

Dzisiaj chciałabym się pochylić nad być może nieistotnym tematem, ale takim, który chodzi za mną od dłuższego czasu. Nic w tej kwestii nie zmienię pisząc o tym, ale wyrzucę to z siebie.
Poziom w szkołach w naszym kraju nie jest zły, ale też nie jest rewelacyjny. Jest bardzo nierewelacyjny jeśli spojrzymy na nauczanie języków obcych. I pal licho niemiecki, francuski czy rosyjski, ale angielski- język łatwy, prosty i przyjemny kuleje jak dwudziestoletnia suka.
Sama uczyłam się angielskiego przez jakieś 10 lat w różnych szkołach. I wstyd się przyznać, ale mimo dobrych ocen moja wiedza zaczynała się i kończyła na Aj em ju ar 😀
Jedyne co jest dobre w tym wszystkim to świetna nauczycielka jeszcze w podstawówce. Dzięki niej to słynne aj em ju ar znam. Gdyby nie ona to ciężko byłoby i z tym. Po pierwsze była to nauczycielka z pasją, po drugie uczyła nie tylko tego co w książce, ale też tego co przydatne. Opowiadała o tym jak leciała pierwszy raz samolotem do Stanów, o amerykańskich świętach i td i wszystko po angielsku! Co drugie słowo, ale dzieciaki rozumiały, resztę wyłapywały z kontekstu 🙂 Sto lat temu nie miałam dostępu do internetu, jedynie z książek mogłam się dowiedzieć takich historii lub od tej świetnej nauczycielki. Sprawdziany były nie byle jakie jak na dzieciaki, ale mimo to każdy dużo zapamiętywał z lekcji, które były prowadzone ciekawie. Potem było już tylko gorzej… I tak cała moja wiedza z tego języka to wiedza z podstawówki.
Jakoś tak ponad rok temu ocknęłam się. Z koleżanką weszłyśmy w dyskusję na temat tego języka i wakacji. No bo jak tu jechać na wakacje na drugi koniec Europy bez języka. Zaczęłam się zastanawiać i tak jeden, drugi, trzeci znajomy z angielskiego też tylko aj em ju ar. Wokół poziom ten sam. W szkole nie nauczyli, a i później język nie był potrzebny. Jedynie osoby, które wyjechały do pracy za granicę język ogarniali, bo jakoś musieli kupić chleb czy masło na obczyźnie. (Chociaż znam i takie trudne przypadki, że ktoś siedzi sobie kilka ładnych lat w angliach czy innych szkocjach i tylko aj em ju ar 😀 ).
Pomyślałam dość. Po pół roku nauki “na własną rękę”, bez nauczycieli, książek i tp mój angielski był na tyle dobry, że na wakacjach mogłam sobie pogadać z ludźmi. Gadałam jak najęta, prawie jak po polsku 😀 Wiecie to może głupie, ale byłam dumna, że bez przeszkód mogę się targować, żartować, lub po prostu pogadać przy lampce wina z Grekami. Żałuję tylko, że tak późno się za tę naukę wzięłam.
Co mnie zaskoczyło najbardziej? W Grecji każdy ale to każdy zna angielski. Było mi wstyd. Bo tam osiemdziesięcioletnia babcia nawijała po angielsku i kilkuletnie dzieciaki, które zaczepiały na ulicy żeby zapytać skąd jesteśmy i co słychać. W telewizji wszystko było po angielsku, a przy niektórych programach jedynie greckie napisy.
Marzy mi się, żeby i u nas programy w tv były emitowane w ten sposób. Marzy mi się, żeby w szkołach nauczyciele uczyli z pasją. Kto w naszych szkołach układa te durne programy? Dlaczego po prostu nie gadać z dzieciakami? Jasne gramatyka jest potrzebna, ale wiecie co? Gramatyka sama wchodzi do głowy nieświadomie. Gadasz, gadasz, gadasz i w pewnym momencie uświadamiasz sobie, że tej gramatyki nieświadomie używasz! Tak było ze mną. Uczyłam się na zasadzie- gadaj 😀 Gadałam i samo wszystko układało się w całość.
Ja wiem, że może jakieś błędy językowe popełniam, ale nie boję się mówić, pytać i poprawiać. I tak po roku mogę powiedzieć- znam angielski i jestem z tego dumna 🙂
Lakier do paznokci i żurawinowy balsam do ciała. A także maska na kłaczory (te na głowie ofc). Akurat maskę kupiła mi niezwykle miła Patrycja, która zaliczyła Hebe w Lublinie, a ja dałam jej cynk, że Kallos po 7,99 😉
I coś na włosy oczywiście 😉 W mieście pojawiła się nowa drogeria Jawa, którą zwę Zjawą i znalazłam tam jakieś Marionowe bajery. Ampułki 7 efektów, laminowanie i coś co ma grzać w łeb i wspomóc włosy 😉
Jak tylko upapram się wszystkim dam znać co działa, co nie działa i czy nie oblazłam ze skóry lub nie wyłysiałam.
