka za trzy złote. Nijaka, ale nowiuśka z jakichś tam haendemów ( to akurat jest dla mnie mało istotne i tak wszystkie rzeczy małe chińczyki małymi rączkami za małą miseczkę ryżu dziergają ). Urzekł mnie napis- taki poetycki to se wzięłam.
O tu, na piersi lśni napis. Liryczny- śliczny.
A na pleckach piękny pussikowy herb się jawi. Jest flaszka, jest kielonek i są szpilki i napis dumnie brzmiący. Oczywiście do kościoła ciuch się nie nada, bo czarny to przecie kolor szatana, a szatan z buzio (nie, nie, nie z bozią) się nie lubią. Planuję chodzić w tym tylko w domu, profilaktycznie 😀
Sukmana kwiecista, wiosenna za całe osiemnaście złotych! Ale za to nówka nie śmigana bez żadnych defektów. Z zipem- jak to się teraz mówi po blogach. Dla mnie to zwykły suwak, ale co ja tam wiem 😉 Będzie można się w wojnę z ruskimi w niej bawić, bo mnie na łące nie dostrzegą. To będzie mój ciuch bojowy jakby co, tylko ciiii, bo się dowiedzą 😀
I coś w marynarskim stylu. Ma nawet słitaśne guziczki z kotwicami sik, sik 😀 Chyba z piętnaście złotych na to cudo poszło. Teraz muszę nad morze pojechać, bo gdzie ja w tym będę spacerować? Na Monciak mi trza jechać, bo przecież nie będę w tym gnoju z pod mojego kota wyrzucać 😀
Sukienczyna ma fajny bajer. Kieszonka na butelczynę. Akurat miałam flaszkę koli koki pod ręką, ale to rzecz gustu kto co by se tu umieścił. Do wyboru do koloru może być wino, piwo, sok, zdechły kot.
Takie to moje szmaciane zakupy. Właściwie to nie ZaKupy tylko za pieniądze, ale za to nie wielkie 😉

Aj em ju ar…i co dalej ?

By | Przemyślnik | 18 komentarzy

Dzisiaj chciałabym się pochylić nad być może nieistotnym tematem, ale takim, który chodzi za mną od dłuższego czasu. Nic w tej kwestii nie zmienię pisząc o tym, ale wyrzucę to z siebie.
Poziom w szkołach w naszym kraju nie jest zły, ale też nie jest rewelacyjny. Jest bardzo nierewelacyjny jeśli spojrzymy na nauczanie języków obcych. I pal licho niemiecki, francuski czy rosyjski, ale angielski- język łatwy, prosty i przyjemny kuleje jak dwudziestoletnia suka.
Sama uczyłam się angielskiego przez jakieś 10 lat w różnych szkołach. I wstyd się przyznać, ale mimo dobrych ocen moja wiedza zaczynała się i kończyła na Aj em ju ar 😀

Jedyne co jest dobre w tym wszystkim to świetna nauczycielka jeszcze w podstawówce. Dzięki niej to słynne aj em ju ar znam. Gdyby nie ona to ciężko byłoby i z tym. Po pierwsze była to nauczycielka z pasją, po drugie uczyła nie tylko tego co w książce, ale też tego co przydatne. Opowiadała o tym jak leciała pierwszy raz samolotem do Stanów, o amerykańskich świętach i td i wszystko po angielsku! Co drugie słowo, ale dzieciaki rozumiały, resztę wyłapywały z kontekstu 🙂 Sto lat temu nie miałam dostępu do internetu, jedynie z książek mogłam się dowiedzieć takich historii lub od tej świetnej nauczycielki. Sprawdziany były nie byle jakie jak na dzieciaki, ale mimo to każdy dużo zapamiętywał z lekcji, które były prowadzone ciekawie. Potem było już tylko gorzej… I tak cała moja wiedza z tego języka to wiedza z podstawówki.
Jakoś tak ponad rok temu ocknęłam się. Z koleżanką weszłyśmy w dyskusję na temat tego języka i wakacji. No bo jak tu jechać na wakacje na drugi koniec Europy bez języka. Zaczęłam się zastanawiać i tak jeden, drugi, trzeci znajomy z angielskiego też tylko aj em ju ar. Wokół poziom ten sam. W szkole nie nauczyli, a i później język nie był potrzebny. Jedynie osoby, które wyjechały do pracy za granicę język ogarniali, bo jakoś musieli kupić chleb czy masło na obczyźnie. (Chociaż znam i takie trudne przypadki, że ktoś siedzi sobie kilka ładnych lat w angliach czy innych szkocjach i tylko aj em ju ar 😀 ).
Pomyślałam dość. Po pół roku nauki “na własną rękę”, bez nauczycieli, książek i tp mój angielski był na tyle dobry, że na wakacjach mogłam sobie pogadać z ludźmi. Gadałam jak najęta, prawie jak po polsku 😀 Wiecie to może głupie, ale byłam dumna, że bez przeszkód mogę się targować, żartować, lub po prostu pogadać przy lampce wina z Grekami. Żałuję tylko, że tak późno się za tę naukę wzięłam.
Co mnie zaskoczyło najbardziej? W Grecji każdy ale to każdy zna angielski. Było mi wstyd. Bo tam osiemdziesięcioletnia babcia nawijała po angielsku i kilkuletnie dzieciaki, które zaczepiały na ulicy żeby zapytać skąd jesteśmy i co słychać. W telewizji wszystko było po angielsku, a przy niektórych programach jedynie greckie napisy.
Marzy mi się, żeby i u nas programy w tv były emitowane w ten sposób. Marzy mi się, żeby w szkołach nauczyciele uczyli z pasją. Kto w naszych szkołach układa te durne programy? Dlaczego po prostu nie gadać z dzieciakami? Jasne gramatyka jest potrzebna, ale wiecie co? Gramatyka sama wchodzi do głowy nieświadomie. Gadasz, gadasz, gadasz i w pewnym momencie uświadamiasz sobie, że tej gramatyki nieświadomie używasz! Tak było ze mną. Uczyłam się na zasadzie- gadaj 😀 Gadałam i samo wszystko układało się w całość.
Ja wiem, że może jakieś błędy językowe popełniam, ale nie boję się mówić, pytać i poprawiać. I tak po roku mogę powiedzieć- znam angielski i jestem z tego dumna 🙂