Tyle ze mnie na dziś.
Pozdro 😉
Czym jest czas wolny? Jak to jest, że jedni czasu mają za dużo, a inni w ogóle go nie mają? Przecież czas w zasadzie ma taką samą długość dla wszystkich- minuta trwa minutę, a doba- dobę.
Tak się tylko wydaje. Czas w dzieciństwie strasznie się dłuży. Pamiętacie czasy podstawówki? Na wakacje czekało się strasznie długo jak na małego człowieczka. Potem te same odcinki czasu biegły jakby szybciej. Kilkadziesiąt lat temu trzydziestolatek wydawał się stać nad grobem… Teraz hmmm… toż to młodzież 😉
A wyobraź sobie jakiś intensywny rok w swoim życiu- prawda, że minął szybko? Mamy dużo wspomnień.Wydaje nam się, że był długi w perspektywie czasu, wtedy uciekał jak szalony. A teraz pomyśl o jakimś nudnym okresie czasu- wlekł się jak sucha kobyła przed wozem, a teraz wydaje nam się, że minął szybko, nawet nic konkretnego nie było do zapamiętania.
Czas to pojęcie subiektywne. Trwa tyle ile mu na to pozwalamy. U dentysty czas się dłuży, ale na wakacjach nie nadążamy łapać chwil!
Jak w takim razie gospodarować swoim czasem, żeby nie ocknąć się koło osiemdziesiątki z myślą- moje życie było nudne…Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, bo do osiemdziesiątki jeszcze kilka lat mi brakuje 😉
Ale starajmy się żyć tak jakby każdy dzień miałby być naszym ostatnim. Nie mam na myśli- idź napadnij na bank i jedź na Kanary 😉 Mam na myśli- żyj tak jak masz ochotę żyć! To na prawdę nie ważne co ludzie powiedzą. Nikt nie przeżyje życia za Ciebie. Niech gadają- najwidoczniej ich życie jest nudne. Nie pozwól, aby ludzie zmienili Twoje życie we flaki z olejem. Masz ochotę na banana- zjedz banana, masz ochotę wyskoczyć gdzieś na weekend czy wakacje? Jedź! Nie masz kasy? Odkładaj choćby niewielkie kwoty i kiedy nazbierasz- jedź. I zjedz w końcu tego cholernego banana 🙂
Nie masz czasu, na nic nie masz czasu. Masz. Zawsze i na wszystko. Wystarczy tylko poukładać swój plan dnia. No tak planowanie nijak ma się do spontanicznego życia, ale nie musisz planować wszystkiego z kartką w ręku. Jeśli pracujesz- jakaś cząstka czasu jest już zaplanowana. Jeśli nie pracujesz lub pracujesz w domowym zaciszu- podziel dzień tak by na wszystko znaleźć choć chwilkę.
Cholernie ciężko jest kiedy sam musisz zaplanować swoją pracę. Ale wszystko jest możliwe. Nie wolno popadać w przesadę- na pracę powinno się poświęcać tyle godzin ile praca tego wymaga, czasami trochę więcej, czasami mniej, ale nigdy za dużo.
Bardzo ważne jest by znaleźć w tym całym rozgardiaszu chwilę dla siebie. Ostatnio spotkałam się z zarzutami w stosunku do pewnej osoby. Pani Iks piała do Pani Igrek, że skoro ta ma czas na obejrzenie serialu to wcale nie jest zapracowana, bo nikt normalny nie ma czasu na tego typu głupoty. A no można być zapracowanym, co nie znaczy, że czas na relaks jest nie istotny. Ja też ciągle nie mam czasu. Ale zawsze ten czas znajduję. Znajduję czas na dwa blogi, na pracę, na sprzątanie, pranie i oglądanie filmów, na spotkanie z przyjaciółmi, a czasami na nic nie robienie. Nie mam czasu, ale go znajduję. Tak organizuje zajęcia, żeby móc też odpocząć. Odpoczynek jest bardzo ważny. Musimy zregenerować akumulatory. Po takim wieczornym doładowaniu relaksem mam sto razy więcej ochoty na obowiązki, które wykonuję z radością, bo wiem, że nagrodą będzie np. spokojny wieczór przy filmie. Po całym tygodniu staram się poświęcić sobie więcej czasu podczas weekendu, a po całym roku dbam o choćby krótkie wakacje.
Nie powiem Ci jak żyć, ale mogę Ci powiedzieć co robię ja i moje życie jest szczęśliwe …